A chciałam być dziewczyną gangstera…

10

Założę się, że takiego bloga jeszcze tutaj nie było. Piszą różni ludzie związani na dobre lub na złe z pokerem, ale zazwyczaj są to osoby wygrywające lub przegrywające, słowem ci, którzy są w środku. A ja jestem na zewnątrz. No, może czasem w środku. Jednak naprawdę rzadko. Ostatnio pociagnęłam turniej w Sylwestra, gdy chłopcy przed 5. rano mieli już wszystko w zadku i tylko ja orientowałam się, że istnieje ryzyko zmarnotrawienia 1200 euraków… Zwykle zajmuję się catteringiem (No, kiedy będzie ten kurczak po prowansalsku, bo za 8 minut mamy przerwę i dobrze by było, gdybyś trafiła!) oraz dziewczynkami i nie mniej szalonym psem.

Ale to jest teraz. Kiedyś natomiast, gdy miałam lat mnie więcej 17, marzyłam, by zostać dziewczyną gangstera. Niestety, nie wyczułam sytuacji i rozwiodłam się z jedynym moim mężem, gdy mleko miał jeszcze pod nosem zamiast wąsa i nie doczekałam jego obecnego statusu społecznego. Zamiast tego związałam się z kilka lat młodszym chłoptasiem, co to nad wyraz odpowiedzialny mi się wydawał, z nadzieją, że stateczność też się weń rozwinie. I rozwijała się – a jakże – aż do chwili, gdy koledzy z brydża nie pokazali mu, jak się gra w necie w pokerka. Z dnia na dzień rzucił w pizdu robotę w gazecie, choć był pupilkiem naczelnego i oświadczył, że  znalazł nowy sposób na życie. Oczywiście dwa tygodnie później na jego pokerroomie pokazało się paskudne 0$ i przez pół roku żyliśmy z jednej pensji;-).

Tak właśnie zostałam dziewczyną pokerzysty. Moje nastoletnie marzenie prawie się spełniło. Nie mam co prawda tak poobijanej mordy jak kobieta gangstera, ale muszę przyznać, że raz dostałam takiego huka w ucho, że spadłam ze schodów i straciłam świadomość na kilkadziesiąt sekund. Jednak to był ten legendarny „dałnsłing”, czy jak go tam mendę zwał, kiedy każde wkurwienie MUSI być wybaczalne. W dodatku zarobiłam przez przypadek, bo akurat targał na piętro… półkę z IKEI, którą mu kazałam zamontować. Szłam za nim, czego nie zauważył, na moment się odwrócił i bach. Zatem strzał się nie liczy.

Mój kochabitant giwery na pośladku nie nosi, jednak życie z nim od kilku lat dostarcza mi nie mniej emocji, jak gdyby ją tam miał. I wcale nie jest to smutne życie, jak mi się kiedyś wydawało. Ale o tym następnym razem…

Poprzedni artykułJDPC V – znowu sukces!
Następny artykułMike McDonald o Dominiku Pańce „Chciałbym się cofnąć w czasie i stake’ować tego gościa”

10 KOMENTARZE

  1. Nie no, to grubo w chu. Gość co rzuca pracę zanim zaczął zarabiać gdzie indziej i jest tak słabą pizdą, że pierdolnie kobietę aby się wyładować. Honorem też ocieka biorąc pod uwagę życie przez pół roku z jednej pensji.

    Jeśli to nie była prowokacja, po ostatniej średnio udanej, rzecz jasna.

    • Brawo za odwagę excaulibrus… donkteam „rozumie” co czyta… Patologia to dzisiaj już chyba styl życia, jeśli nadal nowe blogi będą szły w tym kierunku to, pokertexas zostanie w szybkim czasie wykupiony przez

      pudelka. Bravo

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.