Nov. 9 – Lamb, Collins, Gianetti

0

Już za kilkanaście godzin dowiemy się kto z November Nine awansuje do ścisłego finału, w którym zagra 3 pokerzystów.

Ben Lamb – „Dobrze jest teraz być mną”

To jest rok Bena Lamba. Pokerzysta ten znakomicie radził sobie na World Series, a swoje świetne występy przypieczętował fantastyczną grą w Main Evencie.

Lamb ma 26 lat. Jest chyba najbardziej doświadczonym z pokerzystów, którzy w tym roku zasiądą przy stole finałowym. Pierwsze sukcesy w pokerze live zaczął odnosić w 2006 roku. Do 2009 roku był w kasie w wielu turniejach, ale dopiero dwa lata temu wszyscy zwrócili na niego uwagę. Wszystko przez świetny występ w Main Evencie WSOP 2009.

Gdy w grze zostało wtedy 27 pokerzystów, Lamb miał dziesiąty stack i całkiem spore szanse na November Nine. Wtedy nadeszła pamiętna ręka. Jego asy zostały złamane przez J 9 Stevena Begleitera. Oponent wszedł na stół finałowy, a Ben nie potrafił odrobić strat i odpadł na 14. miejscu. Wygrał 633 tysiące dolarów, ale pozostał ogromny niedosyt, był przecież bardzo blisko tego o czym marzy każdy pokerzysta. Lamb mówi, że jego przyjaciele pocieszali go i mówili, że powróci za rok i zaś powalczy. On nie był do końca przekonany, bo wiedział, że dotarcie tak daleko w turnieju głównym WSOP jest niezwykle trudne. Stwierdził nawet, że nie wierzył, iż kiedykolwiek może zaś dojść tak daleko. Wszystko zmieniło się gdy jego stack wynosił kilka milionów – wtedy uwierzył, że zaś może powalczyć.

Tym razem Lamb nie pozwolił by historia sprzed dwóch lat się powtórzyła. Gdy naszedł ósmy dzień rozgrywki grał rozważniej i pomimo paru błędów, znalazł się wśród liderów. Mówi, że prawdziwą ulgą był moment, w którym w grze zostało 13 pokerzystów, chociaż  brakowało jeszcze 4 eliminacji do stołu finałowego. Lamb uważa, że dwa lata temu poziom gry w turnieju głównym był znacznie niższy, ale jego edge nad przeciwnikami jest podobny.

Na jego sukces złożyło się wiele czynników. Potrafi ryzykować, a w grach online i live wielokrotnie miał odwagę, aby zagrać powyżej swoich stawek. Miał do tego jednak odpowiednie umiejętności. Podczas tegorocznego World Series zrezygnował z alkoholu, bo w czasie turniejów i gier chciał być w najlepszej formie.

Lamb mówi, że kilka lat temu wykorzystał moment, w którym gry Omaha w sieci były naprawdę łatwe. Zarabiał pieniądze, ale nie pracował nad swoją grą w dostateczny sposób. Później zobaczył, że gry live są równie dobre, ale tym razem skoncentrował się na nauce. Wszystko to opłaciło się przez WSOP, kiedy ze względu na „Czarny Piątek” został zmuszony do przejścia na grę live. Lamb mówi, że zauważył, iż wtedy gra na żywo dała możliwość zarobienia wielkich pieniędzy w krótkim czasie, a on starał się grać kiedy tylko mógł.

Początek WSOP 2011 nie był tak dobry jak wyniki w grach cash. Dopiero gdy Lamb zajął 2. miejsce w turnieju pot limit Omaha, można było zauważyć, że ma wielką ochotę do gry i chciałby zgarnąć bransoletkę. Porażkę w heads-up Lamb powetował sobie niecały tydzień później. Wygrał prestiżowy event pot limit Omaha World Championship z wpisowym 10,000. Później zajął 12. miejsce w innym evencie mistrzowskim i 8. miejsce w niezwykle mocno obsadzonym turnieju 50,000 Players Championship. Cztery turnieje, trzy stoły finałowe i ponad 1,3 miliona w wygranych.

To jednak nie był koniec. Lamb świetnie grał w main evencie, jego stack rósł, aż w końcu znalazł się na stole finałowym. „Mówiąc szczerze to wspaniałe. Mam szczęście i cieszę się, że mogę tutaj być. Nie zamierzam stracić tej szansy i chcę w pełni skorzystać z gry na stole finałowym. Chcę wygrać pieniądze, które zmienią moje życie” – mówi Lamb.

Ben Lamb to prawdziwa gwiazda tegorocznego WSOP. Wygrał bransoletkę, został Graczem Roku, a teraz ma szansę na zwycięstwo w Main Evencie.  Stół finałowy rozpocznie z piątym stackiem (20,8 mln żetonów).

Phil Collins – z Internetu na stoły live

Na stole finałowym Main Eventu jest Phil Collins i nie jest to znany wszystkim muzyk. To pokerzysta z Las Vegas, który w sieci wygrał ponad 3 miliony dolarów grając jako USCPhildo. Teraz nadszedł jego czas.

Collins (zaznacza, że bardzo lubi muzykę Phila Collinsa) jest profesjonalistą, którzy mieszka w Las Vegas. Phil mówi, że stół finałowy jest ogromnym przeżyciem nie tylko dla niego i jego żony, ale również dla sporej grupy przyjaciół wśród których większośc gra w pokera. To właśnie oni w lipcu śpiewali dla niego „In the air tonight” kibicując mu w kluczowych momentach Main Eventu.

Collins nie był jednak zawsze otoczony pokerowymi przyjaciółmi. Pokonał drogę od gracza online, poprzez samotnego profesjonalistę live, aż do człowieka, który poznaje świetnych graczy i ci zmieniają jego spojrzenie na pokera. Collins zaznacza, że był właściwie pokerowym samoukiem. Czytał wszystkie możliwe pozycje książkowe, odniósł sukces, ale dopiero trzy lat temu postanowił otworzyć się na rady innych.

W 2008 roku poznał pokerowych przyjaciół, wśród których byli m.in Jason Mercier, Dan O'Brien, Allen Bari czy Brett Hanks. Mówi, że właśnie wtedy dzięki radom innych wszedł na wyższy poziom i zrozumiał jak działają najlepsze pokerowe umysły. W tegorocznym WSOP wszyscy jego przyjaciele osiągali znakomite wyniki. Mercier i Bari wygral bransoletki, Hanks i O'Brien zaliczyli stoły finałowe. Collinsowi nie powodziło się zbyt dobrze. Zagrał 25 turniejów i tylko raz był w kasie. Cała ta sytuacja podziałała jednak na niego motywująco. Allen Bari twierdzi nawet, że była to pewna pokerowa zazdrość, która dodała mu siły.

Collins wspomina, że przejście na grę live było dla niego trudne. W Południowej Karolinie gdzie mieszkał, nie ma kasyn. Podróżował więc na turnieje, ale początkowo grał po prostu słabo i robił błędy. Collins miał problem podobny do tego, który napotykają inni pokerzyści specjalizujący się w grze w sieci – nie miał cierpliwości, będąc przyzwyczajonym do szybkiego tempa gry w Internecie.

Main Event był ostatnim turniejem w World Series. Collins miał za sobą słabe występy, postanowił więc podejść do turnieju inaczej. Zagrał na luzie, był cierpliwy i spokojnie czekał na ręce. Skoncentrował się, dbał o to, aby nie popełniać błędów. Poprawa gry przyniosła oczekiwany skutek. Szósty dzień rozpoczynał jako lider, a teraz na stole finałowym będzie miał czwarty stack.

Phil podkreśla, że przerwa przed stołem finałowym bardzo mu się podoba. Każdego dnia wstaje i cieszy się, że ciągle jest w Main Evencie. Gra, udziela wywiadów i widzi, że wieloletnia nauka przyniosła efekty.

Na stole finałowym będzie będzie go zapewne dopingować spora grupa kibiców, a „In the air tonight” usłyszymy nie raz. Z takim wsparciem Collins jest poważnym kandydatem do tytułu mistrza.

Matt Gianetti – ciężka praca gwarantem sukcesu

W dzisiejszym świecie pokera informacja jest na wyciągnięcie ręki. Strony treningowe, filmy, pokerowa fora, blogi i programy. To wszystko dostępne jest również dla graczy uczestniczących w Main Evencie WSOP. Oni dodatkowo mogli w tym roku oglądać swoich oponentów w relacjach na żywo, których było ponad 70 godzin. Matt Gianetti jest jednym z pokerzystów, który postanowił maksymalnie wykorzystać możliwość oglądania swoich przeciwników.

Kariera Gianettiego rozpoczęła się kilka lat temu. Można właściwie powiedzieć, że jest pokerowym dzieckiem „efektu Moneymakera”. Gdy w 2003 roku skończył szkołę średnią, postanowił rozpocząć studia w Tekasie, ale już na drugim semestrze poker zaczął zajmować cały wolny czas. Matt mówi, że grał właściwie w każdej wolnej chwili. Mimo to, miał całkiem dobre oceny. Miał poważny problem, bo wiedział, że może się lepiej uczyć, ale kusiły go pokerowe zarobki. Zboczył więc ze ścieżki, którą wyznaczyli dla niego rodzice i zrezygnował ze studiowania. Postanowił przenieść się do Las Vegas.

Początkowo jego pokerowa kariera układała się znakomicie. Poznał Nenada Medica oraz Davida Williamsa, z którymi często imprezował. Zaznacza jednak, że w tym momencie poczuł się zbyt pewnie. Zaniedbał pokerową edukację i jego gra stała w miejscu, a on zamiast się uczyć i grać dobre gry live, korzystał z uroków nocnego życia.

Gdy nadszedł 2009 rok, postanowił, że czas coś zmienić. Ponownie przysiadł i zaczął pokerową edukację. Efekty przyszły dopiero dwa lata później, chociaż nic nie zapowiadało, że Main Event będzie taki udany. Gdy rozpoczynał się 5 dzień gry, Gianetti miał zaledwie 114 tysięcy żetonów, a blindy wynosiły 5/10 tysięcy. Wtedy rozpoczął się marsz ku November Nine. Gianett zakończył piąty dzień ze stackiem 1,9 miliona, a kolejne dni nie były gorsze. W pewnym momencie był liderem.

Gianetti podkreśla, że częścią jego sukcesu było obserwowanie przeciwników, w czym pomagała relacja ESPN. Pod koniec każdego dnia wracał do domu i przez trzy godziny przeglądał nagrania, próbując dowiedzieć się czegoś o oponentach. „Z tymi wszystkimi informacjami, jeżeli ty nie chcesz się uczyć gry, to ktoś inny będzie to robił” – mówi.

Dodatkowe przygotowania dało efekty i Gianetti rozpocznie stół finałowy z trzecim stackiem. Mówi, że nawet w przypadku wygranej w turnieju, nie zmieni zdania o nauce i wykształceniu, chce bowiem wrócić na studia i je dokończyć. Podkreśla, że zrozumiał jak ważna jest świadomość, że poker nie jest jedyną rzeczą w jego życiu i może robić coś innego.

Gianetti, podobnie jak inni gracze November Nine, grał w czasie przerwy przed stołem finałowym w wielu turniejach (m.in EPT i WSOPE). Jako jedyny odniósł naprawdę znaczący sukces. We wrześniu wygrał WPT Malta i zdobył swój pierwszy pokerowy tytuł. Wygrał przy okazji 200 tysięcy euro. To na pewno doda mu pewności siebie przed rozpoczęciem stołu finałowego.

Źródło: ESPN, HendonMob

Poprzedni artykułPius Heinz w Team PokerStars
Następny artykułWielki Turniej Federacji, czyli pokerowy happening w Warszawie