Wywiad z Żelikiem

36

Podczas imprezy promującej polskie wydanie "Harrington on Holdem" udało mi się namówić Żelika, aby znalazł chwilkę czasu na krótki wywiad. Chwilka zamieniła się w długą chwilę, krótki wywiad w dłuższą rozmowę, a poniżej znajdziecie pierwszą część naszej rozmowy.

– Jak się czujesz jako pokerowa gwiazda?

– Nie czuję się jak pokerowa gwiazda. Problem w Polsce polega na tym, że tak naprawdę nie ma tutaj nikogo o takim statusie i dlatego upiększa się każdy najmniejszy sukces. Przecież ja w rzeczywistości nic jeszcze nie wygrałem i cały czas dopiero czekam na moje pierwsze zwycięstwo!

– Wobec tego nie postrzegasz swojej dotychczasowej kariery pokerowej w kategorii sukcesu? W końcu należysz do regularnie wygrywających graczy i chyba jednak sporo dzięki pokerowi zarabiasz.

– Ogólnie wygląda to w ten sposób, że w wieku 15 lat zacząłem grać i już wtedy wiedziałem, co będę robił w życiu. Swoją przyszłość postawiłem na jedną kartę. Wtedy, gdy miałem 15 lat, musiałem podjąć naprawdę trudną decyzję. Moi rodzice podchodzili do pomysłu grania w pokera bardzo sceptycznie i początkowo nie wiedzieli nawet, że gram na pieniądze. Myśleli, że to takie moje hobby: gram, bo lubię grać. Nawet nie zdawali sobie sprawy, jakimi kwotami obracam. Uważałem wtedy, że im mniej wiedzą, tym spokojniej śpią. No i miałem ciężki dylemat: albo zwiążę swoją przyszłość z kartami i będę w tym naprawdę dobry, albo pójdę na studia, traktując pokera jako hobby. Postanowiłem wybrać to pierwsze.

– A jak w ogóle doszło do tego, że zacząłeś grać w pokera?

– Był to pewnie jakiś zupełny przypadek. Chyba się akurat nudziłem i coś na ten temat znalazłem?

– Szło Ci dobrze już od samego początku, czy raczej dopiero w którymś momencie nastąpił przełom?

– Kiedy zaczynałem przygodę z pokerem, było zupełnie inaczej niż teraz, gdy ludzie mają niezliczone turnieje promocyjne, a poker ciągle pojawia się w mediach. W czasach moich początków nikt o pokerze nie mówił i ciężko było dowiedzieć się czegokolwiek o grze. W efekcie trzeba było uczyć się samemu na własnych błędach: nie było stron z artykułami strategicznymi czy książek. Musiałaś przegrać trochę pieniędzy, żeby się czegoś nauczyć. Tak to wtedy wyglądało.

Żelik na EPT Praga– Czyli cała Twoja wiedza to po prostu zebrane doświadczenie? Nigdy nie korzystałeś z żadnych pomocy naukowych?

– Ja podchodzę do tego trochę inaczej. Uważam, że jeśli ktoś gra i popełnia błędy, ale potem te błędy zauważa i wyciąga z nich wnioski, daje mu to dużo więcej niż przeczytanie 10 książek, którym nie towarzyszy żadna praktyka. Według mnie trzeba po prostu jak najwięcej grać i nawet wtedy, gdy popełniasz głupie błędy, ale później je analizujesz, możesz się tym sposobem nauczyć najwięcej. Sam widzę to po sobie: przecież gdy po raz pierwszy pojechałem do Vegas, byłem kompletnie zielonym graczem turniejowym. Kiedy przypominam sobie, ile rzeczy robiłem źle, aż do teraz mi wstyd. Gdybym ponownie mógł zobaczyć siebie przy tamtym stole, powiedziałbym, że to w ogóle nie ja ? popełniłem wtedy tyle błędów?

– Jednym słowem od tamtego czasu zrobiłeś niesamowite postępy.

– Może nie osiągnąłem jeszcze szczytu swoich możliwości i wciąż zostało mi mnóstwo do nauczenia się, muszę jednak powiedzieć, że jestem zadowolony ze swojej gry. A jeszcze rok temu moja gra mi się nie podobała!

– Zawsze podkreślasz, że jesteś przede wszystkim graczem cashowym.

– Tak. Turnieje i Cash games to tak naprawdę dwie różne dyscypliny. Cała sława i duże pieniądze pochodzą z turniejów, grę cashową natomiast można traktować raczej jako źródło utrzymania.

– Na co dzień grasz częściej live czy online?

– Na żywo na grubszym stole grać można tylko w czasie weekendów, dlatego przede wszystkim gram w Internecie. Mimo to sytuacja i tak wygląda lepiej niż dawniej: poker w Polsce się rozwija i choć grubsi gracze nadal przybywają bardzo powoli, myślę, że z czasem pojawi się ich coraz więcej.

– A ile czasu zajęło Ci dojście do tych stawek od chwili, gdy rozpocząłeś swoją przygodę z pokerem?

– Dawniej było dużo łatwiej. Przeciwnicy grali słabiej i bardzo konserwatywnie, ja z kolei byłem agresywny, co wychodziło mi naturalnie, dlatego nie potrzebna mi była nawet żadna specjalna strategia. Byłem kompletnie zielony, a mimo to ten dziki styl pomagał mi wygrywać.

– Czyli grałeś po prostu pieniędzmi, a nie kartami.

– Tak. I dobrze mi to wychodziło. Niestety teraz poziom wzrósł do tego stopnia, że gra stała się bardzo trudna. Ludzie korzystają z różnych programów, w efekcie gra w Internecie poszła daleko do przodu i naprawdę ciężko jest tam teraz wygrywać.

– A czy Ty korzystasz z pomocy jakichś programów do pokera?

– Korzystam, ale im dłużej gram, tym lepiej widzę, jak bardzo poker się rozwija i poziom idzie w górę. Myślę, że niedługo trzeba będzie szukać czegoś innego. Dla mnie rzecz nie polega na tym, aby grać dla samego grania: gdy siadam do stołu, i to niezależnie od rodzaju gry czy stawek, chcę sobie wytworzyć przewagę nad przeciwnikami i na tym zarabiać. Nie jest sztuką wejść na wysokie stawki, przegrać tam kupę pieniędzy albo wyjść na zero, a potem chwalić się tym, gdzie to się nie grało.

– A gdy Ty grasz w Internecie, masz przewagę nad przeciwnikami?

– W Omahę tak, w Holdema nie. To zresztą temat na dłuższą rozmowę: kwestia przestrzegania bankroll management, tego, ile masz pieniędzy? Sztuką jest nie nadwerężać swojego bankrolla, a zarazem mieć przewagę na danych stawkach i systematycznie piąć się w górę.

– W której odmianie pokera czujesz się najmocniejszy? Omaha? A może mimo wszystko Hold?em?

Żelik

– Jeżeli chodzi o gry cashowe w Holdema, naprawdę uważam się za słabego gracza. Poziom tych graczy, którzy grają w Holdema zawodowo, tak mnie przegonił, że chyba nie jestem w stanie ich dogonić, a zresztą nawet by mi się nie chciało. Dla porównania, poziom w Omaha jest niższy, choć ostatnio zaczął się boom również i na nią. Bardzo wielu graczy holdemowych i turniejowych zaczyna się interesować tą odmianą. Zresztą najgrubsze gry cashowe to właśnie Omaha. Holdem idzie trochę w zapomnienie, a przynajmniej takie jest moje odczucie.

– To znaczy, że niedługo wszyscy będą grali w Omahę i nikt nie będzie już pamiętał o Holdemie?

– Oczywiście nie do tego stopnia, ale teraz wydaje się, że to Omaha i Horse są najbardziej prestiżowymi grami i grają w nie ci najlepsi. A jak wiadomo ? przykład idzie z góry.

– Czyli Ty grasz głównie w Omahę. A co z Horsem?

– Co do Horse?a, muszę jeszcze nauczyć grać się w Ruzza, a potem zacznę wreszcie próbować swoich sił również i w tej dziedzinie. Jeżeli chodzi o Omahę, rozegrałem już tyle rozdań, że chyba nic nie jest mnie w stanie zaskoczyć. Wiele jest takich sytuacji, które regularnie się powtarzają, z kolei w Holdemie nie mam tak dużego doświadczenia. Gdy gram w Omahę, moja przewaga nad przeciwnikami jest większa, niż gdy siadam do Hold?ema.

– No ale jak to właściwie było z tą Omahą? Grałeś w nią od samego początku, czyli od momentu zapoznania się z zasadami pokera?

– Zacząłem od Holdema, jak większość. Wtedy ta gra była naprawdę łatwa: agresja stanowiła przepustkę do zwycięstwa.

– A zatem w którym momencie postanowiłeś przerzucić się na Omahę?

– Poziom w Holdemie szybko szedł w górę, gdy więc przyjechałem do Warszawy i okazało się, że przy grubym stole nikt w Holdema nie gra, rozgrywa się natomiast Omahę high, 5-kartową i Omahę hi-lo, czyli wszystkie gry drawów, skupiłem się właśnie na tym.

– Która odmiana Omahy jest Twoją ulubioną?

– Jakby tu ująć, żeby kogoś nie obrazić?? Uważam, że jeśli ktoś jest dobrym graczem, powinien znać zasady wszystkich odmian pokera.

– Zasady zasadami, ale trzeba chyba przecież czegoś więcej?

– Ogólnie wygrywasz w pokera pokonując słabszych graczy ? filozofia jest prosta. Jeżeli twój przeciwnik jest słaby i chce grać w seven card stud hi-lo, musisz znać tę grę, być w niej lepszym i go ograć. Nie możesz mu przecież powiedzieć, że nie będziesz grał w zaproponowaną przez niego odmianę, bo ty wolisz 4-kartową Omahę. Wtedy usłyszysz co najwyżej: ?no dobra, to ja sobie idę?. Trzeba umieć się dostosować i pokazać, kto jest lepszy. Jeżeli chcesz na tym zarabiać, musisz być uniwersalny.

– Czy masz jakiś wzór pokerzysty, rodzaj autorytetu, czyja gra robi na Tobie wrażenie i którą starasz się naśladować?

Żelik i Freddy Deeb w Monte Carlo

– Ogólnie nie mam żadnych wzorów. Mnie akurat śmieszy to, jak niektórzy ludzie traktują te niby gwiazdy. Komuś udało się zająć w turnieju pierwsze czy drugie miejsce, w rzeczywistości nie ma za dużego pojęcia o grze, a robią z niego gwiazdę, która jest w dodatku zarozumiała. Moje nastawienie do takich niby gwiazdorów jest bardzo negatywne. Odczuwam dużą satysfakcję, gdy uda mi się takiego gracza ograć.

– Chodziło mi o znanych, a jednocześnie dobrych graczy pokroju Ivey czy Antonius.

– Oczywiście są to świetni gracze, na których można się wzorować, ale nie mogę zrozumieć tego, że traktuje się ich w kategorii gwiazd. Jeżeli ktoś chce być dobry w pokera, nie może przeciwnikom przy stole oznajmiać czegoś w stylu: ?ty jesteś dla mnie gwiazdą, daj mi swój autograf?, bo od razu robisz się taki malutki. Uważam, że to naprawdę dziwne podejście.

– Nie chodziło mi o to, żeby wieszać sobie czyjś plakat czy prosić o autograf. Miałam raczej na myśli sytuację, w której imponuje Ci czyjaś gra, starasz się więc wzbogacić zbiór swoich zagrań o pomysły zaczerpnięte z repertuaru takiej osoby.

– Jeżeli o mnie chodzi, nie mam żadnych bohaterów pokerowych; zawsze sam dążyłem do perfekcji i sam staram się wszystkiego uczyć.

– Powiedziałeś wcześniej, że w Polsce nie ma za bardzo graczy, którzy odnoszą prawdziwe sukcesy. A zatem swoich ostatnich osiągnięć (mam na myśli FTOPS oraz zwycięstwo w Olympic Summer Festival) nie postrzegasz jako sukcesów?

– Ja podchodzę do tego trochę inaczej. Wiadomo, że do samego wygrania turnieju potrzeba sporo szczęścia, dlatego bardziej cieszy mnie, gdy po prostu dobrze rozegrałem dane rozdanie, wyciągnąłem właściwe wnioski z sytuacji. Nie uważam, aby dobry rezultat decydował o tym, czy dany turniej był dobry czy nie. Mam na swoim koncie mnóstwo turniejów, w których zagrałem naprawdę dobrze, a jednak nawet nie doszedłem do miejsc płatnych, w efekcie czego idą one później w zapomnienie. Na przykład jestem bardzo zadowolony z mojego występu w Monte Carlo; uważam, że to jeden z najlepszych turniejów w moim życiu, a ostatecznie odpadłem na bubble?u i nikt już o tym nie pamięta. Tymczasem tutaj jakaś wygrana w Olympic, gdzie poziom był dosyć niski, i nagle okazuje się, że to wielki sukces.

Żelik w Monte Carlo– Niestety miarę sukcesu ocenia się na podstawie wysokości zajętego miejsca, nie zaś sumy podjętych w sposób optymalny decyzji?

– Zdaję sobie z tego sprawę i dlatego właśnie tłumaczę, że wcale tak nie powinno być.

– Co w takim razie uznajesz za swój największy jak do tej pory sukces? Czy coś takiego miało już w ogóle miejsce?

– Ja po prostu chciałbym wreszcie wygrać jakiś większy turniej.

– Jednym słowem również i Ty masz takie pokerowe marzenie, aby znaleźć się na podium.

– Ogólnie zawsze podobała mi się rywalizacja z dobrymi graczami, dlatego uważam, że zwycięstwo w jakimś pomniejszym turnieju nie stanowi dużego osiągnięcia. Ja chciałbym móc pokonać tych pokerzystów, którzy reprezentują najwyższy poziom. Dopiero wtedy byłbym tak naprawdę zadowolony.

– Czyli bardziej ambicja niż żądza pieniądza.

– Oczywiście pieniądze też są potrzebne choćby po to, aby grać i jeździć po turniejach, ale wiadomo, że każdy, kto traktuje pokera poważnie, chciałby wreszcie wygrać duży turniej i zacząć coś znaczyć, być uznanym.

– Przecież w tym momencie jesteś jednym z najbardziej znanych i rozpoznawanych pokerzystów w Polsce! Zarówno wtedy, gdy robiłam relację z Monte Carlo, jak również i później w Vegas ludzie nieustannie dopytywali się, jak Ci idzie, co się z Tobą dzieje… Jesteś popularny! Zauważasz to jakkolwiek?

– Ostatnio na przykład robiłem zakupy i pani pozwoliła mi donieść 20 groszy następnego dnia. Najwyraźniej musiała mnie już na jakimś turnieju widzieć, skoro otrzymałem taki kredyt zaufania.

– A trochę bardziej poważnie?

– Nie gram po to, żeby ktoś mnie hołubił. Poker to dla mnie życiowa pasja, dzięki której w dodatku się utrzymuję, dlatego najbardziej cieszy mnie fakt, że spełniam swoje życiowe marzenie. Jestem zadowolony, że już w wieku 15 lat podjąłem decyzję odnośnie tego, co będę robił w przyszłości, i tego się trzymam.

– Czyli nie wyobrażałeś sobie, że mógłbyś robić coś innego?

– Nie. Dla pokera zrezygnowałem nawet ze studiów: każdy kierunek wydawał mi się nudny.

– A kiedy przyjechałeś do Warszawy?

– Po skończeniu szkoły średniej. Wcześniej przez pół roku mieszkałem jeszcze w Lublinie, ale to miasto mnie dusiło, więc postanowiłem spróbować swoich sił w stolicy ? słyszałem, że to tam właśnie można znaleźć najgrubsze gry. I nie żałuję.

– Wcześniej wspomniałeś, jak to Twoi rodzice na początku w ogóle nie wiedzieli, że grasz na pieniądze. Kiedy wreszcie zaakceptowali fakt, że zająłeś się pokerem zawodowo?

– Gdy wyremontowałem rodzicom połowę domu, w końcu się przekonali, że poker nie jest ostatecznie taki zły. Wiesz, ja pochodzę z małego miasta, a tam rządzą stereotypy. Poker to speluny i tak dalej. Oczywiście tym, co ludzie powiedzą, nigdy się nie przejmowałem; chciałem po prostu, żeby moi rodzice zrozumieli, że moja decyzja o skupieniu się na pokerze i porzuceniu studiów była w moim przypadku słuszna. W końcu to zaakceptowali, wspierają mnie i z tego jestem zadowolony. A jeżeli ktoś myśli, że rezygnując ze studiów postąpiłem źle, to już jego problem.

– A jak wobec tego radzisz sobie z tiltem?

– Cóż, tilt to temat rzeka? Dobrego pokerzystę poznasz po tym, że potrafi opanować emocje związane z przegraną i grać dalej swoje, albo od razu zakończyć sesję, aby uniknąć próby odegrania się na siłę.

– A Ty potrafisz?

– Walczę z tym i z każdym rokiem jest coraz lepiej. Ogólnie nie należę do przesadnie tiltujących graczy: tyle już widziałem, tyle już wygrałem i przegrałem, że każdą sytuację przyjmuję jako coś normalnego.

– Zaliczyłeś w swojej karierze bad beat na tyle bolesny, że pamiętasz go do tej pory?

– Nie podchodzę do gry jak do jednego wieczoru czy tygodnia ? na pokera patrzę jako na całość. Uważam, że mam przewagę nad graczami, z którymi regularnie grywam live, i na dłuższą metę jestem w stanie ich ograć, dlatego nie przejmuję się jednodniową czy weekendową porażką. Raczej staram się wyciągać z niej wnioski. Jak wiadomo, poker zawiera element losowy, więc gdy akurat komuś udało się dobrać wyższy układ, niekoniecznie od razu oznacza to, że już zawsze będzie mnie pokonywał.

– Czy w Twojej karierze pokerowej zdarzył się już jakiś poważniejszy downswing?

– Oczywiście. Parę razy byłem bankrutem?

I jak udało Ci się postawić na nogi? Pożyczałeś pieniądze, żeby się odegrać?

– Pożyczanie pieniędzy na grę to już przejaw strasznej desperacji. Zamiast grać swoje, siedzisz i ciągle myślisz: ?pożyczyłem pieniądze i nie mogę ich stracić, muszę się odegrać!?. Fakt, że te pieniądze nie są twoje, bardzo przytłacza. Ja radziłem sobie w takich sytuacjach poprzez zejście na niższe stawki. Oczywiście wymagało to wielu poświęceń i czasu, ale na szczęście zawsze udawało mi się wrócić do mojej normalnej gry.

– Jednym słowem nigdy nie próbowałeś sobie szukać pracy?

– Jak na razie udało mi się tego uniknąć. Miałem parę takich miesięcy w swoim życiu, gdy przy robieniu zakupów musiałem liczyć każdą złotówkę, ale taki właśnie jest poker: dobrowolnie podejmujemy ryzyko.

Na drugą część rozmowy z Żelikiem zapraszamy jutro.

Poprzedni artykułWCOOP 7&8
Następny artykułSpotkanie Doyle’a Brunsona z Michaelem Phelpsem

36 KOMENTARZE

  1. da- jednak nie przeczytałas komentarzy dokładnie. Ale FeelTheKick już Cie wyręczył. Pozdrawiam

  2. szkoda że z PS-a tak się pośpieszyli z tym wyborem Pro

    myśle że z żelika mieliby więcej powodów do radości.

    Powodzenia .

  3. Guma33- komentarze sa sprzed roku.4 wrzesnia byla impreza promujaca ta ksiazke.Rozumiem ze jest jakis wiekszy naklad i jest wiecej miejsc gdzie mozna ja kupic

  4. i pewnie na tej cashowce nauczył się tyle że na niższych stawkach w hiltonie spokojnie się odegra:P o ile już tego ni zrobił:)

  5. Bardzo fajny gość i dobry wywiad. Widząc jego grę w hiltonie i jednego badbeata tuż przed 7.00 ostatnio, naprawdę można się przekonać, że nie jest tiltującym graczem. 🙂 Zamiast się porządnie wkurzyć, wszystkich pożegnał, zebrał manatki i z miną pokerzysty wyszedl. Respect. Ja bym walił o ścianę głową tak długo, aż dostałbym się do pokoju monitoringu ;P.

  6. da – zaglądnij do działu “książki pokerowe” i przeczytaj komentarze, wszystko będzie jasne

  7. Wszystko ładnie, ale myślę, że jakieś zaoczne studia aż tak wiele czasu tyle nie zajmują 😉 No, ale to już powiedzmy indywidualne podejście i potrzeby jednostki 🙂

  8. Bardzo fajne podejście do gry. Myślę, że od zawodników pokroju Żelika każdy może się wiele nauczyć. Powodzenia Żelik w turniejowych walkach!

  9. Jezeli zalozymy ze pokaer to gra w przewazajacym stopniu umiejetnosci (a tak jest) to z zawodnikami obiektywnie lepszymi od nas bedziemy przegrywac w long runie. To logiczne.

  10. mlody: Z lepszymi tez idzie wygrac :]Nie wiesz co mówisz. Raz z rakietami pokonasz all-inem jego kowbojów. WOW – to nazywasz zwycięstwem ? No to sukcesu Ci życzę.Z lepszym po tygodniu siedzenia przy stole wracasz do domu bez szmalu, z niewolniczym kontraktem na najbliższe 10 lat.Pokonać lepszego: (moim zdaniem) wygrać od niego co najmniej 10% jego bankrola. Inne rezultayt to tylko “szum” stytstyczny.Pozdrawiam,

    Marcunio.P.S. Najlepszy wywiad jaki tu przecztałem.

  11. spoko, zadaj takie pytanie, na pewno Ci Żelik wyczerpująco odpowie. Podejrzewam jednak, że online to on gra tylko play-money.

  12. Swietny wywiad,chyba najlepszy jaki czytałem,bravo za podjecie trudnej decyzji życiowej a najbardziej na to że nie patrzysz na innych tylko robisz swoje…pzdr

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.