Dynamiczny pokerowy rozwój gwarantuje ciężka praca, zdobiona kwiatkami talentu i mocarnej psychiki człowieka z miasta. Prawdą jest jednak, że kolosalne znaczenie mają okoliczności sprzyjające. Dobry rosół można bowiem ugotować w hitlerowskim Stahlhelmie na wojskowej polówce, lecz o wiele łatwiej robić to w kuchni.
O Jasiu bidoku
Opowiem wam historię pewnego gościa. Chłopak wychował się na wsi, skąd do ogorzałej twarzy, marskości wątroby i na kolegium bliżej było niż do lekarza i Urzędu Pracy, gdzie „odhaczał” się co drugi jej mieszkaniec. Do ogólniaka wyrwał się młodzieniec jak odbity kwotą okupu pięciolatek w ramiona zapłakanej matki. Zamieszkał w mieście, w którym bary i podstawówki można by zsumować na palcach dwóch rąk. On jednak czuł się tam jak na Manhattanie.
W czasach, gdy szczytem zamożności było posiadanie Macintosha, a czatowanie na Onecie było główną internetową atrakcją licealistów, chłopak szperał w sieci w poszukiwaniu informacji o pokerze, którym tak zafascynował go ojciec. Przypadkiem natrafił na zeskanowane karty Super/Systemu. „Podszkolę język” – pomyślał. I zabrał się za lekturę.
Wertował namiętnie tak, jak stary profesor literatury celebruje unikalny manuskrypt, niejednokrotnie gubiąc się w gąszczu karcianych zwrotów. Wreszcie potrafił rozdać niewidzialnym przeciwnikom po dwie karty i podbić, zrzucić, sprawdzić i wsunąć. I to by było na tyle.
Nie było z kim zagrać. Nikt z rówieśników nie chciał postawić złamanego piątaka. Nikt nie chciał łyknąć pokerowej wiedzy, a to, w co swego czasu grywał ojciec, godziło w nazwę poker. A po latach stało się zarzewiem do brzydkich bąków Jacka Kapicy. Były chęci, była pasja. Nie było nic więcej. Dziś brzmi to niczym sci-fi. Ale stanowi najlepszy przykład na to, że w wyjątkowo niesprzyjających okolicznościach żywot „pokerzysty” trudniejszy jest, niż zamknięcie w kartonie po mikrofalówce Magdy Gessler.
Mleko i miód
Od dekady z okładem internet daje mnóstwo możliwości – fora, stejki, grupy learningowe, konferencje, stajnie. I wymiana wszystkiego – zaczynając od doświadczeń, na bazach danych kończąc. Mimo to z pokerem jest jak z podrywem – wiek, miejsce i dobry timing mają znaczenie.
Ikonkę wojny pokoleniowej wpina się w klapę pokerowych potyczek za każdym razem, gdy naprzeciw siebie siadają młode wilki i karciani weterani. Pytanie o to, czy górę nad rozsądną grą wiarusów weźmie krwiożercza agresja młodzieży pada zawsze. Choćby dzieciaki murowali lepiej, niż szwagier brygadzisty u rekina budowlanki, a dziad jeden z drugim serwowali 3-bety z lekkością splunięcia. Pytanie brzmi: czy szczury i murarze grają swoje w przeświadczeniu o wyższości ciasnej strategii? Niekoniecznie. Najczęściej bazują na starych przyzwyczajeniach. Ich umysły oporne są gruntownym zmianom koncepcji, a życie nauczyło ich unikania brawury i stawiania na szali swojej egzystencji. Nawet tej pokerowej. Czym to pachnie? Wielką cyfrą, czyli starością właśnie.
Stwierdzenie, iż młode umysły pełniej chłoną i są bardziej elastyczne, nie jest odkryciem Ameryki. Jeśli więc jesteś początkującym pokerzystą, lepiej, żebyś miał lat dziewiętnaście, niż czterdzieści siedem. Powód ten wiąże się nie tylko z czasem, jaki pozostaje ci na surfowanie na fali najwyższej formy po zgryzieniu podstaw oraz z tempem przyswajania. To także czas, jaki można wygospodarować na edukację i praktykę, który niestety nie wzrasta wprost proporcjonalnie do fascynacji i zapału. Ogarnięty pierwszą karcianą miłością przeciętny dwudziestolatek najprawdopodobniej mieszka z rodzicami lub w akademiku. I lekką ręką podaruje sobie poranny wykład, gdy trafi się przyjemny deep. Ułożony facet może mieć na dysku cały pokerowy księgozbiór, do którego i tak nie zajrzy. Bo po pracy mały Kubuś znowu dostał kolki, kaloryfer trzeba odpowietrzyć, a jutro w korpo taki cito-młyn, że ręce drętwieją nawet głaszcząc żonie udo późno w noc.
Konkluzja jest następująca: jeśli jednocześnie zastanawiasz się nad zwiększeniem volume i szczęśliwym ożenkiem, wiedz, że w tej serii nie trafisz „za dwa”. Życie cię sfauluje i spudłujesz także jeden osobisty. Ratunkiem może być turniejowy „złoty strzał”, który potrafi przemówić nawet do kobiety. Pokłosiem tego jest niezachwiana prawda, że największe pokerowe kariery budują się na fundamentach rozwoju niezmąconego, kiedy kartom można poświęcić całego siebie. Im dalej w las, tym więcej drzew, tym więcej przeszkód. Miałeś żonę, dziecko, pracę, zakochałeś się w pokerze i przeszedłeś na zawodowstwo? Dla mnie biegasz szybciej, niż Bolt i skaczesz wyżej, niż Lavillenie. Wielu z pewnością żałuje, że urodziło się o kilka lat za wcześnie. Albo w karty „weszło” za późno. Jeśli dziś jesteś młody i masz czas – masz szansę. I nie pozwól sobie jej zmarnować.
Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę
Jest jeszcze druga kluczowa składowa okoliczności sprzyjających. To miejsce, w którym rodzi się nasza pokerowa fascynacja. I, co za tym idzie, ludzie, z którymi możemy ją dzielić. Chłopak z pierwszych akapitów cierpiał na ową bolączkę pokerowej samotności, co znacząco hamowało jego rozwój. W dobie internetu można sobie radzić w pojedynkę. Nie zmienia to faktu, że o wiele łatwiej jest rozwijać się w otoczeniu mającym świadomość, że backraise nie ma nic wspólnego z break dancem, a c-bet nie jest nazwą grupy eurodisco z lat dziewięćdziesiątych.
Jeśli jesteś studentem w „wielkim mieście”, masz sporą szansę na znalezienie bratnich dusz spod znaku pika i trefla wśród akademickich kamratów. Oraz najpewniej wspaniałą możliwość wsiąknięcia w regionalne środowisko za sprawą pokerowych rozgrywek (które, chociaż przez państwo polskie ubite zostały w wymiarze ligowym, żyją swoim życiem w piwnicznym wymiarze cashy). Jeśli żyjesz w małej mieścinie lub na wsi, zawsze możesz wsiąść w Golfa i ruszyć do ludzi – generalnie jednak zawsze jechał będziesz pod górę.
Postęp technologiczny, wzrost świadomości społecznej i programy zacierania różnic regionalnych sprawiają, że być może już niedługo znikną jakiekolwiek bariery i spowalniacze na drodze zwykłego „chcę”. Nie ulega wątpliwości, że trzydziestolatek pragnący edukować się pokerowo na przełomie wieków w małej podlaskiej miejscowości miał solidnie „w plecy” w porównaniu z mieszkającym w warszawskim akademiku dwudziestoletnim studentem informatyki.
Right here, right now
Zastanawialiście się, jak w naszym kraju wyglądałby poker, gdyby nikt nie wpadł jeszcze na to, że do gry nie potrzeba żetsów, plastików i żywego człowieka po drugiej stronie stołu? Czy bez opcji grindu online młodzi ludzie mieliby możliwość poznania jasnej strony mocy kart i zapał do samodoskonalenia? Czy polski poker „Szu” zostałby przez ustrojowe zmiany zdmuchnięty niczym drewniany bungalow potęgą huraganu? A może trwałby w swej czysto hazardowej formie, w nieświadomości wobec mądrych strategii zza oceanu?
Bardzo możliwe. Bo „gdzie i kiedy” odnosi się także do kraju i ustawienia kalejdoskopu rządzących. Mogło być gorzej – gdzieś w bezmyślnej juncie ktoś mógłby skuteczniej położyć szlaban na internet. To na szczęście pozostaje czystą abstrakcją i dziś okoliczności sprzyjające stanowią tylko smar do trybików chęci i zaangażowania. Chcieć, to grać! Jeśli jesteś młody i dysponujesz furą wolnego czasu, pomnij wioskowych dziadów, którzy każdym swoim oddechem zadają kłam coachingowym mądrościom, że „zawsze i wszędzie możesz wszystko”. Podwiń rękawy i weź się za poważnie na karty, bo dobra młodość nie trwa wiecznie.