Kilka tygodni temu Shaun Deeb wygrał ranking na Gracza Roku WSOP. Z tej okazji Amerykanin udzielił dłuższego wywiadu Gaelle Jaudon z redakcji SoMuchPoker. Przeczytacie w nim m.in. o pokerowych początkach Deeba, jego tegorocznych sukcesach, łączeniu życia rodzinnego z karcianym zawodowstwem, scenie high rollerów czy slowrollach, które stały się jego znakiem firmowym.
– Zdobyłeś cztery bransoletki WSOP i wygrałeś ponad 6.000.000$ w turniejach na żywo, ale wróćmy do początków. Jak zaczęła się twoja pokerowa pasja?
– Wychowywałem się na północy stanu Nowy Jork. Kiedy miałem około ośmiu lat, moja babcia uczyła mnie różnych gier karcianych. Mając szesnaście lat organizowałem turnieje w moim domu, a dwa lata później zacząłem grać online, a także w kasynie Turning Stone, ponieważ wpuszczali tam ludzi od osiemnastego roku życia. Zawsze kochałem pokera. Do tego stopnia, że w pewnym momencie wpadłem na pomysł, aby zająć się nim profesjonalnie.
– Jak podjąłeś decyzję, że będziesz specjalizować się w turniejach MTT? Wiąże się z tym dość specyficzne życie. Nigdy nie kusiły cię gry cashowe?
– Przez pierwsze dziesięć lat grałem prawie wyłącznie w turniejach, a do stołów cashowych zasiadałem bardzo sporadycznie. Zmieniło się to, kiedy wsiąkłem w świat gier mieszanych. W tym momencie kariery wszystko się wyrównało: połowę czasu spędzam grając w turniejach, a drugą połowę – w cashówkach. Uważam, że pokerzyści powinni zachować różnorodność. Raz Hold’em, raz gry mieszane, w danym momencie turnieje, kiedy indziej cashówki itd.
– Dużo czasu spędzałeś przy wirtualnych stołach. Jesteś znany jako kilkukrotny zdobywca potrójnej pokerowej korony.
– Grałem przede wszystkim na Full Tilt Poker i PokerStars, rzadziej na Ultimate Bet. Na tych pierwszych dwóch platformach wygrywałem sporo turniejów głównie dlatego, że rozgrywałem ich całą masę. 200 turniejów każdego dnia, bez żadnej przerwy.
– Za tobą niezwykle udane lato. W Las Vegas wygrałeś 2.400.000$ i zdobyłeś dwie bransoletki. Czy przed startem WSOP planowałeś, że twój harmonogram gier będzie aż tak napięty?
– Tak, tego roku założyłem sobie, że wezmę udział w większej liczbie turniejów niż w latach ubiegłych. Ale równie dobrze mogłem pograć przez tydzień, wypalić się, przejść na stoły cashowe i znaleźć dobre gry – tyle by było z moich planów. W przeszłości zdarzało mi się już robić coś podobnego. Czasem rozgrywałem pięć turniejów WSOP, kiedy indziej czterdzieści. Dlatego najlepiej nie mieć żadnego planu, obserwować swoje samopoczucie i zobaczyć, gdzie znajduje się najlepsze equity.
– Grając w cashówkach, jakie limity wybierasz najczęściej?
– Zazwyczaj grywam w grach mieszanych na stawkach 200$/400$ i 800$/1.600$. Są to gry limit, uważam, że jestem niewystarczająco dobry na cashówki no-limit. Poza tym, sądzę, że nie są one zbyt dochodowe.
– Czy grywasz w „Bobby’s Room” przeciwko pokerzystom w rodzaju Gusa Hansena czy Dana Catesa?
– Tak, grywałem zarówno w „Bobby’s Room”, jak i „Ivey’s Room”. Ostatnio większa gra odbywa się tam na stawkach 1.500$/3.000$, a nawet jeszcze wyższych, więc omijam ją szerokim łukiem. Wspomniani pokerzyści grają na stawkach większych od moich, co jest dla mnie dobrą wiadomością – nie muszę zawracać sobie nimi głowy i mogę rywalizować ze słabszymi przeciwnikami.
– Latem osiągnąłeś swój największy finansowy sukces, zwyciężając w evencie PLO za 25.000$. Wygrałeś 1.400.000$ i między innymi dzięki temu wynikowi zająłeś pierwsze miejsce w rankingu na Gracza Roku WSOP. Mówiłeś, że początkowo nie rozważałeś występu na WSOPE w Rozvadovie. Musiałeś jednak zmienić swoje plany, ponieważ walczyłeś o zwycięstwo w rankingu. Czy to zawsze był twój cel? A może zacząłeś o tym myśleć dopiero tego lata?
– Dwukrotnie w swojej karierze byłem bliski końcowego triumfu w rankingu (zajmowałem miejsca w czołowej piątce), więc wiedziałem, że i tym razem mam szansę. W pierwszych dziesięciu dniach trwania festiwalu dotarłem do miejsc płatnych w bodaj ośmiu eventach. Nie wiedziałem, według jakiego wzoru liczone będą tym razem punkty, ale i tak przypuszczałem, że mogę coś osiągnąć. Powiedziałem sobie, że wezmę udział w każdym turnieju i zobaczę, jak daleko zajdę.
– Co oznacza dla ciebie pierwsze miejsce w rankingu?
– To jedna z rzeczy, z których zawsze będę znany, czy odejdę z pokera, czy też nie. Zdjęcia zwycięzców rankingu Gracza Roku WSOP wywieszane są w kasynie Rio. Wielu z nich nie gra już w pokera, ale my nadal ich pamiętamy. Zawsze zależało mi na różnego rodzaju rankingach, dlatego to dla mnie ogromne osiągnięcie.
– Powróćmy do początków twojej kariery. Co sprawiło, że zostałeś dobrym graczem? Chodziło o tysiące godzin spędzanych przy stołach czy pracę z innymi graczami?
– Miałem szczęście poznania wielu świetnych graczy turniejowych we wczesnej fazie swojej kariery. Nadal byłem na studiach, a moje umiejętności pozostawiały wiele do życzenia. Widziałem jednak, co robią wspomniani gracze i stwierdziłem, że to coś wspaniałego. Wiedziałem, że dzięki ciężkiej pracy mogę zarobić dużo pieniędzy. Mijały lata, a ja wziąłem sprawy w swoje ręce i wyeliminowałem swoje słabości.
– Masz żonę i dwójkę dzieci. Jak udaje ci się łączyć obowiązki ojca z grą w turniejach na żywo? Wszyscy wiemy, że życie profesjonalnego pokerzysty wiąże się z częstymi podróżami.
– Tak, trudno zachować jakąkolwiek równowagę. Wszyscy myślą, że to proste, ale w rzeczywistości tak nie jest. Bywa, że całymi miesiącami nie przebywam z rodziną. Moje dzieci są na tyle młode, że w pełni jeszcze tego nie rozumieją, ale wiedzą, że prędzej czy później wrócę. Przydatna staje się technologia, każdego dnia rozmawiamy ze sobą za pomocą FaceTime. Ale z pewnością nie jest to idealny tryb życia. To właśnie dlatego nie widzicie mnie na każdym festiwalu – muszę spędzić trochę czasu w domu!
– Możesz wymienić swoich największych pokerowych przyjaciół?
– W swojej karierze poznałem wielu świetnych ludzi. Najpierw byli Randal Flowers i Renkal Bern, potem poznałem swoją największą karcianą rodzinę, czyli Franka Kasselę, Bena Lamba, Chance’a Kornutha i Steve’a Mclaughina. Po wyjeździe na Florydę trzymałem się z Jasonem Mercierem i Brianem Hastingsem, miałem również okazję poznać Dana Weinmana czy Mike’a Lance’a. Wszyscy jesteśmy nieco rozpuszczeni, ponieważ nasze życia są pełne wolności – dzięki temu mamy sporo czasu na spotkania. Jesteśmy przyjaciółmi również poza pokerem.
– Jak myślisz – na czym polega twoja przewaga nad innymi?
– Na rozwiązywaniu nowych gier. Za każdym razem, gdy pojawia się jakaś nowa odmiana, zyskuję przewagę nad resztą stawki, ponieważ szybko ją rozwiązuję.
– Grałeś już w Short Decka?
– Jeszcze nie. Nie przebywałem w miejscu, w którym mógłbym spróbować tej odmiany. Nie podróżuję jeszcze do Azji, a to tam eventy tego typu cieszą się największą popularnością.
– Jak w trakcie gry radzisz sobie ze stresem? Chodzi mi tu o duże turnieje czy spoty, w których zagrywasz dużego blefa.
– Kiedy opłacasz wpisowe i przystępujesz do turnieju, wiesz, że tych pieniędzy już nie ma – nie możesz więc myśleć o buy-inie czy wartości żetonów, którymi betujesz. Jeśli odpadnę, nie przejmuję się tym. Nie będzie mi głupio, jeśli stracę wszystkie żetony przez nieudany blef. Nie mam backerów, których muszę przekonywać, że dane zagranie było +EV.
– Jesteś znany z zagrywania slowrolli. Twoim najsłynniejszym slowrollem jest bodaj ten przeciwko Mike’owi Matusowowi, który powiedział, że „uderzy cię w twarz”. Możesz opowiedzieć tę historię?
– Slowrollować zacząłem przy wirtualnych stołach. Kilku graczy, m.in. Kevin McPhee, robiło to przede mną, a ja stwierdziłem, że to genialne. Wkrótce stałem się znany właśnie ze względu na slowrolle. Więc kiedy uczestniczyłem w pierwszym odcinku „Poker in America” i miałem taką możliwość, stwierdziłem, że po prostu muszę zagrać slowrolla! A później wszyscy zobaczyli ten film. To było wspaniałe. Producent programu podziękował mi za to – mój slowroll niejako sprzedał „Poker in America”. Mieli dzięki temu setki tysięcy wyświetleń na YouTubie.
Ludzie muszą zrozumieć, że slowrolle nie są czymś złośliwym, to po prostu część gry. Obecnie ludzie wręcz oczekują, że zagram slowrolla. Jeśli tego nie zrobię, czują się urażeni!
– Nie korzystasz z usług solverów ani programów trackujących. Jak udaje ci się utrzymać na pokerowej powierzchni?
– Jestem graczem starej szkoły. To dlatego nie należę do najlepszych w odmanie No-Limit Hold’em. Znajduję lepsze gry i turnieje, w których mogę eksploatować słabszych graczy. Jeśli chodzi o trackery – w przeszłości grywałem na 40 stołach jednocześnie, więc HUD jedynie by mnie spowalniał i zabierał zbyt dużo miejsca na ekranie. Mój pokerowy umysł jest w pewnym stopniu unikalny – pamiętam wszystkie pseudonimy, nawet te sprzed kilku lat, więc posiadam coś w rodzaju osobistego HUD-a, który znajduje się w mojej głowie.
– Nie uczestniczysz w super high rollerach. Nie grałeś np. w turnieju za 25.000$ podczas niedawnego WSOPE w Rozvadovie. Dlaczego?
– Czasem po prostu nie warto grać w tych turniejach. Przykładowo, rake w Rozvadovie był zbyt wysoki. Moje ego nie zmusza mnie do grania w turniejach z bardzo dużymi wpisowymi. Myślę, że to jeden z powodów, dla których nadal tu jestem i cieszę się finansową stabilnością. Nie przeszkadza mi gra w mniejszych turniejach. Jestem zadowolony ze swojego życia i to samo mogę powiedzieć o swoich finansach.
– Jak wygląda typowy dzień z życia Shauna Deeba?
– Budzę się razem z dzieciakami, około ósmej rano. Wcześniej budziłem się o drugiej po południu, więc wczesne wstawanie nadal sprawia mi trochę bólu! Zabieram jedno z naszych dzieci do szkoły, a drugie jedzie razem z moją żoną na siłownię. Potem mam mieszkanie dla siebie. Zazwyczaj przez około cztery godziny gram w Fortnite’a razem z moimi pokerowymi przyjaciółmi. Syn wraca ze szkoły i spędzam z nim po południe. Jemy obiad, opowiadamy sobie historie. Potem idziemy spać, a następnego dnia robimy to samo! W pokera gram w każdą środę, kiedy jestem w Nowym Jorku, czasem również w weekendy. Kiedy odbywa się duży festiwal online, wyjeżdżam do Montrealu.