WESOŁY POCIĄG I NIEPRZYJAZNY HOTEL
Cała przygoda z PPT rozpoczęła się już w piątek około 13. Wtedy to spotkałem się z całą
grupą warszawskich graczy, którzy również wspólnie ze mną jechali do Krakowa. Po szybkim
zajęciu miejsc w przedziale padły oczywiście natychmiast słowa ?To w co gramy??. Nasza
grupa miała jednak podzielone zdania i nastąpił rozłam ? ja, Pawcio i Losadamos zaczęliśmy
potyczkę w 3-5-8, a Coher, Sejo i Mateusz postanowili powalczyć w dealer?s choice?a. Nie
pograli w naszym przedziale długo, bo w drugim wagonie jechało jeszcze kilku graczy ze
stolicy i postanowili połączyć z nimi siły by pograć w większym gronie. Skończyło się to tym,
że ostatnie rozdanie grali chyba już jak pociąg stał na peronie w Krakowie, bo Sejo nie zdążył
nawet zabrać swoich bagaży z naszego przedziału i trzeba mu było wynosić torbę na peron, bo
pojechałaby dalej bez niego.
Pod dworcem złapaliśmy szybko taksówki i rozpoczęliśmy ciężką podróż przez zakorkowany
Kraków. Hotel ?Perła?, w którym zaplanowano PPT znajduje się dość daleko od centrum
miasta, przy słynnej ?Zakopiance?, więc przejechanie tego kawałka drogi zajęło nam sporo
czasu, bo chyba połowa mieszkańców Krakowa postanowiła właśnie wyjechać na weekend
na narty. Od razu po wejściu do hotelu dwa bad beaty ? najpierw pani w recepcji postanowiła
strzec interesu hotelu każąc nam płacić za pokoje ?z góry?. Pierwszą nasza reakcją był rzecz
jasna śmiech, ale okazało się, że pani mówi poważnie? Lekko podniosło mi się ciśnienie i
spytałem panią recepcjonistkę, czy wszystkich gości w hotelu traktują tak samo czy tylko my,
pokerzyści, mamy u nich ?specjalne względy?. Odpowiedzi nie uzyskałem, a pani powiedziałem,
że kasy nie dostanie i może sobie wzywać nawet dyrektora hotelu. ?W drodze wyjątku? płatność
nam odroczono do dnia wyjazdu. Minutę później w restauracji hotelowej poprosiłem o menu,
bo zażarta walka w 3-5-8 w pociągu nie pozwoliła nam nawet na wizytę w Warsie. Karty z
jadłospisem leżały na barze, ale ja nie dostałem ani jednej. Wręczono mi w zamian jakąś małą
karteczkę z wypisanymi kilkoma potrawami i dostałem informację, że ?to jest menu dla was?.
Menu ?dla nas? nie obejmowało choćby zwykłego schabowego czy rosołu, więc zapytałem czy
kucharz mógłby mi zrobić zwykłego prostego kotleta, bo na ich wynalazki nie za bardzo mam
ochotę. Okazało się to jednak zbyt dużym problemem. Na moje pytanie, czy to co jest w naszej
karcie im nie schodzi lub się psuje i dlatego mamy to jeść nie uzyskałem już odpowiedzi?
Powiem szczerze, że bardzo nie spodobało mi się takie potraktowanie nas jako ? bądź co bądź ?
gości hotelowych. Za nasz nienajlepszy wizerunek w społeczeństwie płacimy właśnie w tego
typu sytuacjach?
MIAŁO BYĆ TAK PIĘKNIE?
Po ogarnięciu spraw logistycznych przyszła pora na pokera. Gdybym wiedział jakie niespodzianki
los szykuje mi przy stolikach w piątek i sobotę to pewnie przyjechałbym do Krakowa zwiedzać
zabytki, a nie po to by grać. Zakładałem sobie, że będę grał na poważnie i bez żadnych wygłupów,
ale założenia to jedno, a realia to co innego. Krótko mówiąc ? w turnieju piątkowym zagrałem całe
11 rozdań! Najpierw z QQ łapię seta na flopie Q 9 x. Krawiec, będący ze mną w tym rozdaniu,
uwierzył jednak, że mu wejdzie gutshot, co stało się oczywiście już na turnie, więc pozbawił mnie
sporej ilości żetonów swoim K 10. Zaraz potem dostałem AK w treflach, zrobiłem raise, dostałem
od Pawcia przebicie, więc wiele nie myśląc wrzuciłem resztę moich żetonów do puli. Mój
serdeczny kolega tak bardzo chciał mi ulżyć w turniejowych cierpieniach, że sprawdził mnie ze
swoimi waletami. Pierwsza karta na flopie to przyjazny król, ale już trzecia urwała mi głowę i
wywaliła z turnieju, bo spadł walet dający Pawciowi seta. No to sobie długo pograłem!
Ale nic to,
są przecież jeszcze stoliki. Cash game podczas PPT ma to do siebie, że na jednym stole przez noc
przewija się olbrzymia grupa graczy, więc w grę nie wchodzą wielkie ?czytania graczy? czy świetne foldy ? o wygranej decydują raczej posiadane karty i dobry flop. My, warszawskie
miejscowe głupki, lubimy grać tzw. ?spółdzielnię? ? robimy zrzutkę w kilka osób, wykupujemy
?udziały?, a gra ten kto w danej chwili jest wolny, nie ma innych zajęć lub skończył grę w turnieju.
Potrafimy grać też w kilku naraz podejmując cięższe decyzje w sposób demokratyczny, czyli przez
głosowanie. Więc zaczynamy grę, siadam z Pawciem przy stoliku i po kolei w czterech
pierwszych rozdaniach wtapiamy trzy buy iny posiadając po kolei A9, AQ, KK i AJ za każdym
razem trafiając dobrego dla nas flopa!! No jakieś przekleństwo! Potem nie było wcale lepiej ?
przegrywały nam pary, nie siadały drawy, a nasze dobre układy z flopa przegrywały z tymi, które
ktoś kompletował na riverach! Koszmar!
MAIN EVENT CZYLI MIŁE ZŁEGO POCZĄTKI
Sobotni turniej główny PPT miał być szansą na rewanż. Wyspany i wypoczęty usiadłem do
stolika pełen wiary w turniejowy sukces. Trafił mi się bardzo fajny stolik, z przesympatycznymi
zawodnikami, więc gra leciała nam w świetnej atmosferze. Pierwsze rozdania pozwoliły mi na
szybkie wyrobienie sobie odpowiedniego wizerunku na stole, a że karta sprzyjała i miałem czym
grać to oglądałem prawie każdego flopa. Wygrałem kilka większych pul i powiększyłem swój
stack do około 15 tysięcy. Mniej więcej w tym momencie do stolika dosiadł się Marian, który jak
wszystkim wiadomo miał najdalej na turniej, więc niczym Phil Hellmuth zaczął grać dopiero od
drugiego poziomu blindów. I przychodzi rozdanie ? dostaję parę czwórek, wchodzę w podbicie
Mariana i oglądamy flopa. A tam Q J 4! Wow, mam secika! Marian betuje po flopie, ja go
oczywiście lekko podbijam, na co on gra all in! Kurde, co on ma? Postawiłem na asy lub króle
i sprawdziłem nadziewając się na JJ? O rany, kiedy to się skończy? No nic, trzeba grać dalej,
mam jeszcze żetony na walkę. A jak mówiłem karta mi szła nieźle, więc za chwilę dostaję AK.
Raise preflop, jeden caller, flop AQx. No pięknie! Continuation bet, a mój przeciwnik stawia
mnie na all inie! No żesz w mordę, co jest? No trudno, muszę to sprawdzić. Robię call, a mój
rywal pokazuje mi QQ. Nawet trzeci as na boardzie wiele nie zmienił i odpadam z turnieju.
Wściekły poszedłem natychmiast do hotelowego pokoju postrzelać do terrorystów atakujących
Stany Zjednoczone bronią atomową, ale granie w Call of Duty 4 też mi jakoś nie szło i prawie
rozwaliłem szafę w pokoju po kolejnym zabiciu mnie tuż przed checkpointem.
Na szczęście
moi serdeczni druhowie nie zostawili mnie zbyt długo samego i po ich odpadnięciu z turnieju
rozpoczęliśmy wielką nocną bitwę w 3-5-8. Przynajmniej w jedną grę szło mi w ten weekend
całkiem nieźle i moi rywale ? Pawcio i Losadamos – grając ze mną wpadali co chwila w tilt po
moich kolejnych udanych rozdaniach. A że podczas gry nie stroniliśmy od kolejnych drinków
na bazie Jacka Danielsa atmosfera rozluźniała się coraz bardziej z każdą minutą.
Do naszej
trójki dołączył wkrótce Coher i razem postanowiliśmy poczekać na walkę Andrzeja Gołoty
w Madison Square Garden. A że kolejne drinki i puszczany co chwilę przez Pawcia Jozin z Bazin
poprawiały nam humory to zabawa była przednia. W końcu Adam postanowił nauczyć się układu
tanecznego z tego czeskiego ?teledysku? (robiącego u nas zaskakującą karierę po 30 latach od
premiery tej piosenki).
Tego było już za wiele! Śmialiśmy się tak, że biedny Alutek, który chciał
się wyspać przed niedzielnym finałem turnieju przychodził do nas błagać o ciszę. Alutek, nie
gniewaj się na nas, przepraszamy!
MAMY JAJA CZYLI SPORT PO POLSKU!!
W nocy obejrzeliśmy świetną walkę powracającego już chyba po raz ostatni na ring Andrzeja
Gołoty. Polak pokazał w końcu fantastyczny boks, a walka przypominała chwilami wojnę o
życie. Oczywiście tuż przed walką poszły side bety o to, w której rundzie Gołota powali swego
rywala na deski, ale niestety okazało się, że walka trwała pełne 12 rund, a na to żaden z nas nie
wpadł. Nasz zawodnik wreszcie udowodnił, że nadaje się do tego sportu, pokazał niesamowitą
wolę walki i choć ostatnie 4 rundy walczył widząc tylko na jedno oko to dotrwał do końca dzięki
bardzo solidnemu przygotowaniu fizycznemu. Naprawdę była to jedna z lepszych walk Gołoty
jakie widziałem!
Taką samą wolę walki pokazały nasze siatkarki. Po zdecydowanym zwycięstwie nad Serbią
w półfinale turnieju w Halle przyszła kolej na finał z Rosjankami. Nasze Złotka przegrywały już
0:2 w setach, ale zdeterminowane walczyły do upadłego. W trzecim secie rozbiły Rosjanki do
jedenastu, co na tym poziomie siatkówki jest osiągnięciem graniczącym z cudem! Czwarty set
również dla naszych i dopiero kilka błędów w tie breaku zdecydowało o końcowej porażce. Mimo
wszystko nasz dziewczyny pokazały się z jak najlepszej strony. W majowym turnieju w Japonii
o awans będzie już o wiele łatwiej i nasza reprezentacja w takiej formie nie powinna mieć już
żadnych kłopotów z awansem na igrzyska.
W Australii fantastycznie radzą sobie nasze tenisistki! Agnieszka Radwańska pokonała drugą
?rakietę? świata Świetlane Kuzniecową, potem po fantastycznym pojedynku Nadię Pietrową i jest
już w ćwierćfinale Australian Open!! Ostatni mecz z Rosjanką rozpoczął się jednak fatalnie.
Polka przegrała pierwszego seta 1:6, w drugim przegrywała już 0:3 i wszystko wskazywało na
łatwe zwycięstwo Pietrowej. I w tym momencie w naszą tenisistkę wstąpił chyba jakiś diabeł, bo
nie dość że odrobiła straty to wygrała tego seta, a w następnym nie oddała Rosjance nawet gema!
Nokaut! Jak tak dalej pójdzie to możliwe jest naprawdę wszystko w wykonaniu tej dziewczyny!
Z turniejem pożegnała się już Marta Domachowska, ale jej gra naprawdę wstydu nie przyniosła.
Po dwóch straconych sezonach widać, że Marta wraca do wielkiego tenisa. Obie nasze tenisistki
mają kariery przed sobą i mogą jeszcze wiele osiągnąć. Chciałem jeszcze tylko wrzucić tu jedną
uwagę ? czy tylko ja uważam, że Radwańska swoje dwa ostatnie mecze grała przeciwko facetom
przebranym za kobiety?? 🙂
gramatycznie to ty jak begierowna
>“i po kolei w czterech pierwszych rozdaniach wtapiamy trzy buy iny posiadając po kolei A9, AQ, KK i AJ za każdym razem trafiając dobrego dla nas flopa!! No jakieś przekleństwo! Potem nie było wcale lepiej ? przegrywały nam pary, nie siadały drawy, a nasze dobre układy z flopa przegrywały z tymi, które ktoś kompletował na riverach! Koszmar!”<Ten fragment powinni sobie wydrukować i powiesić przy monitorze wszyscy majaczący o tym, że live nie ma takich cudów jak w pokerze online, że softy są “na pewno kręcone”.
No i ja nie piję w ogóle piwka… 🙂 Zresztą rozmowa na podane przez Ciebie tematy nic nowego by nie wniosła – każdy zostałby przy swoim zdaniu 🙂 Ale polecam się na przyszłość!
Sorki, ale w tym momencie Pawcio i Losadamos oddawali mi swój bankroll w 3-5-8 🙂 A Adaś zaczynał się uczyć kroków… 🙂
wpadłem w sobotę wieczorkiem na chwilę pokibicować, miałem nadzieję na jakieś dyskusje przy piwku o wyższości Milanu nad Manchesterem tudzież Jim Beama nad Jackiem Danielsem, ale nie udało mi się cię spotkać 😉 może innym razem
Ciekawe jak grubemu szlo tak od 1:20,bo wtedy ewidentnie brodaty artysta sie ozywia;)
Radwanska – to relatywnie patrzac – pieknosc przy niektorych tenisistkach.
A filmik masakra.
No dobra, ale zespół Ivana Mladka już znamy, wrzuć lepiej filmik z roztańczonym Adamem – podobno chłopak ma niesamowity talent 🙂
Aha, i pamiętajcie o jednym:Na Jožina z bažin, koho by to napadlo,
platí jen a pouze práškovací letadlo.
hehe , dobry tekst sporo sie usmialem ;] “Na moje pytanie, czy to co jest w naszej karcie im nie schodzi lub się psuje i dlatego mamy to jeść nie uzyskałem już odpowiedzi?” hehe. podobne podejscie mam tez pewnie spytalbym o to samo
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.