Przy szklaneczce JD odc. 13 – Dlaczego polscy pokerzyści są głupi? cz. I

35

Przeczytałem właśnie kolejną książkę jednego z najpopularniejszych dziennikarzy sportowych w Polsce – Krzysztofa Stanowskiego. Jego „Stan futbolu” (polecam, bardzo fajna pozycja) zbudowany jest z rozdziałów, których tytuły odpowiadają na kolejne pytania „dlaczego”. Postanowiłem dziś również pójść tą drogą i odpowiedzieć na pytanie tytułowe.

Zapewne wielu z Was od razu oburzy się na sam tytuł i burknie pod nosem coś w stylu „sam jesteś głupi”. OK, może jestem, może nie, nie mnie to oceniać. Jako że jednak głupi się nie czuję, a nawet uważam się za mądrego gościa, to postaram się dzisiaj udowodnić Wam, że pytanie to wcale nie jest pozbawione sensu, a wręcz ma go mnóstwo.

Siedzę w tej branży już dość długo, mnóstwo widziałem, mnóstwo słyszałem, mnóstwo wiem, a im więcej widzę, słyszę i się dowiaduję, to tym bardziej dochodzę do wniosku, że poziom inteligencji przeciętnego polskiego pokerzysty można porównać z poziomem inteligencji robotnika po trzech klasach zawodówki, który na dodatek ledwo tę szkołę ukończył. Teza jest może odważna, może na wyrost, na pewno nie dotyczy oczywiście wszystkich graczy i jest zbyt dużym uogólnieniem, ale – wierzcie mi lub nie – jest również prawdziwa. Zapewne każdy czytający teraz te słowa pomyśli sobie, że akurat jego te słowa nie dotyczą, ale wcale nie musi tak być. Ty, drogi Czytelniku, też możesz się niestety łapać do tej grupy głupków i warto, abyś swoje zachowania przeanalizował. Dowodów na taki stan rzeczy mam niestety mnóstwo i postaram się kilka z nich przedstawić. W zasadzie przedstawię te, o których teraz pamiętam, bo zapewne o wielu przykładach potwierdzających tę regułę już zapomniałem, ale i te, o których napiszę są dość obrazowe i pokażą Wam, że wcale nie muszę się w swoim założeniu mylić. Najlepszą drogą do tego będzie wypunktowanie wad polskich graczy.

Polscy gracze nie umieją grać, bo nie chcą umieć

Odkąd tylko rozpocząłem swoją przygodę z pokerem słyszę tysiące, dziesiątki lub setki tysięcy narzekań na porażki przy pokerowych stołach. A to jakiś idiota sprawdzał do końca z gównem i trafił, a to w tym miejscu mu nigdy nie idzie, a to jego króle czy asy są zawsze łamane przez kretynów, a to ten soft mu nie sprzyja, a to jakiś Rusek czy Brazylijczyk zawsze musi wygrać. I tak dalej, i tak dalej… Jakoś w tych wszystkich historiach bardzo rzadko słyszę słowa „zagrałem słabo”, „nie mogłem tak zagrać”, „popełniłem błąd”, „grałem na tilcie”, „mogłem to rozegrać inaczej”. Zwykłe przyznanie się do błędu w pokerze (który sam w sobie jest grą błędów i wie to każdy, kto zna specyfikę tej gry) jest prawie nierealne u polskich graczy. Miałem przyjemność nie raz rozmawiać z naszymi najlepszymi zawodnikami na różnych turniejach i wiecie, co ich odróżnia od Was? Dlaczego oni mają wyniki, a Wy nie? Bo są świadomi swoich błędów i braków. Podczas WPT w Pradze nieprawdopodobnie zaimponował mi Janeeeek, który grał już jako ostatni z polskiej ekipy przy stole. Gdy podszedłem do niego i zapytałem co słychać, aby coś napisać w relacji, on odpowiedział „Stary, jaki ja jestem słaby! Oni robią ze mną co chcą, jak z dzieckiem! To w ogóle nie mój poziom, ja się jeszcze mnóstwo muszę nauczyć!”. I powiedział to gracz z absolutnej polskiej czołówki. On wiedział, że przed nim mnóstwo nauki, aby poprawić swoją grę, bo widział, że poziom jego rywali jest zdecydowanie wyższy.

A jak przeciętny pokerzysta z Polski reaguje na swoje porażki? Szuka winy wszędzie, tylko nie u siebie. Nie uczy się, bo mu się nie chce. Uważa, że dzisiejsza przegrana to jedynie kwestia rywala – idioty, a nie jego błędów, więc jutro ponownie wraca do gry sądząc, że zawojuje pokerowy świat. I znowu dostaje baty, bo nic nie rozumie. Zamiast poświęcić trochę czasu na pokerową edukację, brnie dalej w te same błędy, te same złe zagrania, te same złe kluczowe decyzje. Widzę to przy stołach od lat. Sam taki byłem, pewnie nawet jeszcze momentami jestem, gdy usiądę czasem do stołu (ale to raczej wynika z mojego wybuchowego charakteru, a nie braku świadomości). Widzę graczy, którzy grają w tę grę od lat i nie nauczyli się przez ten czas niczego. Ba, znam wielu takich, którzy swoją grę jeszcze znacząco pogorszyli! Zamiast rozwoju – stagnacja lub uwstecznianie się. Normalka. Standard.

W 2011 roku w grudniu pojechałem na Unibet Open do Rygi. Wygrałem satelitę online, pokonując kilkudziesięciu graczy w walce o jedną, jedyną wejściówkę. Wygrywając pakiet czułem się jak król, nic nie było mi straszne. Jechałem tam z myślą, że rozpieprzę ten turniej w drobny mak i nikt nie będzie mi w stanie przeszkodzić w zwycięstwie. Pograłem chyba cztery godziny nie umiejąc nawiązać nawet walki z rywalami, z każdym rozdaniem rosła we mnie frustracja, popełniałem kolejne błędy, odpadłem jak idiota po debilnym zagraniu. Wtedy dotarło do mnie, że „za wysokie progi na moje nogi”, że w pokerze mogę co najwyżej wygrywać czasem jakieś turnieje lokalne, a przy sporej dawce szczęścia zajdę gdzieś do kasy w turnieju ze średnim wpisowym. Dotarło do mnie, że jestem jednym z wielu, a nie tym jedynym. Po Unibet Open przestałem grać w pokera na dwa lata… Wróciłem, bo kocham tę grę, ale już nigdy nie pomyślałem, że wygram EPT czy WSOP. Chcę być blisko pokera, ale jako gracz rekreacyjny i pokerowy dziennikarz, który będzie opisywał sukcesy innych. Czasem dobrze zdać sobie sprawę ze swoich słabości, schować ego do kieszeni, a grą się po prostu cieszyć, gdy wyjdzie fajne zagranie lub uda się coś wygrać.

Polscy gracze to hazardziści

Gdybym chciał policzyć wszystkie pokerowe kariery, które zostały brutalnie złamane przez hazard, to pewnie nie starczyło by mi czasu do jutrzejszego obiadu. Przypadków tego typu znam dziesiątki. W samej Warszawie takich graczy było wielu, a dzisiaj są jedynie wspominani przez weteranów naszej pokerowej sceny. Mogę podzielić tych ludzi na dwie kategorie – hazardzistów kasynowych oraz hazardzistów pokerowych.

Pierwsza z nich jest chyba dość jasna dla wszystkich. Bliski związek pokera z kasynem, na który jesteśmy od lata skazani, powoduje u wielu pokerzystów małpi rozum. Bliskość stołów turniejowych od stołów kasynowych skutkuje „zaszczepieniem się” na ruletce, black jacku czy automatach. Wystarczy wejść do kasyna i spojrzeć na towarzystwo przy kasynowych stołach – to w zdecydowanej większości pokerzyści. Czekają na turniej, to pograją „chwilkę”. Odpadli z turnieju, ale nie chce im się jeszcze iść do domu, więc siadają „na kilka rozdań”. Nie mają kasy na grę, ale kolega akurat gra, to pożyczą symboliczną „stówkę” na rozruch. Tak się to zaczyna. Potem jest już tylko gorzej. Przegrane bankrolle, uzależnienie od gry, ogromne kwoty puszczane z dymem w kilka minut na grach kasynowych, następnie klasyczne „torby” i nie ma gracza. Oczywiście zawsze, ale to zawsze kończy się to również olbrzymimi długami u znajomych (albo u lichwy), co z kolei powoduje wstyd, odcięcie się od środowiska, awantury, problemy, plotki, gniew, wściekłość, samotność, izolację, załamanie, apatię. Stąd prosta droga do problemów z alkoholem, dopalaczami, narkotykami, a nawet do prób samobójczych. Nieprawda? Gdybym nie znał i nie widział tego wszystkiego na własne oczy, to na pewno bym o tym nie pisał, bądźcie pewni. To jedynie przykłady z życia wzięte. Nie tak dawno temu w stolicy jeden gracz przegrał w jedną noc milion złotych w trzech kasynach na black jacku, bo odpadł z turnieju i nie miał co robić z wolnym czasem. Choć „na szczęście” jego akurat stać i do żadnego dramatu nie doszło, to z pewnością mocno zabolało i dało nauczkę na przyszłość…

Druga kategoria to już bardziej skomplikowana sprawa. Gracze „chorzy na grę”. Znam takich również wielu i w 99% przypadków zawsze kończyło się to tak samo – pokerowym bankructwem. Zaczyna się zazwyczaj niewinnie, bo po prostu ktoś zaczyna grać, lubi pokera i gra  w niego dużo. Coraz więcej. Jeszcze więcej. Potem przestają mieć znaczenie stawki, a z każdym kolejnym przegranym turniejem lub buy inem stawki te rosną, bo trzeba  się przecież odegrać. Przychodzą „złote strzały”, które czasem się udadzą i jest kasa na dalszą grę, ale raczej zazwyczaj kończą się porażką i trzeba już pożyczać. Za pożyczone gra się przecież lepiej, bo „to nie moje”, więc idzie zazwyczaj szybko. Znowu „torby”, znowu pożyczki, droga donikąd nie ma końca. Ale grać trzeba, bo dzień bez gry jest dniem straconym.

Pamiętam czasy, gdy w Hyatcie czy Hiltonie były jeszcze gry cash. Spotykał się tam tzw. „gruby stół”, na którym kilku graczy grało stawki 25/25 lub 25/50, czasem nawet grubiej. Czasami ktoś z niższych stawek siadał tam w poszukiwaniu cudu na zasadzie „hit & run”, co już swoją drogą samo w sobie nie było mile widziane. Znalazł się jednak jeden śmiałek, który postanowił zawojować te gry, postać legendarna na swój sposób w warszawskim świecie pokerowym. Jego cechą charakterystyczną było to, że zawsze siadał do gry z całym swoim bankrollem na stole. Gdy inni gracze siadali do stołu wkupując się np. za 2.000 zł, to on miał przed sobą 10.000 albo i 20.000 złotych. Bo „musi ich kryć”. Nie powiem, bardzo długo udawało mu się wygrywać tam duże kwoty, bo grał dobrze, agresywnie, umiał znaleźć luki w grze rywali, fajnie czytał grę. Był do tego stopnia znanym pokerzystą, że nawet w polskiej edycji „Card Playera” ukazał się z nim swego czasu wywiad. Aż przyszedł dzień, w którym piękna kariera się skończyła. Przy stole siedział wówczas m.in. jeden z bardzo bogatych, znanych w Polsce biznesmenów. Nasz bohater wziął go sobie za cel, bo biznesmen ten był raczej słabym graczem, ale lubił pokera i dobrze się nim bawił. Przez całą noc był on ogrywany przez naszego śmiałka, ale przy tym również wyśmiewany za słabą grę, za złe zagrania. Prowokacje w stylu „wyłóż więcej kasy, wszystko ci zabiorę” przyniosły wreszcie skutek. Biznesmen chwycił za telefon, kazał sobie przywieźć pieniądze i po chwili ktoś dowiózł mu w walizce kilkaset tysięcy, które ten… wyłożył na stół. Wystarczyło jedno, jedyne rozdanie, aby nasz „wojownik” został wywalony do spodu i został kompletnie pusty. Niedługo potem wyjechał zbierać truskawki do Holandii (na wyjazd chciał jeszcze pieniądze ode mnie pożyczyć) i słuch o nim zaginął…

A teraz pytanie – wiecie ilu takich graczy przez ostatnie lata kończyło w ten lub podobny sposób? Nie muszę chyba nawet odpowiadać, sami znacie takich dziesiątki. Oczywiście, mówimy ciągle wprost, że poker to nie hazard i ja się z tym zdaniem zgadzam w pełni, bo sama gra w pokera nie ma wiele z hazardem wspólnego. Ale trzeba też sobie zadać pytanie – jak grać, żeby to miało sens? Pamiętam jeden swój wyskok tego typu. Przed EPT w Hyatcie zagrałem satelitę do tego turnieju z wpisowym bodajże 1.000 złotych z rebuyami. Akurat tak się złożyło, że gdy zostało nas czterech wyeliminowałem ze swoimi szóstkami gracza, który miał na ręku króle (sorry MMP!) i było nas już trzech i dwie wejściówki. Jedynie mi zależało na grze w turnieju głównym, dwóch moich rywali wolało kasę, a ja nie rozumiałem kompletnie dlaczego. Doszło więc do deala, po którym miałem wejściówkę do EPT wartą 20.000 złotych, ale musiałem jakąś niewielką kwotę dołożyć jednemu graczowi do jego wygranej w gotówce (za trzecie miejsce była też kasa). W EPT zagrałem, co było moim wielkim marzeniem, ale… nie miało to żadnego sensu! Kwota wpisowego była dla mnie kosmiczna i choć wygrałem satelitę, to zdecydowanie mądrzejszym (patrząc na to z perspektywy czasu) wyjściem, było wzięcie kasy do kieszeni i miałbym bankroll na dobry rok gry, nawet bez żadnych sukcesów (a tych akurat mi wówczas nie brakowało). Mało tego, miałem wówczas opłacony side event za 5.000 zł przez Unibet, bo byłem graczem ich teamu, więc mogłem zagrać w tym EPT w turnieju bocznym, a kasę z satelity spożytkować w lepszy sposób. Myśląc o tym dzisiaj – idiotyzm z mojej strony. Wówczas jednak spełniałem pokerowe marzenia. Odpadłem oczywiście pierwszego dnia…

Dalsza część odpowiedzi na tytułowe pytanie w kolejnej części tego felietonu.

Poprzedni artykułEPT Grand Final – dwóch Polaków w High Rollerze, Farrell liderem
Następny artykułEPT Monte Carlo Main Event – Finał – Live stream

35 KOMENTARZE

  1. Bardzo cię lubię JackDaniels ale uważam że, mimo twojej bardzo pozytywnej samooceny, oceniając cię po komentarzach, oraz braku dystansu do samego siebie, jesteś raczej konserwatywną osobowością i nie masz dystansu do samego siebie. To oznacza że, twoja emocjonalna inteligencja, jak też, otwarte i bezstronne spojrzenie są na niskim poziomie. Twoja dyskusja z Panem Stanko świetnie to potwierdza. Poza tym dajesz się wciągnąć w nurt „hejtu” na Pana Stanko który, bawi się wami jak kukiełkami w wyreżyserowanym przez siebie teatrzyku.

    • Ja hejtuję Stanko?? LOL, to dopiero nowość! Za długo się znamy, żebym go hejtował. Jest jaki jest, ja mu mogę tylko czasem zwrócić uwagę na to, co według mnie pisze źle lub głupio, a on zrobi co będzie chciał, dorosły jest. Ale na pewno do hejtu mi daleko, bo mi Stanko nigdy nic złego nie zrobił.

      A z pierwszej części Twojej wypowiedzi to szczerze mówiąc niewiele zrozumiałem… 🙂

  2. Polacy online zaczeli masowo wygrywac tak moze od 2010 I uwazam ze zrobilismy wielki progres ..wczesniej to praktycznie tylko zelik ostro kosil turnieje na full tilt.

    • O tym cały czas piszę, wcześniej po prostu nie opłacalo się grać turniejów, kiedy w 2 dni można było na cashu ugrać tyle co za wygraną w sunday million.

  3. Tradycyjnie spod pióra JD wyszedł świetny tekst, już bym chciał czytać kolejne części! A kiedy Jurassic Poker będzie nowy?

    • Stanko, skończ już, bo jesteś nudny z tymi swoimi spinami, serio. Jeszcze nie zauważyłeś, że nikogo to nie obchodzi?

    • Bo my akurat jesteśmy od informowania, a Ty zamiast zająć się swoją grą, to wciąż marudzisz, że albo Ci losowanie nic nie dało, albo ktoś oszukuje, albo coś jeszcze innego. Pisałem Ci wczoraj – żyjesz życiem innych, a nie własnym…

    • Po prostu skupiam się na innych sprawach, a robienie w spinach 60 czy 105 cev nie robi takiej różnicy jak trafianie mnożników. Natomiast grindowanie gier hu czy 6maxów mimo że nadal profitowe to nie sprawia jakieś wielkiej frajdy. Wiadomo zostaje 1 opcja czyli turnieje mtt gdzie mógłbym zrobić znaczący progres ale szkoda czasu na siedzenie po 12h/dziennie.

  4. JD pierwszy raz w życiu muszę Ciebie pochwalić za dobry wpis. Dobra robota!, sam chciałem kiedyś o tym napisać. Ale teraz wiem że zrobiłeś to lepiej 😉

    • Pierwszy raz w życiu chwalisz czy pierwszy raz w życiu Ci się spodobało? Ja tam lubię wszystkie wpisy Jacka, chociaż gdyby wiedział jak kiedyś wyglądał poker online to byłby zaskoczony. Podejrzewam że na stawkach od nl100 możę 5% graczy nie oszukiwało;)

    • Pierwszy raz??? Serio? Nic ciekawego do tej pory nie napisałem? No cóż, lepiej późno niż wcale…

  5. tekst jak najbardziej prawdziwy, trochę fatalistyczny, więc dla równowagi napiszę, że są również inne typy, do których z dumą się zaliczam. gry kasynowe mogłyby dla mnie nie istnieć, nie wiem i nie chcę wiedzieć jak się gra na ruletce, raz zagrałem w Hyacie na ruskim pokerze (na ebany jak wór właśnie po turnieju), trafiłem karetę, zawinąłem jakiś bonus, wtedy kasyno zaczęło mi i mojemu ziomkowi lać wódę w takim tempie, że ledwo nadążałem przełykać, oczywiście przegrałem wszystko do spodu ale świetnie się bawiłęm. pomimo tego już NIGDY nie usiadłem do stolików kasynowych. Podobnie automaty – tu to w ogóle nie rozumiem zajawki, przecież każde dziecko wie jak zaprogramowana jest taka maszyna… co z tego, że Paul Newey wygrywa miliony na maszynach. Ty nie wygrasz.

    Będąc w Vegas pograłem trochę (właściwie troszeczkę a nawet troszenieńkę) na maszynach, na zasadzie: być w Vegas i nie wrzucić paru $ do maszyny to trochę lipa 🙂 wróciłem do Polski i mijam te automaty nawet ich nie zauważając. podsumowując – ujowy ze mnie klient dla kasyna 🙂

    pozdrawiam wszystkich serdecznie i mam nadzieję, że tekst JD „uratuje choć jedno pokerowe jestestwo”

    PS Stanko w top3? takiej skromności się po Tobie nie spodziewałem. zdecydowanie top two

    • Wiem że top2, ale dałem top3 bo zawsze istnieje prawdopodobieństwo że jest gdzieś ktoś lepszy:)

  6. Kolejny konkretny artykuł pokazujący że można się w tym pokerze nieźle pogubić nawet ludziom którym wydawać by się mogło że mają wszystko pod kontrolą. Jak dla mnie na razie najlepsze felietony wychodzą spod twojej 'ręki’.

  7. Doskonały tekst, prawdziwy w 100%. Po raz kolejny wielkie brawa JD! A kolega Stanko każdym swoim komentarzem daje Ci kolejne punkty do następnych części tego artykułu, np. o wybujałym ego.

    • Wybujałe ego to by było jakbym napisał że teraz jestem najlepszym graczem. Napisanie że kilka lat temu byłem top3 w Polsce to skromne stwierdzenie faktów.

    • TOP3 w Polsce? LOL, jesteś znany jedynie z durnych komentarzy, ale na pewno nie z gry. Jeśli to nie ego, to choroba psychiczna w takim razie.

    • Sorry Stanko, że się wtrącam w tę pasjonującą rozmowę, ale akurat tym artykułem podcinasz gałąź, na której siedzisz 🙂 Kilka punktów Ciebie akurat absolutnie nie dotyczy, a już na pewno nie punkt 8 🙂

    • Punkt 8 w 50% spełniam, może więcej, ja nie hejtuję a trolluję, jakoś sprawia mi to frajdę że wszyscy biorą wszystko na poważnie.

  8. Niestety prawdziwy jest ten tekst… sam swego czasu grywałem w black jacka przed i po turniejach licząc, że ogram system 😉 – ale głupie to było…. na szczęście już od długiego czasu zmądrzałem i porzuciłem zapędy „puszczenia kasyna z torbami”

    I druga rzecz, która cechuje polskich pokerzystów (naprawdę, nigdzie tego się nie obserwuje, a na pewno nie na taką skalę): gdy przeciwnik zagrał źle i trafił. Pojawia się wówczas fala oburzenia, często z wyzwiskami, agresją słowną w kierunku tego gracza. Gracze niby lepsi nie potrafią zrozumieć że 20% szans na trafienie outów to nie 0 i że raz na pięć razy „spadnie”. Nie potrafią się cieszyć, że ktoś zagrał źle, dał im szansę – oni muszą wygrać zawsze. A w ten sposób zniechęcają tylko graczy rekreacyjnych do gry.

    I jeszcze jedno. Przeświadczenie graczy, że jak nie rozumieją zagrania to na pewno gracz zagrał źle, nie dopuszczają myślenia level wyżej niż oni.

    • Pamiętam takiego gracza teemteem, niby wymiatacz a to wręcz niesamowite jak go jechałem w hu. Ale gościu na flopie Q57rainbow stackował się na 400bb z KJ na moje QQ i wygrywał:) Jak przygłup zrobi tak 20 razy to każdemu nerwy puszczą. Natomiast po 1 czy 2 razach nie widzę opcji wyzywania…

    • PanStanko111 pisze:Pamiętam takiego gracza teemteem, niby wymiatacz a to wręcz niesamowite jak go jechałem w hu. Ale gościu na flopie Q57rainbow stackował się na 400bb z KJ na moje QQ i wygrywał:) Jak przygłup zrobi tak 20 razy to każdemu nerwy puszczą. Natomiast po 1 czy 2 razach nie widzę opcji wyzywania…

      No widzisz, mówisz „przygłup”. A ja uważam, że skoro zapłacił buyin to ma prawo grać jak chce i nic mi do tego – jego pieniądze – jego żetony – jego gra. Ja chętnie przyjmuję sprawdzenie mojego seta Q na jego K high – i nie mów że trzy i pół % wchodzi mu tak gładko 20 razy z rzędu 😛

    • Po prostu skróciłem całą historię, uważam że jeśli ktoś robi 30bi na minusie ev a potem opowiada że jest lepszy bo cudem wyszedł ze starcia tylko 2 bi na minusie to jest przygłupem. Z takim fartem jak jego to bym zabrał rolle wszystkim graczom świata:)

  9. Ale dodać też trzeba że teraz czasy są inne, stajnie (ilu graczy mogłoby grać spiny na 100 bez stajni? 5% tego co obecnie), sprzedaż udziałów itp więc pod tym względem jest łatwiej niż kiedyś. A trudniej jest bo kiedyś z 1000 dolarów można było 100 tys zrobić w miesiąc co obecnie trwałoby z 3 lata przy założeniu że robiłby to np dan colman…

  10. Ale to różnie bywa, pamiętam jak ja czy gomore pomimo że pewnie wtedy mieliśmy jedne z największym rolli w Polsce w ogóle nawet nie próbowaliśmy walczyć o EPT a paru śmiałków się zawsze znajdowało pomimo że roll potrzebny na takie turnieje wynosił z 2mln euro minimum. Niektórym się to nawet opłaciło:)

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.