Upadek z konia a Las Vegas

25

Parę tygodni temu mocno osłabła moja chęć do grindowania. Motywacja nie ma polegać na zmuszaniu się, ale na tym, że z zapałem robi się coś dla jasno postawionych celów. Te ostatnio trochę się zmieniają i zacząłem zastanawiać się, czy przez jakiś czas nie chcę zająć się w życiu czymś innym niż poker. Polityki i biznesu już próbowałem, i do mnie nie przemówiły, ale zostały jeszcze aktorstwo, podróżowanie, czy też szukanie oświecenia u tybetańskich mnichów 😉 Zresztą nie o tych rozterkach ma być ten wpis (może będzie o nich któryś kolejny).

Wyjechałem w Bory Tucholskie odpocząć i pomyśleć. Grillowałem, opalałem się, czytałem, analizowałem i jeździłem konno. I to ostatnie zajęcie przyniosło mi najwięcej emocji.

W ostrym galopie spadłem z konia, który zbyt mocno popędził za młodą źrebaczką. Upadek na bark skończył się złamaniem obojczyka. Od dobrych paru lat nie poczułem takiego bólu. Złamania nie są fajne.

Różne szkoły ortopedii

Była niedziela około godziny 21. Koleżanka zawiozła mnie do szpitala w Bytowie. Panie w rejestracji były na mnie złe, że nie jestem ubezpieczony. One nie wiedziały, gdzie są formularze do przyjęcia prywatnie i jak takowe wypełnić. W końcu za gotówkę zrobiono mi zdjęcie RTG, które widać obok. Zblazowany obudzony ortopeda spojrzał na nie i bez tłumaczenia mi czegokolwiek powiedział „Niektórzy tego nie tną, my to tniemy. Według mnie trzeba ciąć.”. Nasępnie oznajmił mi, że mam jak najszybciej przejść operację, bo za dzień-dwa zacznie się zrastać i trzeba będzie łamać przed operowaniem. Potem tydzień w szpitalu i 4-6 tygodni gipsu. Ale skoro jestem z Gdańska, to jedynie włożyli mnie w tymczasowy gips, żebym mógł dojechać na operację u siebie (jeden).

Koleżanka zawiozła mnie do Gdańska. W drodze byłem w dość morowym nastroju. Wizja rezygnacji z wyjazdu do Vegas, cięcia ręki aż do kości i odparzania się pod gipsem przez większość lata trochę smuci. Ale nawet się nie zezłościłem. Kumpela powiedziała mi, że to aż nienaturalne, i że powinienem w takiej sytuacji powściekać się i poprzeklinać. Był to dla mnie dobry test. Dużo opowiadam o pozytywnym myśleniu i tym, że od nas zależy jak zareagujemy; wściekanie się i marudzenie nie zmieni przeszłości, a jedynie może zatruć teraźniejszość. Łatwo tak mówić, jak wszystko się układa. „Jak jest dobrze, to jest dobrze”. Na szczęście w chwil trudnej nie złamałem się. Nie licząc obojczyka..

Wracając – około godziny 2 w nocy wylądowałem na gdańskim SORze (Szpitalny Oddział Ratunkowy). Tam ortopeda po obejrzeniu mojego zdjęcia rentgenowskiego i tego, że włożyli mnie w gips, złapał się za głowę. Powiedział mi, że o operacji nie ma mowy, bo w 99 przypadkach na 100 obojczyk zrasta się dobrze bez niej, a złamań bez przemieszczenia od nastu lat nie wkłada się w gips, bo on bardziej szkodzi niż pomaga. Kazał mi przyjść następnego dnia rano, żeby mi ten gips zdjęli . Zamiast niego dostałem ortezę zwaną ósemką ortopedyczną (dwa).

Po czterech dniach zaczęła puchnąć mi ręka. Dziwny widok. Moje palce zaczeły zamieniać się w serdelki jak u przeżywionego amerykanina. Zniknęły mi te kreseczki, które są pomiędzy paliczkami 😛 Ponieważ na SORze z okazji Euro była  kolejka na minimum 6-7 godzin (sic!), to pojechałem na Akademię Medyczną na KOR (Kliniczny Oddział Ratunkowy). Tam zrobili mi serię badań, żeby sprawdzić, czy nie robią mi się skrzepy lub inne badziewia. Krew trzęsącą ręką pobierała mi praktykantka i robiła to dość długo, aż obejrzał się lekarz i stwierdził, że to już dawno by starczyło. „Miało być tylko do tej kreseczki”. „Aaacha”. Po trzech godzinach usłyszałem, że moje wyniki są „ Ni w pięć, ni w dziesięć”. Nawet nie zwróciłem im uwagi, że powinno być dziewięć. Zrobiono mi kolejne zdjęcie. W końcu dwóch lekarzy niepewnie zgadło, że pewnie od tej ósemki puchnie mi ręka, więc kazali mi ją zdjąć, a zamiast niej założyli mi tzw. opatrunek Desaulta (trzy).

Tak jak po samym wypadku się nawet nie zezłościłem, to teraz zaczynałem już rzucać mięsem. Nieszczęśliwy wypadek jestem w stanie zrozumieć. Gorzej z tą cholerną niepewnością, gdy nikt nie jest w stanie mi powiedzieć, jak ma wyglądać i jak długo ma trwać leczenie, gdy w ciągu tygodnia mam n-tą diagnozę i plan leczenia, do tego niepewne.

W końcu w poniedziałek, tydzień po wypadku, poszedłem na wizyte do dra Marka Krzemińskiego. Jest on ordynatorem ortopedii w Kościerzynie, podobno jednej z najlepszych w Polsce, a raz w tygodniu przyjmuje prywatnie w Gdańsku. W końcu on ze mną sensownie pogadał i opowiedział mi, że nie ma jednoznacznej wykładni jak leczyć złamany obojczyk poza tym, że na pewno nie operacjami ani gipsem. Wytłumaczył mi co daje każdy z opatrunków i zalecił mi ortezę ramienną typu Desault-Gibortho, czyli mniej więcej to, co założyli mi na KORze, tyle, że z pianki, takie co można zdejmować do mycia się (cztery).

Za miesiąc mam zdjęcie kontrolne, potem miesiąc rehabilitacji, a pełną sprawność osiągnę najwcześniej po pół roku. Nie jest to błogosławieństwo, ale przynajmniej wiem co i jak, i mam plan działania. A oto skrótowe zestawienie moich przygód:

Podsumowując – parę rad od serca

  1. W razie jakiegokolwiek wypadku, jeżeli musicie, to zgłoście się na Oddział Ratunkowy, ale niech wykonają tam *minimum* zabiegów. Nie dajcie się operować, o ile nie jest to konieczne.
  2. Sprawdźcie w Internecie / innych źródłach, kto jest dobrym i cenionym specjalistą w waszym regionie, i jak najszybciej udajcie się do niego, żeby prowadził wasz przypadek.
  3. Zasięgnijcie opinii co najmniej dwóch lekarzy. To nie będzie standardowe, jak pójdziecie do lekarza, a w momencie, jak będzie chciał przejść do jakiegoś zabiegu, to powiecie „Nie, dziękuję, najpierw spytam jeszcze kogoś innego”, ale tak trzeba zrobić.
  4. Każdą wizytę każcie rejestrować, żeby była z niej dokumentacja. W razie braku ubezpieczenia miejcie gotową odpowiedź na bezsensowne pytania, np. „Pracuję jako informatyk w Nevadzie” i nie zgadzajcie się na wilczą przysługę przyjęcia bez rejestracji, bo za darmo, czy coś innego.

Do Las Vegas na.. satelity

À propos pracy w Nevadzie. Między Polską a USA nie ma umowy o braku podwójnego opodatkowania. Od każdej wygranej powyżej $5000 IRS ściąga od razu 30%. W efekcie tego granie na WSOPie nie ma specjalnie sensu. Mamy jedynie 70% swojej akcji na start, bo resztę od razu „sprzedajemy” z markupem 0.0 rządowi amerykańskiemu. Taki podatek od bycia Polakiem (a jest ok. 30 innych narodowości, które nie mają tej nieprzyjemności).

Mimo to, jeszcze zanim się połamałem, dałem się namówić na wyjazd do Las Vegas. Rok temu po wizycie w Mieście Grzechu dostałem niesamowicie pozytywnego życiowego i zawodowego kopa. Zdecydowałem, że chcę takowego dostać jeszcze raz i szczęśliwie łamanie się nie pokrzyżuje mi planów.

Poza tym znalazłem coś, co jednak mogę grać bez płacenia tego morderczego podatku – satelity. W Rio w satelitach wygraną nie są pieniądze, czy nawet wejściówki do Main Eventu, ale żetony turniejowe, nazywane lammers. Tak jak T$ na PokerStars można wykorzystać je jako wpisowe do dowolnego eventu. Ponieważ będę miał w Vegas sporo znajomych grających WSOPy, to będę mógł im te żetony odsprzedawać. Tak więc od 26 czerwca do połowy lipca grać będę:

  • satelity STT: http://www.parttimepoker.com/wsop-live-satellites-a-guide-to-single-table-satellites
  • satelity MTT: http://www.wsop.com/2012/satellites/index.asp

Życzcie mi szczęścia 😉 Jak bardzo dobrze mi w nich pójdzie to może nawet zagram Main Event, który po uwzględnieniu opodatkowania jest gdzieś w okolicach 0EV.

Połamane pisanie

Aktualnie praca przy kompie nie jest dla mnie najwygodniejsza. Zebranie się i stworzenie tego wpisu zajęło mi ponad tydzień. Mimo to będę starał się od czasu do czasu skrobnąć, jak mi tam za oceanem. Nie dojdę LoChecka w tym, jak fantastycznie on relacjonuje swoją przygodę, ale spróbuję wystawić mu jakąś konkurencję.

Mam nadzieję, że pracownicy lotnisk nie będą mi robić problemów na bramkach, twierdząc, że przemycam w opatrunku 3 Meksykańców i 2 kilo koki. A jak tak, to będę miał od razu temat na następny wpis 🙂

Żyjcie długo i osiągajcie profit

Grasiu

PS – Projekt zrobienia mental hand histories z czytelnikami PT, który przedstawiłem w poprzednim wpisie, jest nadal aktualny, ale z racji unieruchomienia prawej ręki niestety odsunie się on w czasie do sierpnia. Mam już wstępnie wybrane 3 osoby/tematy, ale nadal możecie tam zgłaszać propozycje.

Poprzedni artykułWywiad HIT – część II
Następny artykułWilliam Reynolds ostro krytykuje

25 KOMENTARZE

  1. Z całej tej historii jednego można być pewnym, trzeba omijać bytowski szpital;]

    i piszę to jako rodowy bytowiak;)

    zdrowia

  2. to się pewnie zobaczymy :). Jutro z Rado gramy wsopa hi/lo, więc mam nadzieję, że się tam pokręcę do późna. A swoją drogą to mam uczulenie na służbę zdrowia i nie zazdroszczę przygody 😉

    • gdzie jest kolejna część bloga ? no gdzie ?! ja się pytam ! 😛 ile można czekać 🙁

    • Przyleciałem parę godzin temu i poszedłem od razu spać. Za chwilę idę do Rio i będę w sali, gdzie grają te STT. Spotkamy się jakoś zapewne.

  3. hehe jednoreki bandyta zmierza do Vegas ponadto leworeczny 🙂 GL

    Te satki live dalej sa mocno EV+ w Vegas?

  4. Z USA mamy umowe o podwojnym opodatkowaniu ale jest z 1974 i nie ma w niej nic o hazardzie dlatego placimy te 30%. Aktualnie chyba wszystkie kasyna w Vegas od wygranych MTT 5k$+ pobieraja 30%. Nie ma podatku od cash games. Obywatelom innych krajow co maja umowy nie pobieraja ale to nie oznacza, ze ci gracze nie musza sie rozliczac w swoim kraju na zasadach w kraju. Tylko ze jak wygraja kilka, kilkanascie k$ to wiadomo ze tego nie robia. Czasem nie musza nic placic jak w UK, a czasem do 70% (jak w Danii). My tez musimy sie rozliczac u nas, ale te 30% jest zaliczone do kwoty podatku wyliczonej u nas (wg skali 18% i 32%) wiec poza bardzo duzymi wygranymi u nas sie nic nie doplaca. Roznica polega jednak na tym, ze w wielu krajach udaje sie zaliczyc w koszty wpisowe do innych turniejow w roku i koszty hoteli i podrozy i placic netto od zysku na koniec roku. U nas sie tak nie da raczej, zwlaszcze ze 30% nam zabieraja od razu wiec nie ma pola manewru.

  5. Hah Gdanski KOR to tragedia, miesiąc temu wyladowalem z bólem pleców trzymali mnie całą noc pod kroplówkami mówili że mam kolkę nerkową, kamienie nerkowe i inne chuje muję dzikie węże, a gdy wypisalem się na własną odpowiedzialność i poszedłem do specjalisty okazało się że zwykły stan zapalny organu wew. 😀 Btw szkoda ze nie jestes ubezpieczony za obojczyk jest ladne sianko 😉

    • wtf is organ wewnetrzny ?

      bo jezeli dokladnie taka diagnoze dostales to chyba stawial ja ktos z zapaleniem mozgu 😉

  6. Ty zmieniasz kiedys spodnie? 😉 (tak jakos mi sie rzucilo w oczy) pozatym widze jakas niekonsekwencje, otwierasz zdaniem ze odechcialo ci sie gry i myslisz nad robieniem czegos innego po czym piszesz ze jedziesz do las vegas bo znowu chcesz „to” poczuc – groch z kapusta 🙂

    powodzenia

    • Jest różnica pomiędzy siedzeniem samemu w pokoju i grindowaniem online, a graniem na żywo w Las Vegas. Jadę tam nie tylko grać, ale też w celach towarzyskich, może nawet bardziej w tych drugich.

      A co do spodni, które tak przykuwają uwagę niektórych 😉 Te zdjęcia były robione na przestrzeni tygodnia, gdzie nie licząc do lekarzy, to nie wychodziłem z domu, więc nie były jakoś morderczo użytkowane (w domu nie siedzę w jeansach, są wygodniejsze opcje :P). Te są po prostu najluźniejsze jakie mam, a ciężko ubiera się dopasowane rzeczy jedną ręką i bez możliwości schylania się.

    • Bytów 97 (z czego ok. 60 za założenie gipsu)

      SOR nic (wilcza przysługa, bo nie chcieli mnie kasować za przyjęcie 100, za poradę 200, za zdjęcie gipsu nie wiem ile; swoją drogą ciekawa dysproporcja w cenach między Gd a Bytowem, „na wsi” taniej, ale coś za coś)

      KOR nie wiem jeszcze (przyjdzie pocztą, z tymi badaniami po nic spodziewam się kilkaset)

      Prywatnie 120 (wizyta)

      +za ortezy, które musiałem sam kupować w sklepie ortopedycznym

      Razem będzie z BI..

  7. Masz lekkie pióro, co od razu można zauważyć, po praktycznie pierwszym akapicie Twoich wpisów. Naprawdę ogromny plus ode mnie, bo według mnie (i jest tylko moja opinia, nie obrażaj się Warsaw) pisanie właśnie o takich życiowych przygodach idzie Ci dużo lepiej niż chociażby wspomnianemu Warsawowi i świetnie się to czyta.

    Generalnie bardzo, bardzo lubię Twoje wpisy, zwłaszcza że chyba mamy podobne podejście do życia:) Pisz więcej i częściej! 😉

    Szybkiego powrotu do zdrowia i powodzenia we wszystkich dziedzinach!

  8. Bardzo byłbym wdzięczny jeśli ktoś mógłby opisać całą sytuacje , jak wyglądają gry live w USA. Chodzi mi głównie o turnieje MTT oraz gry cash.Najbardziej interesuje mnie jaki jest podatek oraz czy są jakieś sposoby żeby go ominąć lub zapłacić jak najmniejszy.

  9. Z barkiem współczuję, sam na swój miałem z 5 różnych diagnoz i 3 rehabilitacje a nadal mnie boli. U nas po prostu lekarze robią co chcą. Kiedyś jak poważniej zachorowałem to byłem u ponad 12 lekarzy, każdy inną kurację itp bzdury, 2 miesiące w łóżku leżałem, w końcu telefon do Anglii i przez telefon wyleczyli mnie w 2 dni a u nas nadal byłoby strzelanie na chybił trafił.

  10. Grasiu kurwa wychowali cie w balonie z powietrzem, obojczyk zrasta sie sam, az boje sie pomyslec co zrobisz z polamana noga

  11. Jeżeli wygrałbym łącznie w kilku mniejszych turniejach live, łączna sumę przekraczającą 5000$ to czy musiałbym zapłacić od tego podatek w wysokości 30%?

    Oczywiście chodzi mi o turnieje w LV.:)

    • pewnie nie, chodzi o wygrana jednorazowa. Zreszta polecam granie w venetianie w cyklu DeepStack Extravaganza. Turnieje codziennie, wpisowe dostepniejsze (300-500-1000+), struktury lepsze niz na wsopie. A dodatkowo, wygrane w zetonach, ktore mozna wymienic w kasie na gotowke. Kiedys udalo mi sie wygrac na taki turniej na kwote chyba 14k, dostalem to w zetonach i nawet sam zapytalem TD co z podatkiem, to mi powiedzial, ze to go nie interesuje 🙂

    • Niestety to się zmieniło. Amerykańska machina urzędnicza zaczęła przyciskać tamtejsze kasyna i teraz wszystko musi być „by the book”. TD z Venetian potwierdzał to na 2+2. Nadzieja umiera ostatnia, więc napisałem do nich maila z pytaniem, czy może jednak. Wydaje się, że złote czasy gry zwykłych MTT w USA bez podatku najprawdopodobniej mineły.

      BTW, w którym roku był ten cash Warsaw?

  12. taki życiowy bad beat…PS. miałem kiedyś pęknięty obojczyk (podczas wyciskania na ławce…). Co ciekawe olałem ból (błędy młodości), a o pęknięciu dowiedziałem się parę lat późnej przy prześwietleniu po złamanym żebrze.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.