Mój pierwszy Final Table

13

Grypa ode mnie odeszła, więc mam wreszcie chwilę, by opisać jak to z tą lodówką wygraną w Sylwestra było…

Toast przed północą

Pomysł witania 2014 roku w nietypowy sposób zrodził się właściwie… rok wcześniej. Zdążyłam się oswoić z myślą, że w najbliższej dekadzie nie odkorkuję szampana jak normalni ludzie o północy, tylko za 5 dwunasta. Wtedy jednak gotowałam się z wściekłości, że Mój zamiast patrzeć mi czule w oczy, kibicuje do rana przez Skypa Kostadakisowi, który nie poszedł się bawić, bo postanowił wydoić nawalonych donków. Tuż po noworocznym toaście okazało się, że był to znakomity pomysł, lecz samotny się chyba trochę poczuł w obliczu zbliżającego się sukcesu, bo poprosił mojego, by go wspierał na odległość.

Za ścianą spała 4-miesięczna córeczka, a przy kanapie w salonie nasza lekko szurnięta sunia, świeżo wytarzana w odchodach. Syndrom baby blues mocno mi dokuczał, więc średnio mnie bawiło słuchanie dialogów typu:

– Co myślisz? 3betować gościa? Zobacz jakie staty ma…

– Ja bym od razu wcisnął all-ina. Jeżeli zagra ci 4beta, to będziesz miał zagwostkę.

Posiedziałam jeszcze trochę, coraz bardziej naburmuszona, że Mój kompletnie nie zwraca na mnie uwagi. Potem strzeliłam swojego typowego focha i poszłam spać. Rano się okazało, że Kostadakis wygrał Big 162 i zgarnął 14 tys. $. Za sekundowanie shipnął Mojemu 25 proc. Wow! Trochę mi się głupio zrobiło, że tak się wściekałam…

Over and over again…

Stało się oczywiste, że po ubiegłorocznym shipnięciu, historia będzie się powtarzać. Żeby uniknąć moich nieznośnych grymasów, tym razem Kostadakis przyjechał do nas. Już na wejściu było słychać, że jest bojowo nastawiony, o czym świadczyły wesoło pobrzękujące butelki. Biorąc pod uwagę, że trafił do krainy winem i łyskaczem płynącej, zapowiadało się nieźle.

Gdzieś w okolicach godz. 18 chłopcy zaczęli odpalać poker roomy, a ja – do garów. Cóż, każdy powinien być specjalistą w swojej dziedzinie. Mnie akurat lepiej wychodzi gotowanie i zmiana pieluch, niż granie w pokera, więc zakasałam rękawy.

Jako, że Sylwester, a mocnych trunków przygotowali tyle, jakby się nagłej prohibicji spodziewali, szybciutko zaczęły do moich uszu dobiegać z góry coraz głośniejsze i bardziej radosne pokrzykiwania.

– Ho, ho, ho, ho! Ale go wyrąbałem, widziałeś to?! – Mój ryczał już mikołąjowym basem, a to oznaczało jedno – w czub mu już troszkę weszło.

Wkrótce zaczęłam chłopakom kibicować. Zdarza mi się to bardzo często, zwłaszcza, że oni bardzo lubią mieć publiczność. I wcale się nie dziwię. Granie w necie to w gruncie rzeczy strasznie dołująca czynność. Jak człowiek idzie do „normalnej” roboty, to zawsze jakiegoś człowieka spotka (chyba, że jest nocnym stróżem w domu starców), a tak – siedzi przed monitorem, wku…a się albo skacze z radości i nawet nie ma się z kim tym podzielić.

– No i co, misiu? Wpier… mu all-ina? – Mój jak zwykle zaczął się mnie radzić.

– A nie lepiej callnąć?

– Dobra. To wciskam!

– Z taką kartą? No co ty!

– Ha! Widzisz? Nic nie miał!

Tak jest zawsze. Najpierw mnie pyta o zdanie, a potem robi coś kompletnie odwrotnego, cieszy się, że miał rację i tłumaczy, dlaczego tak postąpił 😉 A że w Sylwestra przywiało mu wyjątkowo, do 3 nad ranem wygrał trzy turnieje, co po odliczeniu wpisowego dało jakieś 3 tys. euro.

Ja tu tylko na zastępstwie…

Tymczasem Kostadakisowi szło znacznie gorzej. Został mu już tylko jeden turniej na francuskim Winamaxie. Mój był już totalnie nawalony i przechodził w fazę głębokiego letargu. W ostatnim momencie udało mi się go bezpiecznie sprowadzić do sypialni, a sama wróciłam sprawdzić, co u lekko zrezygnowanego kolegi. Otóż zdążył zasnąć z głową na klawiaturze. Lekko nieprzytomny poklikał jeszcze chwilę, po czym wstał i walnął się na łóżko.

– Hej, usiąść za ciebie?

– Taaa… Jjjuuuszszsz nie mam siiiły…

– I co? Mam dać dwa all-iny i odpaść?

– Nie, masz wygrać…

Kurczę, nieźle mnie załatwili. Szampan odpalony za pięć dwunasta trochę mi zaszumiał w głowie, ale trzeźwość umysłu jeszcze u mnie występuje. Co my tu mamy – prawie finałowy stolik. Zostało 11 graczy, lecz my na 8. miejscu, czyli kiepsko… Cóż, zagram czy nie – gorzej być nie może. Dobra. Tyle się napatrzyłam, jak chłopcy to robią… Na filmach ludziom udaje się samolotem wylądować, to i ja dam radę.

Parę razy spasowałam, aż dostałam AQ off suit. Betuję. Za mną siedzi lider. Myśli, myśli i odwija mi 3betem. Hmm… Co teraz? O, SharkScope włączony. Sprawdzam go i okazuje się, że to fish. Wciskam mu all-inn. Ten znów myśli i… pasuje. W puli było już tyle, że od razu wskakuję na 5. miejsce!

Duma mnie rozpiera, lecz przez pół godziny nic się nie dzieje. Wreszcie trafiam AK. Znów to samo – koleś z drugim stackiem mnie przebija. Teraz długo się nie zastanawiam, bo już wcześniej z nudów posprawdzałam wszystkich i wyszło mi, że to donk, więc wciskam. Ten mnie sprawdza. Ma jakąś niską parę czy coś takiego (już dokładnie nie pamiętam). W każdym razie dochodzi mi A i… obejmuję prowadzenie!

Dochodzi 4. Rano. Oczy mi się kleją. Nagle „internet is disconnected”. Rany, a tak dobrze szło… W dodatku mała zaczyna kwilić. Budzę Kostadakisa:

– Wstawaj, dokończ, bo ja muszę zejść na dół!

– Mhm… – bełkocze bez przytomności.

Usypiam malutką, która nie pozwala mi już odejść, więc próbuję zwlec Mojego, ale on kompletnie nie kontaktuje… Trudno. Może uda się dociągnąć na sit out.

Po jakimś czasie słyszę, że na górze dzwoni telefon. Po chwili jakieś szuranie. Dobry znak. Kostadakis chyba zwlókł się z wyrka…

Tajemniczy telefon

Kiedy szykowałam noworoczne śniadanie, Kostadakis triumfalnie zmaszerował po schodach.

– Cześć, a co to się wczoraj działo?

– Poszliście spać, zostawiając mnie przy kompie.

– Nic nie pamiętam… Obudził mnie o 5. telefon, patrzę, a tu turniej się toczy, my na 2. miejscu, zostało pięciu, wszyscy posprawdzani i pooznaczani. Usiadłem, dokończyłem i wygraliśmy prawie 1200 euro!

Do dziś nie wiemy, kto to dzwonił. Jakiś niezidentyfikowany numer. Śmiejemy się, że to pewnie opatrzność. W każdym razie w ten oto sposób wygrałam swój udział w wygranej. Mieli mi z tego kupić tę nieszczęsną lodówkę, której nie mam do dziś;-)

Poprzedni artykułWio koniku!
Następny artykułPART TWO

13 KOMENTARZE

  1. 4 miesieczne dziecko zqa sciana stary najebany z kumplem w dupie maja czy placze czy nie matka po szampanie musi ich uciszac zeby dziecka nie zbudzili potem wlec do lozka i sama grac dziecko placze trzeba ojca probowac zbudzic… nie da sie, brakowalo zeby sasiedzi wezwali policje i ta wpadla pobadala rodzicow alkomatem i spisala ze graja w pokera OPAMIETAJCIE SIE poki nie jest za pozno, rodzicielstwo to duza odpowiedzialnosc, powodzenia

  2. Jako że kibicuję Twojemu blogowi od początku, to oczywiście i teraz bardzo mi się podobało 🙂

  3. Nie wiem czy to żarty czy nie, nevermind, masz ode mnie + i szczerze, chciałbym kiedyś kupić książkę z takim wstępem 😀

    • Prawda często jest tak niepradopodobna, że trudno uwierzyć, że to nie fałsz;-) Dzięki za najbardziej budujący komentarz. Wiedziałeś, w którą strunę uderzyć…

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.