Krakowski klimat mi nie służy

9

WESOŁY POCIĄG I NIEPRZYJAZNY HOTEL

Cała przygoda z PPT rozpoczęła się już w piątek około 13. Wtedy to spotkałem się z całą

grupą warszawskich graczy, którzy również wspólnie ze mną jechali do Krakowa. Po szybkim

zajęciu miejsc w przedziale padły oczywiście natychmiast słowa ?To w co gramy??. Nasza

grupa miała jednak podzielone zdania i nastąpił rozłam ? ja, Pawcio i Losadamos zaczęliśmy

potyczkę w 3-5-8, a Coher, Sejo i Mateusz postanowili powalczyć w dealer?s choice?a. Nie

pograli w naszym przedziale długo, bo w drugim wagonie jechało jeszcze kilku graczy ze

stolicy i postanowili połączyć z nimi siły by pograć w większym gronie. Skończyło się to tym,

że ostatnie rozdanie grali chyba już jak pociąg stał na peronie w Krakowie, bo Sejo nie zdążył

nawet zabrać swoich bagaży z naszego przedziału i trzeba mu było wynosić torbę na peron, bo

pojechałaby dalej bez niego.

Pod dworcem złapaliśmy szybko taksówki i rozpoczęliśmy ciężką podróż przez zakorkowany

Kraków. Hotel ?Perła?, w którym zaplanowano PPT znajduje się dość daleko od centrum

miasta, przy słynnej ?Zakopiance?, więc przejechanie tego kawałka drogi zajęło nam sporo

czasu, bo chyba połowa mieszkańców Krakowa postanowiła właśnie wyjechać na weekend

na narty. Od razu po wejściu do hotelu dwa bad beaty ? najpierw pani w recepcji postanowiła

strzec interesu hotelu każąc nam płacić za pokoje ?z góry?. Pierwszą nasza reakcją był rzecz

jasna śmiech, ale okazało się, że pani mówi poważnie? Lekko podniosło mi się ciśnienie i

spytałem panią recepcjonistkę, czy wszystkich gości w hotelu traktują tak samo czy tylko my,

pokerzyści, mamy u nich ?specjalne względy?. Odpowiedzi nie uzyskałem, a pani powiedziałem,

że kasy nie dostanie i może sobie wzywać nawet dyrektora hotelu. ?W drodze wyjątku? płatność

nam odroczono do dnia wyjazdu. Minutę później w restauracji hotelowej poprosiłem o menu,

bo zażarta walka w 3-5-8 w pociągu nie pozwoliła nam nawet na wizytę w Warsie. Karty z

jadłospisem leżały na barze, ale ja nie dostałem ani jednej. Wręczono mi w zamian jakąś małą

karteczkę z wypisanymi kilkoma potrawami i dostałem informację, że ?to jest menu dla was?.

Menu ?dla nas? nie obejmowało choćby zwykłego schabowego czy rosołu, więc zapytałem czy

kucharz mógłby mi zrobić zwykłego prostego kotleta, bo na ich wynalazki nie za bardzo mam

ochotę. Okazało się to jednak zbyt dużym problemem. Na moje pytanie, czy to co jest w naszej

karcie im nie schodzi lub się psuje i dlatego mamy to jeść nie uzyskałem już odpowiedzi?

Powiem szczerze, że bardzo nie spodobało mi się takie potraktowanie nas jako ? bądź co bądź ?

gości hotelowych. Za nasz nienajlepszy wizerunek w społeczeństwie płacimy właśnie w tego

typu sytuacjach?

MIAŁO BYĆ TAK PIĘKNIE?

Po ogarnięciu spraw logistycznych przyszła pora na pokera. Gdybym wiedział jakie niespodzianki

los szykuje mi przy stolikach w piątek i sobotę to pewnie przyjechałbym do Krakowa zwiedzać

zabytki, a nie po to by grać. Zakładałem sobie, że będę grał na poważnie i bez żadnych wygłupów,

ale założenia to jedno, a realia to co innego. Krótko mówiąc ? w turnieju piątkowym zagrałem całe

11 rozdań! Najpierw z QQ łapię seta na flopie Q 9 x. Krawiec, będący ze mną w tym rozdaniu,

uwierzył jednak, że mu wejdzie gutshot, co stało się oczywiście już na turnie, więc pozbawił mnie

sporej ilości żetonów swoim K 10. Zaraz potem dostałem AK w treflach, zrobiłem raise, dostałem

od Pawcia przebicie, więc wiele nie myśląc wrzuciłem resztę moich żetonów do puli. Mój

serdeczny kolega tak bardzo chciał mi ulżyć w turniejowych cierpieniach, że sprawdził mnie ze

swoimi waletami. Pierwsza karta na flopie to przyjazny król, ale już trzecia urwała mi głowę i

wywaliła z turnieju, bo spadł walet dający Pawciowi seta. No to sobie długo pograłem!

Ale nic to,

są przecież jeszcze stoliki. Cash game podczas PPT ma to do siebie, że na jednym stole przez noc

przewija się olbrzymia grupa graczy, więc w grę nie wchodzą wielkie ?czytania graczy? czy świetne foldy ? o wygranej decydują raczej posiadane karty i dobry flop. My, warszawskie

miejscowe głupki, lubimy grać tzw. ?spółdzielnię? ? robimy zrzutkę w kilka osób, wykupujemy

?udziały?, a gra ten kto w danej chwili jest wolny, nie ma innych zajęć lub skończył grę w turnieju.

Potrafimy grać też w kilku naraz podejmując cięższe decyzje w sposób demokratyczny, czyli przez

głosowanie. Więc zaczynamy grę, siadam z Pawciem przy stoliku i po kolei w czterech

pierwszych rozdaniach wtapiamy trzy buy iny posiadając po kolei A9, AQ, KK i AJ za każdym

razem trafiając dobrego dla nas flopa!! No jakieś przekleństwo! Potem nie było wcale lepiej ?

przegrywały nam pary, nie siadały drawy, a nasze dobre układy z flopa przegrywały z tymi, które

ktoś kompletował na riverach! Koszmar!

MAIN EVENT CZYLI MIŁE ZŁEGO POCZĄTKI

Sobotni turniej główny PPT miał być szansą na rewanż. Wyspany i wypoczęty usiadłem do

stolika pełen wiary w turniejowy sukces. Trafił mi się bardzo fajny stolik, z przesympatycznymi

zawodnikami, więc gra leciała nam w świetnej atmosferze. Pierwsze rozdania pozwoliły mi na

szybkie wyrobienie sobie odpowiedniego wizerunku na stole, a że karta sprzyjała i miałem czym

grać to oglądałem prawie każdego flopa. Wygrałem kilka większych pul i powiększyłem swój

stack do około 15 tysięcy. Mniej więcej w tym momencie do stolika dosiadł się Marian, który jak

wszystkim wiadomo miał najdalej na turniej, więc niczym Phil Hellmuth zaczął grać dopiero od

drugiego poziomu blindów. I przychodzi rozdanie ? dostaję parę czwórek, wchodzę w podbicie

Mariana i oglądamy flopa. A tam Q J 4! Wow, mam secika! Marian betuje po flopie, ja go

oczywiście lekko podbijam, na co on gra all in! Kurde, co on ma? Postawiłem na asy lub króle

i sprawdziłem nadziewając się na JJ? O rany, kiedy to się skończy? No nic, trzeba grać dalej,

mam jeszcze żetony na walkę. A jak mówiłem karta mi szła nieźle, więc za chwilę dostaję AK.

Raise preflop, jeden caller, flop AQx. No pięknie! Continuation bet, a mój przeciwnik stawia

mnie na all inie! No żesz w mordę, co jest? No trudno, muszę to sprawdzić. Robię call, a mój

rywal pokazuje mi QQ. Nawet trzeci as na boardzie wiele nie zmienił i odpadam z turnieju.

Wściekły poszedłem natychmiast do hotelowego pokoju postrzelać do terrorystów atakujących

Stany Zjednoczone bronią atomową, ale granie w Call of Duty 4 też mi jakoś nie szło i prawie

rozwaliłem szafę w pokoju po kolejnym zabiciu mnie tuż przed checkpointem.

Na szczęście

moi serdeczni druhowie nie zostawili mnie zbyt długo samego i po ich odpadnięciu z turnieju

rozpoczęliśmy wielką nocną bitwę w 3-5-8. Przynajmniej w jedną grę szło mi w ten weekend

całkiem nieźle i moi rywale ? Pawcio i Losadamos – grając ze mną wpadali co chwila w tilt po

moich kolejnych udanych rozdaniach. A że podczas gry nie stroniliśmy od kolejnych drinków

na bazie Jacka Danielsa atmosfera rozluźniała się coraz bardziej z każdą minutą.

Do naszej

trójki dołączył wkrótce Coher i razem postanowiliśmy poczekać na walkę Andrzeja Gołoty

w Madison Square Garden. A że kolejne drinki i puszczany co chwilę przez Pawcia Jozin z Bazin

poprawiały nam humory to zabawa była przednia. W końcu Adam postanowił nauczyć się układu

tanecznego z tego czeskiego ?teledysku? (robiącego u nas zaskakującą karierę po 30 latach od

premiery tej piosenki).

Tego było już za wiele! Śmialiśmy się tak, że biedny Alutek, który chciał

się wyspać przed niedzielnym finałem turnieju przychodził do nas błagać o ciszę. Alutek, nie

gniewaj się na nas, przepraszamy!

MAMY JAJA CZYLI SPORT PO POLSKU!!

W nocy obejrzeliśmy świetną walkę powracającego już chyba po raz ostatni na ring Andrzeja

Gołoty. Polak pokazał w końcu fantastyczny boks, a walka przypominała chwilami wojnę o

życie. Oczywiście tuż przed walką poszły side bety o to, w której rundzie Gołota powali swego

rywala na deski, ale niestety okazało się, że walka trwała pełne 12 rund, a na to żaden z nas nie

wpadł. Nasz zawodnik wreszcie udowodnił, że nadaje się do tego sportu, pokazał niesamowitą

wolę walki i choć ostatnie 4 rundy walczył widząc tylko na jedno oko to dotrwał do końca dzięki

bardzo solidnemu przygotowaniu fizycznemu. Naprawdę była to jedna z lepszych walk Gołoty

jakie widziałem!

Taką samą wolę walki pokazały nasze siatkarki. Po zdecydowanym zwycięstwie nad Serbią

w półfinale turnieju w Halle przyszła kolej na finał z Rosjankami. Nasze Złotka przegrywały już

0:2 w setach, ale zdeterminowane walczyły do upadłego. W trzecim secie rozbiły Rosjanki do

jedenastu, co na tym poziomie siatkówki jest osiągnięciem graniczącym z cudem! Czwarty set

również dla naszych i dopiero kilka błędów w tie breaku zdecydowało o końcowej porażce. Mimo

wszystko nasz dziewczyny pokazały się z jak najlepszej strony. W majowym turnieju w Japonii

o awans będzie już o wiele łatwiej i nasza reprezentacja w takiej formie nie powinna mieć już

żadnych kłopotów z awansem na igrzyska.

W Australii fantastycznie radzą sobie nasze tenisistki! Agnieszka Radwańska pokonała drugą

?rakietę? świata Świetlane Kuzniecową, potem po fantastycznym pojedynku Nadię Pietrową i jest

już w ćwierćfinale Australian Open!! Ostatni mecz z Rosjanką rozpoczął się jednak fatalnie.

Polka przegrała pierwszego seta 1:6, w drugim przegrywała już 0:3 i wszystko wskazywało na

łatwe zwycięstwo Pietrowej. I w tym momencie w naszą tenisistkę wstąpił chyba jakiś diabeł, bo

nie dość że odrobiła straty to wygrała tego seta, a w następnym nie oddała Rosjance nawet gema!

Nokaut! Jak tak dalej pójdzie to możliwe jest naprawdę wszystko w wykonaniu tej dziewczyny!

Z turniejem pożegnała się już Marta Domachowska, ale jej gra naprawdę wstydu nie przyniosła.

Po dwóch straconych sezonach widać, że Marta wraca do wielkiego tenisa. Obie nasze tenisistki

mają kariery przed sobą i mogą jeszcze wiele osiągnąć. Chciałem jeszcze tylko wrzucić tu jedną

uwagę ? czy tylko ja uważam, że Radwańska swoje dwa ostatnie mecze grała przeciwko facetom

przebranym za kobiety?? 🙂

Poprzedni artykułKrakowski weekend
Następny artykułThe Grand

9 KOMENTARZE

  1. >“i po kolei w czterech pierwszych rozdaniach wtapiamy trzy buy iny posiadając po kolei A9, AQ, KK i AJ za każdym razem trafiając dobrego dla nas flopa!! No jakieś przekleństwo! Potem nie było wcale lepiej ? przegrywały nam pary, nie siadały drawy, a nasze dobre układy z flopa przegrywały z tymi, które ktoś kompletował na riverach! Koszmar!”<Ten fragment powinni sobie wydrukować i powiesić przy monitorze wszyscy majaczący o tym, że live nie ma takich cudów jak w pokerze online, że softy są “na pewno kręcone”.

  2. No i ja nie piję w ogóle piwka… 🙂 Zresztą rozmowa na podane przez Ciebie tematy nic nowego by nie wniosła – każdy zostałby przy swoim zdaniu 🙂 Ale polecam się na przyszłość!

  3. Sorki, ale w tym momencie Pawcio i Losadamos oddawali mi swój bankroll w 3-5-8 🙂 A Adaś zaczynał się uczyć kroków… 🙂

  4. wpadłem w sobotę wieczorkiem na chwilę pokibicować, miałem nadzieję na jakieś dyskusje przy piwku o wyższości Milanu nad Manchesterem tudzież Jim Beama nad Jackiem Danielsem, ale nie udało mi się cię spotkać 😉 może innym razem

  5. Radwanska – to relatywnie patrzac – pieknosc przy niektorych tenisistkach.

    A filmik masakra.

  6. No dobra, ale zespół Ivana Mladka już znamy, wrzuć lepiej filmik z roztańczonym Adamem – podobno chłopak ma niesamowity talent 🙂

    Aha, i pamiętajcie o jednym:Na Jožina z bažin, koho by to napadlo,

    platí jen a pouze práškovací letadlo.

  7. hehe , dobry tekst sporo sie usmialem ;] “Na moje pytanie, czy to co jest w naszej karcie im nie schodzi lub się psuje i dlatego mamy to jeść nie uzyskałem już odpowiedzi?” hehe. podobne podejscie mam tez pewnie spytalbym o to samo

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.