Vilanova

16

Ok, czas na nowy wpis. Miesiąc zacząłem od realizacji zapodanej sobie kary (za brak umiejętności utrzymania w ryzach linii faktycznych wygranych względem linii EV), czyli gry na nl50. Zdążyłem już zagrać prawie 100,000 rozdań na 4,5bb/100, a tym samym odrobiłem niemal dokładnie połowę strat z lipca. Być może nie wypada tego mówić, ale moim zdaniem różnica w poziomach między nl50 a nl100 jest zdecydowanie większa niż mi się wydawało (na niekorzyść nl50) – w skrócie regularsi są mniej wymagający, a fishe jeszcze słabsi niż poziom wyżej. Mało tego, mój znaczek Team Online działa na stole na przeciwników jak płachta na byka i często dostaje zupełnie nieoczekiwane prezenty, nawet od regularsów! Jeszcze nie zdecydowałem czy wrócę na nl100 po odrobieniu całości strat, od początku nowego miesiąca, czy też może po skończeniu challengu (o tym poniżej).

Na razie jednak krótko o San Sebastian. Miejsce jest ciekawe, ma bardzo wyjątkowy charakter. Nic dziwnego, skoro na każdym miejscu podkreślane jest, że znajdujemy się ani we Francji, ani w Hiszpanii, tylko w Kraju Basków. W mieście jest bardzo, bardzo mało nowoczesnych budynków, zdecydowana większość to wieloletnie kamieniczki, pałacyki, katedry i inne takie. Oprócz specyficznego wrażenia, jakie to robi, cierpi na tym baza hotelowa, bo nie dość, że hoteli jest mało, to jeszcze zazwyczaj mają one relatywnie niski standard. Akurat nasz hotel był w miarę w porządku, chociaż ceną za akceptowalny komfort była odległość od plaży i kasyna (dobre 15-20 minut na piechotę). Drugi hotel dla kwalifikantów PS znajdował się co prawda nad samą plażą, ale mi zdecydowanie bardziej podobał się nasz 🙂

Spore wrażenie robi gigantyczna plaża oraz urokliwa wyspa świętej Klary u ujścia zatoki. Ciekawie rozwiązana jest również sprawa tapasów, bo mimo że jestem przyzwyczajony do tego hiszpańskiego sposobu na przekąski, to albo wcześniej w hiszpanii nie zwróciłem na to uwagi, albo też w kraju basków wygląda to nieco inaczej. W innych miejscach hiszpanii, gdzie dotychczas byłem (czyli głównie na południu oraz w barcelonie i madrycie) zazwyczaj (albo tak mi się wydaje) tapasy serwowane były po prostu z karty dań, można było sobie z niej wybrać i zamówić. Tymczasem w san sebastian w każdej tapaserii wszystkie tapasy były wystawione na barach, a klienci po prostu brali talerz i nakładali sobie co im się podoba, rozliczając się następnie u barmanów. Taka opcja bardzo mi się podobała, bo przede wszystkim można było sobie wszystko dokładnie obejrzeć i wybrać (z czym miałem nieraz problem przy częstym braku angielskojęzycznego menu). Generalnie fajna sprawa 🙂

Sam turniej miał być dla mnie testem nowej, agresywniejszej strategii rodem ze stołów shorthanded. Aby sobie ułatwić zadanie, przypisałem miejscom przy stole nowe pozycje. I tak UTG i UTG+1 to były dla mnie UTG, kolejne dwie pozycje to MP, kolejne dwie to CO, następne dwie to B, a do tego blindy. I grałem tak, jak na stole SH 🙂 W praktyce otwierałem każdego B oraz sporą część CO, oraz robiłem sporo izolacji i restealów. Stół temu sprzyjał, bo było na nim dwóch dobrych graczy i dwóch ogarniających, a reszta grała bardzo pasywnie. Po parunastu pierwszych rozdaniach, jeden z dobrych graczy postanowił pokazać mi, że widzi co robię i nie za bardzo mu się to podoba. Po jego standardowym podbiciu z utg (a grał niewiele rąk mniej ode mnie) i jednym callu (blindy 25/50, stacki 15k), uskuteczniłem squeeze z buttona z a8o do bodajże 550. Dostałem reraise do 1300, ale nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że właśnie gość robi to przeciwko mnie, a nie dla wartości. Zastanawiałem się nad wysokością przebicia, gdy mały diabełek w głowie podpowiedział mi, że mocniej będzie wyglądało sprawdzenie i raise na jakimś nieprzyjemnym flopie. Na przekór więc sprawdzonym stategiom tylko flatnąłem. Flop idealny do przebicia Qs5s3 i po zagraniu za 1600 przebiłem do 3450. Tymczasem przeciwnik zrobił raise do 6500 zostawiając sobie niecałe 4,000! Mimo takiego oczywistego braku folding equity z jego strony, nadal nie byłem przekonany, że ma mocną rekę, ale zmusiłem się do odpuszczenia rozdania, myśląc, że jeszcze będzie lepsza okazja. Rywal nie omieszkał pokazać …A9o! God damn it, lol

Niemniej do pierwszej przerwy i tak miałem już w stacku ponad 20k i powoli budowałem stack przez późniejsze levele do mniej więcej 30k. Potem jednak coś się zacięło, zaczęło być coraz trudniej i generalnie dzień skończyłem mając 34k. Byłem jednak zadowolony, bo po stworzeniu odpowiedniego wizerunku wystarczy potem w poźniejszej fazie dostać jeden czy dwa mocne układy i dzięki temu nieźle się nabudować. W moim wypadku tego zabrakło. W drugim dniu na shorcie za wiele nie pograłem – jeden nieudany steal, jeden przebity cbet i wsuwka z CO za 15bb z 89s sprawdzona przez AT. Mimo wszystko turniej sprawił mi sporo satysfakcji, następny przystanek to ibiza pod koniec września, również z cyklu Estrellas.

Parę zdjęć z San Sebastian

Na tym ostatnim zdjęciu widać mniej więcej, jak wyglądają moje próby wejścia do kasy w turnieju live w tym roku.

Jeszcze słówko o tanich liniach lotniczych. Generalnie z Warszawy do San Sebastian loty są dosyć drogie oraz – przede wszystkim – niewygodne, jeżeli chodzi o połączenia i przesiadki. Dlatego pierwotnie miałem lecieć do Bilbao (godzina drogi od SS) przez Niemcy (niecałe 5h z przesiadką), ale niestety w ostatniej chwili te bilety też nieźle podrożały i zdecydowałem się na lot do Madrytu, a stamtąd samochodem na miejsce (osobiście lubię jeździć samochodem, a zagranicą tym bardziej, więc te 4h to dla mnie nie problem).

Niestety, okazało się, że jedynymi dostępnymi lotami do Madrytu są tanie linie wizzair. Teoretycznie nic strasznego, najwyżej na pokładzie trzeba zapłacić za posiłki. Ale przy zakupie biletów moje oczy stawały się coraz szersze ze zdumienia. Do standardowej ceny za bilet po kolei musiałem dopłacać za: podatki, wystawienie biletu, płatność kartą, odprawę (!) i bagaż. Z tym bagażem to jeszcze o tyle śmiesznie, że na stronie zostałem poproszony o podanie, czy zabieram ze sobą 'bagaż rejestrowany'. Ponieważ nigdzie nie mogłem znaleźć info, co to jest za bagaż, uznałem że chodzi o jakieś dodatkowe czy ponadwymiarowe pakunki specjalne. Oczywiście podczas odprawy okazało się, że bagaż rejestrowany to po prostu zwykły bagaż i musiałem płacić, bagatela, jakieś 140pln za sztukę za osobę. W sumie z tymi wszystkimi dopłatami wyszło drożej niż za lot zwykłymi liniami (gdyby kupować lot z dwa tygodnie przed terminem, do barcelony czy madrytu płaci się 800-900pln w dwie strony LOTem lub Ibierią), z tą tylko różnicą, że w tanich liniach dodatkowo płaci się za jedzenie na pokładzie oraz nie ma się zapewnionego hotelu czy darmowego lotu zastępczego w przypadku odwołania pierwotnego lotu, no i loty tanimi liniami zazwyczaj są raz czy dwa razy w tygodniu, a nie codziennie, najczęściej w beznadziejnych godzinach, a często jeszcze na jakieś zdalne lotniska.

To jeszcze nie wszystko. Kiedyś przypadkiem usłyszałem (chociaż nie chciało mi się wierzyć, bo w sumie co to za problem), że w tanich liniach miejsca w samolocie nie są przypisywane do biletów, czyli generalnie siadasz gdzie się da. Ponieważ lecieliśmy w trójkę, w tym osoba pierwszy raz lecąca samolotem, wolałem upewnić się, że będziemy siedzieć koło siebie, a nie walczyć o miejsca z innymi pasażerami. W związku z tym wykupiłem tak zwane 'priorytetowe wejście do samolotu', lol. Okazało się, że było to świetne posunięcie, bo kolejka do wejścia do samolotu na jakieś 100 osób była ustawiona już na pół godziny przed wejściem na pokład! (być może stąd się bierze nawyk Polaków do tego, aby stać w kolejce do wejścia do samolotu nawet wtedy, gdy wchodzi się do niego zgodnie z numerami rzędów w których się siedzi). Nie muszę chyba też mówić jakie miny miały osoby z kolejki, gdy na minutę przed wejściem zapytałem obsługi co z osobami z priorytetowym wejściem i zostałem wpuszczony na sam początek kolejki 🙂

Ponieważ to tanie linie, do samolotu podjeżdża się autobusem. Osoby z priorytetowym wejściem wchodzą do autobusu jako pierwsze i zajmują sektor koło kierowcy, który następnie jest oddzielany od reszty autobusu barierką! Oprócz nas, w tej strefie znalazła się tylko jakaś babka z małymi dziećmi, więc w naszej części było praktycznie pusto. Natomiast za barierką ludzie byli niemiłosiernie stłoczeni. Skojarzenie mogło być tylko jedno – tramwaje w gettcie w czasie wojny. Masakra! Oczywiście ludzie ci musieli czekać, aż osoby z naszej strefy zajmą miejsca w samolocie, dopiero wtedy zostali wypuszczeni z autobusu. W moim wypadku podróż ta wyniknęła z konieczności, ale mam nadzieję, że za szybko się to nie powtórzy, zwłaszcza że, tak jak pisałem wcześnie, linie te są tanimi tylko z nazwy (nawet z ciekawości wpisałem teraz w wyszukiwarkę lot do madrytu, środa-niedziela pod koniec września i tanie linie są tańsze o niecałe 200pln, czyli wystarczy wziąć ze sobą bagaż (doh) oraz ponieść obowiązkowe dopłaty za podatki, wystawienie bilety czy płatność kartą [nie wspominając o odprawie czy priorytetowym wejściu], żeby okazało się, że tanie linie będą de facto droższe).

Ok, teraz jeszcze parę słów o trwającym challengu. Dla przypomnienia, challenge odbywa się między graczem o nicku Mirthall a mną, mamy obaj w terminei od 10 sierpnia do 10 września zagrać minimum 200,000 rozdań na stołach nl50 i/lub nl100 z minimalnym zyskiem 2500$.

Obecnie mam już 59,748 rozdań i 2,65bb/100 (celem jest 5,000bb na nl50, czyli 2,5bb/100, a więc na razie utrzymuję się w odpowiednim tempie, mimo jednego katastrofalnego dnia na -20BI, z czego 15 było poniżej EV :/ – dobrze widać to na poniższym wykresie.

Mój roboczy dzień obejmuje 11 godzin pracy (3h gry, godzina przerwy, 3h gry, godzina przerwy, 3h gry), co daje mi około 12,000 rozdań dziennie. W dniach, w których mam więcej na głowie (np. gokarty, basen czy kosza), gram tylko dwie sesje. Oczywiście obecnie (prawie 1/3 rozegranych rozdań po 6 dniach gry) wygląda na to, że rozdań zagram więcej niż minimum, ale to też bardzo dobrze, w końcu challenge miał mieć motywacyjny wpływ na ilość gry. Ponadto, ugrany ewentualny zysk liczy się ze wszystkich zagranych w miesiącu rozdań, a nie tylko z pierwszych 200,000.

Poniżej bieżące wykresy,

Mirthalla (jego 825 zysku to 1650bb względem moich 1583bb)

i mój (standardowo pożalę się na wykres EV)

a przebieg challengu można śledzić na stronie intellipoker, gdzie co dwa-trzy dni wrzucamy updejty (http://www.intellipoker.pl/forum/showthread.php?882-NLH-SH-challenge-mirthall-vs-dawarsaw).

Pozdr,

Warsaw

PS. Oczywiście wielkie gratulacje dla Obywatela za rewelacyjny wynik w Tallinie!

Poprzedni artykułPodsumowanie pierwszego EPIC Poker League – opinie graczy.
Następny artykułPozytywne opinie o pierwszym turnieju EPL

16 KOMENTARZE

  1. Mam kilka pytań do Ciebie. Ile punktów VPP wyrobiłeś od początku challengu i ile zkładasz wyrobić do jego końca. Czy ten pojedynek może być początkiem ponownej walki o elitę? W sumie jest jeszcze parę miesięcy na solidny grind, a zdaje się, że w zeszłym roku dość późno się na to zdecydowałeś. Pozdrawiam.

    • dzis mija dokladnie polowa challengu, wiec napisze o tym pare slow w blogu. Do tej pory zrobilem jakies 30k vpp, czyli sporo jak na nl50, a kilka razy za malo jak mowimy o elite 🙂 w zeszlym roku o tej porze roku mialem 500k, teraz mam 340k, w zeszlym roku gralem w tym celu nl200-600, teraz gram nl50-100, wiec mysle, ze zrobie max 600-700k vpp

  2. To ciekawe co piszesz Warsaw odnośnie poziomu nl50 i nl100. ja słyszałem, że na 50tkach jest gorzej, bo jest to pierwszy limit, na którym gracze osiadają i grają 4living.

    • taki sam przeskok jest miedzy nl50 a nl100, podobnie nl100 i nl200 i tak dalej. Nie watpie, ze na nl50 graja juz zawodowcy, ale trzebe tez pamietac, ze im nizszy limit, tym ci zawodowcy sa jeszcze mniej doswiadczeni

  3. czesc warsaw. mam pytanie a czy próbowałeś zmienic np liczbe stołów na dużo mniejsza(4-6) przez co poprawic swoj winrate? zagralem w lipcu ok 80k rozdan grajac 14 stolow majac wynik ok 2bb/100, w sierpniu zmniejszylem liczbe stolow do 4 grajac na wyzszym limicie i narazie moje bb jest grubo ponad 10bb ale zaznaczam ze probka jest duzo mniejsza.

    • wszystko zalezy do czego dazysz. Dla mnie najwazniejszy jest calkowity profit a nie wysokosc winrate. Przykladowo, jezeli grasz 20 stolow na 2bb/100 i grasz w ten sposo 200,000 rozdan miesiecznie albo grasz 4 stoly z 8bb/100, co pozwoli ci zagrac 40,000 rozdan miesiecznie, to w pierwszym wypadku zarobisz 4000bb a w drugim 3200bb. Dodatkowo, zakladajac, ze masz supernova i grasz na nl100, w pierwszym wypadku dostaniesz dodatkowo okolo 5,500-6,000 rakebacku a w drugim okolo 2,500-2,800. Dla mnie wiec rachunek jest prosty.

      W tym miesiacu gram non stop na 20 stolach i po 110,000 rozdaniach mam niecale 6bb/100.

      Tutaj updejt z challengu – http://www.intellipoker.pl/forum/showthread.php?882-NLH-SH-challenge-mirthall-vs-dawarsaw&p=7127#post7127

    • dzięki za odpowiedź;) myślę że dobitnie wytłumaczyłeś mi do czego muszę dążyc… gl na nl 50 i pewnie dozobaczenia przy stołach

  4. W Barcelonie jadlem w tapasiarni, gdzie wszystko bylo wystawione na stolach, a w tapasy powbijane byly roznej dlugosci wykalaczki, ktore sie zbieralo i potem przynosilo do kasy. W zaleznosci od dlugosci wykalaczki potrawy mialy rozne ceny, fajny system + mega zaufanie do klienta.

  5. Nie do konca jest tak jak piszesz. Po pierwsze, ja tez mam spore swingi (nawet juz podczas challengu -20BI w jeden dzien!). Po drugie, z tego co wiem, Mirthall zdecydowal sie na challenge wlasnie po to, zeby uporzadkowac swoja gre i zwiekszyc motywacje. Wiec sprawa jest otwarta.

  6. Ten czelendż trochę jednostronny jest. Nie widzę możliwości żeby Warsaw przegrał. Mirthall po 800k rąk jest 5k na minusie więc jakim cudem nagle stworzy 2,5k profitu. Codzienne wahania 10-15 BI to raczej nie są bed bity tylko liki. Brejk iven rejkbek pro. Za to Warsaw ładnie poszybował odkąd zdobył SNE.

  7. Rozliczaliście się za pomocą zużytych wykałaczek? Bo z tego co pamiętam tak jest chyba w Valencii, bierzesz co chcesz, podchodzisz do baru potem, dajesz patyczki i CIę podliczają:)

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.