Wprowadzenie do Ligi Niespełnionych Marzeń

8

Blog ten będzie z przymrużeniem oka opowiadał losy najbardziej elitarnej ligi pokerowej w Polsce. Ze względu na to, że pewnie nie każdy z jej uczestników chciałby zostać ujęty w moim blogu, postanowiłem nie podawać konkretnej lokalizacji, a nazwy wszelkich graczy zostały zmienione. Bieg wydarzeń ujęty w każdym wpisie będzie w większości przypadków zgodny z rzeczywistością, w niewielkim stopniu podkoloryzowany ze względu na chęć rozbudowania świata przedstawionego oraz zaciekawienia potencjalnego czytelnika.

A więc od początku – liga o której będzie mowa ma wieloletnią tradycję, przechodziła wiele metamorfoz. Przez lata krystalizowała się jej forma, z którą mamy do czynienia dzisiaj. To co tworzy jej klimat, to osobistości z jakimi można się zetknąć przy stole. Gdybym miał przedstawić osobną charakterystykę każdej z nich,  zajęłoby mi to lata, gdyż każda osoba z osobna jest na swój sposób wyjątkowa i warta rozpisania. Nie mam jednak na to ani czasu, ani miejsca, więc przybliżę wam ich najważniejsze cechy:

Janusz – nie bez powodu wspominam o nim na początku. To człowiek, bez którego ta liga nie miałaby prawa bytu. Jest w niej od zawsze. W większości przypadków przyjeżdża pierwszy. Niestety dla niego, rzadko wyjeżdża ostatni, a to wszystko ze względu na bardzo luźną grę. Dla niego nie ma różnicy czy na ręku ma 35o czy AA, rzadko gra kartą, a często przeciwnikiem. Oglądalność flopów tego gracza wynosi około 92% i nie jest to 100% tylko dlatego, że czasem musi wyjść za potrzebą. Jest lubiany przez całe towarzystwo, gdyż gry nie traktuje zbyt poważnie, na ligę przyjeżdża się dobrze bawić, a nie dorabiać do pensji.

Rozkminiacz – gracz, który przez lata ligi opuścił może kilka turniejów. Obok Janusza jest twarzą ligi. Słynie z wielu rzeczy. Do najważniejszych należą jego słuchawki, które zazwyczaj zakłada po zakończeniu fazy rebuy, kiedy w większości przypadków jest nabudowany jak dzik. Z perspektywy czasu mogę jasno stwierdzić, że owe słuchawki są jego klątwą. W momencie, kiedy je zakłada, zaczyna czuć się jak pros i bardzo często rozdania nie przebiegają po jego myśli. Leveluje się ze słabymi asami, tank calluje na river z 3 parą czy luźno 3-betuje, składając się do 4-beta. Tak czy inaczej, rozkminiacz zasłużył sobie na swój szacunek, gdyż jest naprawdę w porządku.

Grinder – mówiąc najkrócej gwiazda ligi. Myślę, że nie bez powodu zasłużył sobie na miano gwiazdy. W całym towarzystwie wykazuje się najwyższymi wygranymi online, co więcej, ma bardzo rozsądne podejście do samego pokera, ale także i życia, co z kolei ma przełożenie na jego stan rolla. Przez te wszystkie lata nigdy nie został wyprowadzony z równowagi (no może raz, kiedy w przerwie otrzymał nie to do jedzenia, co zamówił). Tak czy inaczej, słynie z opanowania i jeśli przy stole jest ktoś, komu oko nie mrugnie w momencie eliminacji przez 1-outera na river, to właśnie on.  Grinder cotygodniowe wypady na ligę traktuje na tej samej zasadzie, jak pracownik korporacji traktuje sobotnie wypady nad wodę z rodziną. Granie w tak rozrywkowym towarzystwie regeneruje jego siły i sprawia, że wciąż ta gra go cieszy.

Spóźniony – jeśli chodzi o tego gracza, to jego pseudonim nie wziął się od tego, że przyjeżdża w momencie, gdy turniej już trwa, lecz czasu przetwarzania przez niego myśli.  Podążając za jego słowami, wciąż uczy się tej gry (nieprzerwanie od dobrych 6-8 lat). Dlatego przytrafia mu się tank callować po 3 minutach na river pusha z second nutsem, gdyż jak sam mówi „no co, mógł mieć nutsa”, czy też boi się zagrać za wszystko z AQ z BU na 12 bb w obawie, że za nim obudzi się lepsza ręka. Bardzo często wyblindowuje się do 5-8 bb, co z kolei sprawia, że często sprawdzany jest przez big stacki z naprawdę średnim układem. Kiedy zostaje w takiej sytuacji wyeliminowany daje się słyszeć wciąż i do znudzenia powtarzane słowa „znowu przegrałem, mam nieziemskiego pecha” itd. W skrócie, spóźniony uważa się za największego pechowca na świecie, a sytuacje, kiedy jego układ się utrzyma uważa za wyjątki potwierdzające regułę.

Pechowiec – w przeciwieństwie do spóźnionego, który wspominając o swoim pechu jest krótko mówiąc dość stronniczy, ten gracz w pełni zasługuje na swój przydomek. Na ligę przyjeżdża dość nieregularnie. Zdarza się, że pojawia się bez przerw w kolejnych kilku turniejach, aby potem słuch o nim zaginął na dobre pół roku. Jednak, przez te wszystkie lata dało się zauważyć, że statystyka w tym przypadku nie jest po jego stronie. Pechowiec jest całkowitym odbiciem grindera. Spokojowi, rozwadze i opanowaniu grindera odpowiadają nieobliczalność, rozchwianie emocjonalne i skłonność do tiltu pechowca. Ten gracz ma warsztat, aby zostać dobrym graczem. Trudno się przyczepić do jego gry. Niestety w ogólnym rozrachunku jego umiejętności nie mają większego znaczenia, gdyż zawsze pierwsze skrzypce odgrywa tilt. Aby jednak zachować obiektywizm, muszę sobie zadać pytanie, czy ja na miejscu pechowca zachowałbym spokój. Ten człowiek przegrywa wszystko, co się da. Nie ma różnicy, czy posiada 20 czy 92%. Jeśli jest choćby ułamek procenta odpowiadający porażce, to w ciemno przyjmę zakład, że tak się właśnie potoczy konkretne rozdanie.

W kolejnym wpisie przytoczę resztę sylwetek oraz przywołam jakieś sytuacje z poszczególnych turniejów. Nie będę skupiał się na samych rękach, gdyż tego nie brakuje na innych blogach. Dla mnie ważniejsza jest sama otoczka towarzysząca turniejom.

Na koniec pożegnam się utworem muzycznym (fakt, lubię klasykę):

Poprzedni artykułOd jutra ruszają zapisy do finału Polish Poker Series
Następny artykułRusza festiwal Battle of Malta

8 KOMENTARZE

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.