November 9 – O’Dea i Staszko

6

Czy gracz z Europy zdobędzie najcenniejszą bransoletkę?

Eoghan O'Dea – syn idzie w ślady ojca

Dla niektórych podążanie ścieżką wytyczoną przez własnego ojca, może być poważnym problemem. Pojawiają się oczekiwania, presja związana z nazwiskiem i ciągłe porównania. Eoghan O'Dea jest wyjątkiem w tej kwestii.

O'Dea jest kolejnym z członków November Nine. Jego osiągnięcie nabiera znaczenia kiedy spojrzymy na sukcesy jego ojca, Donnacha O'Dea. Gracz ten był aż dwa razy na stole finałowym Main Eventu World Series of Poker (w 1983 oraz 1991 roku). Po raz pierwszy w historii WSOP zdarzyło się, że na stole finałowym zasiadł ojciec, a potem syn. Eoghan nie może więc unikać pytań związanych ze swoim ojcem, ale jest zupełnie spokojny i wydaje się ignorować całe zamieszania. Koncentruje się przede wszystkim na swojej grze.

O'Dea mówi, że poker naprawdę spodobał mu się gdy w telewizji zobaczył Late Night Poker gdzie grał jego ojciec. Jego zainteresowanie grą było jednak raczej efektem całego pokerowego boomu. Tata był inspiracją, ale Eoghan buduje teraz własną pokerową „tożsamość”.

Początkowo grywał online i odwiedzał kasyna. W międzyczasie czytał jeszcze książki Brunsona czy Cloutiera. Nie rozmawiał z nikim o strategii, szedł swoją drogą. Wkrótce, mając 19 lat, grywał na stawkach 10/20 i 25/50 funtów. Później poważnie zaczął interesować się turniejami live.

O'Dea uważa, że początkowo brakowało mu szczęścia. Sukcesy zaczął odnosić po trzech latach gry. W 2008 roku zajął 2. miejsce w Poker Million, wygrywając 260 tysięcy dolarów. Później był o włos od zwycięstwa w WPT Marrakech. Zajął 2. miejsce i wygrał prawie 400 tysięcy dolarów. Mówi, że właśnie wtedy poczuł się naprawdę pewnie.

Jego ojciec pytany o wpływ na grę syna, mówi, że ten wykreował swój własny styl gry. „Jego styl jest zupełnie inny niż mój. Byłoby złe gdybym twierdził, że mam jakiś udział w jego sukcesach” – mówi Donnacha. Styl gry Eoghana sprawdził się latem w Vegas. O'Dea mówi, że przed turniejem głównym nabrał pewności siebie. Zaliczył trzy miejsca płatne w turniejach i całkiem nieźle radził sobie w grach cash. Do turnieju głównego podchodził więc z pozytywnym nastawieniem i energią. Zaznacza jednak, że początkowo miał też dość łatwe stoły, na których nie było profesjonalistów. W każdym kolejnym dniu kończył ze stackiem powyżej średniej.

Sytuacja nieco zmieniła się w siódmym dniu. Eoghan trafił na trudny stolik. Pod koniec rozgrywki wygrał jednak dwie duże pule i został wiceliderem. Później utrzymał stack na dobrym poziomie i na stół finałowy wejdzie również jako wicelider. Ojciec zaznacza, że wcale nie zamierza dawać mu rad, bo wie, że Eoghan ma swoją strategie. Donnacha podkreśla, że zamierza tylko rzucić kilka luźnych pomysłów. Oczywiście chwali syna i uważa, że jest bardzo spokojnym graczem, co idealnie pasuje do turniejów. Dodatkowo sam zauważa, że Eoghan jest zupełnie spokojny w całej sytuacji i trema nie zjada go jak wielu innych graczy.

Eoghan faktycznie wydaje się być nad wyraz spokojnym przed finałową rozgrywką. Pytany o przygotowania do finału odpowiedział, że nie ma pojęcia co będzie robić – zamiast przygotowywać się, zamierzał odpocząć. Podobnie jak inni gracze, wziął udział we WSOPE (był bliski stołu finałowego w evencie Omaha). Teraz zamierza podejść na pełnym luzie do stołu finałowego. Jego ojciec jest bardziej podekscytowany niż on sam: „Oczywiście miałem nadzieje, że kiedyś również wygra bransoletkę. Bardzo ciężko jest to osiągnąć, a wygranie bransolety i wielkich pieniędzy w turnieju głównym byłoby wspaniałe. Jestem z niego naprawdę dumyn. Nie chciałem, aby zajmował się pokerem, bo niewielu ludzi odniosło sukcesy. To jednak jest coś co kocha robić i jest w tym naprawdę dobry”.

Eoghan O'Dea rozpocznie stół finałowy z drugim stackiem. Czy spokojna gra jest kluczem do sukcesu, przekonamy się już za paręnaście godzin.

Martin Staszko – cicha woda brzegi rwie?

W Martinie Staszko nie ma nic co specjalnie wyróżniało by go spośród pokerzystów. Ma 35 lat i mieszka w Trzyńcu, w Czechach. Od 20 lat grywa w szachy. Ma poczucie humoru, ale nie należy do tych, którzy przy stole opowiadają kawały. Gary Wise z ESPN nazywa go „cichym potworem”. Tenże „potwór” jest liderem stołu finałowego i dzisiaj może zrobić krok ku wielkiej sławie.

Nieco ponad 4 lata temu Staszko odkrył pokera. Pracował wtedy w przemyśle motoryzacyjnym. Zaczął grę podobnie jak wiele osób, czyli od darmowych turniejów. Przez trzy lata budował swój kapitał, preferując turnieje. W maju 2010 roku jego bankroll online był na tyle duży, że musiał zdecydować się, czy będzie pracować, czy jednak grać. Staszko wspomina, że pracował przez długie godziny, często również w weekendy. Było to dla niego ciężkie – zdecydował się więc grać w pokera.

W 2010 roku udało mu się zając dwa miejsca płatne w turniejach EPT Deauville oraz Unibet Open Praga. Jego turniejowe doświadczenie live przed WSOP byo raczej małe, zupełnie inaczej niż w przypadku gry online. Przed wyjazdem na WSOP, Staszko (grający pod nickiem „filfedra”) wygrał turniej SCOOP 05-M NL Holdem z rebuyami, za co otrzymał 91,539 dolarów. Opromieniony sukcesem wyjechał na WSOP. Tam zagrał 14 turniejów bocznych, w których cztery razy był w kasie. „Każdy turniej był ważny. Dobrze było zagrać turniej 2-7 single draw. Grałem przeciwko Hellmuthowi. Gdy blefowałem, on zawsze zrzucał. Gdy miałem rękę, zawsze sprawdzał. Gracze live nie mogli mnie odczytać. To było ekscytujące” – wspomina.

Zdobyta wiedza i doświadczenie pomogły w Main Evencie. Początkowo wcale nie było łatwo. Pierwsze dni przetrwał spokojnie, ale na bubblu miał zaledwie 17 tysięcy żetonów. Przeniesiony został do stołu z Erikiem Lidgrenem i zrzucał wszystkie karty, bo ktoś przed nim ciągle podbijał. W końcu znalazł się w kasie. Wtedy udało mu się podwoić z parą waletów, a później ponownie – tym razem z asami. Później było jeszcze lepiej. W efekcie pod koniec 8 dnia znalazł się na samym szczycie klasyfikacji. Im bardziej zbliżał się bubble November Nine, tym jego stack był większy. Przy 14 graczach miał 13 milionów. Wyeliminował Khoa Nguyena i jego stack zwiększył się dwukrotnie. Zostało wtedy 10 graczy. Staszko nie bał się grać agresywnie, a jego stack wzrósł jeszcze do 41 milionów. Hewitt odpadł, a on został liderem przed November Nine.

Staszko nie próżnował w okresie przerwy przed stołem finałowym. Można było spotkać go grającego zarówno live jak i online. W jednym z turniejów WCOOP zajął 4. miejsce, za co otrzymał 73 tysiące dolarów. W Trzyńcu został lokalnym bohaterem. Jest teraz rozpoznawany, interesują się nim media. Czy to dobre? Odpowiada: Tak i nie. Cieszy go rozpoznawalność, ale ceni sobie prywatność. Mówi, że to wywiera też na nim pewną presję.

Presja nie będzie chyba wielkim problemem, jeżeli Staszko będzie grał tak odważnie jak na bubblu. Na stole finałowym są gracze, którzy mają zdecydowanie większe doświadczenie, a dziennikarze nie stawiają na niego. To jednak on jest liderem i może sprawić sporą niespodziankę.

Źródło: ESPN

Poprzedni artykułWielki Turniej Federacji, czyli pokerowy happening w Warszawie
Następny artykułPT Time League – po 2 turnieju

6 KOMENTARZE

    • Zaczyna sie 21.30 naszego czasu, relacja jest na espn za jakies 2 euro, plus chyba bedzie stream na stronie wsop’a.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.