Kolejne turnieje i trochę zabawy (SCOOP czelendż)

5

Minęły kolejne dni pokerowego urlopu. Co się wydarzyło od czwartku? Sporo:

PLO Heads-Up

Miałem spore oczekiwania jeśli chodzi o ten turniej. Lubię bardzo omahę i całkiem dobrze sobie radzę w heads upie tej odmiany. Po zakończeniu rejestracji okazało się, że ponownie trzeba przejść trzech kolesi, żeby dojść do kasy. Dodatkowo, byłem w tej puli graczy dla których nie było przeciwnika i pierwszy level przeczekałem – super. Kiedy trafiłem na pierwszego, wiedziałem, że nie będzie łatwo – w statach miał ponad $300k w wygranych turniejowych z czego tylko ok $100k w holdema – reszta w pozostałe gry. Nie ma to jak trafić na specjalistę w tego typu rozgrywkach. Czułem respekt i chyba trochę za bardzo się spiąłem, bo z łatwością zabierał mi żetony. Po dość długim czasie miał już przewagę 8000 do 2000 i musiałem liczyć na trochę szczęścia. Niestety, flopy były obrzydliwe, żadnego połączenia. Po jakimś czasie miałem 720 w żetonach i już żegnałem się z turniejem. Napisałem nawet do mojego przeciwnika w trakcie przerwy, która właśnie nastąpiła, że będę potrzebował jakiegoś cudu, żeby wrócić. I otrzymałem! Tuż przed wznowieniem gry pojawiła się informacja, że koleś 'nie gra'. No to wciskałem raise jak najszybciej, żeby jak najwięcej blindów wróciło do mnie. Nie potrwało to długo i pozwoliło mi dojść do 2000 w żetonach. Kiedy powrócił, zapytałem się, czy miał problemy z netem. Odpowiedział 'No. I'm an idiot.' Tuż przed rozpoczęciem gry wyłączył kompa, żeby resztę grać na tablecie. Trochę dłużej mu to zajęło niż planował. Dzięki temu prezentowi miałem więcej żetonów i po jakimś czasie udało mi się powrócić do stanu 5000-5000 i miałem duży uśmiech na twarzy kiedy do tego doszło. Chwilę po tym przegrałem dużą pulę i stan był 7500-2500 (a blindy już duże). Musiałem szybko coś zrobić – i szybko odpadłem 😀 Trochę mnie to wkurzyło, jednak pomyślałem, że koleś grał lepiej i miałem pecha, że trafiłem na takiego kozaka w pierwszej rundzie. 

NLHE Ante-up

Ten format jest bardzo specyficzny – bo dość szybko dochodzi do dzikich all-inów. Niektórzy gracze w ogóle nie zwracają uwagi na to, że w puli jest np. 1800 zebranych z ante i podbija do 15 (blindy cały czas są 5 5) – po zebraniu sporego stacka fajnie się sprawdza takie podbicia z rękoma, które normalnie bym wywalił. Jest dużo family potów – więcej gry po flopie niż przed. W późniejszej fazie trzeba już patrzeć na to, kto jest na shorcie i kiedy będzie wpychał. Grałem to inaczej niż klasyczne turnieje i się opłaciło, bo doszedłem do kasy – co prawda niewielkiej, bo raptem $16 (wpisowe było $7.5) ale to zawsze kolejny cash.

Piątek, piąteczek, piątunio

W piątek miałem do zagrania 2 turnieje – FL Omaha H/L oraz NLHE (6-max, turbo, super knockout). Z pierwszego zrezygnowałem, bo postanowiłem spotkać się ze znajomymi – kolega przyleciał z Hiszpanii i zorganizował wspólne wyjście na koncerty juwenaliowe. Poszedłem z planem pogadania z nimi przez dwie godziny i wrócić na 23 na drugi turniej. Kiedy zobaczyłem ich i pomyślałem, że mam wracać i gapić się w karty całą noc, zamiast się z nimi pobawić pomyślałem 'matko, przecież będę jeszcze cały tydzień grał'. Więc olałem drugi turniej. Co tu dużo gadać – wróciłem przed 5 rano krokiem defiladowym do domu.

The day after…

Wstałem na gigantycznym kacu, ale po kilku papierosach doszedłem w miarę do siebie. Nadeszła 17 i 6-max shootout. Zapisałem się. Było coś ponad 6000 graczy zapisanych i wystarczyło pokonać jeden stolik, żeby dojść do kasy. W pierwszych kilkunastu rozdaniach widziałem już, kto najprawdopodobniej mi odda żetony a jeśli odpadnę, to prawdopodobnie z ręki tego albo tego. Szczęście dopisało mi już na pierwszym poziomie blindów – miałem sporo żetonów (coś ok 8000) kiedy szaleniec po mojej lewej wszedł w rozdanie ze mną (miał też około 8000, bo walnął all-ina za 5000 w jednym z pierwszych rozdań na pulę 75 żetonów z 55 – sprawdziło go QQ ale 5 spadła na flopie i się podwoił. Później oddał trochę żetonów w dziwnych rozdaniach i postanowił zagrać ze mną). Miałem JJ i flop spadł 10 3 J – zagrałem, podbił, sprawdziłem. 3 na turnie – mam fulla. Zagrywam, on podbija, ja przebijam, on przebija – no dobra: all-in, on: instacall. Pokazuje Q9 – kochany człowiek. Po tym rozdaniu miałem ponad 16 000 i stwierdziłem, że dojście do kasy będzie bajecznie proste. Graliśmy we trójkę (bo zaczęliśmy w pięciu): ja (16 000), jakiś słaby gość (8000) i reg, który miał niezły dorobek w statach (2000). Reg grał dobrze, natomiast drugi koleś albo sprawdzał, albo walił all-in (przy blindach 30/60) za 8000. Modliłem się, żeby spadła mi jakaś duża para kiedy tak zagra. Graliśmy tak sporo czasu, i stacki się trochę zmieniły: ja (11000), reg (3000), maniak (11000). Póżniej reg się podwoił na maniaku, ja trochę oddałem regowi i sytuacja wyglądała mniej więcej po równo. Dostałem AK i zagrałem podbicie do 3 BB, reg fold, maniak push. Chwilę się zastanawiałem, czy to sprawdzić. W sumie, miałem trochę więcej niż on i w razie wtopy miałbym jeszcze ponad 10 blindów. Poza tym, jakbym wygrał, miałbym dużą przewagę do heads-upa – to też miało znaczenie. Call. Moje AK off kontra 55. Na flopie AJ2 (dwa kiery) – YEAH! Turn cośtam kier – no nie, jeszcze jeden i rozwali mnie kolor! Na riverze kier i pula wysokości 18 000 wędruje do tego $%!&!@! Mi zostało ok 15BB. No to czas pograć shorta – fold, fold, fold, all-in, fold, fold, fold, all-in… i tak przez kilkanaście rozdań. W końcu reg zagrywa 3BB, maniak push i reg myśli (a mieli prawie równe stacki) – po dłuższym czasie sprawdza – reg: 99, donk: 33. Stół nic nie zmienia i donkowi pozostaje ok 3000. Chwilę później wpycha na mojego blinda, ja mam niskiego asa i sprawdzam. Moja ręka się utrzymuje, i się podwajam do 2000. W następnym rozdaniu eliminuję donka i mam 2500 kontra 22500 u rega. Życzę mu powodzenia i zaczynamy heads-up. Blindy są jeszcze bardzo nisko, więc wcale nie muszę grać push/fold. Mam już u niego opinię gracza tight – widział tylko u mnie porządne układy, więc postanawiam to wykorzystać i grać trochę więcej przed flopem. Po jakichś 25-30 minutach sytuacja jest bardzo rozwojowa – ja mam prawie 9000, on prawie 16000 – kurczę, jak teraz się podwoję zmieni się układ sił! Po jakimś czasie mam A4 suited, on podbija, ja przebijam – jeszcze nigdy nie sprawdził mojego przebicia, ale teraz sprawdza. Flop A23 tęcza. Czekam, żeby kontrolować rozmiar puli. On bet, ja call. Turn 10 (albo wyżej, nie pamiętam) – nadal mam A z żadnym kickerem i draw do wheela: czekam, on bet, ja call – pula jest już ok 3500, mi zostało 5500. Na riverze spada kolejna 3 – czekam. On zagrywa 2500 – zastanawiam się dość długo. Mógł mieć dobrego asa, bo po raz pierwszy sprawdził moje przebicie przed flopem. Z drugiej strony, łapałem go już kilka razy na totalnym blefie – grał bez pary, bez niczego – mógł tutaj mnie obstawiać na parze i wykorzystywać tego asa na flopie, żeby mnie zepchnąć – byłby do tego zdolny. Zawsze, jeśli ma niskiego asa będzie podział – na turnie spadło coś co mogło przebijać jego kickera. Po namyśle sprawdziłem – miał strita (45) madierfakier! No nic – zostało 3000, znowu gramy shorta. Jednak długo nie pograłem – J7 suited, on limp, ja check. J 8 9 na flopie. Zagrywam, on call. 2 na turnie – pomyślałem, że drawuje i chciałem zakończyć to rozdanie – push. On call, QQ i spadam. Najgorsze jest to, że to jego wybrałem na 'jak ktoś mnie wyeliminuje, to pewnie on'. Crap!

PLO (re-entry)

Tego turnieju nie miałem w planach, ale spojrzałem, że do końca serii w moim grafiku nie ma już omahy w klasycznym formacie, więc zagrałem. Trochę żałuję, bo odpadłem 'dając ciała'. W sumie, ciężko jest spasować fulla na riverze (rozwalił mnie wyższy full) jednak w trakcie rozdania śmignęła mi myśl, że mimo wszystko mogę już być w ciemnej dupie. Flop spadł 10 3 3 z dwoma kierami. Koleś zagrywa, sprawdzam (mam A J 3 2 bez kierów) – turn 9 trefl – on zagrywa, sprawdzam. W puli jest ok 3000, mam jeszcze 6500 w stacku (on mnie pokrywa). Na riverze spada A kier – koleś czeka. Mam fulla, więc zagrywam połowę puli. W momencie kiedy to zagrałem, pomyślałem, że było trzeba poczekać bo ma fulla z flopa (parę 10 na łapie). Wiedziałem, że to reg z niezłym dorobkiem i po pierwsze – na pewno nie zagrywał na drawa do koloru z możliwym fullem na stole, po drugie – moje zachowanie sugerowało, że drawuję do koloru. I w tym momencie, siedzi sobie na dobrym fullu (biłaby go tylko para asów na mojej łapie) i spada kolor na riverze – moje 3 flatcalle sugerują, że właśnie zebrałem kolor. Czeka z nadzieją na check-rasie'a bo niewielu umie zrzucić coś takiego jak kolor kiedy w końcu do niego dotrą. Po moim becie zastanawiał się na prawdę długo a ja coraz bardziej przekonywałem się do tego, że jestem gorszy. No i wpycha. A co ja robię? Insta-call! (what the kurwa fuck?!) Oczywiście ma tego lepszego fulla i odpadam z turnieju. Coś mi zagrało w baniaku, że może on ten kolor zagrywa i coś właśnie wykombinował, że przecież nie mogę mieć fulla – coś w ten deseń. On wszystko zrobił perfekcyjnie w tym rozdaniu, ja popełniłem 2 błędy – bet na riverze (wybaczalny) i call check-raise'a (niewybaczalny). Trochę to było też na zasadzie 'Nie no, muszę to zobaczyć' – ale nie warto było przekonać się kosztem zakończenia turnieju, że mój instynkt się nie mylił. Kurde, co za debilny call. On mnie zawołał a ja wskoczyłem w mgnieniu oka.

NLHE Turbo ZOOM

Traktuję te turnieje trochę jak loterię – szybka akcja, dużo rozdań, szybko blindy rosną. Tak na dobrą sprawę są nawet fajne, bo dość wcześnie człowiek nie musi już myśleć – bo ma do wyboru tylko fold albo push. Granie na shorcie jest moim zdaniem najłatwiejsze, wpychasz i los sam decyduje o sukcesie albo porażce. Jasne, że wolę grać deep – jednak dzisiaj miałem nawet ochotę na klikaninę. W sumie pograłem godzinę z kawałkiem i odpadłem coś ok 4500 miejsca.  

Półmetek

Jestem na półmetku zaplanowanych turniejów. Zagrałem 13 turniejów i jeszcze 13 przede mną. Na razie nie jest źle: $180 łącznych wygranych przy $280 dotychczasowych wpisowych. Jak tendencja się utrzyma, wtopię tylko $200. Oczywiście istnieje szansa, że już żadnych wygranych nie będzie – nie martwi mnie to. Bardziej mnie martwi dzisiejszy dzień – mam nadzieję, że nie będzie więcej takich słabych dni, gdzie miałem do zarzucenia sobie sporo (możliwe, że to wina kiepskiego samopoczucia po wczorajszym, jednak mimo wszystko – czuję, że dałem dzisiaj ciała). Muszę teraz dobrze wypocząć prze jutrzejszym dniem, bo są 2 klasyczne turnieje w starego poczciwego holdema – nawet się za nim stęskniłem 🙂

Pozdro!

P. S.

Wiem, że już 2 filmiki wrzucone, ale wczoraj widziałem ten kawałek w jakimś filmiku – nie mogłem znaleźć nigdzie w komentarzach co to (mimo, że z 20 osób o to pytało) ale na szczęście soundhound załapał i od wczoraj się tym fazuję:

Poprzedni artykułHeads-Up Odc.38 – Pokerowy podcast PokerTexas i Wolnego Pokera
Następny artykułPius Heinz: „Poker zmienił się dla mnie w hobby”

5 KOMENTARZE

  1. Aktualnie najlepszy blog 🙂 codziennie sprawdzam czy przypadkiem nie ma nowego wpisu 🙂 Powodzenia !

  2. Bardzo fajne podejście do samej gry. Nic się nie stało, że jest 100$ na minus choć z drugiej strony myślę, żę przydałoby się troszkę ambitniejszej postawy żeby osiągnąć sukces. Ogólnie czekamy na kolejne raporty i oby z jakąś czterocyfrową wygrana:)

    • Hehe, dzięki. W sumie już siedzi mi coś za skórą, że nic sensownego nie zgarnąłem, ale o planach i ambicjach napiszę w ogólnym podsumowaniu – jeszcze jest szansa, że będzie w pozytywnym świetle pisane. Wczorajszy dzień trochę mnie zdołował, ale nie ma co przelewać żali tutaj, komu by się chciało o tym czytać. Teraz gram NLHE/PLO – final table to plan minimum 😉

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.