Moja domówka marzeń – Natalia Breviglieri

0
Natalia Breviglieri

Każdy lubi zagrać w dobrej domowej grze pokerowej. To właśnie w ten sposób wielu z nas zapoznało się z kartami. Kogo na takie spotkanie zaprosiłaby ambasadorka platformy PartyPoker Natalia Breviglieri?

– Cashówka czy Sit&Go?

– Myślę, że byłaby to cashówka, bowiem wszyscy byliby zaangażowani przez dłuższy czas. W Sit&Go, gdy odpadasz jako pierwszy, możesz co najwyżej usiąść w kącie i narzekać, że już nie grasz.

– Jakie jedzenie i napoje byś serwowała?

– Jako przekąski byłoby to prawdopodobnie coś w rodzaju tapas. Kocham jedzenie, więc nie mogłabym zrobić czegoś w stylu „macie i jedzcie”, zamówić pizzę i nakazać wszystkim jeść pizzę. Lubię małe kawałki wszystkiego po trochu, więc poszłabym w tapas. Jeśli chodzi o alkohol, uwielbiam rum, ale wiem, że kilkoro moich przyjaciół lubuje się w ginie. Jest wiele smaków ginu, więc z pewnością u mnie byłby duży wybór.

– Włączyłabyś muzykę (jeśli tak, to jaką), czy pozwoliła graczom swobodnie rozmawiać?

– Zdecydowanie pozwoliłabym ludziom rozmawiać. Uważam, że przy stole byłoby wiele interesujących osobowości, więc nie brakowałoby pytań i tematów do dyskusji. Jednakże zawsze w tle musi lecieć jakaś muzyka. Lubię stare hity, jestem fanką Motown. Może grałaby też muzyka, którą znacie z młodości z wesel (z mojej młodości!). Więc muzyka z lat 80′, którą wszyscy znają i mogą sobie podśpiewywać (byle nie za dużo). Krissy ciągle śpiewa, musielibyśmy mieć pewność, że nie będzie śpiewała non stop.

– Pora na najważniejszą kwestię – goście. Kogo zaprosiłabyś na swoją domówkę marzeń?

– Pierwszą osobą, którą chciałabym widzieć na mojej domówce, byłaby Louise Brunson – żona Doyle'a Brunsona. Mogłabym poznać kobietę stojącą w cieniu męża i o ile on sam miałby zapewne wiele ciekawych historii to opowiedzenia, to ona pewnie znalazłaby jeszcze ciekawsze. Dowiedzielibyśmy się, jak przed erą telefonów komórkowych wyglądało bycie żoną pokerzysty. Codziennością były natomiast pistolety i inne tego typu rzeczy, więc poznanie jej i zaproszenie na domówkę byłoby czymś świetnym.

Kolejną osobą, którą bym zaprosiła, byłaby Jennifer Tilly. Sporo oglądałam pokera i ona zawsze była zawodniczką, którą uwielbiałam oglądać, jest wielką osobowością. Zawsze wygląda, jakby czerpała masę przyjemności z gry, zawsze się uśmiecha, zawsze pije alkohol, zapewnia masę rozrywki. Myślę, że byłaby świetnym uczestnikiem domówki.

Kolejny byłby Dave „Devilfish” Ulliott. Gdy zaczynałam oglądać pokera, on był osobą, która dużo udzielała się w Premier League Poker, Poker After Dark i choć miałam okazję kilka razy go spotkać, nigdy nie udało mi się z nim zagrać w pokera. Ponownie, wielka osobowość, którą dobrze byłoby mieć przy stole.

Zaprosiłabym również Sammy'ego Farhę. Jest legendą, a musiałabym zaprosić oldschoolową legendę – kogoś, kto nie bałby się nakręcania akcji. Zawsze przyda się ktoś, kto bawi się grą i generuje akcję. Myślę, że mógłby to być on.

Pora na kogoś, kto jest dla mnie bardzo ważny – zaprosiłabym również swoją nianię. Niestety zmarła już kilka lat temu. To ona jako pierwsza wprowadziła mnie w świat kart, choć nie konkretnie pokera. Od najmłodszych lat grałyśmy w remika i inne gry karciane. Bardzo lubiła rywalizację i wiem, że pokochałaby pokera. Bardzo chciałabym ją z nim poznać i pokazać jej, czym się teraz zajmuję w życiu.

Jako dopełnienie składu przy stole wybrałabym trójkę moich najlepszych przyjaciół. Osób, z którymi podróżuję. Co lato wynajmujemy razem dom w Vegas, więc musieliby być na domówce. Mowa o Kennym Hallaercie, Stevenie van Zadelhoffie i Kristen Bicknell.

Kenny'ego znam najdłużej, poznaliśmy się pięć lub sześć lat temu w kasynie w Namur, gdzie grywałam z przyjaciółmi cashówki i turnieje z niskim wpisowym. On był dyrektorem turniejowym, a jego kasyno było jedynym, do którego co roku wracałam. Staliśmy się dobrymi przyjaciółmi – najpierw spotykaliśmy się na różnych przystankach, ostatecznie zaczęliśmy razem podróżować. Miał on również wielki wpływ na mój pokerowy rozwój. O dowolnej porze mogę napisać do niego wiadomość, opowiedzieć mi jakieś rozdanie czy cokolwiek innego. Jest po prostu świetny, bardzo pomocny, to wspaniały człowiek.

Stevena van Zadelhoffa poznałam przez Kenny'ego. Oni znają się bardzo długo, od wielu lat są dobrymi przyjaciółmi. Gdy Kenny dobrnął do November Nine, Steven był jedną z pierwszych osób, która do niego podbiegła z gratulacjami. Kilkukrotnie nocowaliśmy w tych samych domach. Steven jest bardzo pozytywną osobą, która sprawia, że czujesz się dobrze, a gdy czujesz się kiepsko – on zawsze wie, co powiedzieć. W ciągu ostatniego roku miał świetne wyniki. Myślę, że dobrze jest otaczać się ludźmi, którzy mają dużą wiedzę o grze. Jestem więc ogromną szczęściarą!

Oczywiście ostatnia, ale nie mniej ważna – Kristen Bicknell. Poznałam Kristen – to naprawdę zabawna historia – zaraz po tym, jak podpisałam kontrakt z PartyPoker, zrobiłam biografię, a jednym z pytań, jakie mi zadano, było to, która kobieta inspiruje mnie w pokerze. W tamtym czasie nie znałam Kristen, ale powiedziałem, że to ona. Rozmawiałem o niej i o tym, jak niesamowita jest i ile robi dla kobiet w pokerze.  Dwa miesiące później spotkałyśmy się po raz pierwszy i od tego czasu jesteśmy nierozłączne.

Jej wyniki mówią same za siebie, ona jest szalenie dobrą pokerzystką, nie tylko dlatego, że jest kobietą, jest teraz jedną z najlepszych na świecie. Prywatnie mogę powiedzieć, że jest po prostu wspaniałą osobą. Potrafi bardzo logicznie myśleć i… nie chcę brzmieć, jakbym wchodziła jej w tyłek, ale ona jest po prostu świetnym przyjacielem. Nie widziałyśmy się już od Punta Cana, ale jedziemy razem do Barcelony, mamy wspólne mieszkanie, więc będziemy miały trochę czasu dla siebie. Najdłużej potrafimy ze sobą nie rozmawiać przez… dwa dni. Jesteśmy naprawdę dobrymi przyjaciółkami.

– Kto byłby największym wygranym po tej rozgrywce?

– Powiem tak – tak czy siak byłabym to ja, bo niezależnie od tego, co się stanie w trakcie gry, będę się czuła jak zwycięzca. Sam fakt bycia otoczoną przez tych ludzi… Mówiąc szczerze, to gdy pierwszy raz pomyślałam o wymarzonej domówce, naprawdę poczułam, że każda domówka ma w sobie coś ze spełnionego marzenia – wszystko to dzięki temu, że jestem otoczona przez ludzi, o których nawet nigdy nie myślałam, że będą mnie otaczali. Jeśli wrócimy do kwestii pieniędzy, to myślę, że niania mogłaby wygrać tę grę – z uwagi na jej mentalność nikt mógłby nie chcieć grać przeciwko niej, ponadto byłaby pewnie bardzo zdeterminowana.

– I w końcu – kto najwięcej by wtopił?

– Nie chciałabym to być ja! Myślę, że mógłby to być Sammy Farha, ale to tylko dlatego, że jest znany z nakręcania akcji. Przy stole byłoby jednak wielu rekinów, którzy byliby w stanie go ograć i gdyby szczęście nie było po jego stronie, to byłby w tarapatach.

***

Poprzednie odcinki serii „Moja domówka marzeń”:

ŹRÓDŁOPartyPokerBlog
Poprzedni artykułPokerowa kartka z kalendarza – LottoPoker, czyli żart, który okazał się rzeczywistością (1 kwietnia)
Następny artykułNa sit oucie odc. 13 – Gdy stawką jest legenda