Oto ona!

17

Rzecz jasna Barcelona 🙂

Witam ponownie,

Minął już miesiąc od poprzedniego wpisu. No cóż, nie działo się zbyt wiele to i nie pisałem :). Niedawno wróciłem jednak z Barcelony i temu wyjazdowi poświęcę najwięcej miejsca, ale na początek parę spraw pokerowych.

Moje plany grania omahy hi/lo spaliły na panewce. Pomimo, że lubię tę grę, to on-line daje małe możliwości rozwoju i gdy po raz kolejny po zalogowaniu się do pokerroomu zobaczyłem łącznie dziewięć stołów na wszystkich stawkach pomiędzy pl50 i pl200 postanowiłem się poddać. W dodatku większość wypełniali regularni gracze. Od powrotu z Vegas szło mi całkiem nieźle, ale prawdopodobnie może być tylko gorzej. Są to stopniowe zmiany, każdy kolejny kraj który tworzy wewnętrzny rynek pokerowy zabierał mi po paru dawców. Lubie też mieć możliwość grania o dowolnej godzinie, bo z założenia praca zawodowego pokerzysty ma dawać niezależność, a co to za niezależność, kiedy muszę pracować pomiędzy 19:00-02:00 i basta. To nie dla mnie.

Na razie siedzę na pl 50 omahy hi i staram się wszystko przypomnieć. Jak już unormuję strategię to będę grindował pl 100

EPT Barcelona

Razem z dziewczyną przylecieliśmy do Barcelony dziewiętnastego sierpnia (bilet samolotowy z Lufthansy w obie strony niecałe 700zł). Siedemnastego miałem zagrać jeszcze w evencie omahy na estrellas, ale termin ten mi nie pasował. Później okazało się, że z powodu problemów organizacyjnych odwołali ten turniej :).

Sama Barcelona jest bardzo ładnym miastem, dużo małych uliczek, starych kamienic i domków takich jak ten wyrastających niewiadomo skąd. Na pewno trzeba uważać na złodziei. Zaopatrzony byłem w niewielkąą torbę sportową i w walizkę pożyczoną od rodziców dziewczyny. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem znienawidzony model z wyjazdu do Vegas , tylko w nieco innym mniej ostrzegawczym kolorze :). Na szczęście wiele osób mnie ostrzegało przed wyjazdem, więc już po wyjściu z lotniska podjąłem pierwsze kroki w celu zabezpieczenia mojego dobytku. Schowałem telefon i portfel na dno torby. Najpierw z lotniska wsiedliśmy do pociągu, a później w metro. Cała podróż nie trwała długo. Komunikacja miejska w Barcelonie jest naprawdę rewelacyjna i stosunkowo niedroga. Za 9 euro kupuje się bilet T10 i starcza on na dziesięć przejazdów. Jeżeli zmieniamy środek lokomocji to nie musimy go znowu kasować- jest ważny przez godzinę piętnaście minut od momentu skasowania.

Minusem metra jest to, że na peronie i w korytarzach pomiędzy liniami nie ma klimatyzacji i jest tam dosyć gorąco i duszno. Właśnie od wyjścia z tego pociągu do linii L4 trzeba było przejść spory kawałek takim korytarzem, później schodami i znowu korytarzem i znowu schodami i już przed nami majaczył peron a my szliśmy jak lemingi już nieco zmęczeni. Poczułem bardzo delikatne pociągnięcie w okolicach torby, patrze na nią i widzę rozsuniętą boczną kieszeń, a specjalnie zasunąłem wszystkie, żeby właśnie wiedzieć czy ktoś mnie nie próbował obrobić. Odwróciłem się i zobaczyłem trzech podejrzanych typów odchodzących szybkim krokiem. Generalnie gdybym coś tam miał to już na pewno bym ich nie złapał, a poza tym, którego gonić :).

Ciekawe, bo później w okolicach kasyna widziałem jak pewien chłopak biegł z nietęgim wyrazem twarzy w stronę plaży. Parę dni wcześniej stał przede mną z kolegami w kolejce do rejestracji do turnieju i ostentacyjnie liczył plik banknotów po 500euro. Jest spora szansa, że właśnie ktoś go okradł, no ale pewnie było go stać ;).

Już 21 sierpnia pierwszy turniej omahy hi za 1100 euro. Zwarty i gotowy wyruszyłem do kasyna.

Nie mam na razie porównania, ale chyba dostałem dosyć trudny stolik. Przynajmniej tak go ocenił GrekZorba, gdy mnie odwiedził. Sam nie znam się za bardzo na prosach, ale mój pokerowy geniusz pozwolił mi ustalić, że jeden z graczy jest z Argentyny i należy do teamu pokerstars pro ;). Wygooglowałem później i się okazało, że to Leo Fernandez. Oprócz tego siedział ze mną podobno Johnny Lodden, ale jak później sprawdziłem w internecie to nie był ani trochę podobny do mojego sąsiada (poza słuchawkami). Po mojej prawej miałem regularsa z cashówek omahy.

Ogólnie grało mi się nieźle. Stack 12000 i 50 minutowe poziomy blindów dawały sporo czasu na grę. Nie dostawałem zbyt dobrych kart, ale pojawiły się dwie okazje do kradzieży sporych pól, które skrzętnie wykorzystałem. Odpadłem bezsensownie na blindach 100/200. Miałem stack w wysokości 16000. Dostałem AAk3 z treflami na asie. Podbiłem standardowo z UTG do 550, dostałem trzech callerów i spadł flop Q93 z dwoma treflami. Duży blind check, ja bet za 1600 z intencją stackowania się (asy z nutsowym drawem do koloru to karta nie do spasowania, bo przeciwko dwóm parom jesteśmy faworytem, dominujemy wszystkie drawy i przegrywamy tylko z setem). Sprawdził mnie Leo i regularas siedzący na dużym blindzie. Pula 7000 turn spada kompletny blank w postaci dwójki i regulars robi bet pot. Jest to standardowe ( nie koniecznie najlepsze) rozegranie Q9 bez drawów, które boi się stackowania na flopie. Niestety trochę się zlewelowałem w głowie i stwierdziłem, że może tak zagrać też jakieś drawy. Spojrzał się jeszcze w taki sposób jakby nie chciał żebym sprawdził i uznałem, że może też mieć drawy, które totalnie dominuję. A w razie czego mam sporo outów. Przesunąłem wszystkie żetony za linie, on oczywiście sprawdził. Zapytałem czy ma Q9, on ze strachem odpowiedział że tak, ale niestety były to jedyne karty, których się bałem i pewnie karty, które miał tu w 90% przypadków. Na domiar złego pokazał jeszcze króla i dwójkę, czyli w sumie dwie najgorsze karty. Nic nie siadło i pożegnałem się z turniejem.

Na pocieszenie goła baba

Analizując to rozdanie doszedłem do wniosku, że było totalnie bezsensowne, nawet jeżeli to zagranie byłoby marginalnie opłacalne to nie warto ryzykować średniego stacka, który można wykorzystać w mniejszych pulach. Wydaje mi się, że na moją decyzje wpłynęła też siła mojej ręki na flopie i turn, który odczytałem najpierw jako dobry. Zagranie za pot przeciwnika tak mnie zaskoczyło, że dorobiłem sobie teorię do tego zagrania. No nic, może wyciągnę coś z tej lekcji.

Kolejny turniej grałem 23 sierpnia- omaha za 550 euro z rebuyami, ale stwierdziłem, że będę grał jak freezout. Mniejsza szansa na scashowanie, ale za to jeżeli już będziemy w kasie to wygrywamy przynajmniej kilka krotność wpisowego. Rozmawiałem jeszcze później z Warsawem na temat turniejów rebuy i zastanawiam się właśnie, która strategia jest najkorzystniejsza. Z jednej strony czysto matematycznie, branie rebuyów jest niekorzystne- ze względu na to, że jest więcej miejsc płatnych niż jedno i podwojony stack nie jest wart dwa razy więcej. Z drugiej jednak strony duży stack sprawia, że możemy bardzo dobrze wykorzystywać np. fazę bubble, czy po prostu przeciwników bojących się odpaść. Co Wy sądzicie o obu strategiach?

W tym turnieju grałem jeszcze krócej. Blindy co pół godziny i stack 6 albo 7tys. Poziom dużo niższy niż we freezoucie. Najpierw straciłem połowę betując draw do koloru. Niestety mając w pamięci poprzedni turniej, racjonalnie stwierdziłem, że przeciwnik nic tu już nie zrzuci i odpuściłem z blefowaniem, niestety okazało się, że miał zdominowane drawy, ale do tego jeszcze jakąś tam parkę i wygrał pulę :). Został mi po tym stack z którym trzeba się było mórować. Pojawiła się dobra okazja , gdy podbił gracz z wczesnej pozycji zraisował preflop (co robił w jakichś 60% przypadków) i dostał call od innego specjalisty. Dostałem JJds i wsunąłem, pierwotny raiser zrobił dosyć mały 4bet i dostał call! Dla mnie super bo mają side pot o który mogą walczyć i wyrzucić się z rozdania (kolejna korzyść z bycia małym stackiem. Flop spadł nieszczególny 567, turn A. Pierwotny raiser uaktywnił się dopiero na turnie betem za 15% puli i takim samy na riverze. Okazało się, że miał nutsa już od flopa. Preflop stałem nieźle bo zabierali sobie sporo outów.

Na pocieszenie gołe wysokie nogi 🙂

Tyle widziałem pokera w Barcelonie, ale to miasto słynie raczej z innych rzeczy, więc nie było się czym martwić :). Jako, że bardzo lubię jeść to na pierwszym miejscu opiszę najbardziej znany bazar w Barcelonie- Mercato La Boqueria. Znaleźć tam można rozmaitości spożywcze. Egzotyczne owoce w smaku nie przypominające polskich. Na szczególne wyróżnienie zasługują mango i awokado, za którymi po prostu nie przepadam, a tamte mają wyśmienity smak (nie lubiłem wcześniej awokado bo właśnie miałem wrażenie, że jest zupełnie bez smaku). Bardzo smaczne są też świeże soki w kubeczkach o różnych smakach (np. Kiwi, kokos, banan), które są trzymane w lodzie i czekają, żeby przynieść ulgę strudzonym turystom- a to wszystko za 1 euro! :).

Dalej znajdziemy stoiska z różnymi rodzajami oliwek, mięs, przypraw:

A w samym centrum bazaru sprzedaje się świeżutkie owoce morza. Widok dogorywających krabów, raków itd, nie był może zbyt przyjemny, ale przynajmniej nie da się im zarzucić, że sprzedają nieświeży towar.

Oczywiście postanowiliśmy go wypróbować i ugotowaliśmy makaron penne z owocami morza.

Na tym zdjęciu kroję cebulę ;):

To w trakcie duszenia kalmarów:

i efekt końcowy:

Wyszło naprawdę ekstra i mamy zamiar spróbować tego samego w Polsce. Podobno w Makro, albo w Auchan można kupić stosunkowo świeże owoce morza.

Będąc w Barcelonie, warto zajrzeć do muzeum Picassa. Można poznać historię artysty przechadzając się pomiędzy jego obrazami. Co jak co, ale poczucie humoru to on miał na pewno.

Kto by powiedział, że to Picasso?

Jednak najbardziej rozbawił mnie kolejny szkic, tak się uśmiałem, że przyszła pani i powiedziała, że nie można zdjęć robić :/.

Ciekawą sprawą, o której warto wspomnieć jest tapas. Właściwie są to różnorakie przekąski, może to być miseczka oliwek, smażony kalmar, jakaś sałatka, a nawet chipsy. Jest to element na tyle istotny w ich kulturze, że w jednej restauracji pewnemu kelnerowi zrobiło się przykro, że nie wzięliśmy tapas i przyniósł nam oliwki od firmy. Później próbowaliśmy w paru miejscach, ale niezbyt nam ten zwyczaj smakował. Na pewno do długiej biesiady ze znajomymi przy piwie takie tapas byłoby idealne, ale nam nijak się miało do głównego dania. Myślę, że istotność tapas w hiszpańskiej kulturze najlepiej pokazuje menu restauracji z sushi.

Na pewno warto także wspomnieć o katalońskich szynkach (jamon serrano). Jest to szynka długo dojrzewająca (podobna do parmeńskiej). Jeśli ktoś nie lubi tego rodzaju wędlin to na pewno nie uda mi się go zachęcić, ale pozostałym polecam. Zdjęcie z działu mięsnego w Carrefourze.

A to inny produkt z Carrefoura. Ciekawe czy takowa kolorystyka miałaby szanse przyjąć się w Polsce? ;). Nie próbowaliśmy, ale ceny win były bardzo niskie.

Wypada wspomnieć także o Gaudim, którego charakterystyczne budynki zdobią całą Barcelonę, park Guell i budowany w nieskończoność kościół: Sagrada Familia są jej wizytówkami (nie zrobiłem jakichś ciekawych zdjęć, ale polecam wygooglować). Swoją drogą nieźle zbierają za wejście. Duża kolejka i po 11 euro od osoby skutecznie nas zniechęciły. Pewnie już zebrali kilka razy więcej niż potrzeba na jego budowę, ale nie kończą, bo będą musieli zwinąć interes ;).

Bardzo znany jest także pokaz fontann. Dupy jednak nie urywa, ładne światła, ale większość utworów zupełnie niezgrana z muzyką przez co kiepsko wypada w porównaniu z tymi przed Bellagio.

Na zakończenie jeszcze jedna rzecz którą koniecznie trzeba zrobić w Barcelonie- wykąpać się na golasa :). Oczywiście nocą, ale pewnie nikt by nie miał pretensji gdybyście zrobili to w ciągu dnia. Chyba dosyć sporo ludzi to praktykuje na barcelońskich plażach. Trzeba jednak uważać na złodziei bo regularnie patrolują plażę i próbują zgarniać zostawione rzeczy. Tak czy inaczej warto, bo zabawy sporo a różnica zaskakująco odczuwalna :D.

Następny przystanek to EPT San Remo. Omaha za 990euro i jakaś turbo za 330. Jak na razie się wybieram, ale jak zwykle wszystko może się zmienić.

Jak zwykle bym zapomniał. Okazało się, że na tych walizkach kląży klątwa i w drodze powrotnej, gdy prawie spóźniliśmy się na samolot, kółka postanowił rozwieźć się z resztą walizki :). Nie kupujcie tego badziewia z Chin 🙂

Pozdrawiam

Loczek

Poprzedni artykułTo ostatni Partouche Poker Tour!
Następny artykułWCOOP 2012 – karolinaD druga w evencie 12 ($31.976)

17 KOMENTARZE

  1. dziwki na La Rambla jeszcze zaczepiają nocnych turystow ? Podobno Barcelona zrobiła jakis zakaz noszenia koszulek poza plazą. STOP GOLASOM 😛

  2. Zawsze świetnie się bawię czytając Twoje wpisy… i oglądając zdjęcia – prostokąt do kolan mnie rozwalił 🙂

    Jak dla mnie masz najbardziej rozrywkowy blog tutaj 🙂

    Wczoraj właśnie wróciłem z objazdówki po Hiszpanii i Twój wpis przywodzi na myśl wspomnienie wakacji.

    Poza tym szacun za przygotowanie owoców morza. Jak dla mnie to kulinarnie nic nie jest w stanie przebić Tajlandii…

    • Satelitek to chyba nie ma nawet, a poza tym to nie uznaję grania w nich. Albo mnie stać na jakiś turniej albo nie. Granie satelitek sprawia, że gramy w turnieju na który normalnie byśmy sobie nie pozwolili i prawdopodobnie nie gramy wtedy Agame. Nie mówiąc już o tym, że pakiety, które się wygrywa obejmują noclegi w bardzo drogich hotelach. Lepiej jest zagrać w jakimkolwiek turnieju i w przypadku odpowiedniej wygranej, samemu zaplanować podróż.

  3. Nie wiem gdzie mi w tej Barcelonie zwiałeś, ale nie wiesz jak sie zdziwiłem, gdy ogladajac dzisiaj zdjecia z mojego wyjazdu widze ciebie z kolega na rogu uliczki :p

  4. Na zdjęciu na którym stoisz w wodzie na golasa brud na obiektywie uformował ciekawego duszka.

  5. Jak zawsze super wpis 🙂 ! Dziwię się trochę, że zagrałeś tylko 2 turnieje tam …

    Fota w fontannie – rozumiem, że to taka autopromocja z tym zielonym prostokątem długim aż do kolan … :):):):) ? LOL 🙂

  6. No cóż, jak się chce być pro nie można oszczędzać na sprzęcie do pracy. Na Twoim miejscu zainwestował bym w porządną walizkę – nie wiem czy czasami w sklepie PS za punkty nie można kupić.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.