„normalnie Kiełbasa do reszty..”

5

Dziś od samego rana mam super nastrój.. powód? Na trochę późniejsze popołdunie jestem umówiony na mały turniej pokerowy. A raczej pokerowy sześcioosobowy stolik. Zielony obrus, karty, żetony, symboliczne wpisowe, nutka alkoholu i takie tam.. Co jednak odróżnia owy pojedynek od innych „powszednich i szarych” gierek, to że zagra dziś z nami kuzyn jednego z „regularsów” zwany Kiełbasą. Kiełbasa wyjaśnia wszystko. Phil Hellmuth to przy nim cichy grajek, coś a'la Janko Myzykant w obliczu podpitej orkiestry górniczej.

Pan Kiełbasa z racji stosunkowo odległego miejsca zamieszkania występuje w naszym lokalnym pokerowym półświatku nieregularnie i ogólnie niezbyt często. Za to za każdym razem budzi olbrzymie i czasem wręcz ukryte pokłady szczerej, prymitywnej radości u reszty zawodników. Jest to koleś wagowo około 100-110 kg i odpowiednio do swojej wagi wypić lubi. Posiłkuje się w czasie gry wyłącznie Dębowymi, przeważnie w okolicach tuzina lub prawie .. i wtedy się zaczyna: poza standardami w stylu przypadkowego, ale cyklicznego rozlewania napitków, najcięższych przekleństw świata, obnażania się, zwierzęcych krzyków i iście kibolskich przyśpiewek na temat zakończonych rąk i innych graczy ..także poza tymi „standardami” w czasie czterech ostatnich sesji widziałem w wykonaniu Kiełbasy:

miejsce 3 – późna już faza turnieju 🙂 po połamaniu AA sąsiada Kiełbasa wyskakuje w górę z krzesła, rozwala przy tym wszystkie żetonowe wieże kolegów i trochę rozlewa, kica jeszcze kilka razy obok stolika i jako wyrazista puenta wykonuje coś w stylu półsalta z lądowaniem.. na swoją reklamówkę z browarami (na szczęście w większości już opróżnionymi butelkami)

miejsce 2 – tą akcję miałem przyjemnośc obejrzeć już dwa razy, pycha. Kiełbasa wstaje, okrutnie się wydziera, patrzy prosto w oczy swojej „ofiary”, robi się czerwony (lub wręcz bordowy) i rozdziera koszulkę czy bluzę w stylu starego dobrego Hulka Hogana.. piękna rzecz!

miejsce 1 – bezwzględnie jednak najpiękniej było jak Kiełbaska się popłakał.. miałem tą niewątpliwą przyjemność ograć kolegę w finałowym hu z jakiś miesiąc temu, mało tego wylizałem się z przewagi około 4:1. Grubas ze 20 minut wyzywał, złorzeczył i płakał, płakał wielkimi łzami jak w przedszkolu, aż kapało z nosa. Taki widok kolesia, który kilka minut wcześniej puszył się i megawymądrzał to było naprawdę coś.

Nieźle się rozpisałem, a uśmiech nie schodzi mi przy tym z pyska. Ciekawe co dzisiaj przyniesie dzień.. jeśli odbędzie się coś spektakularnego – obiecuję relację. Hehe.. pozdrawiam.

Poprzedni artykuł#02 Brakujące ogniwo.
Następny artykułEPT San Remo 2012 – Dwóch Polaków gra dalej

5 KOMENTARZE

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.