Szacunek do BM. Brak gry zabija umiejętności

4

Zapraszam. Znów będzie długo i nudno. W sam raz na początek jesieni 😉

  1. Bankroll Management to nie bajki! To podstawa, jeśli chcesz widzieć się nad kreską, na zielono, na +,
  2. Za teorią musi iść praktyka. Inaczej jest jałowa i nie wnosi nic pozytywnego.

Pamiętam czas, gdy podglądając wyniki polskich prosów z niedowierzaniem patrzyłem zarówno na ich profity jak i volume jaki wykręcają. Przełomowy dla mnie na pewnym etapie pokerowego rozwoju cykl Bankroll Builder i filmy szkoleniowe Kuby BRT z multitabelingiem, jako żółtodziób oglądałem z wielokrotnym zatrzymywaniem, by nie uciekło mi absolutnie nic. Treningi i szkolenia online z sesji takich graczy jak Uczniak czy Wombat inspirowały i mobilizowały, ale również zasmucały. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie będzie chyba dobrym wprowadzeniem do rozwinięcia tematu tego wpisu.

Nie posiadając odpowiedniego rolla nie możemy pozwolić sobie na multitabeling turniejów czy sitów, na których czujemy się komfortowo. Hola hola, jak można stwierdzić, że jakieś stawki są dla nas komfortowe czy odpowiednie, skoro nie możemy zrobić na nich odpowiedniego do gry kapitału? Może dlatego, że znalezienie w sobie pokładów cierpliwości na grę jednego stołu jest zadaniem dla niektórych karkołomnym, a nie każdy z nas uważa za stosowne wpłacanie większych w swoim odczuciu kwot. Mam tu na myśli sytuację, w której przykładowo pozwolić sobie z czystym sumieniem możemy na zasilenie naszego konta o kwotę $20/$40, jednocześnie wiedząc, że niestety będziemy potrzebować czegoś więcej niż umiejętności, by grając 180os. SNG za $4,5 nabudować się do choćby 50bi, które pozwolą na stopniowe odpalanie dodatkowych stołów. Powodem dla którego wybrałem ten przykład jest moje doświadczenie sprzed kilku lat. Pomimo braku możliwości przeznaczenia na grę 300$, które proponował autor cyklu, postanowiłem spróbować swoich sił na opisywanych przez niego stawkach. Rzecz jasna nie miało to zbyt wiele wspólnego z właściwym zarządzaniem kapitałem przeznaczonym do gry, ale jako rekreacyjny gracz, który szukał powtórki z przypadkowych sukcesów z początków grindu na innym poker roomie, nie miałem żadnych zahamowań. Po miesiącach bez żadnych znaczących sukcesów – BINGO! Trzeci zagrany przeze mnie sit wygrałem, czwarty ukończyłem jako runner up w hu z graczem OstapBender8 (do dziś niezłym wyjadaczem tych stawek). Potem gra zaczęła układać się sama. Wraz z kolejnymi wygranymi pojawiła się oczywiście niepohamowana ochota do wypłacenia „tylko części” z nich (yhym, brawo Michał) ;-). Jak łatwo przewidzieć ten brak konsekwencji w realizowaniu wyznaczonego w cyklu celu „z 300$ do 3000$ w 3 miesiące”, połączony z faktem, że nie uważałem się za wystarczająco dobrego gracza do odpalania większej ilości turniejów niż 4/6 jednocześnie szybko sprowadził mnie na ziemię. Na nic zdał się wymyślony przeze mnie system, w którym przyjąłem, że od wygranego turnieju (chyba do tej pory jest to 221$) wypłacać będę 50%, od wygranych w przedziale 100-200$ będzie to 40%, a tych zaczynających się od 50$ w górę 15%. „Zjazd” był tak szybki jak szybko przyszły wygrane.

W long runie okazał się też o wiele bardziej dotkliwy niż mogłem przypuszczać. Pamiętam, że kiedy przestawało iść w tych $4,5 schodziłem trochę niżej (zostawiałem sobie wtedy jakieś 20-40bi na każde stawki, na które zmuszony byłem przejść). W ofercie nie byłe jeszcze turniejów w tej samej strukturze za $1, a inne w tej samej strukturze nie zachęcały możliwością wygrania przyzwoitych 200 baksów. Zauważyłem wtedy brak odpowiedniej koncentracji na niższych stawkach. Moja ówczesna dedukcja podpowiadała: „Skoro lepiej czujesz się w $4,5 to po prostu zrób reload’a i próbuj tam. Przecież musi oddać!”. Na tym właśnie etapie zacząłem robić ponowne wpłaty. Zawsze małe, wystarczające na zaledwie na kilka bi, a taki stan nie pozwala na grę z komfortem psychicznym. Frustracja narastała. Nie mogłem zrozumieć dlaczego nie mogę znaleźć tej formy, która dawała poczucie, że lada moment zacznę opanowywać te stawki… A potem przyjdą deepy w mtt… I będzie tak pięknie… Halo?! Co się dzieje?!

Ten etap był bardzo trudny. Pojawił się brak wiary w swoje umiejętności, kłopoty finansowe… baa, nawet moje zdrowie w pewnym sensie ucierpiało na tej sytuacji. Mój osobisty „czarny piątek”, który niestety potrwał dłużej niż jeden dzień tygodnia.

To co musi stanowić uzupełnienie informacji o przytaczanej przeze mnie sytuacji to fakt, że moje volume było bardzo małe. Pogodzenie życia prywatnego, a w szczególności związku, studiów, rodziny, znajomych, sportu i innych zainteresowań z prawdziwym grindowaniem dla mnie okazało się zbyt trudne. Z tego powodu nie będę zamieszczał tu żadnych wykresów, statystyk i tym podobnych. Nie miałoby to zbyt dużego sensu i nie ma się czym chwalić.

Od tamtych chwil upłynęło sporo czasu, a życie zmieniło się diametralnie. Koniec studiów, obrona, zaręczyny, nowa praca… Działo i dzieje się wiele. Niestety życie pokerowe umiera, choć nie zabijam go z premedytacją. Priorytety się zmieniają. Często mimowolnie i niepostrzeżenie. Jeśli nie potrafiłem osiągnąć odpowiedniego poziomu gry, który pozwoliłby spokojnie patrzeć w przyszłość pod kątem finansowym, to przyszedł czas na zastąpienie marzeń i planów racjonalnością i pragmatyzmem. Ok, od czasu do czasu wyskoczę z kumplami do kasyna (Lesiu, Piter – dzięki chociaż za to), odpalę kilka turniejów. O wynikach wolę nie mówić, bo wstyd. Sam z politowaniem obserwuję wykres, który zaczął nieubłaganie kierować się w dół. Zdumiewające jest jednak to, że obecnie czytam o pokerze o wiele więcej niż miało to miejsce, gdy grywałem jeszcze dość regularnie. Przeglądam sporo rąk, oglądam treningi i szkolenia. Niestety cała teoria, którą przyswajam bardzo szybko ulatuje. Odnosząc się do wstępu – by przyniosła wymierne efekty powinienem starać się ją wykorzystywać.

Gdy wspominam te nie najlepsze chwile zastanawiam się, tak po ludzku, co by było gdybym wtedy wiedział to co wiem, szczególnie w zakresie BRM. Koniec końców każde doświadczenie, nawet (a może szczególnie) te negatywne, trzeba traktować jak skarb. Mówi się, że człowiek uczy się na błędach. Mam nadzieję, że jeszcze przyjdzie czas (oby szybko), kiedy będę mógł sprawdzić czy mi również udało się wynieść dla siebie jakąś lekcję. Być może ktoś z początkujących, kto przypadkiem trafi na ten tekst również zastanowi się dwa razy zanim podejmie pewne decyzje.

Mój nietypowy challenge: znaleźć czas na rozegranie chociaż 2/3 sesji w nadchodzącym tygodniu, zebrać dawną ekipę pokerową i ruszyć z tematem, ale przede wszystkim rozkoszować się każdym rozegranym rozdaniem :).

PS: uprasza się o częstsze wpisy na blogach bo wieje nudą! 😉

Poprzedni artykułRyan Riess „Cały czas kocham grać w pokera”
Następny artykułRedbet Hunter Praga 2014 – Dzień 1A godz. 2:15

4 KOMENTARZE

  1. Może wcale nie jest tak, że masz gorsze wyniki w grze bo dużo gorzej grasz niz wczesniej tylko poprostu twoi przeciwnicy zaczeli sie edukowac pokerowo i co za tym idzie teraz jest ich o wiele trudniej pokonac

    niz kiedys. Spróbuj pograc cashówki kto wie może ci sie spodobają i będziesz miał lepsze wyniki na nich niz w turniejach. Trzymaj sie i powodzenia życze.

    • Myślę, że gorsze wyniki to jednak „zasługa” braku regularności, wynikającego z braku czasu na samą grę. Staram się oczywiście przemycać trochę pokera ale niestety kapitał czasowy jest ostatnio niesamowicie ukrócony. Weekendy są dobrym momentem na wykorzystanie w praktyce tego wszystkiego o czym w ciągu tygodnia czytam, co oglądam, ale to wciąż za mało by dodać do tego choćby powierzchowną analizę własnej gry.

      Bardzo ciekawą tezą podzielił się ostatnio 88ncb w swoim wpisie. Pisał „Jeśli chcesz osiągnąć sukces w pokerze, potrzebujesz do tego drużyny”. I ja się z tym w 100% zgadzam. W pewnym sensie moja historia w jakimś małym stopniu też to potwierdza, bo najlepszy czas mojego pokera miał miejsce wtedy, gdy wspólnie ze znajomymi analizowaliśmy rozgrywane przez siebie turnieje czy poszczególne rozdania, wymienialiśmy się poglądami (niekiedy dość warto) na temat strategii. Tego w chwili obecnej już za bardzo nie ma i to też przekłada się na postawę mojego wykresu i ROI.

      Cashe są bardzo interesujące ale akurat z mojej perspektywy tylko na żywo (ukłony w kierunku szanownego ustawodawcy). Zawsze miałem poczucie, że grze turniejowej sprzyja jakiś większy, bardziej konkretny i sprecyzowany cel. Oczywiście nie oceniam negatywnie osób grindujących cashe online. Ogromny szacunek za determinację. Mnie po prostu do nich na dłużej nigdy nie ciągnęło. Owszem, sporadyczne sesje zoom’a czy gier stolikowych nie są mi obce, ale nigdy nie potrafiły zatrzymać mnie na dłużej.

      Dzięki i Tobie również powodzenia przy stołach!

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.