Unibet Open Budapeszt

6

Na początek kilka słów o mojej grze w turnieju głównym. Wystartowałem w dniu 1C i już po kilkudziesięciu minutach wiedziałem jedno, losowanie miejsc było jednym z najszczęśliwszych w moim życiu. Mój stolik prezentował wyjątkowo niski poziom. Nagminne limpowanie pre flop, mini raisy i przerzucanie się było standardową grą przynajmniej u 4 graczy na moim stole. Do tego dwóch czy trzech przeciwników, którzy mieli pojęcie o grze, ale grali bardzo tight.

Początek niezbyt udany i spadam do 8,500. Relacjonujący turniej Łysy oraz przedstawiciel Unibet Leszek podchodzą do mojego stołu i co chwilę informuję mnie, że nasi radzą sobie świetnie wygrywając pulę za pulą więc i ja postanawiam przystąpić do ataku. Słaby Holender na UTG robi mini-raise do 100, ja zerkam w swoje karty i widzę "śliczne" 3 9 więc przebijam do 550. Niestety dostaję dwa calle od graczy na CO i Buttonie. Flop jednak z gatunku "przyjacieli" 3-7-8 (dwa kara) więc kontynuuję za 1,500 i pozostaje w grze tylko jeden przeciwnik. As na turniej uznałem, że jest idealną kartą dla mnie i ponownie uderzyłem za 2,500. Rywal po długim namyśle zdecydował się spasować. Ufff, ja pokazałem swoje karty i po krótkiej dyskusji z resztą stołu, w której upierałem się, że 3-9 to znakomita karta reszta graczy przestała traktować mnie poważnie.

Kolejne 3 godziny to wręcz niesamowity rush jeśli chodzi o karty (4 razy dostaję QQ, 2 razy AA, łapię też dwa kolory i dwa sety) i wskakuję na sporo ponad 20,000. Aż do przerwy obiadowej mój stack utrzymuje się mniej więcej na tym poziomie. Po obiedzie chyba lekko zdekoncentrowany, wykonuję dwa słabiutkie calle na river i spadam do 14,000. Z czasem jednak odbijam się i do końca dnia nie robiąc ani jednego showdownu wracam na 25,000. Dzień pierwszy mogłem określić jako dobry chociaż mój stack był jednak poniżej średniej turniejowej.

Dzień drugi to nowy stolik i w pierwszym rozdaniu znajduję się na pozycji CO. Wszyscy do mnie pasują ja widzę A Q i podbijam do 2,800 (blindy to 500/1,000 ante 100) button i small blind wyrzucają karty, a Szwed na BB przebija mnie do 7,000. W zasadzie kiedy już zobaczyłem swoje karty zaplanowałem, że jeśli dostanę opór od jednego z przeciwników to zagram szybki allin. Tak też zrobiłem i wsuwam swoje 24,900 za linię. Gracz na BB zaczyna się zastanawiać i w końcu z niezbyt zadowoloną miną sprawdza pokazując QQ. Lepsza ręka się utrzymuje i odpadam w pierwszym rozdaniu drugiego dnia. Niedosyt pozostał, ale nie wydaje mi się, żebym w tym rozdaniu popełnił jakiś większy błąd. Wiadomo, że podbicia z późnych pozycji traktowane są z mniejszym respektem dlatego uważam, że mój przeciwnik mógł mnie przebijać z dość szerokim zakresem rąk więc re-raise allin był całkiem niezłym pomysłem. Nie udało się – trudno.

Po odpadnięciu z turnieju razem z Marcinem Ruzikiem, Lesiem i Leszkiem z Unibetu udaliśmy się do salonu gier obok kasyna, w którym znajdowało się kilka elektronicznych stołów do pokera. Muszę przyznać, że te elektroniczne zabawki są świetnym pomysłem. Gra przebiega bardzo sprawnie i dzięki temu człowiek nie nudzi się jak podczas standardowej cashówki. Z czasem do naszego stołu dołączyli Warsaw, SC, Łysy i jacyś Węgrzy. Jeden z Węgrów wyglądający na "miejscowego ojca chrzestnego" grał już na niezłym tilcie, kiedy seryjnie zaczął przegrywać spore pulki do SC. Wraz z nadchodzącymi kolegami Węgra (wyglądali podobnie do swojego kolegi) mina Wojtka była coraz mniej pewna. Jak się okazało jednak nic nam nie groziło i spokojnie opuściliśmy lokal. Szkoda, że w Polsce tego typu stoły nie są powszechnie dostępne.

Poniżej zdjęcie sporej części polskiej ekipy w Budapeszcie

Pod Tropicana Casino

To by było na tyle jeśli chodzi o pokerowe wrażenia z Budapesztu. Towarzysko było jeszcze lepiej! Pierwszy wieczór to impreza integracyjna w naszym (moim i Łysego) pokoju. Nie da się ukryć, że kiedy Łysy po skończonej relacji wrócił do pokoju i zobaczył w nim ze 20 osób to myślałem, że mi głowę urwie :), ale w końcu bawił się równie dobrze co i my. Drugi wieczór to taka sama impreza jak dzień wcześniej tylko tym razem gospodarzami byli Pepone i Serginho. Kolejny wieczór to już rejs Budapeszt by Night i powrót do hotelu wcześnie nad ranem.

Na koniec jeszcze wielkie podziękowania dla całej ekipy Unibetu, po pierwsze za umożliwienie mi zagrania w turnieju, po drugie za świetną organizację, a po trzecie za stworzenie super miłej atmosfery. Dzięki bardzo i mam nadzieję do zobaczenia w Portugalii na kolejnym Unibet Open.

Poprzedni artykułPokerStars Strefa Live – Grand Prix Lutego 2009 – Relacja
Następny artykułNieudany start na Unibet Open

6 KOMENTARZE

  1. Pawciu, napisz bloga, plis!! O tym jak sparowałes z Saletą i co dostałeś na swoje 30 urodziny 🙂

  2. Pawciu, napiszę Ci pod blogiem jakiś komentarz, żeby ci nie było smutno, że nikt u Ciebie nic nie chce pisać 🙂

  3. “Niedosyt pozostał, ale nie wydaje mi się, żebym w tym rozdaniu popełnił jakiś większy błąd. “ – to wszystko prawda…ale z drugiej strony patrząc jest fajna maksyma pokerowa (dobra dla kazdego dnia turniejowego) “W pierwszym rozdaniu turnieju nie wygrasz ale możesz za to odpaść z turnieju” Pawcio, M masz w miarę bezpieczne ok.10, foldując tracisz ok.11% żetonów, monstera nie masz, wg mnie nie warto dać all in. Odpuścić i masz jeszcze spokojnie 2-3 poziomy gry i mnóstwo szans o odegrania przegranych 2800 żetonow.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.