Przedświąteczne porządki

15

Minęły ponad trzy tygodnie od ostatniego odcinka bloga, a ja nie miałem nawet sekundy czasu, żeby usiąść i coś nowego napisać. Okres przedświąteczny w wydawnictwie książkowym to istny armageddon i człowiek nie ma czasu nawet się podrapać po tyłku, nie mówiąc o zorganizowaniu sobie czasu na pisanie bloga. Jak już miałem wolną chwilę, to i tak miałem zaplanowane jakieś zajęcia i do klepania w klawiaturę zasiadam dopiero dzisiaj.

Grudzień ubogi w pokera, ale…

W związku z totalnym brakiem czasu również poker online poszedł w odstawkę i nie zagrałem nawet pół turnieju w grudniu. Mój challenge będzie musiał więc poczekać na bardziej sprzyjający okres. Może uda mi się pograć trochę w czasie Świąt i w okolicach Sylwestra, bo szaleństwo w pracy właśnie się kończy i będzie można trochę odpocząć. Już się nawet trochę stęskniłem za Poker Stars i tamtejszymi donkami…

Udało mi się jednak zagrać dwa razy w After Darku. W ostatnią środę frekwencja była bardzo fajna, zagrało ponad 40 osób. Niestety, odpadłem tuż przed stołem finałowym, a sprawcą mojego wywalenia z turnieju był goszczący w Warszawie Fizoloff, którego notabene sam na ten turniej ściągnąłem. To zresztą nie pierwszy taki przypadek, gdy odpadam w starciu z graczem, którego sam ściągnąłem do After Darka na turniej. Widać taka karma… Za to tydzień wcześniej poszło mi całkiem nieźle i zająłem trzecie miejsce, choć w zasadzie przez cały turniej jechałem na shorcie i nie miałem za wiele miejsca na jakieś wybitne zagrywki. Po prostu w momentach, gdy potrzebowałem się podwoić, to tak się właśnie działo, gdy sprawdzałem czyjegoś all ina to rozdanie kończyło się moją wygraną i im dalej graliśmy, tym mi lepiej szło. Myślę, że gdybym miał trochę więcej cierpliwości to mogłem dojść do HU, ale było już późno, blindy doszły do sporych rozmiarów i trochę na wyrost sprawdziłem all ina shorta z QJ, pokazał jakieś A3 i wygrał rozdanie, a za chwilę z A2 sprawdził mojego all ina zagranego z K9 i było po zawodach. Ale i tak byłem bardzo zadowolony, bo karty mnie nie rozpieszczały i jedyną rozsądną ręką, którą dostałem przez cały turniej była para dam, dzięki której wyeliminowałem zresztą jednego uczestnika.

Pisałem w poprzednim blogu, że wybieram się na szybki wypad do czeskiej Pragi. Wyjazd był bardzo fajny, choć w pokera za wiele nie pograłem, bo zadania były do wykonania trochę inne. Za to zwiedziliśmy sobie Pragę jeżdżąc zabytkowymi samochodami (przy okazji z Kądzielem raczyliśmy się grzanym winkiem dostarczonym nam przez naszego szofera, bo pizgało jak pod Stalingradem), popołudnie spędziliśmy w spa na masażach i w basenie, a wieczorem po wytwornej kolacji rozpoczął się turniej. Zagrali w nim zaproszeni przez organizatorów goście, których poziom – co tu ukrywać – do najwyższych nie należał. Mimo naszych porad i wskazówek gracze w zasadzie w większości nie uznawali opcji „fold” i flopy oglądał zazwyczaj cały stolik. Z kolei pod koniec gra tak zwolniła, że dochodziło wielokrotnie (!!!) do przymusowych all inów na małym lub dużym blindzie, bo gracze dochodzili w stackach do poziomu np. pół blinda czekając na odpadnięcie rywali, co dałoby im wyższe miejsce w turnieju. No cóż, kto z nas nie popełniał takich błędów, gdy zaczynał przygodę z pokerem?

Po powrocie z Pragi zdążyłem też jeszcze zagrać Main Event za 770 podczas festiwalu w After Darku. Tu też poszło mi bez rewelacji, bo na samym początku oddałem sporo ze swojego stacka w dużej puli, gdy na flopie 865 zestackowałem się z dość mocno już skróconym graczem posiadającym AA i nic mi nie siadło. Stół był bardzo agresywny, 3-bety i 4-bety latały w zasadzie w każdej ręce, a ja nawet nie miałem za bardzo kart, żeby się do takiej szalonej walki włączyć. Ale i tak przez te kilka godzin grało mi się bardzo przyjemnie. Generalnie widzę teraz po sobie, że gdy gram rzadko, to z każdej gry wynoszę maksimum zadowolenia z samego faktu uczestnictwa w turnieju. Jakoś wcale mnie nie martwią porażki, bad beaty, przegrane rozdania. Owszem, wolę wygrywać, ale ważniejsze jest w tym wszystkim teraz to, że się naprawdę dobrze bawię, mam okazję spotkać się z ziomkami, pogadać, poplotkować, powyłupiać się i pośmiać, a potem szczęśliwym pojechać do domu. Emerytura pozwala mi się zwyczajnie cieszyć pokerem.

Jeszcze bardziej się cieszę, że wraz ze mną do stołów w After Darku zaczynają wracać również inne dinozaury warszawskiego pokera i w zasadzie przy każdym moim pobycie w klubie spotykam się z kolejnymi ludźmi, których nie widziałem po dwa czy trzy lata, a z którymi kiedyś w zasadzie mieszkaliśmy w stołecznych kasynach czy Barze Alternatywnym. Dobrze zobaczyć stare pyski, porozmawiać po latach, zobaczyć ile komu przybyło kilogramów i siwych włosów. Zapraszam więc kolejnych ziomków, to może nasz Klub Pokerowych Emerytów będzie się powiększał!

W styczniu szykują się z pewnością dwie ciekawe imprezy. Jedną już zapowiadałem, będzie to RedBet Poker Open w wiedeńskim Montesino, na który to turniej jadę w roli komentatora relacji live. Wraz ze mną komentował będzie jeszcze jeden znany osobnik naszego pokerowego światka, ale kto to będzie jest na razie niespodzianką. Mam nadzieję, że nasz duet komentatorów (wsparty zapewne na miejscu przez kilku naszych kolegów, którzy będą mieli coś ciekawego do opowiedzenia widzom) wszystkim oglądającym się spodoba i spędzicie z nami te cztery dni relacji z Wiednia. No i nie muszę chyba wspominać, że dobrze by było zobaczyć na miejscu jak najwięcej Polaków przy stołach, więc jeśli macie wolne między 9 a 12 stycznia, to wsiadajcie w samoloty, pociągi i samochody i przyjeżdżajcie do stolicy Austrii. Wpisowe na poziomie 165€ to już nie jest chyba wielki wydatek, a zabawa jak zwykle będzie przednia.

Drugą imprezę zorganizuję ja sam, oczywiście przy pomocy chłopaków z After Darka. Starsi pokerowi wyjadacze pewnie już się domyślają o co chodzi. Tak, po trzech latach nieobecności powróci Jack Daniels Poker Cup! Ten historyczny już turniej odbywał się z okazji moich kolejnych urodzin w każdy ostatni weekend stycznia od 2008 do 2011 roku. Czwartą, ostatnią edycję wygrałem sobie urodzinowo sam, ale nie podejrzewam, żebym w najbliższej edycji powtórzył taki sukces. O szczegółach turnieju będę informował Was na początku stycznia. Mam nadzieję, że tradycyjnie frekwencja będzie wysoka, zapraszam już teraz wszystkich gorąco (oczywiście jak zwykle z prezentami!). O atrakcje się nie martwcie, postaram się o to, żeby było warto przyjechać!

Rewelacyjny Brit Floyd w Kongresowej

Pisałem niedawno o kilku tegorocznych koncertach, które widziałem w ostatnich miesiącach, ale muszę napisać o jeszcze jednym, na którym byłem w warszawskiej Sali Kongresowej na początku grudnia. Mianowicie przyjechał do Polski najsłynniejszy chyba tribute band na świecie – Brit Floyd. Jak nietrudno się domyśleć coverowanym zespołem jest słynna grupa Pink Floyd, której obejrzenie na żywo jest moim wielkim marzeniem, ale coś mi się wydaje, że na marzeniach się skończy i zostanie mi tylko oglądanie fenomenalnego koncertu „Pulse” z 1994 roku na DVD, bo coś się chłopaki od 20 lat nie chcą ponownie zebrać, żeby razem zagrać. Muszę się więc pocieszać występami Brit Floyd, ale od razu należy powiedzieć tu jedno – koncert w Warszawie był po prostu genialny i naprawdę można było poczuć atmosferę, jak na występie oryginalnej grupy! Choć widziałem wiele koncertów w tym roku, to ten zrobił na mnie zdecydowanie największe wrażenie i chyba najbardziej mi się podobał. Przede wszystkim muzycznie – chyba wiele się nie pomylę, gdy powiem, że Brit Floyd gra wszystkie największe przeboje Pinków „jeden do jednego” i czasem słuchając ich występu naprawdę można się pomylić, czy nie słucha się Davida Gilmoura i jego kolegów. Poza tym koncert był świetny pod względem samego widowiska – fajne wizualizacje w tle i fantastyczne wręcz światła znakomicie uzupełniały trzygodzinną muzyczną ucztę. Dodać też należy, że w zespole tym występuje również Polka, Ola Bieńkowska, która oczywiście powitała w imieniu zespołu polską publiczność, a po swoim nieprawdopodobnym występie wokalnym została nagrodzona owacją na stojąco i długo niemilknącymi brawami. Dlaczego? Posłuchajcie sami…

Rok 2014 już teraz zapowiada się nie gorzej niż ten mijający pod względem muzycznym. Już pisałem o występie Depeche Mode w lutym, ale największe atrakcje szykują się na czerwiec i lipiec. Na Impact Festiwalu w Łodzi jako gwiazdy wystąpią Black Sabbath i Aerosmith, a na Sonisphere Festiwal w Warszawie na Stadionie Narodowym zagra jako headliner Metallica! Mało tego, sami fani wybiorą setlistę, czyli 17 kawałków, które zagra zespół podczas swojego występu. Osiemnastym numerem ma być kawałek premierowy! Będzie się działo, bo to przecież dopiero początek koncertowych zapowiedzi. Już teraz wiadomo, że będą w Polsce również np. Tori Amos, Peter Gabriel i Tom Jones. Ja bardzo się cieszę na koncert Sixto Rodrigueza, bohatera świetnego dokumentu „The Sugar Man”, który odwiedzi Polskę w marcu.

Po co komu zmiany w Legii?

Szczerze mówiąc informację o zmianie na stanowisku trenera Legii przyjąłem z lekkim niedowierzaniem. Owszem, może w Lidze Europy Legia nie zagrała najlepiej, może w ostatnim meczu tego roku odpadła z Pucharu Polski, ale przecież to wciąż aktualny mistrz Polski, zdobywca Pucharu i lider tabeli Ekstraklasy! Czy słabym wynikom w ostatnim czasie winny jest na pewno właśnie Jan Urban? Osobiście wątpię. Ogromny natłok spotkań spowodował cała falę kontuzji w zespole, co przy dość mizernej postawie kilku rezerwowych spowodowało takie, a nie inne wyniki. Jednak pięć punktów przewagi w lidze to według mnie dość dobra zaliczka, nawet pomimo kilku wpadek w meczach ze słabeuszami. Trochę to dla mnie dziwne, że nagle prezes Leśnodorski, którego zresztą bardzo szanuję za wykonaną w Legii pracę, nagle zdecydował się na taki krok. Nie jestem też pewien, czy akurat Henning Berg (swoją drogą doskonały piłkarz i jedna z wielkich postaci Manchesteru United) jest ewentualnym lekiem na wszystkie przypadłości w grze warszawskiej drużyny. Jako trener to on zbyt bogatego CV nie posiada, a już nie raz i nie dwa okazywało się, że wielkie nazwiska piłkarskie niekoniecznie stawały się równie wielkimi nazwiskami trenerskimi. Dla Berga będzie to raczej poligon doświadczalny, niż kontynuowanie kariery trenerskiej. Jak będzie, czas pokaże. W każdym razie Urbana mi szkoda, bo uważam, że pasował na ławkę Legii jak mało kto.

Polecane z Anakondy

Nie byłbym sobą, gdybym nie polecił Wam przed samymi Świętami kilku naszych książkowych premier z Wydawnictwa Anakonda. A jest co polecać, bo na okres przedświąteczny zostawiliśmy kilka prawdziwych perełek wydawniczych. O autobiografii Liroya już wspominałem w poprzednich blogach, więc polecam wszystkim, którzy słuchają Scyzoryka, bo napisał bardzo ciekawą, pełną anegdot i historyjek książkę o swoim trudnym dzieciństwie w dysfunkcyjnej rodzinie, licznych ucieczkach z domu, wychowywaniu się na kieleckim blokowisku, o początkach swojej muzycznej kariery oraz pierwszych sukcesach, które dały mu obecna pozycję na rynku. Całość jest napisana bardzo lekkim, bezpośrednim, czasem wręcz wulgarnym językiem, ale czyta się to jednym tchem. „AutobiogRAPię Vol. 1” przeczytało już kilku recenzentów, którzy do muzyki rap mają raczej daleko i bardzo im się ona podobała, więc myślę, że spodoba się również innym.

Dla fanów Depeche Mode przygotowaliśmy prawdziwy rarytas – przecudny album „Monument”, który prezentuje na ponad 420 stronach historię zespołu z Basildon. Całość zawiera ponad 3000 fotografii, wiele z nich nigdzie do tej pory nie publikowanych. Autorami tej pozycji są dwaj niemieccy fani DM, którzy stworzyli prawdziwą Biblię dla innych, sobie podobnych fanów zespołu z całego świata. Mi jest tym bardziej miło, że polska wersja językowa jest pierwszym zagranicznym wydaniem albumu i wyprzedziliśmy nawet wydanie angielskie. Zachwytom nad „Monumentem” nie ma końca, więc jeśli ktoś słucha DM, to jest to pozycja zdecydowanie dla niego.

Z kolei dla osób lubiących Metallikę i heavy metal mamy książkę, jakiej do tej pory nie było na świecie. Kilka miesięcy temu poznałem „Meniosa”, który od kilkunastu lat wraz ze swoją żoną Kasią jeździ po całym świecie na koncerty Mety. Dotychczas widział ich już – uwaga!! – aż 64, a za swoim ukochanym zespołem latał już w takie miejsca, jak USA, Kanada, Meksyk, Japonia, Chiny, Australia czy nawet Zjednoczone Emiraty Arabskie. Do tego oczywiście caluteńka Europa. Postanowiliśmy wydać wspomnienia „Meniosa” w postaci książki i powiem Wam, że tak interesującej książki nie czytałem już dawno! Ilość przygód, historyjek, ciekawostek i opowiastek, jakie autor przekazał w swojej książce jest powalająca, a miał co opisywać, bo wielokrotnie spotkał się z Jamesem Hetfieldem i jego kolegami, podczas koncertów stoi zawsze tuż przy barierkach pod sceną, a jego kolekcja koncertowych trofeów jest przebogata. „W pogoni za Metallicą” jest więc doskonałą lekturą na zimowe dni i wieczory, bardzo gorąco polecam!

Przy okazji – kilka razy opowiadałem już w swoim blogu o biografii „Sir Alex Ferguson. 25 lat na szczycie”. Miło mi donieść, że książka ta wygrała w plebiscycie na Sportową Książkę Roku w kategorii „Biografia Roku” (książka o Cantonie też zresztą była nominowana do finałowej piątki w tej kategorii). Teraz, wraz ze zwycięzcami trzech innych kategorii, walczy o główny tytuł Sportowej Książki Roku. Byłbym więc bardzo wdzięczny, gdybyście oddali głos na tę książkę pod adresem http://sportowaksiazkaroku.pl/glosowanie/ – nie ukrywam, że bardzo chciałbym ten tytuł wygrać!

A na początek 2014 roku szykuję już kolejną mega pozycję dla fanów piłki angielskiej – biografię legendy Arsenalu, Thierry’ego Henry!

A dzisiejszy odcinek chciałbym zakończyć kawałkiem mojej ulubionej wokalistki z ostatnich kilku lat. Rebecca Ferguson jakiś czas temu zajęła drugie miejsce w brytyjskiej edycji programu X Factor (dodam – według mnie tylko drugie i niezasłużenie tylko drugie!). Od tamtej pory nagrała dwa przepiękne soulowe albumy, a czego ten drugi miał premierę dosłownie miesiąc temu i oczywiście od razu zamówiłem go sobie na Mikołajki. Oprócz niesamowitej urody Rebecca posiada również przecudny, głęboki głos, a utwór „Brigdes” nagrany na nowej płycie w duecie z Johnnym Legendem jest według mnie wyśmienity! Posłuchajcie więc i do następnego odcinka!

Poprzedni artykułHeads-Up Odc.29 – Pokerowy podcast PokerTexas i Wolnego Pokera
Następny artykułGrant Levy o stereotypowej ocenie zawodu pokerzysty

15 KOMENTARZE

  1. gratuluję tytułu dla książki, w pełni zasłużona! głos poszedł z mojej strony. Za ile przewidujesz wejście do urodzinowego turnieju?

    • Myślę, że wpisowe zrobimy na poziomie 550 lub 660, tak jak było zazwyczaj na tych turniejach. Dzięki za głos 🙂

  2. Nie polecam organizowania turnieju na poczatku 2014r, ekipa Jacka K. moze znowu szykowac „pokazowke” a jako organizator mozesz naprawde dostac „po dupie”.

    Widze ze Kadziel bawi sie w najlepsze, przeprosic nie ma zamiaru no i fizoll zyje, ktory tez ma nie jedno na sumieniu, panowie troche honoru.

    • Jakoś się już chyba nie obawiam brygad Jacka K. NSA chyba już mu wystarczająco dał po dupie swoim wyrokiem…

  3. pokertexas blogami stoi! a to Prospekt nadaje z sali muay thai, a to Grasiu streszcza pol kuli ziemskiej w kilku akapitach, a to Jack Daniels w pełni reaktywowany – fajnie się Was czyta!!!

    co do Berga, jak Was dźwignie i sprawi, że będziecie grać dobrze to sobie do CV będzie mógł cud wpisać 🙂

    P.S. Co do Jack Daniels cup czy to bedzie turniej otwarty czy na zaproszenie?

    • Formuła turnieju była zawsze otwarta i tak będzie nadal. Decydować będzie kolejność zapisów.

    • Tu nawet nie chodzi o to, czy będzie lepszy czy gorszy. Mi chodzi o to, czy taka zmiana była w ogóle teraz potrzebna.

    • Niestety była, wszyscy zawodnicy grali coraz gorzej, pełno kontuzji. Mistrza może i by obronili ale klub zamiast się rozwijać szedł w dół.

  4. Apropo Fizoloffa, dlaczego przestal kontynuowac projekt postflop ? Bo strona wisi jak jakas zjawa a ja jeszcze do niedawna codziennie odswiezalem liczac ze znowu pojawi sie tam zycie. Nie bylo zadnej informacji oficjalnej ze projekt zostaje zakonczony. Ubolewam, bo brakuje mi wywiadow z ludzmi ze srodowiska. Jakies slowo wyjasnienia napewno uspokoilo by mnie wewnetrznie!

    Pozdrawiam!

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.