Przy szklaneczce JD odc. 42 – Wielka ucieczka

1

O tym, że w krainie PS nie dzieje się ostatnio zbyt dobrze, wiemy już od dawna. Ale ostatnio daje się zauważyć nowy trend, o którym dość często przychodzi nam informować naszych Czytelników – masowe odejścia z Teamu Pro PokerStars. Przypadek? Nie sądzę…

Jeszcze kilka lat temu obecność w Teamie Pro PS to był prawdziwy zaszczyt! Dostawali się tam najlepsi z najlepszych, była to „drużyna marzeń”, do której dostęp mieli naprawdę nieliczni. Wyselekcjonowani gracze mieli być ambasadorami marki i jej wizytówką. Zobaczcie, oto oni, nasi gracze, to oni będą wygrywać większość największych imprez pokerowych na świecie! I rzeczywiście, długo ten plan się sprawdzał, bo po pierwsze grupa zawodników była dość spora i co chwila ktoś osiągał jakiś mniejszy czy większy sukces, a po drugie gracze ci naprawdę prezentowali najwyższy możliwy poziom, więc skillem przewyższali resztę stawki.

Przez kilka lat toczył się też korespondencyjny (lub bezpośredni) pojedynek pomiędzy Teamem Pro PS i podobną ekipą pod skrzydłami Full Tilt Poker. Zacięte pojedynki zawodników obu ekip mogliśmy oglądać nie tylko podczas WSOP czy innych wielkich eventów, ale również w pokerowych programach typu High Stakes Poker czy Poker After Dark. I od zawsze toczyły się wówczas dyskusje, który team jest lepszy i ma ciekawszy skład (osobiście zawsze uważałem, że ekipa FTP była lepsza, ale jak to się skończyło wiemy doskonale…).

Po przejęciu PokerStars przez Amayę okazało się jednak, że taka forma reklamy i promocji, jaką jest (nie oszukujmy się – dobrze opłacany i pochłaniający duże koszty) pokerowy zespół prosów, wcale nie jest dobrym rozwiązaniem. Głównie ze względu na wielkie pieniądze, które trzeba było zawodnikom teamu płacić. Było to dość zrozumiałe w tamtym czasie – Team Pro rozrósł się do chorych rozmiarów, jego unikalność bladła z każdym rokiem, bo wystarczyło, żeby ktoś osiągnął naprawdę cokolwiek w świecie pokera, a już był w PS-owej drużynie. Splendor wynikający z bycia w ekipie gwiazd malał, a koszty rosły, przyszedł więc czas na ostre cięcia.

Ale mijały kolejne lata, a kolejni zawodnicy (już ci naprawdę utytułowani i z sukcesami, będący „od zawsze” pod skrzydłami PokerStars) odchodzili i odchodzili… Trzeba tu wspomnieć choćby nazwiska takich świetnych graczy, jak Eugene Katchalov, Ivan Demidov, Johnny Lodden, Marcel Luske, Andre Coimbra czy Theo Jorgensen. A to tylko część tych, którzy odeszli w dwóch ostatnich latach.

Ostatni miesiąc przyniósł nam jednak nie kolejne zmiany, a prawdziwą rewolucję! Swoje odejście z Teamu ogłosili oficjalnie Vanessa Selbst, Felipe Ramos i Jason Mercier, a bez oficjalnej informacji w tej sprawie z Teamem Pro pożegnali się również m.in. nasz Marcin Horecki, Bertrand Grospellier czy Jake Cody. Szczególnie ciekawe są te trzy ostatnie przypadki, bo o ile Selbst (podobno) pożegnała się z pokerem na dobre, Ramos (podobno) nie dogadał się w sprawie nowego kontraktu, a Mercier (również podobno) chce się skupić na swojej rodzinie, to tych trzech graczy pożegnano po cichu. Co ciekawe, „Góral” tę informację mi potwierdził, ale komentować całej sprawy nie chce (i jakoś mu się też nie dziwię), ale Francuz i Anglik słowem się w tej sprawie nie odezwali (choć na liście graczy Team Pro w sofcie PS nie ma już całej szóstki, można sobie sprawdzić).

Osobiście uważam, że w tym wszystkim nie ma żadnego przypadku. Można wymyślać różne oficjalne wersje (mniej lub bardziej prawdopodobne), ale ewidentnie coś jest nie tak. Zbyt wiele tych nazwisk tak nagle żegna się z ekipą PS, żeby to wszystko uznać za zwykłe, standardowe zakończenie współpracy. I to – dodajmy z naciskiem – nazwisk nie byle jakich! Z całym szacunkiem do Marcina, ale akurat on wśród tej szóstki grał ostatnio najmniej i odnosił niewiele sukcesów, ale reszta? Wciąż na topie, wciąż na szczycie i wciąż pod akcją.

Aby dopełnić obrazu trzeba dodać tutaj kolejną informację – z PokerStars żegna się (kompletnie niespodziewanie) Neil Johnson, dotychczasowy szef wszystkich eventów live w firmie. Dziwi to szczególnie teraz, gdy ogłoszono właśnie powrót turniejów z cyklu EPT, którymi człowiek ten jakiś czas z powodzeniem zarządzał. Czemu o jego odejściu zdecydowano właśnie teraz? Zdecydowano – bo jakoś nie sądzę, żeby była to jego decyzja… Czy była to pochodna kolejnej katastrofy frekwencyjnej na PCA, czy może już wcześniej podjęta decyzja?

Te wszystkie ostatnie „przypadki” układają się jakąś jedną, dziwną całość i można co najwyżej się domyślać, czym są spowodowane. Według mnie nie są jednak jedynie zbiegiem okoliczności. Albo PS już nie chce trzymać znanych prosów w swojej zawodowej stajni, bo są dla nich zbyt drodzy i tłumaczy się to ładnie „zmianą polityki firmy” w tym zakresie, albo jest w tym jakieś drugie dno. Czy możliwy jest bowiem aż taki exodus uznanych nazwisk w jednym momencie bez żadnego wyraźnego powodu? Może gracze ci wiedzą już o czymś, o czym nie wiemy my, a nie chcą firmować tego swoim nazwiskiem? Przecież z taką, a nie inną polityką PS (Amayi) nie zgadzało się w przeszłości już wielu graczy, więc może i tym razem coś jest na rzeczy?

Tego się pewnie nigdy nie dowiemy. Możemy jedynie gdybać i patrzeć w przyszłość na kolejne wydarzenia w Teamie Pro (a przy okazji w Teamie Online, bo i tam są jakieś ruchy kadrowe)) i samym PokerStars. Mnie jednak dziwi to wszystko dość mocno. Przekładając na język piłkarski – który klub pozbywa się nagle połowy najlepszych zawodników w składzie, przy okazji zwalniając swego dyrektora sportowego? Takich przypadków jest raczej niewiele, a z takim mamy tutaj do czynienia.

Kim chce teraz „grać” PokerStars? Wiecznie żywą ikoną tej marki, Danielem Negreanu – to pewne. Liv Boeree i Igorem Kurganovem, to też raczej pewniaki. Wszędzie znaną legendą pokera, Chrisem Moneymakerem – też chyba tak (przynajmniej jeszcze tak). Niedawnym nabytkiem, mistrzem internetów, Jasonem Somervillem – to na pewno. Ale poza nimi reszta nazwisk to już przebrzmiałem echa dawnej sławy (Barry Greenstein, Victor Ramdin) lub nazwiska, przy których nie odczuwa się żadnych większych emocji (Andre Akkari, Fatima Moreiro de Melo, Celina Lin, Jeff Gross, Leo Fernandez, Aditya Agarwal – kto ich w ogóle zna? kto im kibicuje? kto potrafi wymienić ich sukcesy?).

Tak, oczywiście, jest jeszcze jedno nazwisko – Kevin Hart. Amerykańska gwiazda komedii na dobre weszła w krajobraz eventów live organizowanych przez PokerStars, ale zadajmy sobie jedno pytanie – czy to naprawdę jest ambasador firmy (lub pokera w ogóle) na miarę potrzeb? Według mnie Hart to tylko element show, które chce z pokera zrobić PS podczas relacji. Z całą sympatią do aktora, to jednak mimo wszystko grać on nie umie (wystarczy sobie przypomnieć niedawne rozdanie z cash games…), a przy stole robi z siebie często na siłę zwykłego pajaca. Ja rozumiem aspekt spektaklu, wiem, że to ma być rozrywka, ale mnie Hart przy stole pokerowym często zwyczajnie – przepraszam za wyrażenie – jedynie wkurwia. Drażni, przeszkadza i irytuje. Jeśli to on miałby mnie przekonać do gry w pokera, to pewnie nigdy bym się na to nie zdecydował.

Dawny, prawdziwy Team Pro PokerStars to już historia – nie bójmy się tego powiedzieć głośno. Jak mawiają nasi południowi sąsiedzi – to se ne vrati, pane Havranek. Z „Dream Teamu” zostały marne resztki sławy, popłuczyny dawnej potęgi i okruchy splendoru. Osobiście sądzę, że to i tak jeszcze nie będzie koniec zmian i polecą wkrótce kolejne głowy. I jeśli przy stołach w barwach PS nie zobaczymy wkrótce nowych, znanych pokerowo, naprawdę wybitnych nazwisk, to cały ten objazdowy cyrk będzie można wkrótce zamknąć, bo jedyną oznaką dawnego blasku będą zakurzone naszywki na garniturach osamotnionego w barwach „gwiezdnego roomu” Daniela Negreanu, powtarzającego cicho pod nosem „More rake is better”…

Poprzedni artykułZłapani w sieci odc. 87 – Dima już w Melbourne, Polka ruszyła z Tajlandii
Następny artykułBlitzPredict – Phil Hellmuth też wchodzi w świat kryptowalut

1 KOMENTARZ

  1. I znowu sentymentalne wspomnienia jakie to kiedyś Starsy były cudowne, a teraz już nie są…
    To jest firma, zwykły biznes. Widocznie zmieniają swoją politykę marketingową. W sumie im się nie dziwię, bo jeśli chcą przyciągnąć nowych graczy, to wiadomo, że na osobę która kilka razy pograła ze znajomymi, prędzej podziała nazwisko U. Bolta, K. Harta czy Ronaldo, niż A. Coimbry.
    Tak samo jak w reklamie proszku. Zalet produktu nie przedstawia zazwyczaj profesor doktor habilitowany chemii, tylko np. Zygmunt Chajzer.
    Nie rozumiem również porównania do drużyny piłkarskiej. Istnieje jakaś liga o której nie wiem?
    Klub piłkarski, a grupa osób reklamująca produkt pewnej firmy, to zupełnie co innego. Rozumiem gdyby istniała, nawet jakaś nieoficjalna, liga w której rywalizują teamy Starsów, Party i 888… A tak, to moim zdaniem bardzo nietrafione porównanie.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.