O tym, że poker to gra uniwersalna i absolutnie dla wszystkich świadczy zabawna historia, którą przedstawia Times Herald z amerykańskiego miasta Vallejo.
Kilka dni temu jeden z turniejów rozgrywanych podczas rejsu na Karaiby padł łupem Ala Marksa, który jest pastorem Pierwszego Kościoła Baptystów w Vallejo, w stanie Kalifornia.
Pastor dość przypadkowo znalazł się pośród pokerzystów. W turnieju brać udział miał jego szwagier, Bill Dodson Jr. Niestety, przez problemy z sercem musiał trafił on do szpitala, a później nie dostał pozwolenia na grę. Aby wejściówka się nie zmarnowała, Dodson musiał wybrać członka rodziny, który zagra za niego. W ten sposób na statku znalazł się Al.
Marks wspomina, że atmosfera przy stołach była luźna, a gracze żartowali z jego obecności. Jeden z rywali „oskarżył go nawet o oszustwo”, bo ten miał otrzymywać pomoc od samego Boga. Pastor dodaje jednak, że co nieco o pokerze wiedział, bo czasem w swojej parafii grywał, aby… kupić kozę i kurczaki dla jednej z wiosek poprzez akcję charytatywną. Nieco informacji wziął też z sieci: – W Google poszukałem trochę o tym jak należy grać, zagrałem i oto wygrałem ten turniej.
Pastor podkreśla, że sporo rąk zrzucał, grając tylko te najlepsze. Przez cały turniej nie miał lepszej ręki niż dwie pary. W jednym z rozdań sprawdził rywala, który go blefował. Gdy ten zapytał, skąd Marks wiedział, że jest lepszy, pastor odparł dowcipnie: Wyglądasz mi na grzesznika.
W ostatnim rozdaniu Marks znalazł u siebie parę waletów, z którą chętnie sprawdził, gdy rywal zagrał all-ina. Nagrodą, którą było kilkaset dolarów, podzielił się ze szwagrem. To, że zagrał w pokera nie stanowiło dla nikogo problemu. Wątpliwości nie miała nawet jego żona, o której mówi: – Moja żona jest taka kochana. Powiedziała, że wiedziała od początku, że tam wygram.
Źródło: Thereporter.
Miał info od Boga, nie liczy się
i oto ptexas przebił poziomem pudelka
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.