Na sit oucie odc. 13 – Gdy stawką jest legenda

0

Szarganie świętości to od lat domena polskiego kina i polskiej telewizji. Chyba tylko w naszym kraju potrafiono zrujnować legendy tylu kultowych filmów i seriali. Kręcenie fatalnych kontynuacji, remake’ów i podróbek to nowa „sztuka” dla polskich filmowców. Wszystko oczywiście kręci się wokół kasy, którą potencjalnie można zarobić na ściągnięciu do kin czy przed telewizory ciekawskich widzów. Jestem w stanie to nawet zrozumieć, przecież tak się dzieje na całym świecie, gdzie każdy hit zaraz musi mieć swój sequel, remake, prequel, crossover czy spin-off. Problem polega na tym, że chyba u nas jeszcze nikt nigdy nie zrobił dobrej kontynuacji czegokolwiek!!  I o tym dziś słów kilka w moim cyklu „Na sit oucie”.

Z obrzydzeniem patrzę ostatnio na to, co wyprawia w polskich kinach Patryk Vega. Kiedyś był dla mnie jednym z tych twórców filmowych, którzy mają wizję, świeże spojrzenie, dobre pomysły i umiejętność ich realizacji. Jego oryginalny „Pitbull”, pierwszy sezon kultowego serialu, był absolutnie doskonały i można było tylko bić brawa za wykonaną pracę. Kolejne nie były już może tak udane, ale wciąż trzymały wysoki poziom i niedawno obejrzałem całość ponownie z wielką przyjemnością. Lecz z czasem każde jego kolejne „dzieło” jest jedynie odcinaniem kuponów. Zupełnie nie rozumiem, w jaki sposób na te swoje szmiry ściąga on do kin miliony widzów. Zapewne tylko setkami latających z ekranu „kurew”, które charakteryzują coraz bardziej każdy kolejny obraz tego reżysera. Dwa ostatnie kinowe „Pitbulle” to gnioty nakręcane bez ładu i składu, na jedno kopyto, bez pomysłu. Ale wyciąganie kasy z dawnego pomysłu trwa dalej. I trwać będzie, bo właśnie wchodzi do kina nowa odsłona, tym razem w reżyserii Władysława Pasikowskiego. I też się cudów nie spodziewam, choć wraca nawet „Despero”…

Mordowanie starych legend w polskim kinie i telewizji ma u nas w kraju bogatą tradycję. Przykłady? Ależ proszę! Genialny film „CK Dezerterzy” trzeba było splamić jego fatalną kontynuacją w postaci „Złota dezerterów”, a kultowego „Misia” i świetne „Rozmowy kontrolowane” zhańbiono jakiś czas temu „Rysiem”, czyli denną kontynuacją przygód Ryszarda Ochódzkiego. W kinach można było też oglądać remake filmu „Och, Karol” pod oryginalnie wymyślonym tytułem „Och, Karol 2”. Poziom? Żenada!

Seriale również padają ofiarą swych dalszych ciągów. Mało kto pamięta pewnie tytuł „Dylematu 5”, ohydną próbę dopisania kolejnych losów bohaterom „Alternatywy 4”. Serial na całe szczęście padł trupem pod skomasowaną falą krytyki ze strony widzów i powstały tylko trzy odcinki, a z reszty produkcji zrezygnowano. Dzięki Bogu!! „Czterdziestolatka” również odświeżono po dwudziestu latach i nie wyszło to najlepiej. Z kolei genialną rolę Romana Wilhelmiego w „Karierze Nikodema Dyzmy” spłaszczono i zdyskredytowano filmem „Kariera Nikosia Dyzmy”, co zakrawa według mnie na świętokradztwo. Nie mówiąc już nawet o tym, że pierwszy kinowy Dyzma, cudowny polski aktor Adolf Dymsza, przewraca się pewnie w grobie do dziś. Nawet nową wersję”Janosika” próbowano nam wcisnąć w kinach i to rękoma Agnieszki Holland.

Jedyny film, który ma na końcu tytułu „dwójkę” i mi się podoba do dziś? „Psy 2”. Wyjątek potwierdzający regułę, choć i tak do „jedynki” chyba troszeczkę brakuje. No, może również „Vabank 2” daje radę. Okazało się jednak, że nawet legendarny „Sztos” można zniszczyć bardzo łatwo, bo recenzje drugiej części były wręcz miażdżące, a filmu nie da się bez fizycznego bólu obejrzeć do końca.

A to nie koniec. Jak pluć na legendy, to na całego! I to dwukrotnie! Najpierw postać Hansa Klossa splamiono debilnym serialem dla umysłowych inwalidów pod tytułem „Halo Hans”. Miało być ponoć zabawnie, jak się połączy polskiego J-23 ze słynnym „Allo, allo”. Wyszło jak zwykle żenująco. Potem przyszła kolej na „Stawka większa niż śmierć” w reżyserii – a jakże, któż by inny się za to wziął – Patryka Vegi. Jest to oczywiście kontynuacja serialu „Stawka większa niż życie”. Boleści i skurczy dostałem już po pojawieniu się pierwszego trailera tego filmu…

Chyba nie dziwi nikogo, że w rolach głównych musieli pojawić się Stanisław Mikulski i Emil Karewicz, bo jak bez nich miałaby powstać taka produkcja? Mieli zagrać ponownie swoje postacie, czyli Klossa i Brunnera. Oczywiście wieku nie da się oszukać i „oryginały” grały siebie, ale po kilkudziesięciu latach od zakończenia wojny. I super, tylko dlaczego z kolei młodego Klossa musiał, do cholery, zagrać znowu Tomasz Kot, a Brunnera Piotr Adamczyk??? No dlaczego?? To już naprawdę jakieś żarty z widzów! Czy twórcy polskiego kina nie mają żadnego poszanowania dla pewnych świętości? Jak widzę ufarbowanego na blond Kota i Adamczyka z tym czarnym wąsikiem, to mnie ogarnia czarna rozpacz! To już nie można było znaleźć chociaż młodych, mało znanych aktorów, którzy się „nie kojarzą”?

Już wtedy byłem pewny, że to będzie zły film. Tego się po prostu nie dało uniknąć. Można się było tego domyślać, bo jeśli w trailerze roi się od wybuchów i scen akcji, to ja (i pewnie tysiące mi podobnych, wychowanych na „Stawce”) takiego „Klossa” nie kupuję. Serial z lat sześćdziesiątych był produkcją, która zapadła wszystkim widzom głęboko w pamięć nie przez efekty specjalne i popisy kaskaderów, ale przede wszystkim dzięki genialnej grze aktorów, dwie kultowe postacie antagonistów – Klossa i Brunnera – oraz liczne intrygi i gry szpiegowskie. A teraz zrobiono z agenta J-23 swojskiego Jamesa Bonda! Widzowie mieli uwierzyć, że nieodżałowany Stanisław Mikulski (który notabene kończył wówczas 83 lata) to nadal dzielny agent J-23? Sorry, mogę jeszcze w kinie uwierzyć, że Tom Cruise to nadal ten sam Ethan Hunt w kolejnych odsłonach „Mission Impossible”, ale w to już nie bardzo… A reżyser Patryk Vega wraz ze scenarzystą Władysławem Pasikowskim bardzo chcieli mnie do tego chyba przekonać!

Mało tego, nasi twórcy postanowili też wziąć się za przeróbki hitów amerykańskich i zrobili „Kac Wawa”, polską odpowiedź na legendarny już „Hangover” (polski tytuł „Kac Vegas” nie może mi przejść nigdy przez gardło). I to w 3D! Koniec świata!

Przepraszam wszystkich twórców tego filmu, ale po obejrzeniu tej zajawki chciało mi się wymiotować! Już nie mówię o tym, że po raz setny na ekranie są te same twarze (czy my mamy w Polsce tylko dziesięciu aktorów i dwanaście aktorek?? ja naprawdę lubię Szyca, ale ile można?), nie mówię już nawet o rżnięciu żywcem pomysłu prostu z USA, o bezczelnej kopii polskiego tytułu filmu „Hangover”… To była stuprocentowa filmowa kupa!!! Z tego filmu śmieją się wszyscy do dziś, a liczne nagrody dla najgorszych produkcji w historii jedynie to potwierdzają.

Mam więc parę propozycji na kolejne przeróbki. Najpierw proponuję zbezcześcić „Czterech pancernych i psa”. W rolach głównych – Borys Szyc jako Janek, Tomasz Kot jako Gustlik, Tomasz Karolak jako Grigorij i Piotr Adamczyk jako Czereśniak. Aha, jest jeszcze rola Olgierda, więc na pewno Jan Frycz się zgodzi! I tak cała ta piątka gra teraz we wszystkim, co się kręci u nas w Polsce, to przynajmniej nikt nie będzie zdziwiony, nie? Role damskie też już dawno obsadzone – Sonia Bohosiewicz to wypisz wymaluj nowa Marusia, Lidkę spokojnie może zagrać Małgorzata Foremniak, a Honoratę Anna Mucha. Tylko nad zastępstwem dla Szarika i „Rudego” trzeba będzie popracować…

Jak już ta produkcja zostanie zakończona, to jest do skopania przecież jeszcze „Seksmisja”! W „dwójce”, dzięki szalonej wręcz pomysłowości polskich filmowców, Maciek Stuhr powinien się zmierzyć oczywiście z legendą swego genialnego ojca w roli Maksia, a do roli Albercika idealnie nada się zapewne Paweł Małaszyński. Do ról kobiecych bierzemy dosłownie wszystkie, które będą chciały pokazać cycki!

Zaraz potem swej kontynuacji powinien doczekać jeszcze serial „07 zgłoś się”. Porucznika Borewicza zagra pewnie Marcin Dorociński, bo sprawdził się przecież jako twardy glina w „Pitbullu”. A Zubka zawsze może zagrać Boguś Linda, niech tylko trochę przytyje do roli.

A jak już zabraknie tematów do zniszczenia to zawsze można wziąć się za serial „Jan Serce”. I żeby nikt się nie kapnął, że to remake, to należy dać trochę zmieniony tytuł, np. „Czesław Wątroba”. Może przejdzie. I niech go zagra najlepiej Cezary Pazura. Potem w kolejce czekają jeszcze choćby „Ziemia obiecana”, „Potop”, „Kroll”… A może idźmy na całość i poprawmy też „Dekalog” Kieślowskiego? Może zróbmy z niego nowy cykl w formie komedii romantycznej??

Jest jeszcze wiele legend do zniszczenia. Nasi filmowcy mają jeszcze pole do popisu…

Na sit oucie odc. 11 – Happy Birthday Mr. Tarantino!

Poprzedni artykułMoja domówka marzeń – Natalia Breviglieri
Następny artykułSam Simmons – Darmowa oferta PokerGO zostanie rozszerzona