I just went zone, part II

21

Oj, minelo juz troche czasu od poprzedniego wpisu, a jeszcze wiecej od wyjazdu na PCA. Nawet nie wiem, dlaczego tak sie stalo, czas mi mija ostatnio bardzo szybko. A ze z Tajlandii wracam juz za dwa tygodnie, to pewnie teraz jeszcze bardziej przyspieszy.

Poprzedniego bloga zakonczylem na wizycie na meczu Clippersow, a to byl dopiero drugi dzien mojej wyprawy. Z meczu wyszedlem przed koncem, bo przewaga Suns wynosila okolo 20 punktow i zespoly wpuscily rezerwowych, a ja bylem w koncowce 'najdluzszego dnia zycia', trwajacego 39 godzin oraz po 12-godzinnym locie, wiec zalezalo mi na tym, zeby jak najszybciej dotrzec do hotelu i wreszcie sie wyspac. A na dodatek, z samego rana lecialem do Miami.

Napisze jeszcze o tym troche pozniej, ale musze przyznac, ze bardzo lubie Los Angeles. Miasto jest niesamowicie polozone miedzy oceanem a malowniczymi wzgorzami, a oprocz tego generalnie panuje w nim jakas taka ekscytujaca aura. Sam fakt odwiedzenia Staples Center czy nawet porannej jazdy samochodem po miescie sprawia mi wielka frajde.

A po drugiej stronie USA jest kolejne miasto, ktore rownie bardzo przypadlo mi do gustu. Miami w porownaniu do LA, jest duzo bardziej spokojniejsze, takie relaksowe. Fajnie tez porusza sie po tym miescie majac w pamieci seriale typu Burn Notice, Dexter czy Magic City. W Miami malownicze miejsca to glownie male wyspy i polwyspy, zabudowane bardzo ladnymi rezydencjami czy kurortami. Do tego olbrzymia ilosc wielkich i mniej lub bardziej luksusowych kondominiow. No i ta pogoda – dzien po sylwestrze mozna leczyc kaca na jednej z pieknych plaz…

Podobnie jak w LA, tutaj tez wypozyczylem samochod. Na miejsce dolecialem popoludniu w Sylwestra i od razu udalem sie do znajomej pary amerykansko-holenderskiej (to zreszta ciekawa historia, bo ta dwojka poznala sie w zeszlym roku na PCA, aby w ciagu 12 miesiecy… pobrac sie i zamieszkac wspolnie w Miami, wlacznie z zalatwianiem wszelkich formalnosci imigracyjnych). Ich apartament robi wrazenie, a do tego polozony jest w swietnej dzielnicy Brickell, bardzo blisko zaglebia modnych barow i klubow. Widok z balkonu maja bardzo przyjemny:

Trzeba bylo raz dwa sie ogarnac i przebrac i juz ruszalismy na miasto. Nie mielismy jakichs specjalnych planow, po prostu spedzilismy kilka godzin przemieszczajac sie od baru do baru i od klubu do klubu. To zaleta zarowno dzielnicy jak i pogody, w Europie taki clubbing 1 stycznia bylby na pewno troche bardziej uciazliwy. Moi znajomi wiedzieli tez, ze bede zmeczony po podrozy i kolejnej 3-godzinnej zmianie czasu, wiec nie mieli nic przeciwko temu, zeby juz o 2-3 wrocic do mieszkania. Tymczasem moj biologiczny zegar byl juz kompletnie rozstrojony. Godzina 12 w poludnie w Tajlandii to byla teraz dla mnie 21 poprzedniego dnia. Przez kolejne kilka dni kladlem sie spac kompletnie zmeczony, aby po 2-3 godzinach budzic sie i nie moc juz spac, by po kolejnych kilku godzinach byc ponownie kompletnie snietym. Po Sylwestrze poszedlem spac o 3, a obudzilem sie o 9 calkowicie wypoczety.

1 stycznia spedzilismy wybitnie relaksowo, najpierw na spacerze po Brickell, a potem na obiadokolacji w nieodleglym Key Biscayne. To niezwykle miejsce i na pewno bardzo, bardzo drogie. Mnostwo tu jachtow i wyczesanych samochodow. A przede wszystkim niesamowity widok na downtown Miami. Moi znajomi maja tu ulubiona knajpe, gdzie wybieraja sie na niedzielny lunch i potrafia przesiedziec prawie caly dzien. Zupelnie sie nie dziwie. Dobrze tez, ze maja tam juz pewne znajomosci, bo o stolik nie byloby latwo.

Rowniez w tym miejscu znajoma zrobila mi znienacka zdjecie, ktore uwazam za prawdopodobnie jedno z najlepszych, jakie mi kiedykolwiek zrobiono. Nie chodzi mi oczywiscie  o moja niefotogeniczna facjate, ale o wszystko inne. Dla mnie REWELACJA:

Kolejny dzien byl przeze mnie dlugo wyczekiwany i troche przebieralem nogi w jego oczekiwaniu. 2 stycznia w American Airlines Arena moj ulubiony zespol NBA podejmowal moj drugi ulubiony zespol! Widzialem juz wczesniej mecz NBA, chocby Knicks vs Pacers, a takze mialem juz okazje widziec w akcji Miami z wielka trojka, ale mozliwosc zobaczenia pierwszy raz na zywo mojego ulubienca Raya Allena oraz niesamowitego Stephena Curry'ego mocno dzialala na moja wyobraznie. Oczywiscie bilety na mecze Heat, zwlaszcza z takim przeciwnikiem, sa dosyc drogie, a poza tym ciezko jest kupic bilet pojedynczo (duzo latwiej dwa obok siebie), wiec moje miejsce nie powalalo na kolana, ale nadal widocznosc byla bardzo dobra. Do tego samo spotkanie, choc pozbawione emocjonujacej koncowki, zdecydowanie nie rozczarowalo, glownie dzieki kosmicznej skutecznosci w rzutach za trzy w wykonaniu Golden State.

Widok z mojego miejsca:

I parominutowy filmik przedstawiajacy ogolne doswiadczenie z meczu, poczawszy od rozgrzewki, przez hymn, prezentacje, wystep cheerleaderek i sama gre.

Kolejne dwa dni mialem 'wolne', bo na PCA lecialem dopiero 5-tego stycznia rano. Jednak okazalo sie, ze znajomi mieli dla mnie ciekawe plany dzien przed wyjazdem. Amerykanka, u ktorej sie zatrzymalem, pochodzi z okolic Philadelphii i jest zagorzala fanka tamtejszego zespolu Eagles grajacego w NFL. A ze wlasnie zaczely sie playoffy tych rozgrywek, koniecznie razem z mezem chcieli mnie zabrac do baru na obrzezach Miami, ktory prowadzi rowniez wieli fan Eagles. Czekal mnie wiec wieczor w bardzo amerykanskim stylu. Czyli niezdrowe jedzenie, sporo piwa i wazny mecz NFL w tlumie fanow. Super sprawa.

Zaczelo sie wiec tak:

A potem bylo juz tylko lepiej. Tutaj udalo mi sie nagrac moment touchdownu w wykonaniu Eagles, a potem radosc i choralne wykonaniu hymnu zespolu:

Ciekawy byl rowniez rytual po kazdych punktach zdobywanych przez Eagles. Obsluga baru wyjmowala wtedy spore wiadra, w ktorych w pudeleczkach znajdowaly sie takie 'galaretki' w zielonych barwach Eagles. Trzeba bylo je delikatnie podwazyc palcem, a nastepnie 'wypic', bo byly to po prostu takie ichniejsze shoty. Bardzo ciekawa sprawa 🙂

A na cala impreze zostalem ubrany w koszulke Eagles, ale jakos 'bylo mnie w niej malo', wiec do zdjecia zapozowalem odpowiednio i mysle, ze spora czesc osob w barze byla przekonana, ze jestem zawodowym graczem 🙂

I to by bylo na tyle pobytu w Miami, nastepnego dnia siedzialem juz w samolocie na Bahamy. Chociaz to moze zbyt malo powiedziane. Na poczatku stycznia bowiem, przez cale wschodnie wybrzeze USA przetoczyla sie bowiem fala silnych wiatrow i mrozow i na lotniskach od NY do Miami byly spore problemy. Sporo pokerzystow po prostu nie bylo w stanie doleciec na Bahamy i miedzy innymi z tego powodu do samego konca nie bylo wiadomo, czy w turnieju glownym nie bedzie overlayu.

Przyjechalem wiec na lotnisko troche wczesniej, ale generalnie nie spodziewalem sie problemow akurat w moim locie realizowanym przez linie-corke AA, American Eagle. Niemniej, po przyjezdzie szczeka mi troche opadla, bo kolejki do checkinow byly GIGANTYCZNE (swoja droga pisal tez o tym na blogu Pokerstars Eugene Katchalov, ktory mial bardzo podobne doswiadczenie do mojego  – http://www.pokerstarsblog.com/team_pokerstars_blogs/eugene_katchalov/2014/learning-poker-lessons-from-travel-woes-146146.shtml). Nawet nie probowalem wiec w nich stanac i poszedlem do automatycznego self-checkinu. Tam jednak byl jakis problem z weryfikacja mojego paszportu, co – jak sie wkrotce okazalo – stalo sie moim… wybawieniem. Poprosilem o pomoc mila pania z obslugi, a ona wziela moj paszport i powiedziala, ze zaraz wroci. Spedzila kilka minut przy stanowisku odprawy (do ktorego normalnie staloby sie z dwie godziny) i w koncu mnie tam przywolala, co oczywiscie wzbudzilo pelne zyczliwosci komentarze z tejze kolejki. Tam zaczela mnie wypytywac, razem z przelozona, co ja tu w ogole robie i dlaczego, bedac obywatelem Polski, chce leciec z Miami na Bahamy, wczesniej bedac w Los Angeles, na Tajwanie, a jeszcze wczesniej dlugi czas w Tajlandii. Przez chwile pomyslalem, ze moga z tego byc jakies problemy, ale szybko doszedlem do wniosku, ze to po prostu system automatycznie wychwytuje takie nietypowe polaczenia i zglasza do obslugi do dalszego wyjasnienia. Cierpliwie wiec odpowiadalem na wszystkie pytania, pani wydawala sie byc coraz mniej podejrzliwa a coraz bardziej zaczynala wypytywac generalnie o Tajlandie, ladne miejsca itp. Po chwili wreczyla mi boarding pass i zaprowadzila do miejsca nadania bagazu. Potem powiedziala tez do ktorego wejscia do security mam sie udac. Ja jednak pamietalem, ze do security byly rownie dlugie kolejki jak do checkinow i glupawo zapytalem, czy nie bede mial problemow ze zdazeniem na samolot. Na to pani wziela ode mnie boarding pass i szeroko otworzyla oczy: Co takiego, lot za 40 minut? O nie, pan pojdzie ze mna. I zaprowadzila mnie jakimis skrotami do security dla osob uprzywilejowanych i zalog samolotow. W ten sposob moje dlugie i niecodzienne podroze pozwolily mi bez problemow i w ekspresowym tempie wydostac sie z zakorkowanego terminala.

Do tej pory nigdy nie robilem zdjec z samolotu, ale ciekawe widoki za oknem tym razem mnie do tego sklonily. Najpierw przelatywalismy nad Miami polaczonym wiaduktami z Miami Beach (z tymi niesamowitymi wyspami typu Star Island, gdzie znajduje sie po kilkanascie/kilkadziesiat wyczesanych rezydencji):

A potem przelatywalismy nad bardzo malowniczymi wyspami z archipelagu Bimini (nalezacego juz do Bahamow):

A w Nassau, juz tradycyjnie na graczy ze statusem SN i SNE czekala limuzyna i powitalny szampan. Tym razem tak sie zlozylo, ze w tym samym czasie nikt nie przylatywal i mialem samochod do swojej wylacznej dyspozycji.

Zgodnie z tradycja, zgubiono moj bagaz, co tym razem bylo o tyle ciekawe, ze najpierw przelecialem pol swiata z phuket przez bangkok, tajwan i los angeles do miami i z bagazem nie bylo problemu, a zostal zgubiony dopiero podczas pojedynczego godzinnego lotu z miami na bahamy. Pewnie ze wzgledu na pogode i zamieszanie na lotnisku. Tym razem bylo to nawet na moja korzysc, bo nie musialem bagazu ze soba nosic, a juz po dwoch godzinach przyniesiono mi go do pokoju.

To byl juz moj czwarty z rzedu pobyt na PCA. Ale to miejsce w ogole sie nie nudzi! Zwlaszcza, jezeli ma sie w miare wypelniony czas, a tym razem – ze wzgledu na zaledwie pieciodniowy pobyt – dokladnie tak bylo. Najpierw caly dzien spedzony z Teamem Online, a do tego sesja zdjeciowa, w kolejnych rowniez warsztaty z mediow spolecznosciowych, promocja HU4ROLLZ i kolacja z Teamem. Ani razu nie bylem nawet na zjezdzalniach! Tak sie akurat zlozylo, ze kiedy mialem sporo zajec pogoda byla piekna, a kiedy mialem wiecej luzu, bylo troche pochmurno. Gdybym przyjechal z Europy, pewnie troche bym na to ponarzekal, ale przylatujac z upalnej Tajlandii, moglem sobie zrobic dwudniowe 'wolne' od slonca 🙂

W miedzyczasie spotkalem sie na male pogaduszki z Goralem, dzieki czemu mialem tez mozliwosc poznania, miedzy innymi, Dominika Pańki, i nie musze chyba dodawac, ze od pierwszego momentu robi on bardzo pozytywne wrazenie. Przy okazji, kolejne gratulacje dla Dominika, tym razem za podpisanie kontraktu sponsorskiego z Pokerstars (na razie krotkoterminowego)! Milo widziec, ze PS docenilo jego swietne wystepy zarowno przy stole pokerowym, jak i w mediach i zdecydowalo sie na podpisanie kontraktu, mimo ze prawna sytuacja w naszym kraju caly czas jest niejasna.

W trakcie pobytu na PCA mialem okazje zrealizowac jedno ze swoich marzen – czyli wystapic w roli wspolkomentatora relacji z EPT wraz z Joe Stapletonem i Jamesem Hartiganem. Dodatkowo, mialo to miejsce podczas scislego finalu HighRollera, w ktorym w top 3 byla Vanessa Selbst. Poniewaz sam jestem fanem EPT Live i tych dwoch komentatorow, bylo to dla mnie naprawde swietne przezycie!

Spedzilem tez troche czasu w Players Lounge, gdzie mialem okazje pograc w gry video z innymi czlonkami Teamu. Najpierw mielismy niezly ubaw z Daleroxxu, ktory koniecznie chcial ze mna w cos zagrac, ale wiedzial, ze nie ma szans w NBA2k i stanelo na …NHL2k. Nasze zalosne popisy w te gre mialy spory tlumek widzow, mimo ze do polowy drugiej tercji nie wiedzielismy jak sie …strzela, mecz oraz dogrywka zakonczyly sie wynikiem 0:0 i dopiero w ostatniej serii karnych padl jeden jedyny gol, zdobyty zreszta przeze mnie w nie do konca jasnych okolicznosciach. LOL #shipda20$

Jednym z widzow byl mistrz wszelakich gier video nanonoko, ktory nastepnie dal sie namowic na pojedynek ze mna w NBA. I trzeba powiedziec, ze chlopak ma niezly talent do tego typu zabawy, gral po raz pierwszy, a juz od polowy meczu byl trudnym przeciwnikiem (na moje usprawiedliwienie jest fakt, ze gralismy w starsza wersje, ktora juz zapomnialem, a dodatkowo na kontrolerze od Playstation, z ktorym do tej pory nie mialem stycznosci). Daleroxxu nagral, skomentowal i zamiescil nasze zmagania na youtubie:

Ze wspomnianym Dalem Phillipem wygralem jeszcze jeden sidebet, podczas promocji HU4ROLLZ. Byla to seria pojedynkow 1-na-1 w hyperturbo sng z niezlymi nagrodami (dla uczestnikow, nie dla nas). W trakcie kazdej sesji gralo dwoch graczy Teamu i moim partnerem byl wlasnie Daleroxxu. Zrobilismy wiec prosty zaklad o drinka, kto bedzie mial lepszy wynik i udalo sie wygrac.

W ostatnim dniu, doslownie na pare godzin przed moim wylotem, umowilismy sie jeszcze w gronie graczy i szefostwa Teamu oraz paru osob z VIP clubu na mecz w kosza. Nie byl to do konca dobry pomysl, bo nikt sie nie oszczedzal, a granie w 30 stopniowym upale i wysokiej wilgotnosci bylo mocno wyczerpujace i wracalem do pokoju niemal slaniajac sie na nogach.

I tak szybko minal caly pobyt na PCA, nie zagralem nawet jednego rozdania w pokera, nawet online…

Jeszcze jedna z fotek z opisywanej sesji zdjeciowej:

(eh, trzeba bylo podzielic bloga na trzy czesci…)

Po koszykarskich emocjach wylecialem do Miami, skad mialem 6-godzinny lot do LA. Dotarlem tam poznym wieczorem, ale do Tajlandii wracalem dopiero nastepnego dnia rowniez wieczorem. Mialem wiec do dyspozycji caly dzien w Los Angeles, a jak wspomnialem na poczatku, bardzo lubie to miejsce. Postanowilem wiec w ramach pelnego relaksu i bez pospiechu zaliczyc jeszcze dwa-trzy ladne miejsca i powoli zmierzac w kierunku lotniska. Zaczalem od pasazu i plazy w Santa Monica i jednak tu zaczely sie klopoty. Po pierwsze, wpakowalem sie w legendarne w LA korki (mimo ze byla sobota!), a potem na publicznym parkingu w Santa Monica mialem niegrozna stluczke. Na parkingu bylo bardzo malo wolnych miejsc i ludzie jezdzili w kolko czekajac az sie cos zwolni. Jeden gosc jechal przede mna i nagle sie zatrzymal. Wygladalo na to, ze zauwazyl kogos, kto bedzie wyjezdzal. Zatrzymalem sie za nim, a on zaczal cofac. Cofa i cofa, jakby w ogole mnie nie widzial w lusterku. Zatrabilem wiec z dwa razy, sam zaczalem sie cofac, ale nie bylo gdzie, bo za mna staly inne samochody i buuum, gosc we mnie wjechal, lol. Wysiadl z samochodu i powiedzial, ze przeprasza, ale w ogole mnie nie widzial… Ja w takich sytuacjach staram sie zachowac spokoj, bo i tak sie juz nic nie zmieni, wiec chce po prostu jak najszybciej zalatwic formalnosci i nie tracic czasu. Zjechalismy na bok i zaczelismy wydzwaniac, on do swojej ubezpieczalni, ja do swojej wypozyczalni. Zeszlo na to z 30-40 minut, wiec juz w ogole nici wyszly z mojego relaksowego i bez-pospiechu dnia. smiesznie bylo jeszcze przez moment, kiedy kolo naszej kolizji przechodzilo dwoch gosci i rozmawialo ze soba na caly glos w obcym jezyku, na pewno zakladajac, ze nikt ich tu nie zrozumie. traf chcial jednak, ze tym jezykiem byl …polski. 'ej zobacz, cos tu sie chyba k…. stalo' 'no chyba sie j…li czy cos' 'na pewno je…li, zawsze jak dwoch gosci stoi przy samochodach i dzwoni, to sie j….li' LOL

Z Santa Monica mialem plan pojechac do Griffith Observatory, skad jest swietny widok zarowno na downtown LA, jak i na slynny napis Hollywood. Niestety, opoznienie (a dodatkowo jakas impreza na miejscu) spowodowaly, ze dotarlem tam tuz po zachodzie slonca. Ponadto, do Obserwatorium nie mozna bylo wjechac, wiec po prostu nakrecilem krotki filmik na jednej z drozek dojazdowych.

Zeby jednak mniej wiecej pokazac, jakie widoki sa z tego miejsca, odgrzebalem zdjecia z 2010 roku:

I jeszcze pare zdjec z biezacego wyjazdu:

Korek na autostradzie:

I Santa Monica beach

I to chyba na tyle mojej skrotowej opowiesci z 'wyjazdu zycia'. Jeszcze jako ciekawostke moge podac, ze lot z LA do Taipei (skad pozniej lecialem do bangkoku) byl najdluzszym w moim zyciu i trwal 14 godzin i 45 minut. Dodatkowo, o ile sie nie myle, bylem w tym samolocie jednym przedstawicielem rasy kaukaskiej…

Za dwa tygodnie wracam do Polski. A wtedy taki sposob na spedzenie poranka, po sniadaniu a przed praca (cztery minuty na piechote z naszego domu), beda przez kilka miesiecy tylko wspomnieniem:

Powodzenia przy stolach!

DaWarsaw

Poprzedni artykułEPT Wiedeń 2014 – Dzień 1B – Live stream
Następny artykułEPT Wiedeń 2014 – Dzień 2 – Live stream

21 KOMENTARZE

  1. warsaw pisze:faktycznie troche czasu minelo, ale na razie nie ma o czym pisac specjalnie, plus mam pare spraw na glowie, ktore mnie mocno pochlaniaja

    wczoraj zauwazylem ze wskoczyles na nl100 wiec chyba jednak jest o czym naskrobac;) Gl:)

    • faktycznie troche czasu minelo, ale na razie nie ma o czym pisac specjalnie, plus mam pare spraw na glowie, ktore mnie mocno pochlaniaja

  2. Warsaw gratulacje, Ty to masz „ch….e” życie 🙂 gratuluje serdercznie, miło poczytać, że ktoś odniósł sukces i umie z niego korzystać.

    bawią mnie tylko komentarze hejterów w stylu „jaki był sens wyjazdu?…” życzę im samych takich bezsensownych podróży po świecie bo to fajne jest 🙂

    jedno pytanie, co Cię ciągnie do Polski? chyba tylko sprawy familijno towarzyskie byłyby w stanie wyrwać mnie z tajlandzkiego raju…. a reszta chłopaków? też wracają? trochę bym nie chciał bo blogi nie będą już tak zachwycać

    pzdr

    • kazdy sobie funkcjonuje, jak chce i lubi. Jedni lubia jezdzic po swiecie, inni lubia siedziec w domu i kazdy ma do tego co lubi prawo. O gustach sie nie dyskutuje. Wracam z kilku powodow, w tym rowniez kontraktowych, ale tez na pewno stesknilem sie troche za warszawa. Nie wiem jeszcze tego na pewno, ale najchetniej przestawilbym sie na cykl pol roku tu i pol tam.

    • oczywiscie ze wzgledu na pobyt w Tajlandii (prawdopodobny rowniez pod koniec roku) sporo takich opcji odpadlo, msle ze zagram jakis jeden duzy festiwal, moze w Barcelonie i to bedzie na tyle

  3. „I tak szybko minal caly pobyt na PCA, nie zagralem nawet jednego rozdania w pokera, nawet online…”

    W tym momencie chciałbym zadać takie niedyskretne pytanie – jaki był cel (i sens) tego wyjazdu?

    • A mógłbym prosić o konkretny fragment? Przejrzałem owe wpisy i nic konkretnego nie znalazłem (może nie umiem albo szukać, albo czytać ze zrozumieniem)

    • W skrocie: ze wzgledu na olbrzymia ilosc pokera, ktora mam na codzien, wyjazd w takie miejsce jak pca wole traktowac jako wakacje niz nawet tam siedziec calymi dniami w pokerromie. Ale to oczywiscie moje podejscie i kazdy robi to co lubi. Rowniez podczaa innych eventow, np estrellasow w hiszpanii, gram tylko main event a pptem nie dotykam sie kasyna tylko ide na plaze

  4. Jestem dumny, że należę do tych, którym kiedyś (w Barcelonie) Warsaw podał na powitanie rękę.

    Byłem wtedy w towarzystwie ważnych ważnych gości (Obywatel, Soprano, Krawiec), mały epizod w życiu ale przywołuje wspomnienia.

    Pozdrawiam

    Wielu ludziom mojego pokroju, dzięki Tobie świat jest bliższy.

  5. Czy was tez to wqrwia? czlowiek gra dniami i nocami (dopiero sie klade) placi tony rejku zeby taki warsow czy kaczalow sobie dupe za friko wozili limuzyną nosz k…. tylko supernovy sie licza reszta niech zap…dala za 15%rb

    • jezeli grasz dniami i nocami placisz tony rake’u to jest spora szansa, ze i Ty zabierzesz sie limuzyna na PCA 🙂

  6. Jednak warto się wysilać po to żeby mieć jakieś fajne życie 🙂

    Spoko odcinek,

    pozdro

    ps. pozdrowienia do fachowców od je….ć

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.