Jacek Pustuła o zwycięstwie w Marbelli i dalszych planach

0
Jacek Pustuła

Kilka dni temu informowaliśmy Was o doskonałym występie Jacka Pustuły w turnieju CEP rozgrywanym w Marbelli. Polak zatriumfował w tym evencie i niemalże z marszu udał się na kolejny festiwal. W przerwie między kolejnymi etapami Italian Poker Open, Jacek opowiedział nam nieco o występie w CEP oraz dalszych planach.

Na początek zapytaliśmy Jacka Pustułę o powody, dla których pojawił się właśnie w Marbelli. Nie jest tajemnicą, że obecnie mamy silną reprezentację w Rozvadovie, a on postanowił udać się w zupełnie innym kierunku. Jak się okazało – złożyło się na ten fakt kilka czynników.

– Staram się wyszukiwać najlepsze eventy z wpisowym od 400€ do 1.650€ w Europie, o deepowej strukturze. Lubię mieć wszystko z góry zaplanowane, więc rozpiskę wyjazdów ustalam około 3-4 miesiące wcześniej. Dzięki temu minimalizuję koszty podróży i mogę lepiej zaplanować swój czas. CEP Marbella pojawił się jakiś czas temu na mojej liście, chciałem połączyć wakacje z pracą. O cyklu Campeonato de Espana de Poker dowiedziałem się dwa lata temu, gdy Teges shipnął event w Barcelonie. Był to mój pierwszy turniej w tej serii.

Co do samej Marbelli, odwiedziłem ją po raz pierwszy w czerwcu tego roku grając PS Festival i byłem zachwycony tym kurortem. Piękne plaże, super pogoda, pyszne jedzenie i słaby poziom graczy – czego chcieć więcej? W dodatku miałem teraz okazję zwiedzić niemal całą Andaluzję i muszę przyznać, że jestem pod dużym wrażeniem.

Nie zabrakło również refleksji na temat przeciwników, z którymi Jacek mierzył się przy stołach.

– Poziom rywali… Powiedzmy że nie powalał na kolana, jednak w stawce było kilku dobrych graczy. Wraz ze mną na stole finałowym znalazł się miedzy innymi zwycięzca PSF Marbella, a także inny dobry reg, z którym zagrałem heads-upa.

Ci z fanów Jacka, którzy starali się śledzić jego poczynania za pośrednictwem relacji na żywo, mogli czuć się nieco poirytowani. Organizatorzy nie do końca bowiem dawali sobie radę z trudami tego zdania. Kilka zastrzeżeń do ich pracy ma również główny bohater tego zamieszania:

– Sam nie mogłem śledzić relacji, gdyż na stole telewizyjnym zabierają graczom elektronikę. W trakcie przerwy dowiedziałem się, że sporo osób spoza Hiszpanii ma problemy z relacją (wystarczyło wejść w inny link o czym w przerwie poinformowałem znajomych na swoim Facebooku). Oczywiście poziom organizacji pozostawiał nieco do życzenia, ale wynika to chyba bardziej z hiszpańskiej mentalności. Zauważyłem, że stacki w relacji odbiegały od rzeczywistości, a nawet zdarzało się, że gracze mieli na ręce inne karty, niż podawano w relacji. Myślę jednak, że sam fakt prowadzenia streama z takiego turnieju był dużym plusem. Mnie osobiście denerwowali nieco krupierzy, którym trzeba było cały czas patrzeć na ręce, nie potrafili policzyć side pota, często zapominali pobrać od kogoś ante i gra była przez to bardzo wolna, jednak poza brakami w umiejętnościach wszyscy byli bardzo mili.

Po uporaniu się z rywalami na stole finałowym turnieju CEP, Jacek nie miał zbyt wiele czasu na odpoczynek. Niemalże z marszu wsiadł do samolotu lecącego do Włoch, gdzie rywalizuje w kolejnym turnieju. Ba, awans do dnia drugiego wywalczył już w pierwszym dniu startowym. Jak rysują się plany polskiego pokerzysty na najbliższy czas?

– Kilka godzin po shipie w Marbelli miałem już samolot do Włoch, gdzie obecnie gram swój ulubiony turniej, czyli Italian Poker Open. Aktualnie jestem na etapie tworzenia nowej rozpiski, więc na dniach okaże się, dokąd się udam. Na pewno wybieram się w grudniu do Pragi na PS Championship. W międzyczasie chciałbym jechać na Belgian Poker Challenge do Namur, pewnie wpadnę też na Poker Fever, ale nieco bardziej towarzysko. Miałem w planach satki do ME WSOP Europe i Caribbean Party Poker, jednak z uwagi na to, że ciągle jestem w trasie, nie miałem kiedy ich zagrać. W 2018 roku chciałbym również pierwszy raz odwiedzić Vegas i powalczyć o bransoletki WSOP, ale czas pokaże.

Dwie powyższe fotografie pokazują doskonale, że Jacek Pustuła jest fanem nie tylko atrakcyjnych turniejów, ale również pięknych widoków. Korzystając z okazji zapytaliśmy go o to, czy w trakcie wyjazdów na festiwale zawsze próbuje znaleźć czas na zwiedzanie okolicy.

– To zależy głównie od harmonogramu festiwalu, gier cashowych oraz lokalizacji. Do Rozvadova, gdzie nie ma nic poza kasynem, jeździ się tylko grindować. Jeśli jednak jest taka możliwość, lubię odkrywać nowe miejsca. Akurat ostatni trip do Hiszpanii okazał się udany jeszcze przed zwycięstwem w turnieju. Ciężko było znaleźć ekipę na ten wyjazd, dlatego pierwotny plan zakładał leniwe wakacje w stylu 5 dni wygrzewania się na słońcu i picia drinków z parasolką przy basenie, a kolejne dni to turniej + cash games.

Zwiedzanie w pojedynkę raczej nie wchodziło w grę, choć bardzo chciałem wybrać się na Gibraltar i zwiedzić Rondę. Plany te jednak uległy zmianie, gdy okazało się, że w tym samym lotem podróżują dwie koleżanki Łukasza, z którym byłem na poprzednim festiwalu. Dziewczyny miały świetnie zaplanowaną podróż, co również bardzo mi odpowiadało. Razem udało się zwiedzić większość ciekawych miejsc w Andaluzji, takich jak Malaga, Antequere, Ronda, Marbelle, Gibraltar, a także park krajobrazowy El Torcal czy Caminito del Rey, która wywarła na mnie szczególne wrażenie.

I tak oto pierwotny plan leniuchowania przy basenie przerodził się w intensywna, wyczerpującą wycieczkę z codzienną pobudką o 7:30 i całodniowym zwiedzaniem, jednak zdecydowanie było warto. 

Na koniec podrzucamy Wam kilka zdjęć z ostatniej wycieczki Jacka do Hiszpanii i mocno ściskamy kciuki za jego kolejne dobre wyniki. Kto wie, może siłą rozpędu pokusi się o zwycięstwo na IPO? Życzymy powodzenia i do następnego razu!

Ronda
Caminito del Rey

Poprzedni artykułWSOP Europe – Niall Farrell triumfuje w High Rollerze, Polacy walczą w Little Dropie [STREAM]
Następny artykułBattle of Malta – Anita Kmiciewicz w czołówce dnia 1A