Jak wyglądała praca w PokerStars, gdy firma chciała zostać największym operatorem pokera online na świecie? Nolan Dalla był w samym centrum wydarzeń, a jego historie pokazują niesamowity obraz czasów, gdy poker był na szczycie.
Pierwsza, druga, trzecia, czwarta, piąta i szósta część wspomnień.
Praca na stanowisku dyrektora ds. komunikacji w PokerStars była jak zajmowanie się trasami koncertowymi Rolling Stones’ów w czasie największej ich popularności. Było tylko mniej heroiny i wódki. Żyliśmy, graliśmy, pracowaliśmy i imprezowaliśmy jak gwiazdy rocka.
Nigdy w życiu nie pracowałem tak ciężko. Ale też nigdy tak dobrze się nie bawiłem. Cały czas podróżowałem. Miałem spotkania w kasynach o 2 w nocy. Ani razu nie prosiłem o dzień wolny czy wakacje – nie było czegoś takiego. Nigdy nie trzeba było o nic prosić. Jeżeli praca była wykonana, a cel (dogonienie PartyPoker) był coraz bliżej, nikogo nie obchodził twój grafik.
Spotykaliśmy się z gwiazdami filmowymi. Imprezowaliśmy z Miami Heat. Urządziliśmy 33. urodziny Shaqa O’Neala. Podpisywaliśmy umowy z drużynami NHL. Sponsorowaliśmy bokserów. Płaciliśmy celebrytom, by nosili nasze logo. Byliśmy na Le Mans. I nawet poznaliśmy Donalda Trumpa.
Nasza historia pojawiła się nawet w programie „60 Minutes”. Odcinek obejrzało 16 mln widzów, co sprawiło, że najprawdopodobniej była to najpopularniejsza w historii transmisja telewizyjna związana z pokerem. Legenda CBS, Dan Rather, wciąż pracował tam jako korespondent. Zmęczony wywiadami z prezydentami i ministrami sam poprosił o ten przydział i przyleciał specjalnie z Japonii, żeby zrobić wywiad z Chrisem Moneymakerem. To było niesamowite.
Więcej niż kilka razy myślałem sobie – nie mogę uwierzyć, że dostaję za to pieniądze. Kochałem swoje życie.
Nowe pomysły zawsze były mile widziane w rozmowach w firmie. Żaden pomysł nie był zbyt szalony. Myślenie poza schematami pobudzało kreatywność. Wiedza, że nie zostaniemy wyśmiani przez kolegów (i co ważniejsze, zwierzchników), dawała nam pewność siebie. Nigdy nie byłem studentem szkoły biznesowej, ale gdybym miał dawać wykład na uczelni, taka otwartość byłaby na szczycie mojej listy tematów.
PokerStars nie było miejscem pracy. To był stan umysłu. Zabrzmi to arogancko i wkurzy osoby, które pracowały wtedy dla innych operatorów, ale PokerStars miało wtedy najlepszy produkt. Mieliśmy najlepszy interfejs i wzorową obsługę klienta. Ściśle przestrzeganą zasadą było to, że wszystkie sprawy zgłaszane przez klientów musiały zostać rozpatrzone w ciągu godziny! Do tej pory nie mogę zrozumieć, w jaki sposób przy tylu tysiącach graczy, dziesiątkach języków i milionach pytań, które pojawiały się 24h na dobę, nasi ludzie byli w stanie tak dobrze wykonywać swoją pracę, zachowując przy tym pełen profesjonalizm.
Bycie dyrektorem ds. komunikacji nie było trudne. Była to prestiżowa praca. Równie dobrze mogłem być szefem PR Lexusa czy Apple’a – szanowanych na całym świecie firm, których produkty wybijały się na tle innych. Zajmowanie się marketingiem PokerStars w okresie pokerowego bomu było jak sprzedawanie Guinnessa w Irlandii w dzień św. Patryka.
W 2005 roku podpisaliśmy kontrakt z trzecim z rzędu mistrzem świata (Chris Moneymaker w 2003, Greg Raymer w 2004 i Joe Hachem w 2005). Dogadywaliśmy też ostatnie szczegóły z dwoma mega gwiazdami: Danielem Negreanu i Barrym Greensteinem. Nasze reklamy były wszędzie. Ruszało EPT. Nasz udział w rynku stale rósł. Byliśmy o krok za PartyPoker.
…
Stałem się zatwardziałym aktywistą pokera online w połowie 2005 roku. Miałem wielką nadzieję, że na terenie USA w końcu poker online zostanie zalegalizowany. Bo chociaż praktycznie każdy mógł w niego grać, to jednak firmy nie mogły prowadzić swojej działalności rejestrując się na terenie USA. Dlatego też serwery i biura znajdowały się poza granicami kraju. Niektóre miały swoje siedziby na Karaibach, inne w Ameryce Środkowej. Malta również stała się popularnym miejscem dla operatorów.
Dla niektórych firm była to idealna sytuacja, żeby zarobić trochę pieniędzy i zniknąć. PokerStars chciało jednak legalności i przejrzystości. Chcieliśmy podatków i działania zgodnie z literą prawa. Pomogliśmy więc stworzyć Poker Players Alliance (PPA), które lobbowało za legalizacją pokera online.
Nasza delegacja składała się z panującego mistrza świata, Grega Raymera, który był adwokatem przed wygraniem 5 mln dolarów; Chrisa Fergusona, jednego z najbardziej rozpoznawanych pokerzystów; Howarda Lederera, który razem z Fergusonem był głównym udziałowcem Full Tilt; i mnie, chociaż moja rola ograniczała się do działań za kulisami.
W połowie 2005 roku poker pojawiał się na każdym telewizyjnym programie. Ci, którzy pojawiali się w pokerowych show, stawali się od razu celebrytami. Wszędzie, gdzie nie szliśmy, Ferguson był rozpoznawany i proszony o autograf. W pewnym momencie prośby te stały się tak częste, że pokerzyści zaczęli nosić długopisy, gdy pojawiali się w miejscach publicznych.
Gdy dostaliśmy szansę przedstawić swoją sprawę przed Senatem, pojawiło się ok. 250-300 osób. Była to 10-krotnie większa liczba niż zwykle na tego typu spotkaniach. Ironią i tragedią jest tu jednak to, że większość osób, które tak nie mogły doczekać się autografów i zdjęć z Fergusonem czy Raymerem, wykonało brudną robotę dla osób, które ostatecznie wprowadziły Unlawful Internet Gambling Enforcement Act (UIGEA). W pracy byli oni kawalerzystami, którzy przeprowadzili krwawy rajd na pokera online. Jednak wielu z nich wracało do domu, włączało komputer i grało w pokera. A obok stało ich zdjęcie zrobione z jednym z naszych mistrzów.
Dzień po naszej prasowej konferencji, razem z Raymerem, Fergusonem i Ledererem udaliśmy się do domu opieki i szpitala dla weteranów. Nie było zaskoczeniem to, że wielu z rezydentów tych dwóch ośrodków grało w pokera. Zaskoczeniem było jednak to, czym poker stał się dla nich. Przywitali nas z podziwem, chociaż to my powinniśmy podziwiać ich. Raymer opowiadał o strategii, Lederer o tym jak to jest grać o miliony dolarów, a ludzie, którzy obalili Saddama Husseina, po prostu ekscytowali się mogąc przebywać wokół słynnych pokerzystów.
Żołnierze opowiadali różne historie, jak poker online pomógł im wrócić do mentalnego zdrowia. Dzięki niemu mogli używać swojego mózgu, rywalizować z innymi, bawić się. Była to dla nich szansa, by ponownie zacząć żyć. W większości przypadków nie mogli grać w kasynach live czy uprawiać sportów, ale mogli rywalizować w pokerze online na równi z resztą świata.
Wtedy właśnie zrozumiałem, że praca, którą wykonuję, to nie tylko pieniądze. Praca dla PokerStars i bycie niezmordowanym adwokatem dla legalizacji pokera online stała się moim powołaniem. Moją misją.