„Gram tak dalej” Rafała „Jacka Danielsa” Gładysza już niedługo w przedsprzedaży!

2
Rafał

Już w styczniu przyszłego roku światło dzienne ujrzy książka „Gram tak dalej” redaktora naczelnego naszego portalu – Rafała „Jacka Danielsa” Gładysza. Oto szczegóły tej publikacji oraz kolejny fragment, który już niebawem znajdziecie na jej kartach. 

Pierwsza książka, która wyjdzie spod ręki Jacka Danielsa zbiegnie się z datą jego 45. urodzin. Warto wspomnieć, że będzie to również druga pokerowa publikacja napisana przez polskiego autora. O ile w „Mental Edge” Leszka Badurowicza znajdziecie szereg porad dotyczących mindsetu i dobrej kondycji psychicznej, o tyle książka naszego naczelnego będzie zbiorem wspomnień i historii osoby, która działa w branży pokerowej od dobrych kilkunastu lat.

Za wydanie książki odpowiedzialne będzie doskonale znane już w branży Wydawnictwo Player. Ich oferta – do tej pory zawierająca pozycje pochodzące od światowej sławy autorów, poszerzy się o kolejną wartościową – choć zupełnie inną od pozostałych – książkę.

Jakiś czas temu Jack Daniels uchylił rąbka tajemnicy i podzielił się z Czytelnikami naszego portalu obszernymi fragmentami książki. By jeszcze mocniej zachęcić Was do niecierpliwego wyczekiwania rozpoczęcia przedsprzedaży, prezentujemy Wam kolejną część bogatego wachlarza wspomnień, które zostaną w niej zawarte.

Miłej lektury i… trzymajcie rękę na pulsie. Kolejne informacje na temat „Gram tak dalej”, drugiej polskiej książki o tematyce (około)pokerowej, już wkrótce!

Jak się nie zlać w gacie na torze?

Głównym sponsorem turnieju w Rydze był największy tamtejszy browar. Nie było więc dla nikogo zdziwieniem, że większość turniejów pobocznych miała związek z piwem. Ja wielbicielem chmielowego nektaru nie jestem i nigdy nie byłem, więc do turnieju, o którym opowiem poniżej, się nie zapisałem. Startowały w nim drużyny dwuosobowe, a każda podczas rozgrywania swojej gry musiała wypić dwa półlitrowe piwa. Nieważne czy wypijało się je wspólnie, czy pił jeden – piwo musiało zostać wypite przed oddaniem ostatniego rzutu danej gry. Był tylko jeden warunek – nie wolno było chodzić do łazienki! Kto szedł odcedzić kartofelki – odpadał! Kto nie wypił – odpadał! Kto nie miał już siły rzucać kulą – odpadał! Prawdziwy hardcore dla najmocniejszych głów i pęcherzy!

Jako Polacy wystawiliśmy jeden naprawdę mocny skład – moi koledzy Grzywa i Ojciec mieli bronić honoru naszej ekipy. Obaj bardzo lubili piwo i pili go zawsze mnóstwo, obaj świetnie grali, bowlingowo-alkoholowe maratony nie były im obce, więc byli naszą nadzieją na końcowe zwycięstwo. Ale do turnieju zgłosili się też dwaj inni nasi koledzy, młoda siła w polskim bowlingu – Joker i reprezentant Trójmiasta, znany swego czasu również na scenie pokerowej, Paweł B. Nie wiem do dziś, co im wpadło do głowy, żeby w takim turnieju rywalizować. Te dzieciaki miały wówczas tak słabiutkie głowy, że ledwo nadążali za nami podczas zwykłych imprezek czy bankiecików organizowanych przy okazji turniejów bowlingowych w Polsce. A tu nagle takie wyzwanie? Oczywiście każdy z nas chciał to zobaczyć na własne oczy, bo że będzie śmiesznie było pewne! Reszta ekipy usadowiła się więc wygodnie na trybunach i zaczęliśmy oglądać te nietypowe zawody.

Na początku było niemrawo, zawodnicy pili i grali całkowicie normalnie, trwało to przez jakieś pierwsze trzy gry. Ale potem zaczęło być w końcu ciekawie! Można było na przykład zaobserwować sposób pewnego duetu Finów na brak możliwości korzystania z toalet. Panowie ci wymyślili sobie, że gdy jeden z nich będzie pił i rzucał, to drugi w tym czasie będzie… biegał! A że obaj ważyli po dobre 120-130 kilo, to był to widok naprawdę komiczny. Z kolei zawodnicy z Rosji zdecydowanie przecenili swoje możliwości. Nie wzięli bowiem pod uwagę faktu, że już od kilku godzin dobrze „ćwiczyli” do tego turnieju i kilka piwek wypitych w szybkim tempie spowodowało u nich zaburzenia w koordynacji ruchowej, co jest niewątpliwie dość słabą opcją podczas gry w bowling. Tak więc najzwyczajniej w świecie od pewnego momentu to ich kule decydowały, gdzie chcą polecieć, a nie wspomniani zawodnicy. Skończyło się wykluczeniem – żaden z nich nie był w stanie trafić kulą w tor! Nie muszę chyba wspominać, że pielgrzymki do łazienki również zaczęły kursować dość szybko. Konkurencja więc stopniowo się kurczyła.

A jak w tym czasie radzili sobie nasi dzielni zawodnicy? U „prosów” szło dość sprawnie, pili szybko, rzucali dobrze i zazwyczaj musieli jeszcze czekać na przeciwników, aż ci skończą swoje gry. Ale Ojciec z Grzywą to tak grali na co dzień, więc dla nich nie było to nic nowego. Za to młodzi… No tu dało się zaobserwować pewien problem. Otóż Paweł nie wytrzymał obciążeń na swym pęcherzu i w pewnym momencie dołączył do toaletowej pielgrzymki. Joker, gdy zobaczył biegnącego do kibla kompana, zaczął się dziwnie zachowywać – zamiast biec za nim, aby sobie ulżyć po zakończeniu rywalizacji, to usiadł przy stoliku i zaczął się śmiać! Oczywiście zaraz padło z naszej strony pytanie o co chodzi, ale ten zaczął się śmiać jeszcze bardziej! W końcu wydusił z siebie, że nie może wstać i iść do łazienki, bo jak wstanie, to już tam nie doniesie. I znowu w śmiech!

Na to wszystko z łazienki wrócił jego dzielny partner Paweł. Jakiś dziwny wrócił. Na zmianę blady i zielony na twarzy, krok chwiejny, wzrok mętny. Usiadł sobie na jakimś foteliku na trybunach i nagle uniósł swoją koszulkę do góry, pochylił się nad nią i puścił klasycznego pawia z odcedzaniem! Za sitko w tym momencie robiła jego koszulka, lecz reszta skapywała sobie w dół. Wiem, akcja wyjątkowo niesmaczna, ale musiałem ją opowiedzieć, bo była dość ważna dla dalszych losów… Jokera. Ten bowiem, gdy zobaczył swojego partnera zmasakrowanego alkoholem, rzygającego we własną koszulkę, zaczął się tak śmiać, że… zlał się w gacie! Siedział przy stoliku i zwyczajnie sikał pod siebie, nie mogąc już tego ani opanować, ani zatrzymać. Na to wszystko wpadła jakaś cieciowa z mopem w ręku i zaczęła plamę moczu pod Jokerem wycierać. Nie wiedziała jednak, że nasz kolega jeszcze nie skończył, więc została szczęśliwą posiadaczką obsikanego odgórnie mopa, bo po kilku wypitych piwach Joker wcale szybko nie zamierzał kończyć! Paweł zasnął w fotelu na trybunach trzymając wciąż obrzyganą koszulkę podniesioną pod twarz, Joker obsikał mopa i własne spodnie do końca i tak się dla tych dwóch – skądinąd świetnych w następnych latach – zawodników zakończyła rywalizacja w piwnym maratonie bowlingowym.

Nie zapominajmy jednak, że turniej trwał dalej. Nasi zawodowcy byli mniej więcej po dziesiątej grze, a co za tym idzie po dziesięciu piwkach, gdy na placu boju zostały trzy teamy. Oni, dwójka biegaczy z Finlandii i jedna drużyna miejscowych. Ci ostatni dogorywali i było pewne, że zaraz albo któryś padnie albo poleci za kulą. W końcu, gdy jeden z nich podnosząc kulę upadł na twarz na rozbiegu, zakończyli rywalizację. A nasi dzielnie dawali sobie nadal radę! Okazało się jednak, że już od jakiegoś czasu główne skrzypce w tej dwójce grał Grzywa. Najpierw dopijał resztki po koledze, potem Ojciec odlewał mu już część swojego piwa, potem już połowę. A Grzywa nie marudząc wszystko wypijał, bo uparł się, że on to musi wygrać i już! Po jednej z kolejnych gier jeden z Finów, biegnąc jak zwykle wzdłuż torów, nagle niespodziewanie wydłużył swoją trasę i pobiegł… prosto do toalety! Polska górą! Zwycięstwo! Na wieść o zakończeniu turnieju Ojciec również natychmiast poleciał szybko odcedzić kartofelki, a w tym czasie Grzywa w ich imieniu spokojnie odbierał nagrodę za zwycięstwo w side evencie. Była nią zgrzewka piwa! Otworzył sobie jedną puszkę, łyknął i powiedział „Wreszcie się można spokojnie piwa napić”.

Swój niesamowity wyczyn Grzywa opłacił już wkrótce. Gdy wesołą ekipą wracaliśmy sobie piechotą do hotelu (a było blisko, jakieś 300-400 metrów przez piękny zimowy park) żartów było oczywiście mnóstwo (choćby z Jokera, który rozsuwane drzwi na fotokomórkę otworzył wypuszczonym z własnych ust pawiem), po drodze jakaś wojenka na śnieżki i w takim wesołym stanie wpadliśmy do naszych hotelowych pokoi. Siedzimy, pijemy drinki, gadamy, w ruch poszły karty… Nagle, po jakiś trzydziestu minutach, ktoś głośno zapytał „Ej, a gdzie jest Grzywa??”. No właśnie, gdzie on jest? Sprawdziliśmy pokoje – nie ma. Na dole w restauracji – nie ma. Więc gdzie jest? Szedł przecież przez park z nami! Telefon nie odpowiada. Szybko się ubraliśmy i polecieliśmy na dół szukać kolegi. Wypadliśmy z windy w chwili, gdy przez główne drzwi jakiś Łotysz wprowadzał na wpół przytomnego Grzywę! Okazało się, że poślizgnął się gdzieś po drodze, wpadł w zaspę i… zasnął! Znalazł go i doprowadził do hotelu przypadkowy przechodzień. Nie warto igrać z alkoholem na mrozie!

Gram tak dalej

Książki Wydawnictwa Player z rabatem od Pokertexas

Wszystkie dotychczas wydane przez Wydawnictwo Player książki znajdziecie na stronie internetowej TUTAJ. Każdy tytuł dostępny jest w sklepie na stronie. Możecie również zapoznać się z ofertą i kolejnymi zapowiedziami książkowymi na fanpage'u wydawnictwa na Facebooku. Zapraszamy do polubienia i śledzenia!

Na każdy tytuł wydany przez Wydawnictwo Player możecie otrzymać rabat w wysokości 6 złotych. Wystarczy przy zamówieniu książek w koszyku wpisać kod rabatowy PTZNIZKA.

UWAGA: Rabat ten nie łączy się z promocją na dostępną w przedsprzedaży książką Jonathana Little'a „Doskonałość w No-Limit Holdem”, o której więcej możecie przeczytać w tym miejscu.

Poprzedni artykułJuż 19 listopada! Freeroll z okazji 10. urodzin Pokertexas – 2.440$ w puli nagród!
Następny artykułPokerowa kartka z kalendarza – CuAt69UsdSnG wygrywa 100.000$ we freerollu (17 listopada)

2 KOMENTARZE

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.