Znany dziennikarz pokerowy Barry Carter dzieli się z czytelnikami swoimi przemyśleniami na temat różnicy między uczestnikami turniejów na najwyższe stawki a całą resztą pokerowej sceny.
Trzy lata temu Barry Carter napisał artykuł zatytułowany „Czy wyniki super high rollerów są tak naprawdę bez znaczenia?”. Dziennikarz zawarł w nim opinię, że duża liczba eventów z 6-cyfrowymi buy-inami wypacza wszelkie pokerowe rankingi, choćby te na najlepiej zarabiających graczy, i wprowadza mnóstwo wątpliwości co do tego, którzy pokerzyści mogą pochwalić się największymi wygranymi.
– W tym miejscu można podać prosty przykład: wielu graczy z high rollerów posiada relatywnie mały procent swoich własnych akcji bądź zamienia się nimi z innymi pokerzystami – pisze Carter w swoim najnowszym tekście. – Znam graczy, którzy wygrywali ogromne eventy, posiadając jedynie 16% swoich akcji. Dlatego włączanie ich do grona największych pokerowych zwycięzców może wprowadzać w błąd.
Choć Carter wciąż podtrzymuje to, co o scenie high rollerów napisał kilka lat temu, obecnie dużo bardziej docenia regularnych uczestników turniejów z najwyższymi wpisowymi. Gracze z super high rollerów to jego zdaniem pokerowa elita i nie zmienia tego powszechnie znany fakt, że często posiadają jedynie mały procent swoich akcji. – Już to, że ktokolwiek decyduje się na stakowanie tych graczy w eventach z tak dużym wpisowym, świadczy o ich ogromnej klasie i umiejętnościach – podkreśla dziennikarz. – Myślę, że poker stojący na najwyższym światowym poziomie jest rozgrywany właśnie w tych turniejach. Praca, którą ci gracze wkładają w to, by przechytrzyć siebie nawzajem, jest nadzwyczajna.
High rollersi i cała reszta
Carter podaje przykład amerykańskiego gracza doskonale radzącego sobie w turniejach z najwyższym wpisowym – nie chce podawać nazwiska – który każdego dnia, wliczając w to weekendy, poświęca 16 godzin na pracę nad swoją grą i analizę rąk w PioSolverze. Tak właśnie wygląda poziom poświęcenia i fachowości tych pokerzystów.
– Ci z nas, którzy na analizę rozegranych rozdań są w stanie znaleźć może godzinę tygodniowo, mogą się co najwyżej zarumienić. Różnica w teoretycznym rozumieniu gry pomiędzy „high rollersami” a całą resztą pokerowego świata jest wprost ogromna – twierdzi współautor książki „The Mental Game of Poker”. Zaraz potem przywołuje swoją niedawną rozmowę z Dara O'Kearneyem. Irlandczyk przyznaje w niej, że analizując w PioSolverze rozdania z transmitowanych high rollerów, jest pod ogromnym wrażeniem tego, jak bardzo podejmowane przez tych graczy decyzje zbliżają się do tego, co podpowiada program. – Dla regularnych graczy turniejowych jest to jednocześnie inspirujące i deprymujące.
Trwający obecnie festiwal World Series of Poker uwypukla fakt, że tak naprawdę mamy dwie pokerowe sceny. Z jednej strony masywne eventy z olbrzymią pulą graczy, z drugiej – specjalny klub około setki pokerzystów, którzy grają w coś, co wygląda tak samo, ale stoi na dużo wyższym poziomie. Dokładnie to samo można zresztą zaobserwować w eventach z cyklu EPT, WPT czy PartyPokerLive. – Wygląda to tak, jakbyśmy mieli jeden Main Event dla zwykłych śmiertelników, czyli 99% całej puli graczy, i kilka super high rollerów dla garstki pokerowej awangardy – zaznacza Carter.
Chris Moneymaker mówił niedawno, że uczestnicy High Rollerów to nie są osobowości, które można porównywać z wcześniejszymi generacjami pokerowych wyjadaczy. „High rollersi” jako tacy nie zachęcają do pokera nowych graczy. Robią to jednak kwoty pieniężne, o jakie rywalizują. Tak naprawdę nie wiemy, ile zarabiają uczestnicy turniejów na najwyższe stawki. Wiemy za to, że poziom tychże stoi na niebotycznym wręcz poziomie.