Na sit oucie odc. 2 – I’m not fat, I’m fluffy

2
Na sit oucie

Mój cykl „Na sit oucie” ma być z założenia prawie zupełnie pozapokerowy, dziś więc taki właśnie temat (choć z pewnością wielu pokerzystów dotyczący). Pewnie wiele osób uzna, że znowu przeginam, przesadzam, wyolbrzymiam i przestawiam problem jednowymiarowo, ale swoje zdanie mam i poniżej je chcę Wam zaprezentować. Dziś porozmawiamy o otyłości…

Zupełnie przypadkowo wpadła mi kiedyś w oko informacja, że w kalendarzu mamy coś pod nazwą Dzień Puszystych, który obchodzony jest 1 marca. Chcąc nie chcąc zainteresowałem się tematem, bo według mnie nie istnieje ktoś taki, jak „osoba puszysta”. Nie znoszę tego typu eufemizmów i jestem zdecydowanym zwolennikiem nazywania pewnych rzeczy po imieniu. Biorąc udział w jednej z rozmów na Facebooku w powyższym temacie wyraziłem kiedyś swoją opinię i od razu zostałem nazwany przez jedną „urażoną” prymitywem. Dlaczego? Bo wyraziłem się dość jasno w tej sprawie – dla mnie, jak ktoś ma grubą dupę, bo zamiast jeść żre (żeby nie określić tego dosadniej), to jest po prostu grubasem na własne życzenie! Aby wytłumaczyć moje podejście do sprawy muszę jednak napisać trochę więcej…

Nowoczesne grubasy

Temat otyłości wśród nowoczesnych, cywilizowanych społeczeństw nie jest żadną nowością. Trąbią o tym w zasadzie wszystkie możliwe media i podają setki powodów tego zjawiska. Alarmują też lekarze, którzy widzą, co się dzieje i są załamani sytuacją. Ja powód tego zjawiska znam jeden, za to podstawowy – ludzie nie mają umiaru w pochłanianiu żarcia, najczęściej tego niezdrowego i wysokokalorycznego! Nikt mi nie wmówi, że nie można zachować jako takiej linii przy normalnym odżywianiu się! Oczywiście, wiadomą sprawą jest istnienie różnego rodzaju chorób (dajmy na to cukrzycy), które uniemożliwiają zachowanie szczupłej sylwetki. Nie neguję tego i absolutnie to rozumiem. Nie da się? Trudno, trzeba z tym żyć, choćby się nie chciało. Ale jakiej ilości grubasów tak naprawdę to dotyczy? 5% z nich? 10%? Raczej nie więcej. Reszta jest zwyczajnie gruba, bo żre zamiast jeść!

Grubas

Zacznę od tego, że temat (choć wydawało mi się to przez większość mojego życia niemożliwe) dotknął również i mnie. Przy 197 cm wzrostu moja waga jeszcze do niedawna nigdy nie przekroczyła 76-77 kg i wyglądałem jak śmierć na chorągwi. Pochłaniałem bezkarnie kosmiczne ilości jedzenia, a mój metabolizm miał to gdzieś i nadal można było się na mnie uczyć anatomii, bo widać było każde żebro i wyglądałem jak szkielet. Moi koledzy patrzyli na mnie jak na nienormalnego, gdy zamawialiśmy razem jedzenie w restauracjach, bo sam zjadałem sam tyle, co oni razem wzięci. Do dziś pewnie mój rekord zjedzenia siedemnastu porcji pierogów leniwych w barze mlecznym na jeden obiad (plus pomidorowa, oczywiście w wyniku pewnego szalonego zakładu) jest przez nikogo do tej pory nie pobity (a miałem wtedy 15 lat!). Ale ja przez całe życie uprawiałem jakiś sport, spalałem olbrzymie ilości energii i mój organizm przyzwyczajony był do wysiłku fizycznego.

Rusz się lub nie jedz!

Wszystko zmieniło się jakieś 10 lat temu, gdy zacząłem mieć problemy z moim kręgosłupem i musiałem sobie z wielkim bólem odpuścić wyczynowe uprawianie sportu (grałem wówczas od wielu lat w bowling). Nagle okazało się, że nawet ja mogę przytyć i szybciutko waga skoczyła mi do około 85 kg (2-3 miesiące spędziłem praktycznie w łóżku), co już uważałem za jakiś koszmar. A to wcale nie był koniec, bo nagle 85 zamieniło się na 90, a przy jednej z kilku moich prób rzucenia palenia nagle wskoczyłem nawet na poziom 97 kg, co uznałem za swój osobisty dramat. Teraz z wielkimi problemami staram się utrzymać wagę na poziomie 93-94 kg, co łatwe nie jest, bo prowadzę raczej siedzący tryb życia (wiadomo, ciągle tylko poker lub pisanie), a jeść nadal lubię, na dodatek głównie w nocy, bo prowadzę tryb życia według czasu Las Vegas. Znam więc problem doskonale.

Grubas

Co innego moja żona. Jestem dla niej pełen podziwu, bo jak widzę jak się od lat męczy dbając, żeby żaden jej posiłek nie przekroczył założonych przez nią norm, to aż mi jej szkoda. Kiedyś, gdy jej waga przybrała już niepokojących dla niej rozmiarów twardo i zdecydowanie postanowiła wziąć się za siebie i rozpoczęła katorżniczą dietę, która trwa (no dobra, z jakimiś przerwami) już od wielu lat. Gdy ostatnio zobaczyłem, jak wyglądał jeden z jej obiadów, to mi serce prawie pękło z żalu, bo ja wpieprzałem sobie ze smakiem tłuściutkiego schabowego, a ona jadła jakąś gotowaną kaszę z kapustą kiszoną… Ohyda!! Ale za to są efekty, bo każdy zwraca uwagę na to, że wygląda szczupło, co po wielu wyrzeczeniach daje jej przynajmniej radość, zadowolenie i nieukrywaną satysfakcję. Przyznam się szczerze, że ja bym tak raczej nie potrafił…

Ale to właśnie moja druga połowa jest najlepszym dowodem na to, że tylko i wyłącznie silną wolą i nałożeniem na siebie pewnych rygorów żywieniowych spokojnie można osiągać doskonałe rezultaty dzięki swojej diecie. Mam wręcz odruchy wymiotne, jak słucham grubasów (głównie tych kobiecych egzemplarzy), które „dziwią się”, że im spodnie nie wchodzą na dupę, kiecka się od ostatniego razu przestała dopinać, a z każdego możliwego miejsca wylewają się zwały tłuszczu. Jest na to doskonały sposób, moi drodzy! Cudowna dieta zwana „MŻ”. Mniej żreć! To najlepszy sposób na to, żeby nie wstydzić się wyjścia na plażę latem w kostiumie kąpielowym albo bez skrępowania ubrać się w obcisłe spodnie. Jakoś nikt jeszcze nie wymyślił innego sposobu. No, może oprócz regularnego odsysania tłuszczu w klinice chirurgii plastycznej…

Tylko jedna czekoladka…

Do łez mnie śmieszą te całe tabuny biednych, nieszczęśliwych kobiet, które wylewają swoje żale na różnych forach, bo mają problem np. ze znalezieniem faceta lub pasującego na nich ciucha, bo przecież „na pewno” mają problemy z przemianą materii w wyniku złych genów, stresu, dziedzicznych obciążeń i innych równie głupich, zmyślonych powodów! Wśród nich prawdziwy problem ma pewnie co dwudziesta czy trzydziesta (co się oczywiście może zdarzyć). Reszta z nich nie pomyśli nawet o tym, ile kalorii mają zjadane przez nich, liczone w setkach sztuk rocznie hamburgery, kotlety, pizze czy kebaby. Ani jedna nie zastanowi się, jak urośnie jej brzuch lub dupsko od całych worów zjedzonych w życiu frytek i ton pochłoniętych ziemniaków, makaronów czy pieczywa. Nie zastanawiają się, że nie ma czegoś takiego, jak „tylko jedna” czekoladka, pączuś czy batonik. Idąc do kina nie myślą o tym, że ich ulubiony „duży popcorn z dużą colą” to kaloryczna bomba. Albo się to wszystko żre i się nie marudzi, tylko akceptuje swój wygląd, albo się nie żre i nie ma się z tym problemu!

Grubas

Oczywiście są też tacy, którzy jedzą, bo lubią i mają serdecznie w dupie to, co mówią o nich inni. Czują się dobrze ze swoją wagą, nie przeszkadzają im zbędne nadwyżki w biodrach, tyłku czy brzuchu. I to jest super, bo jeśli ktoś lubi jeść i nie widzi powodów, aby przestać, to ja nie mam nic przeciwko. Akurat osobiście uważam, że to najczęściej właśnie tacy ludzie mają najmniejszy problem i ich otyłość to tak naprawdę żadna otyłość, co najwyżej kilka kilogramów więcej niż być powinno. Ci, którzy o swoich problemach z łaknieniem głośno nie mówią, po prostu tego problemu pewnie nie mają. Mnie natomiast najbardziej wkurzają ci, którzy absolutnie o dietę nie dbają, a mimo to cały czas opowiadają jak „walczą z wagą” i wciąż marudzą, że im w spodniach za ciasno. Nie ma nic za darmo! Albo jedzenie, albo figura! Piszę głównie o kobietach, ale faceci wcale nie są lepsi. Umiłowanie do fast foodów, słodyczy i przede wszystkim ultrakalorycznego piwska pitego przez mężczyzn z uwielbieniem całymi cysternami, od którego rosną tysiące wypukłych śmietników zamiast brzuchów, raczej nie pomaga schudnąć.

Uwielbiam też słuchać tych idiotycznych powiedzonek, które mają tłumaczyć całemu światu, że bycie grubasem jest fajne i w ogóle cool. Te wszystkie „kochanego ciałka nigdy nie za wiele”, „każdy ptaszek ma swój daszek” czy też ostatnio moje ulubione powiedzonko krążące wśród mężczyzn „kto nie ma brzucha ten słabo rucha”, to nic innego jak próba przejścia ze swoim problemem z nadwagą do porządku dziennego, żałosna próba samoakceptacji i sprowadzenia tematu wielokilogramowej nadwyżki do formy żartu. Funkcjonują też powiedzenia, że nie liczy się wygląd tylko wnętrze (i pewnie dlatego głupiutkie modelki mają większe branie u facetów niż inteligentne tłuściochy, co?) czy też, że wszyscy ludzie są tak samo piękni bez względu na swój wygląd (i właśnie dlatego kobiety wzdychają do Brada Pitta i George’a Clooneya, a nie do Johna Goodmana i Danny’ego DeVito, prawda?). Można i tak. Ale można też przestać się okłamywać…

Kilka lat temu szczytem obłudy był publiczny lansik najbardziej spasionej rodziny w naszym kraju, słynnych już Grycanek. Cała ta rodzinka napawała mnie wówczas szczerym obrzydzeniem, a w zasadzie najbardziej mamusia, która najpierw unieszczęśliwiła swoje córki (bo chyba dla każdego jest logiczne, że za otyłość dzieci odpowiadają tylko i wyłącznie durni rodzice??), a potem dzięki pieniądzom męża próbowała udowodnić światu, że „puszyste jest piękne” i wprowadzała córeczki na salony. Jedna z nich (i to ta najgrubsza!) ponoć pchała się nawet do „Tańca z Gwiazdami”, bo podobno od dziecka tańczy w balecie!!! W balecie!! Ważąc mniej więcej pół tony!! No ludzie, ktoś tu jest nienormalny! Oczywiście, że tańczyć to ona sobie może, co chce, bo kasa tatusia zdziała cuda i za odpowiednią kwotę to ja bym nawet hipopotama nauczył tańczyć, ale nie dajmy się zwariować. One wyglądały po prostu paskudnie! Wszystkie razem i każda z osobna! Koniec i kropka!

Grubas

I żeby na koniec wyjaśnić pewną sprawę – ja nie mam absolutnie nic do ludzi otyłych!! Absolutnie! Pewnie sam niedługo taki będę, jak nie ruszę się w końcu z mojego fotela. Kupiłem sobie za parę ładnych złotych rowerek stacjonarny i wsiadam na niego od wielkiego dzwonu, choć przez pierwszy miesiąc zasuwałem na nim codziennie. A  teraz ciągle mam jakieś wymówki, żeby na nim nie jeździć. Ale wtedy będzie to tylko moja wina i nikogo nie będę tym problemem obarczał i na nikogo zrzucał winy, a już na pewno nie na geny czy choroby. Ten felieton ma jednak otworzyć oczy na pewne zakłamania dotyczące grubasów funkcjonujące w społeczeństwie.

Gruby jest gruby i basta!

Zacznijmy nazywać w końcu rzeczy po imieniu! Skończmy z tą durną polityczną poprawnością! Kogoś urazimy nazwaniem pewnych rzeczy wprost? Trudno! Może się zastanowi przed zjedzeniem kolejnego batona. Z tłuszczykiem, przy kości, puszysty… Ludzie, jak ktoś ma 30 czy 50 kg nadwagi to nie jest, do ciężkiej cholery, puszysty! Jest najczęściej zapasionym, nie dbającym o siebie, nażartym, pochłaniającym tony żarcia bez opamiętania grubasem! Pasibrzuchem nie znającym umiaru! A jak ktoś ma 3 czy nawet 5 kg nadwagi, to po prostu nie jest gruby i tyle! Zacznijmy dostrzegać te różnice.

A przede wszystkim zacznijmy dostrzegać różnice w zachowaniach tych ludzi. Jeśli komuś naprawdę zależy na swoim wyglądzie, dobrym samopoczuciu i szczupłej talii, to zamiast zamawiać kolejny ociekający tłuszczem kubełek w KFC, zjada suchara z jogurtem lub sałatkę. Czy tak trudno to dostrzec? Jak słyszę w sklepie, że ważąca 120 kg kobieta jest szczerze wzburzona, że nie może znaleźć dla siebie szpilek, jednocześnie jedząc ciastko z kremem, to się zastanawiam, kto jest nienormalny – producenci obuwia czy ona? Gdy widzę dziesięciolatka ważącego 70 kg idącego z lodem w jednym ręku i pączkiem w drugim obok równie zapasionej mamusi, to mam ochotę wygarnąć jej w nos, jaką jest wyrodną i głupią matką! Jak widzę ważącą 80 kg nastolatkę, która ma na sobie krótką koszulkę, spod której wyłaniają się zwały nagromadzonego tłuszczu, to jestem zniesmaczony, tym bardziej, że taka ma zazwyczaj jeszcze kolczyk w pępku (bo przecież jest modny!) i wygląda to tak, jakby ktoś złapał wieloryba na haczyk w wędce! Jak widzę faceta jedzącego szesnastego hamburgera w McDonaldzie siedzącego na małym stołeczku, z którego z obu stron zwisa jego wielka jak ciężarówka dupa, to jest mi niedobrze! A jak do popsutego kranu przychodzi do mnie gruby hydraulik, któremu robocze spodnie nie mieszczą się na tyłek i przy pracy widać mu połowę zarośniętego rowka w tyłku, to chce mi się wymiotować! A Wam nie?!

Więc zamiast wymyślać debilne święta dla obżerających się tłuściochów pod eufemistycznym tytułem Dzień Puszystych, proponuję zorganizować Dzień Walki z Nadwagą i uświadamiać ludziom, że tylko od nich samych zależy jak będą wyglądać, co będą jeść i ile będą jeść. Jeśli nie, to równie dobrze możemy zacząć celebrować takie święta, jak Dzień Cuchnącego Oddechu, Światowy Dzień Łupieżu, Europejski Dzień Grzybicy Za Paznokciami czy Międzynarodowy Dzień Spoconych Po Pachami…

Grubas

Poprzedni artykułGus Hansen – Stawki 2.000/4.000$ to główna gra w Bobby’s Room
Następny artykułPokerowa kartka z kalendarza – Brian Rast wygrywa Super High Roller Bowl (4 lipca)

2 KOMENTARZE

  1. Najbardziej mnie śmieszy jak ludzie otyli krytykują i próbują żartować z osób szczupłych. Nie wiem czy zauważyłeś, ale panuje pewnego rodzaju przyzwolenie społeczne na obrażanie szczupłych (np. stwierdzenie – sama skóra i kości itd.) z jednoczesnym brakiem takiego przyzwolenia w drugą stronę. Nie wypada w towarzystwie zażartować z czyjegoś nadmiaru wagi. I nie mam tu na myśli delikatnego brzuszka tylko grubasa, którego nikt tak nie nazwie publicznie.

    Zrzucenie wagi nie jest tak naprawdę wielkim problemem. Nie wymaga katorżniczego treningu i jedzenia tylko sałaty. Najczęściej wystarczy z diety wyeliminować niektóre produkty dostarczające organizmowi nadmiar tłuszczu i cukrów oraz nieprzejadanie się, co stanowi najczęstszy problem.

    • Dokładnie tak jest . Ja miałem ten sam problem . Kiedyś mogłem konia z kopytami zjeść i byłem chudy . Ale przyszła zmiana przemiany materii i powstał problem . Brzuch zaczoł rosnąć . A że uważam że facet z brzuchem to najgorszy widok jaki może być zmieniłem menu . Ograniczyłem tłuszcze , cukry itp i bez wiekszych problemów odniosło zamierzony skutek . Jeszcze sport jazda na rowerze . I bez wysiłku udało mi się powstrzymać rosnący problem . Nawet schudłem i teraz wygladam w miarę normalnie . Także nie trzeba jakiś diet „cudo ” . Wystarczy lekka zmiana tego co jemy i nie obżerać się na wieczór .

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.