Relacja Hajjera z EPT Warszawa

17

EPT Warszawa było drugim dużym turniejem Jerzego Hajjera. Jakie wrażenia, już coraz bardziej doświadczony uczestnik turniejów European Poker Tour, ma po warszawskim turnieju? Zapraszamy do lektury…

EPT Warszawa

UWAGA: przedstawione w poniższym teksie zdarzenia i osoby są prawdziwe a ewentualne ich obrażanie… niezamierzone. Urażonych z góry przepraszam.

Po moim powrocie z Kopenhagi wezwał mnie na rozmowę mój przyjaciel Stasiu.

Stasiu to przyjaciel na dobre i na złe. Już po odbyciu zaszczytnej służby wojskowej ściągnął mnie do pracy w tym samym, co on zakładzie. Jakby tego było mało i żeby być jeszcze bliżej ożeniłem się z jego sąsiadką. O innych wspólnych numerach nie wspomnę.

Rozmowa nasza przedstawiała się następująco:

Po pierwsze ? mówi do mnie ?miałeś pisać poradnik dla emerytów i dla tych, którzy nie mają pojęcia wielkiego o pokerze i turystyce zagranicznej a ty serwujesz dla swojej rodziny przyjaciół i znajomych teksty z grypsami nie do końca jasnymi np.

SB to chyba służba bezpieczeństwa,

BB to chyba B. Bardot,

Pozycja późna, pozycja wczesna, brak pozycji to chyba mowa o seksie (jeszcze??),

Foldowanie, limpowanie, callowanie, allinowanie….o co tu chodzi?"

Obiecuje, że od tej chwili będę używał zwrotów, które dla Stasia i części moich znajomych będą zrozumiałe. Jednocześnie przepraszam uznanych już pokerzystów przypadkowo czytających te teksty, że będą one dla Was tekstami z pokerowego przedszkola.

Dodam…Stasiu powiedział, że po przeczytaniu tekstów np. Pana Górala miał takie zawroty w głowie jak po wycieczce do lunaparku i godzinnej jeździe na karuzeli. Okazuje się, że poker może zawrócić w głowie.

Dzwonili do mnie moi wczasowicze z Częstochowy (na marginesie jest tam największy odsetek antykleryków) z prośbą o wprowadzenie w ośrodku wczasowym obowiązkowych zajęć o pokerze (robota podstawowa dla J. Danielsa, zajęcia po licencjacie dla Warsawa albo Soprano).

Jack Daniels miał rację, że czeka mnie wiele spotkań z kolegami, zakładami pracy itp. Cały pierwszy tydzień to wyjaśnianie ludziom dlaczego tego turnieju nie wygrałem. Wszyscy byli przyzwyczajenie, jak hajjer lub jak kto woli Jerzy coś robi to sukces murowany.

Doszło do tego, że jak w Warszawie przegram to w drodze powrotnej zamiast do pociągu powinienem skoczyć pod pociąg. O małżeństwie nawet nie wspomnę dojdzie pewnie do tego, że kolejne święta spędzę z kolejną narzeczoną (niech to szlag trafi).

Ale za nim dojdzie do powrotu trzeba najpierw do Warszawy dojechać.

Pewnie myślicie, że jak już zaliczyłem Kopenhagę i w całości wróciłem do domu to Warszawa będzie pestką. Niestety już na dworcu PKP dałem kilka plam. Po bilety poszedłem 10 dni przed terminem wyjazdu (może zabraknąć miejsc). Pani w okienku jak pracownik dawnej SB, pyta…czy Pan pali, czy jedzie Pan sam, czy chce Pan przy oknie, czy fotele miękkie czy twarde. Nagle okazuje się, że pociągiem też nie jechałem 30 lat, w pociągu nie można pić, nie można spać (okradną) jednym słowem horror. Wróciły wspomnienia młodości jak jeszcze ze szkoły jeździliśmy na wycieczki do Warszawy, żeby zobaczyć jak wyglądają skrzyżowania świetlne jak wygląda tramwaj a trolejbus to już science fiction.

Warszawa przywitała mnie słońcem. Hotel Hayyat super, obsługa rewelacyjna, winda normalna. W pokoju z oświetleniem trochę kłopotów ale doświadczenie przydało się. Co prawda jeden guzik przy wejściu zepsułem ale ekipa naprawcza w mig się z tym uporała.

Trochę kłopotów w recepcji…miła pani stwierdziła, że co prawda rezerwację mam ale zapłaty za pobyt nie widzi (sytuacja wyjaśniła się po czterech dniach i na oszusta nie wyszedłem ale co to będzie jak podobna historia spotka mnie w San Remo). Dziwne było tylko to, że cała obsługa hotelu i Kasyna (recepcja, kelnerzy, pokojowe itp.) zwracała się do mnie po angielsku (chyba widzieli we mnie ?światowca) niezmiennie odpowiadałem, że znam również język polski (ha ha ha).

O moim pobycie w Warszawie dowiedział się jeden z moich wczasowych gości (artysta scen polskich, częsty bohater epizodów w serialach filmowych, twarz wielu reklamówek telewizyjnych i bilboardowych). Na siłę wyciągnął mnie z hotelu i zawiózł do swojej posesji na Żoliborzu (ho ho zobaczyłem kawalek świata łącznie z rezydencją córki Pana Kulczyka…o ochroniarzach i wypasionych limuzynach nie wspomnę). Wyczuwam, że chciał mi dać do zrozumienia w jak różnych światach przebywamy (rewanż na moim terenie będzie okrutny).

Do hotelu wróciłem wesoły i od razu w kasynie trafiłem na Jacka Danielsa zajętego przy barku poważną rozmową z Michałem Wiśniewskim. Oczywiście wydawało mi się, że Daniels mnie rozpoznał a Michał zwracał się do mnie po imieniu. Po szorstkim powitaniu postanowiłem ulotnić się pod byle pretekstem (chęć zwiedzenia kasyna). Kiedy po przegraniu w automaty 70 zł opuszczałem kasyno zatrzymał mnie Gazda (nie wiem dlaczego ale poczułem do niego sympatię) i zaprosił do stołu pokerowego (jako kibica) przy którym razem z Danielsem obracali żetonami (chyba stolik).

Drugiego drinka Jacka Danielsa wypiłem z Jackiem Danielsem na jego koszt (obiecał pochopnie w swoim komentarzu) o pierwszym drinku nie wspomnę bo żona może mi to wypomnieć. Psychologiem nie jestem ale wydawało mi się, że Daniels jest w humorze złym i żartowanie w jego obecności to zabawa z głodnym lwem.

Rano w dniu startu, śniadanie (super) bez przygód jak w Kopenhadze i przygotowania do startu. Przygotowania to…piwo na kaca z imprezy dnia poprzedniego, dwie tabletki na zatrzymanie bólu głowy i oczekiwanie na telefon od Obywatela. O godzinie 13:30 spotykamy się po raz pierwszy w życiu z Obywatelem (nic się nie zmienił od czasu naszych internetowych spotkań). Miałem wrażenie, że spotykam swojego młodszego, mądrzejszego brata. Poznaję również bardzo miłą małżonkę Obywatela – Agnieszkę.

Rejestracja jakieś piwo po drodze i wracamy na losowanie stołów i miejsc (będziemy grać w pokera). W kolejce do losowania Obywatel zapoznaje mnie z inną sławą polskiego pokera Soprano. Znajomość nasza szybko się utrwala bo los zrządził, że spotykamy się na tym samym stoliku (table dla fachowców) Obywatel, Soprano, ja , reszta towarzystwa jest dla mnie kompletnie nie istotna.

Pierwsze cztery godziny to radosny rodzinny poker, gramy tylko we trzech (takie jest moje odczucie) na pozostałych nawet nie zwracam uwagi.

Przy okazji towarzyskiego spotkania jeden raz pokonałem Obywatela, jeden raz on mnie wyblefował, raz pokonałem po walce Soprano, dwa razy on mnie i na obiad po czterech godzinach szedłem w dobrym humorze (z Polaków na tym stole miałem najwięcej żetonów, Obywatelowi zachciało się kopać z koniem i przegrał sporo do jakiegoś Hiszpana a był naszym liderem). W ciągu pierwszych czterech godzin miałem jeden raz TT (10 i 10), jeden raz AK i jeden raz AQ. Najwięcej radości sprawiało mi zabieranie ciemnych (blindy) po blefach (nie odmówiłem sobie przyjemności w wyrażaniu zadowolenia…) były uśmiechy było ok. Wracając do naszego stolika i szczęśliwego losowania przypomniało mi się jak później Obywatel powiedział, że ….?boję się, że po otwarciu lodówki znowu zobaczę hajjera?(dla mnie to super komplement). Do miłych wspomnień z tego okresu należy również moment wypłoszenia młodego Duńczyka (po jego ostrym zagraniu ostro przebiłem a przy jego dziwnym i natarczywym spojrzeniu nie mogłem opanować śmiechu) i Gostek (dla moich znajomych Gościu) poddał się.

Dlaczego o tym piszę, w późniejszej części wieczoru przydybało mnie dwóch młodych ludzi i nie na żarty przestraszyło. Podeszli do mnie ubrani w firmowe jasno zielone koszulki z jakimiś napisami (myślałem , że Interpol czy coś takiego).

Pytanie krótkie..? Pan Jerzy? odpowiadam, że tak i pytam skąd mnie znają. Okazuje się, że ich podopieczny (szef pokerowego roomu wysłał ich w delegację do opieki nad dwoma swoimi reprezentantami…jednym Duńczykiem i jednym Szwedem ? super organizacja) to ten wypłoszony przeze mnie Duńczyk. Jeszcze później przedstawili mnie swojemu szefowi i z ich i jego rozmowy wynikało, że chłopak trafił na bardzo mocny stolik (brak znajomości języka nie pozwolił mi na opowieści, że wpadł chłopak jak pod walec drogowy).

Pozwoliłem sobie w tym miejscu wyjaśnić mojemu przyjacielowi Stasiowi, że Gostek to nie jest jakiś określony człowiek tylko zwykły gwarowy Gość. Sam się na ten numer kiedyś nabrałem. Obywatel w rozmowach telefonicznych często opowiadał jak Gostek z nim wygrywał bo miał niemożliwe szczęście. Przez długi czas myślałem, że Gostek to najlepszy pokerzysta świata, z którym Obywatel nie może sobie poradzić.

W tym miejscu powinienem zakończyć opowiadanie o pokerze.

Po przerwie obiadowej zostaliśmy rozlosowani do innych stolików. Nie umiem tak szybko zapominać o znajomościach a nowe nawiązuję z nieufnością i po dłuższym czasie. Nowe towarzystwo mi nie leżało i chciałem go jak najszybciej opuścić. Pomógł mi krupier, który przez dwie i pół godziny rozdawał mi karty w przedziale od 2 do 9. Przysięgam, że A zobaczyłem krótko przed śmiercią (pokerową). Na koniec dostałem A 8 w kolorze i po zabawie. Całe swoje życie, jak przegrywałem to po honorowej walce i nigdy nie cierpiałem na przerost ambicji. Te dwie godziny to najgorsze godziny w moim życiu. Nie miałem okazji ani razu zobaczyć flopa natomiast widziałem spojrzenia przeciwników, którzy czekali jak sępy nad padliną. Oddałem żetony innemu shortowi (dla Stasia …cieniasowi ) miał AJ.

Pociesza mnie tylko fakt, że takie przygody spotykają wszystkich pokerzystów.

Bo jak inaczej można wytłumaczyć korespondencyjny pojedynek Warsawa z Krawcem. Wnioski z literatury pokerowej mówią mi, że ci dwaj pokerzyści to ścisła czołówka krajowa i chluba polskiego pokera. Ich blogi i komentarze obok Góralowych to jak już wspominałem elementarz dla takich pokerzystów jak ja. Może nachalnie ale dla własnej przyjemności podglądałem grę Warsawa i Krawca (jak się uczyć to od najlepszych). W pewnym momencie turnieju (obaj siedzieli w niedużej odległości od siebie) obaj mieli bardzo cieniutkie ilości żetonów i niesprawiedliwy los jednemu zabrał wszystkie żetony a drugiemu oddał z nawiązką.

Wniosek prosty ? przy zbliżonych umiejętnościach o sukcesie decyduje rzut monetą.

Pozostałą część dnia pokerowego i dzień następny spędziłem na podglądaniu lepszych.

Zdziwiony i przyjemnie zaskoczony byłem faktem, że często podchodzili do mnie ludzie i pytali czy ja to Pan hajjer albo Pan Jerzy. Rozpoznawalność zawdzięczam Pawłowi Majewskiemu i jego redakcji. Oczywiście nie prowadzono ze mną zbyt długi rozmów bo o czym tu z wapniakiem rozmawiać ale przypuszczam, że wielu chciało zobaczyć dinozaura grającego w pokera.

Poznałem Miłego Gościa, który opowiedział mi o swoim największym sukcesie pokerowym. Dostał się do EPT Warszawa po pokonaniu w bezpośredniej walce Pawcia (widzisz Paweł świat jest mały ale ludzie są wielcy), satysfakcja i dla Gościa i dla Pawła…po prostu o Was się mówi.

Rozmawiałem z Gościem kilka razy opowiadał, że nie jest asem pokerowym, gra spokojnie ale może przypieprzyć zdrowo. Chyba jednak zdrowo przypieprzył bo swój udział w turnieju zakończył dosyć szybko.

Liroy też do mnie mówił per Jerzy (zrobiłem sobie z nim zdjęcie niech znajomi i rodzina oraz Stasiu wiedzą, że nie mają do czynienia z byle frajerem). Jeżeli Liroy i Michał Wiśniewski są ze mną na per ty to ich zmartwienie …wykorzystam kiedyś ten fakt.

Czas na wnioski.

Pozwolę sobie na porównanie dwóch (bo na tylu byłem) EPT Kopenhagi i Warszawy.

Dania to podobno kraj w którym jest najwięcej pokerzystów na metr kwadratowy na świecie więc nie ma się co dziwić, że pracuje tam najwięcej zawodowców (krupierzy itp.). Z organizacji turnieju w Warszawie jestem dumny. Organizatorzy i obsługa to ludzie z innego świata (gdyby tacy pracowali w parlamencie ? cud pewny). Uwielbiam profesjonalistów w swoim zawodzie, świadomych swojej wiedzy i niesłychanie życzliwych dla ludzi. Był taki moment, że zwrócono mi uwagę, że jestem w miejscu gdzie nie powinienem być. Człowiek, który zwracał mi uwagę po prostu cierpiał z tego powodu.

Wniosek: w takim miejscu przegrywanie pieniędzy może być przyjemnością.

Większość z naszych pokerzystów (podobno było nas 31) odpadło już po pierwszym dniu. W drugim dniu wystartowało naszych tylko czy aż siedmiu. Większość przegranych twierdziła, że jest zadowolona z własnej gry.

Wniosek: skoro ja bardzo niezadowolony ze swojej gry odpadam z turnieju w tym samym momencie co 26 innych zadowolonych to coś tu nie gra.

Jeżeli z turniejem żegna się w początkowej fazie Luca Pagano, Niedomyty (tylko raz wykrzyczał ?Ham Sara Bi?), Katia, Raymecer czy jak mu tam, Warsaw, Góral, Obywatel to co to oznacza?? Moim zdaniem nie ma mocnych i każdy może kiedyś…..

Kolejny wniosek i prośba: kochani pokerzyści nie piszcie w komentarzach o słabości polskiego pokera, o oczekiwaniu na mesjasza. Traktujcie uczestników EPT jak normalnych ludzi, którym udało się szczęśliwie albo po znajomości dostać do turnieju…wynik turnieju to rzut monetą.

Mój największy sukces w EPT Warszawa to poznanie miłej małżonki Obywatela i spotkanie ponowne sympatycznej małżonki Górala. Z paniami Karoliną (sympatyczną małżonką Górala) i Agnieszką (miłą małżonką Obywatela) przeszliśmy na per ty (to ich propozycja).

Bruderszafta niestety nie było. Wniosek: co mam się dziwić Paniom skoro mój własny pies nie chce już mojej mordy lizać.

Poznanie osobiste Obywatela. Już cieszę się z faktu wspólnego wyjazdu do San Remo. Obywatel urazy do mnie nie czuje (tak mówi) i chętnie spotka się ze mną na FT w San Remo hahaha.

Pomimo obietnic spotkania z Pawłem Majewskim i Jackiem Danielsem wyjechałem z Warszawy bez pożegnania. Po prostu Paweł był dla mnie za szybki (przelatywał jak koło towarowego) a Daniels zaginął na dwa dni. (co się odwlecze…).

Jeżeli o czymś ważnym zapomniałem albo kogoś obraziłem …przepraszam.

Komentarze Wasze czytam dokładnie i jeżeli zajdzie potrzeba uzupełnię swoje spojrzenie na EPT Warszawa w następnym tekście.

Pozdrawiam –

Hajjer albo jak kto woli Jerzy

Poprzedni artykułNegreanu przed kamerą
Następny artykułJennifer Harman zwierzakom

17 KOMENTARZE

  1. Spoko Jureczku, pogramy symbolicznie 🙂

    Ja się już szykuję do napisania relacji na PokerTexas 🙂

  2. Super pomysł, myśle, że na pewno znaleźli by się chętni więc nic tylko organizować 😉

  3. Domyślam się już kogo będę gościł w ośrodku…

    HU z Tobą to przyjemność ale nie stać mnie na tak wielkie przegrane ( musiałbym podnieść ceny za wczasy ). O małym turnusie pokerowym zawsze można pomyśleć ( np 7 dni na koniec sierpnia – ceny promocyjne – buy in niewielki )

  4. Ja za to już chyba wiem gdzie spędzę wakacje w tym roku… Hajjer, daleko masz do morza? 🙂 Co powiesz na dwa tygodnie HU ze mną? 🙂 A może jakiś cały turnus pokerowy urządzisz? 🙂

  5. Panie Hajjer masz Pan bajjer. Może po wszystkich EPT jakaś książeczka? Oferuję skład i druk:) Ja tam bym poczytał…

  6. O tempora o mores… Płakać się chce jak się czyta te zachwyty nad prawidłowym formułowaniem myśli. Po prostu widać, że (nie ubliżając panu Jerzemu) dawno temu ludzie czytali książki a nie gapili się w ekran to i wysłowić się poprawnie potrafią. I ciekawie, i niegłupio. Nawet sobie nie zdajecie sprawy jak rewelacyjnie się czyta listy mojego dziadka do mojej babci. Natomiast większość blogów dzisiejszych dwudziestolatków to ponury bełkot niedouczonych półmózgów.

  7. Panie Jerzy – wygląda na to, że się Pan minął z powołaniem – świetny byłby z Pana korespondent ;-))

  8. Uczcie się blogowcy od Pana Jerzego. Ekstra styl, zgrabnie napisane. Zauważcie, że nie ma biadolenia ja dostałem to, we flopie przyszło to, a na turnie jeszcze to…

  9. A co tam skomentuje (ale krótko)! Poprostu świetny tekst, jak zazwyczaj nie przepadam za czytaniem relacji z turniejow to, TO SIE CZYTA ZNAKOMICIE i chce sie więcej!!!

    Powodzenia Panie Jerzy na nastepnym turnieju!

    Licze na bardzo długą relacjie nawet z drobnymi mało znaczącymi elementami BO CZYTA SIE REWELACYJNIE! 😀

  10. hmm mojego kolegę ciągle ogrywa jakis Fisher – czy jakoś tak… Ja chcę zobaczyć pojedynek Fisher vs. Gostek !!

  11. Oczywiście świetne. A tak przy okazji, to mojego kumpla też ten Gostek cały czas od rana ogrywa… To musi być jakiś nielichy talent 🙂

  12. “Niedomyty (tylko raz wykrzyczał ?Ham Sara Bi?)”

    Jak to się pięknie czyta ^^

    Chcemy więcej 😀

  13. A zajęcia z pokera w Twoim ośrodku chętnie poprowadzę 🙂 Niech już się Twoi wczasowicze uczą co to jest “murek”, “małe drzewka” i “olelajnen” 🙂

  14. “Psychologiem nie jestem ale wydawało mi się, że Daniels jest w humorze złym i żartowanie w jego obecności to zabawa z głodnym lwem.”Jurku drogi, jak sam zapewne zwróciłeś uwagę w przeciągu 1,5 h gry 4 razy wpakowałem się na AA u kogoś i przegrywałem kasę z prędkością światła, więc może humorek mi rzeczywiście nie dopisywał… 🙂 Ale Twoja osoba na pewno nie miała z tym nic wspólnego, wręcz przeciwnie – pewnie gdyby nie Twoja obecność to bym kogoś zabił gołymi rękoma… 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.