Życie: gra o wszystko – 500tyś w puli

43

Przesłanie 1: nigdy w życiu nie składaj broni, walcz do końca

Przesłanie 2: nie wstydź sie prosić o pomoc, to nie przynosi ujmy

Opisane poniżej wydarzenia, miały miejsce 2 lata temu… Nie będę wymieniać prawdziwych imion i nazwisk, ani też nie wymienię nazwy firmy. Niech to pozostanie do wiadomości zainteresowanych.

Swego czasu odebrałem telefon od znajomej, że nie może się ze mną spotkać w umowionym miejscu i czasie. Powiedziała mi, że mają kłopoty rodzinne i naszego spotkania nie będzie. Podczas tej krótkiej rozmowy telefonicznej, wywnioskowałem z tonu, że to coś naprawdę poważnego.

Nie myślałem długo i wskoczyłwm do samochodu, aby pokonać drogę do ich domu. Po zajechaniu na miejsce uzyskałem tylko krótka informację, że kłopoty rodziny są poważne i nie chcą mi zdradzać przyczyny. Zgodziłem się na nie naciskanie, pod jednym warunkiem. Mianowicie, że ustalimy kolejny termin szkolenia dla mojej znajomej. Ponieważ kłopoty, kłopotami, a życie jednak płynie dalej.

Dzień przed kolejnym wyznaczonym terminem spotkania dzwoni telefon…. Odbieram i słyszę podobne słowa, ale okraszone solidnym płaczem. Rozmowa zakończyła się słowami, abym nie nalegał bo oni mają problemy i to koniec.

Przetrawiłem tą rozmowę w nocy i rankiem, abarotna w auto i do znajomych. Będąc na miejscu wchodzę na piętro, które zajmowała znajona z mężem i córką (na dole mieszkają babcia, mama, tata i brat). Atmosfera ponownie jak pod zdechłym psem, ale z małym dodatkiem.. Przy stole siedzieli: mama,tata, mąż, moja znajoma i wszyscy ze łzami w oczach! O co chodzi do cholery, pomyślałem w swojej głowie.

Rozpoczęła się rozmowa i te same słowa o problemach rodziny i wielkiej tajemnicy, nie do zdradzenia. Nie wytrzymałem i powiedziałem, że mam w nosie ich tajemnice. Widzę duży problem, który ich dręczy i nie wyjdę z domu dopóki nie poznam faktów. Przyznaję, że myślałem o jakiejś niechcianej ciąży, albo chorobie i niezbyt pewnych wynikach badań. Jednak jak to w życiu, to co uzsłyszałem przerosło moje domysły.

Dowiedziałem sie mianowicie, że brat znajomej miał przepisaną ojcowiznę i niestety z tego powdu jest ta tragedia. Bo on zrobił duży dług… Konkrety! Prawie wykrzyczałem do nich, to jedno słowo. Poddali się, dostałem do ręki operat szacunkowy całego majątku i pismo od komornika, którego treść zjeżyła moje włosy. Przeczytałem, że za 3 tygodnie odbędzie sie licytacja komornicza majątku dłużnika i te 3 pokolenia zamieszkujące posiadłość zostaną z niczym!!! No prawie z niczym, bo dom miał być licytowany poźniej (opis w dalszej części).

Nie mogłem uwierzyć w to co miałem przed oczami. Totalna katastrofa i dramat. Zrobiłem tęgą minę i powiedziałe, że muszę przeczytać to jeszcze raz. To był mój pierwszy blef, gdyż tak naprawdę potrzebowałem chwili czasu, aby coś wykombinować. Trwało to kilka minut, ale wymyśliłem co zrobić.

OK. OK. To jest wasz problem?? Naprawdę uważacie to za problem całego waszego życia? To już drugi blef, bo nie wiedziałem jak będzie, ale wiedziałem co powiem i zrobię dalej. Kto domaga się tej licytacji, kto jest wierzycielem? Firma X usłyszałem. Macie jakieś pismo do nich? Otrzymałem pismo, a na nim adres i numer telefonu. Byłem gotowy do trzeciego blefu.

Wykręcilem numer fo firmy X, zgłosiła się miła pani z sekretariatu. Odpowiadając na jej powitanie, rzekłem grzecznie i uprzejmie – poproszę z osobą odpowiedzialną za licytacje komornicze. Pan Z już łączę, po chwili usłyszłaem powitanie od tegoż pana i rozpocząłem wspomniany wcześniej trzeci blef. Podałem dane dłużnika i po odszukaniu kartoteki usłyszałem słucham, co ma pan do powiedzenia. No to powiedziałem… Co państwo wyrabiają najlepszego, jak państwo śmią niszczyć dorobek 3 pokoleń, uważam to za nie etyczne. To co chcecie zrobić, da wam częśc pieniedzy z długu i nie będziecie mieli czego i z kogo ściągać. Jeśli nie doprowadzicie przy okazji do jakiegoś samobójstwa! Cisza w słuchawce, która dłużyła się jak rok świetlny. Co będzie… Co będzie… Co on powie… Pan Z przerywa milczenie i mówi do mnie, a co pan proponuje? /tak tak tak, złapałem kontakt z wrogiem/

Na poczatek proponuję 6 miesięcy odroczenia egzekucji komorniczej. W tym czasie rozejrzę się i zobaczę co da się zrobić z częścią majątku. Postaram się poszukac kupca na, którąś z działek rolnych. Jednak w cenie rynkowej, a nie szacunkowej i w dodatku bez obniżek i kosztów komorniczych. Proponowałem coś, czego wykonania nie byłem pewien.

Pan Z rzekł do mnie – dobrze, proszę napisać do nas pismo, niech podpisze je dłużnik. Ja panu to klepnę, dokładnie takiego zwrotu użył. Dziękuję bardzo, tak właśnie zrobię. Od jutra zaczynam działać, jesteśmy w kontakcie telefonicznym. Koniec rozmowy, prowadzonej tyłem do ludzi, którym właśnie zaczynałem pomagać. Po odłożeniu słuchawki i odwróceniu się do nich, zobaczylem ich miny i coś co będę pamiętał do końca życia. Nadzieja w oczach, nadzieja wypisana na twarzach i olbrzymia ulga… Patrzyli na mnie jak na zbawiciela, a ja z niewinną miną powiedziałem – tak się załatwia sprawy w tym karaju.

Zabrałem operat szacunkowy do przeczytania, umówiliśmy się na podpisanie pisma o zwłokę w egzekucji i pojechałem do siebie.

Tutaj zrobię przeskok, ponieważ dalsze działania trwały nie pół roku ale 14 miesięcy. Jednak firma X nie miała problemu z przedłużeniem terminu, gdyż jak to stwierdzono, widać wolę współpracy i ze coś się dzieje. W tym czasie przekształciliśmy największą działkę rolną (prawie 3 hektary) na działki budowlane. Dokładnie wyznaczyliśmy 6 pierwszych działek i opcję na kolejnych 17.

Wartość terenu na operacie szacunkowym grubo ponizej 100tyś (dokładnie 45tyś), a po przekształceniu grubo ponad 500tyś! W trakcie tych działań, miałem okazję rozmawiać z komornikiem. Pani komornik powiedziała mi, że ona też uważała iż można ta działkę przekształcić. Nie wchodziłem w szczegóły, bo logicznym było pytanie – dlaczego pani nie podpowiedziala tego tym ludziom?

Współpraca z gminą przebiegła pozytywnie. Geodeta też do rany przyłóż człowiek, zrobił swoje w tempie błyskawicznym. Skoro już były wyznaczone działki, można było dać ogłoszenie i próbowac je sprzedać. Jednak postanowiłem, pojechać do firmy X i ustalić poziom długu na dzień dzisiejszy. Oczywiście miałem na celu pogranie z nimi w słownego pokera. Miałem przygotowany 4 blef…

Dojechałem do wierzyciela i wchodzę na teren biurowca. Mega wypasiony budynek, kamienie na podłodze, ściany jak w hotelu Bristol. Moja myśl? Będzie ciekawie. Już tylko do przodu, ani kroku do tyłu. Pocieszałem sam siebie.

Skład podczas rozmów: ja zwykły robaczek vs pani prawnik, pan prawnik. Powitanie i od razu atakuję – to ile jest tego długu? Po obliczeniach uzyskałem informację, że kwota wraz z odsetkami i kosztami komorniczymi wynosi 485tyś z groszami. Tak dobrze czytacie! Ja się sprężałem kilkanaście miesięcy, a komornikowi należy się 5% tylko za to, że miał papiery u siebie w kancelarii. Oj oddać trzeba, że zajął dłużnikowi konto i zabrał kilkanaście tysięcy z dopłat unijnych do posiadanych hektarów. Napracowali się jak diabli…

No to zaczynamy grę w omaha, oczywiście zamiast kart słowa. Jednak kasa jakby większa niż standardowe pule, które miałem okazję widzieć w swoim życiu. Co pan proponuje słyszę od pani prawnik. Proponuję 150tyś i niewinnymi oczkami patrzę jaka będzie reakcja. Nikogo nie zaskoczę że to był szok! Jak to, przecież długu jest prawie pół miliona! Szanowni państwo, wiem bo jeszcze nie zapomnialem. Jednak chce przypomniec, że licytacja kmomornicza miała dać wam 90tyś. Ja proponuję uczciwie 60tyś wiecej, napracowalem się solidnie na państwa zysk. W licytowanej kwocie 90tyś nie było finansów za dom, ponieważ ten ze względów proceduralnych nie był wystawiony na licytację. Trwało wyjaśnianie służebności.

Pani prawnik odrzekla, że to niemożliwe i musi isć do pani dyrektor. Proszę bardzo, ja poczekam. Narada trwala u dyrektorki jakieś 5 minut. Po powrocie usłyszałem, że proponują kwotę 300tyś i sprawa może być zamknięta. Nie da rady, niemożliwe aby tyle wpłacic. Proponuję spotkać się w połowie wzajemnych oczekiwań. Nastąpiła powtórka i pani prawanik pobiegła do pani dyrektor. Po powrocie powiedziała, że jest zgoda i kowta 225tyś może zamknąc sprawę. O! dotarliśmy do rivera, pomyślalem i zapytalem… oczywiście na poczet ustalonej kwoty zaliczacie to co otrzymaliście państwo wczesniej od komornika? Chwila zastanowienia i odpowiedz…. Dobrze, ale czas na spłatę 4 miesiące (do końca roku).

Wchodząc miałem na plecach dług 485tyś. Wychodząc miałem już tylko 235tyś, tyle ponieważ dochodził komornik. Twarz miałem roześmianą od ucha do ucha. Ugrać w 2 godziny 250tyś nie każdy ma taką okazję w życiu. Zadzwoniłem do znajomej i powiedziałem, żeby wystawili tablicę na działkach. Byłem gotów do pomocy w szukaniu kupca, ale nie byłem pewien czy takowy w tych czasach znajdzie się w miarę szybko. Jakby nie spojrzeć, nadal miałem najważniejszy argument w rękach – nadzieję.

Po wystawieniu tablicy odebrałem 4 telefony. Trzy to typowi ciekawscy, a ile pan chce? Czwarty był w miarę konkretny, właściciel firmy transportowej myśłał o przenieniu jej na ten teren. Umówilismy sie, że porozmawia ze wspólnikiem i oddzwoni. Niestety nie oddzwonil, a wiedział jaka jest sytuacja i że to sprawa mega ważna. Jak już wspominam o ludziach, nie moge pominąć jednej kwestii. Chodzi o zachowanie rodziny i sąsiadów. Wiedzieli, że dzieje się coś złego u mojej znajomej. Nikt nie przyszedłi i nie zapytał, jak można pomóc. Teraz uwaga!!! Wiekszość z nich udała się do komornika wpłacić wadium na licytacje, bo jest okazja kupić coś taniej. W tym miejscu postaram się napisac delikatnie… Pies wam wszystkim mordy lizał !!

Odebrałem piąty telefon. Przedstawił się mężczyzna i pytał o wielkość działki oraz cenę. Powiedziałem, że to sprawa która ratuje wielu ludzi i że grunt jest wart jako budowlany 690tyś. Planują sprzedać go za 390tyś, ale jak Pan się zdecyduje w miarę szybko, to może go pan kupić za 330tyś. Na mój rozmówca mówi – jadę właśnie z żoną na zagraniczny urlop, wracamy za 2 tygodnie. Proponuję 300tyś i może pan szykować dokumenty do notariusza. OK. Jesteśmy umówieni, zadzwonie do pana za 2 tygodnie. Udanych wakacji!

Po 2 tygodniach w dniu powrotu tego pana, odebrałem telefon i domyślnie miałem wysłuchać co tam nie pasuje. Jakże byłem zdziwiony, gdy klient mówi do mnie – ma pan już te wszystkie papiery? Kiedy możemy umówić się do notariusza? Rany julek, ja bez papierów jednak nie daję poznać i mówię – zgłoszę się za 3 dni. Dostałem namiar na panią notariusz u której miała dojśc do skutku transakcja. Zawitałem do kancelarii natepnego dnia o godzinie 9 rano. Dostałem pokażny spis dokumentów i ruszyłem w miasto, ostra jazda po urzędach.

Sąd i księga wieczysta – pikuś, bo elektorniczna i szybko

Urząd stanu cywilnego – akt zgonu dziadka

Energetyka i Woda – pikus, już były kwity bo wymagał geodeta

Gmina – tutaj kilka kwitków i niestety do jednego brak osoby decyzyjnej (odbiór nazajutrz rano)

Geodezja – pani mówi najwczesniej za 4 dni, ja że sprawa pilna i uśmiechem załatwiam w 4 godziny

Zawożę kwitki do notariusza, dopowiadam że nazajutrz jeszcze jeden z gminy. Tutaj moje zaskoczenie, data spisania aktu możliwa za 3 dni. Dzwonię do nabywcy, pasuje mu jak najbardziej. Dzwonię do znajomej i ustalam datę. Teraz formalność telefon do wierzyciela i…. Kłopoty! Oni chcą kasę na konto, wtedy wydadzą kwit do komornika o zamknięciu sprawy. Dzwonię do nabywcy, on nie wpłaci póki nie będzie aktu. Komornik nie wyda kwitka o zamknieciu sprawy, dopóki nie będzie dokumentu od wierzyciela i wpłaty 5% w jego kasie. Kwadratura koła! Dramat! Dlaczego……… Usiadłem i pomyślałem jak ich pogodzić. Znalazłem wyjście i wykonałem kolejne telefony. Wierzyciel i moja propozycja, proszę przygotowac pismo do komornika. Zapraszam pana mecenasa z tym pismem za 3 dni do kancelarii notarialnej. Zgoda! Kolejny telefon do nabywcy, aby miał ze sobą część ustalonej kwoty w gotówce, ponieważ po odczytaniu aktu notarialnego podpisze go sprzedający, a pan pójdzie z nami do komornika.

Tak jak ustaliłem, tak też się stało. Przyjechał przedstawiciel wierzyciela, który miał ze sobą pismo zamykające sprawę u komornika. Po odsłuchaniu aktu notarialnego, zlecono przelew do wierzyciela (szybki, więc potwierdzenie w 5 minut). Wszyscy udali się do komornika, wierzyciel wiedząc że kasa dotarła, przekazał komornikowi pismo o zamknięciu sprawy, komornik skasował 5% które zapłacił nabywca i wydał pismo o zamknięciu sprawy. Powrót do notariusza, podpisy i końcóweczka ustalonej ceny w gotówce.

RODZINA ZNAJOMYCH URATOWANA!!! SPRAWA ZAMKNIĘTA!!!

Pani notariusz powiedziała, że to co zrobiłem w kilka godzin zbierając kwitki. Niektórzy klienci robiliby kilka dni. Taki komplement dla Widusa.

Wychodząc z kancelarii notarialnej, szedłem z panem Z (przyp. mecenas od wierzyciela). Powiedział  do mnie – wie pan co zaważyło, że koniec jest z happy endem. Nie wiem odpowiedziałem. Zaważył pierwszy telefon, gdy był pan oburzony ale konkretny i zdecydowany. Gdyby ta rozmowa miała inny przebieg, licytacja doszłaby do skutku. Pożegnaliśmy się. 

Stojąc na ulicy pomyślałem, dobrze że zablefowałem aby dać nadzieję….

Poprzedni artykułDaniel Negreanu: Moja pokerowa kariera jest jak gra wideo
Następny artykułLee Davy: Niech TDA spełni w końcu swoją funkcję

43 KOMENTARZE

  1. W calej sytuacji wygana jest kazda strona i wierzyciele i dluznicy i kupiec nieruchomosci,wydaje sie oczywiste ze gdyby komornik/kancelaria nie widzial szansy na ugranie czegos wiecej niz mialby z licytacji to by nie poszla by na reke,chyba ze rzeczywiscie trafiles na ludzi o dobrym sercu co raczej wydaje sie malo prawdopodobne w momecie gdy w gre wchodzi taka branza i duze pieniadze

    Moze to zalezy od podejscia,ale ja wiem,ze nie bylbym zdolny do czegos takiego jak ty chocby z prostej przyczyna a mianowicie,ze nie mam zwyczaju pomagac ludzia za przeproszeniem glupim czyli tym ktorzy sami doprowadzaja do miedzy innymi takich sytuacji jak wyzej,moge pomuc w jakims stopniu komus kogo los skrzywdzil,zdarzenie losowe itp. ale jestem znieczulony na ludzka glupote i jej konsekwencje

    Ale mimo wszystko szacunek dla Ciebie

  2. mam nadzieje ze chociaz reszta kasy dla ciebie za fatyge albo ta kolezanka dala cos w zamian, gg

    • Mam pewne, że nigdy nie będę bezdomny. Tfu Tfu – gdybym kiedyś był w potrzebie, to dach nad głową mam zapewniony. Tylko proszę bez wycieczek o ogrzanym łóżeczku…!!! 😉

  3. Wszystko fajnie, tylko dwie rzeczy. Po pierwsze uważam, że ta rodzina strasznie nieogarnięta jest, rozumiem, że te sprawy to nie na głowę dziadka(za stary), matki, Twojej koleżanki(kobiety), ale że ten syn i mąż Twojej koleżanki nie wzięli sprawy w swoje ręce tylko woleli biadolić to ręce opadają. Co oni wczoraj przyszli na świat? I teraz druga sprawa, o ile rozumiem, że komornikowi i firmieX Twoja postawa była na rękę. O tyle tak znaczne zmniejszenie długu z 485tysi do ok.210 (bo 225-kilkanaście tysi, które komornik zabrał z dotacji unijnych) czyli o ponad 60% 275tys. w ciągu kilku/kilkunastu minut uważam, za bardzo kiepski deal w wykonaniu Pani Dyrektor. Owszem lepsze 210 niż 90, ale na dobrą sprawę mogli sami wykupić ten teren w czasie licytacji, później sami sprzedać za te 300tysi (czyli po cenie w jakiej sprzedała to ta rodzina), a rodzince zapewnić jakiegoś socjala i byliby do przodu jeszcze co najmniej 90tysi+ mieli wciąż niespłacone zobowiązania u tej rodzinki. To że się zgodzili na tego deala było tu kluczowe, a prawda jest taka, że się wg mnie zwyczajnie sfrajerzyli czy czegoś nie wziąłem pod uwagę? Tylko nie piszcie, że Pani Dyrektor zrobiło się żal tych ludzi, bo w interesach na sentymenty miejsca nie ma, może najwyżej bała się, że wystąpi u Jaworowicz w czwartek o 22 albo w innej Uwadze na TVN-ie ;p W każdym razie no gratki za akcję dla autora

    • Brat i mąż znajomej nie wzięli sprawy w swoje ręce. Na tym koniec, bo wejdę na zbyt prywatne informacje (chociażby wiadomości o zdrowiu). Zastanawiałem się nad zaskarżeniem tego długu i wynajęciem biura detektywistycznego, żeby ustalić wszystkie fakty od początku. To bardzo skomplikowana sytuacja była i sprawa by się ciagnęła latami, na dodatek za granicą.

      Co by było, gdybym udowodnił że ten dług jednak był nie do ściągania? Chyba troszkę się liczyli z takim obrotem spraw. Tak mi się przynajmniej zdaje.

      Trafie ująłeś, że może czegoś nie wiesz. Przykro mi, ale się nie dowiesz z powodu ochronienia tajemnicy tej rodziny. Nie czuję się upoważniony, aby zdradzać szczegóły z ich osobistego zycia. Dlatego też mój blog zawiera zwroty Pan Z , Firma X, znajoma, rodzina. Mam nadzieję, że to rozumiesz?

      DEAL był jak najbardziej na rękę każdej ze stron. Ja miałem wątpliwości i zapewne oni też. Nie wziąłeś jednej informacji pod uwagę… Mój talent do negocjacji i przekonania drugiej strony o słuszności podjętej decyzji. No i odpowiednie stawkowanie w negocjacjach. Nie przypisuję sobie za wiele!! Po prostu było ciężko, ale się dogadaliśmy.

      Jeśli chodzi o zakup tej ziemi i dalszą odsprzedaż. Nie było wiadomo, czy ziemia w tej cenie się sprzeda (kryzys światowy w pełni). To ja wziąłęm na siebie odpowiedzialnośc, a nie pani dyrektor. Gdybym nie dał rady, to zawse mogli wejść i zrealizowac Twój scenariusz. Na 100% tak by było, gdybym nie znalazł nabywcy.

    • No proszę, proszę. Nova z czytelniczki, stała się także aktywną użytkowniczką. Welcome !!! 🙂

  4. Doskonały wpis. Jestem przekonany, że Ci którzy już stracili nadzieję, po przeczytaniu Twojego wpisu mogą odzyskać ją na nowo. Historia, którą nas uraczyłeś może być takim solidnym bodźcem, kopniakiem do działania właśnie dla tych, którzy nadziei już nie mają a bardzo jej potrzebują.

    Szkoda, że takich ludzi jak Ty w naszym kraju brakuje. A może są, ale nauczeni doświadczeniem wiedzą, że gdy pomogą bezinteresownie to otoczenie i tak będzie twierdziło, że mają w tym swój cel i robią to dla osiągnięcia własnych korzyści…

    Polacy to niestety taki naród, że cieszą się z cudzych nieszczęść i niepowodzeń… wiem bo spotykam się z tym na co dzień.

    Jeszcze raz gratulacje za wpis i życzę Ci by życie Cię wynagrodziło za to kim i jaki jesteś.

    • Dziękuję. Odpiszę Tobie pokerowo…

      W 2008 roku na lidze Warszawskiej, grałem stolik wraz z Jackiem Danielsem. Uraczył mnie solidnym „łubu dubu” słownym, za moje rozgrywanie kart 32 w ręku (opiszę to na blogu, bo jest tam coś ciekawego do dodania z moejej strony). Ta sytuacja znajomej, to właśnie taki życiowy przykład 3 i 2 w ręku. Większość z ludzi dałoby PAS i to zrozumiałe, tak własnie zrobiła cała ta rodzina. Trafił się Widus i powiedział PODBIJAM… bo robił to wielokrotnie. 🙂

    • Pisząc, że rozumiem odpuszczenie w tej sytuacji (nie zainteresowanie się), miałem na myśli ludzi postronnych. Natomiast Ci, których dotyczą takie sprawy, powinni zawsze walczyć.

  5. gdyby był to film w ostatniej scenie siedizsz w kawiarnianym ogrodku, uradowana znajoma przed chwila z niego wyszla, godzine temu wrociliscie od notariusza. Patrzysz przed siebie wpatrujac sie w biegnacych gdzies ludzi, a oddalajaca obraz kamera chwyta jeszcze pojawiajacy sie na Twojej twarzy usmiech. Usmiech zwyciestwa, dobrze wykonanej roboty, zadowolenia..

    Obraz sciemnia, napisy koncowe.

    Swietna historia przyjacielu. Gratuluję zajomej znajomego.

    • Ta kamera, mogłaby wcześniej zarejestrować 6 latka ogrywającego wujków w pokera na 5zł z rybakiem (lata siedemdziesiąte). Mogłaby zarejestrować jego pierwszy raz z texas holdem (opisze w przyszłości w swoim blogu).

      Dorzucić do tego mieszkanie w domu bez ogrzewania, tynków… tylko wc, umywalka i materac na podłodze. Potem przejście 3 lata później i ten sam człowiek w Warszawie, żyjący na osiedlu Kabaty.

      Zarejestrować wstawkę o przyczynie która przerwała grę – diagnoza nowotwór i wszystko co się działo (propozycje łapówek, 4 szpitale, walka o zdrowie).

      O! Fajna scena, jak partnerka opowiada znajomej w kwiaciarni historię choroby i że trzeba 30tyś na operację. Słyszy to klient stojący przed ladą i odwracając się wręcza jej 300zł. Mówi przy tym, ma już Pani 1% (tak było naprawdę). Dalej granie w Unibet Open, żeby ugrać na operację.

      Potem kamera rejestruje powrót do zdrowia, po zabiegu który pokazał złą diagnozę. I dalej cały wątek z pomocą znajomej. Tylko czy to by kogoś zainteresowało? Taka historia z życia wzięta. Jest ktoś chętny na pisanie scenariusza? Dogadamy się! 🙂 Jeśli tak to poproszę o wiadomość na PW.

      A może książka? Dawaj pisarzu do mnie, kimkolwiek jesteś… Mamy tutaj znajomego wydawcę, może go namówimy na wydanie książki? Obiecuję dodać wiele wybuchowych zdarzeń, których życie mi nie oszczędza do dzisiaj. Jak trzeba, to wątek erotyczny też mogę oddać dla pikanterii.

      Widus

  6. Napisałeś”Przetrawiłem tą rozmowę w nocy i rankiem, abarotna w auto i do znajomych” Ciekawi mnie słowo „abrotna” to swego rodzaju rusycyzm którego raczej nie ma w polskich słownikach, ale faktycznie po rosyjsku(обратно) znaczy „z powrotem” Skąd wziołeś takie słowo, twoje otoczenie tak mówi?

  7. exculibrus pisze:Czytają takie wpisy czasem nie mogę się doczekać aż będę miał raka i rozpocznę kampanię: masz śmiertelny nowotwór? Spędź miło tydzień a dnia ósmego zabij polityka.

    W 2009 roku dokładnie tego dowiedziałem sie od lekarza. Uwierz mi, że nie chcesz usłuszeć takiej diagnozy! Co sie później działo, to dobra treść na bloga, ale chyba zbyt osobista. Chociaż informacje, jak oblatuja Cie hieny i chcą zbić kasę na Twoim nieszczęściu BEZCENNE.

    • Wow. Przykro mi, nie miałem pojęcia. Pisałem o tym tylko dlatego, że czasami mam tendencje socjopatyczne i ochotę powybijać tych, którzy dla własnych znikomych korzyści sprawiają cierpienie milionom osób. W sumie nie do końca socjopatyczne, bo dokonują oni zbrodni na narodzie.

    • btw. jak to teraz wygląda u Ciebie? (pytam się, bo mój kuzyn miał nowotwór, po długich seriach chemioterapii i operacji kuleje na jedną nogę, nie słyszy na lewe ucho, nadal wolno się porusza i jest cieniem człowieka, którym był 7 lat temu)

    • Zabieg. Powrót do zdrowia. Przed zabiegiem:

      Diagnoza o 5% szans na przeżycie najbliższych 2 lat – błędna. Jednak co sobie kilka miesięcy pożyłem z wyrokiem to moje.

  8. znajoma… hehe mam taka „znajomą”, ruszył bym ziemię dla niej. Powiem ci – to prawdziwy skarb, ale czego człowiek dla kobiety nie zrobi… i ludzie odpowiedni, i rozmowa idzie, i szczęście się uśmiecha, i blef wychodzi… Gratuluje posiadania skarbu – znajomej:)))

    • Napisałem już w innym komentarzu:

      Ta znajoma to nie jest moja miłość. Poznałem ją tuz przed licytacją – tak jak to opisałem. Zwyczajnie, gdy dowiedziałem się o co chodzi. Postanowiłem im pomóc.

  9. Widus,

    świetny wpis i bardzo dobra robota. Czytają takie wpisy czasem nie mogę się doczekać aż będę miał raka i rozpocznę kampanię: masz śmiertelny nowotwór? Spędź miło tydzień a dnia ósmego zabij polityka.

    • Wszędzie i tak być powinno, choć dobra z których korzysta więcej osób niż sam dłużnik konfiskacie nie powinny podlegać – określenie możliwości finansowych jak i egzekucyjnych powinno być jedynie obowiązkiem banku jak i jego własną odpowiedzialnością względem ryzyka niewypłacalności. U nas prawo wygląda jednak inaczej i państwo poszło bankom itp. tak na rękę, że długi możemy dziedziczyć po osobach, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia.

    • To nie był bank. Chłopak zboczył w życiu w innym kraju, potem zaginął w niemczech i rodzina nie odbierała poleconych do niego (szukali go). W tym czasie sąd zaklepał dług. Na szczęście chłopaka odnalazła rodzina i wrócił do domu. Po tym wszystkim i zamknięciu długu, jest jak WZÓR CZŁOWIEKA.

      Jeśli chodzi o dobra wspólne, to tylko i wyłącznie chroniła ich służebność osobista zapisana u notariusza przy przepisywaniu gospodarki z ojca na syna. Zresztą gospodarkę uprawiał i uprawia nadal ojciec z matką, ale prawie prawie, a by nie mieli nic (oprócz domu ze względu na służebność, ale z tego co wiem mógł go ktos kupić a im zafundować przenosiny do lokali zastępczych). Nie doszło do dalszych procedur, bo sprawę zamknęlismy, o czym przeczytaliście we wpisie.

      Ta znajoma to nie jest moja miłość. Poznałem ją tuz przed licytacją – tak jak to opisałem. Zwyczajnie, gdy dowiedziałem się o co chodzi. Postanowiłem im pomóc.

      Byłem dzień po terminie niedoszłej licytacji. Wchodzę na podwórko, a senior siedzi na podwórku i płacze. Dlaczego te łzy, skoro licytacja odwołana? Bo jak pomyslę, że wczoraj tego by juz nie było… urwał zdanie i szlochał. To mógł być ten przyszły samobójca, albo zawałowiec. Tak uważam.

      Dobra. Rozpisałem się. Proszę nie snuć domysłów, bo oprócz domu stracili by wszystkie działki, pola i las, a długu by jeszcze było tyle, że aż boję się pomyślec!

  10. Bardzo ciekawa historia, szkoda tylko, że 99% spraw kończy się inaczej. Trafiłeś na ludzi z 2 strony z którymi da się rozmawiać, w tym kraju przeważnie bywa jednak całkiem inaczej…

    • Niestety masz rację. Oni daliby się zlicytować. Smaczku niech doda sprawie fakt, że ta moja znajoma… poznaliśmy się niecałe 2 misiące wcześniej. Porównałbym to poznanie do klasycznego runner runner. Jestem wdzięczny pani mecenas i panu Z, że pozwolili na taki bieg spraw od mojego pojawienia się.

    • No ja tak nie uważam. Jeśli byś gadał”prosze, prosze dajcie jeszcze miesiąc coś wymyślę” to pewnie nikt by nie słuchał…ale jeśli gadasz sensownie i konkretnie to czemu nie mieliby rozmawiać? Przecież oni ostatecznie też na tym zyskują

    • Z perspektywy czasu, który upłynął – faktycznie kapitalna historia. Najważniejsze, że ze szczęśliwym zakończenie.

  11. bardzo ciekawa historia, daje dużo do myślenia.

    Świetnie to rozegrałeś, nie ma wątpliwości.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.