Portal AssoPoker przeprowadził z włoskim pokerzystą pierwszy wywiad odkąd świat dowiedział się, że pod pseudonimem Tankanza kryje się właśnie Gianluca Speranza. Zobaczcie co miał do powiedzenia tajemniczy Włoch, który od wielu lat jest w ścisłej elicie pokerzystów z Półwyspu Apenińskiego.
– To, kto kryje się pod pseudonimem Tankanza było tajemnicą tylko dla tych, którzy nie grali w pokera live we Włoszech. Twój pseudonim wziął się chyba stąd, że zawsze potrzebowałeś dużo czasu do namysłu. To prawda?
– Tak, wzięło się to z powodu mojego „zamiłowania” do tankowania, aczkolwiek niekoniecznie w pokerze. Podczas gry live we Włoszech poznałem wielu wspaniałych ludzi i graczy, z którymi wciąż utrzymuję bliskie stosunki. Pomimo długich dni w turniejach, live czy online, pod koniec gry zawsze spotykaliśmy się i graliśmy w grę, której zasady znałem, ale niewiele więcej. Poziom był naprawdę wysoki, więc nie było łatwo. Zawsze byłem wśród najwolniejszych graczy, co nie było mile widziane przez profesjonalistów w tej dziedzinie. Szybko więc zapracowałem na ten pseudonim, do którego bardzo się przywiązałem i postanowiłem go wszędzie używać.
– Czy shot clock to w takim razie coś, co cię denerwuje, czy może uważasz go za konieczny element gry?
– W ogóle mi nie przeszkadza! Co więcej, patrząc na ostatnie lata gdy live we Włoszech, to uważam, że jestem jednym z najszybciej podejmujących decyzję graczy. Potrzebuję nieco czasu, gdy decyzja faktycznie jest skomplikowana, a gra toczy się o niemałe pieniądze, ale nigdy nie będę zastanawiał się więcej niż 30 sekund, żeby zrzucić rękę preflop.
Ogólnie nie lubię, gdy gra staje się zbyt wolna i gramy mniejszą liczbę rąk na każdym z poziomów. Wielu ludzi marnuje dużo czasu patrząc na karty, stacki, rywali, telefon… Nie powinno się w ten sposób marnować czasu innych graczy.
Shot clock bardzo się przydaje, ale trzeba potrafić zrobić z niego właściwy użytek. Na ten moment najczęściej korzysta się z niego w high rollerach, ale turnieje te pełne są profesjonalnych pokerzystów, którzy nie marnują czasu na głupoty. Poza tym te gry są często bardziej skomplikowane niż inne, więc miałoby sens, żeby ich uczestnicy mieli więcej, a nie mniej czasu do namysłu.
Z kolei w EPT czy innych turniejach z mniejszym wpisowym, szczególnie na wczesnych etapach gry, decyzje są dosyć proste i nie wymagają długich przemyśleń, a jednak marnowane jest wtedy dużo czasu przez graczy. A to naprawdę ma duże znaczenie, gdy w turnieju z tak dużym fieldem, jakim pochwalić może się EPT, jeden gracz siedzi przy stole, przy którym rozgrywane jest 35 rąk na poziom, a drugi siedzi przy stole, przy którym może rozegrać jedynie 20 rak na poziom!
– Jak byś więc korzystał z shot clocka?
– Sądzę, że 30 sekund na jakąkolwiek decyzję preflop to aż nadto. Nawet 20 sekund powinno wystarczyć. Po flopie każdy powinien mieć 30 sekund na decyzję, ale zwiększyłbym liczbę time banków lun zwiększyłbym czas, który jeden time bank oferuje, np. z 30 na 60 sekund.
W styczniu brałem udział w turnieju turbo w Melbourne, który miał 10-sekundowy shot clock. Na początku wszyscy gracze byli sceptycznie nastawieni do tego pomysłu, ale ostatecznie okazało się, że był to bardzo grywalny i fajny turniej. W pokera naprawdę da się szybko grać – jeśli tylko się chce.
– W ostatnich latach coraz częściej grasz na żywo. Czy obecnie lepiej ci się gra live, czy gra online wciąż jest tą, w której czujesz się najlepiej?
– To normalne, że z czasem gra się więcej live. Na początku chciałem zdobyć pewność siebie w świecie .com, więc skupiłem się głównie na grze online. Powoli jednak grałem coraz więcej live. To tam pojawia się największa motywacja, a poza tym zawsze uważałem, że najlepsze jest połączenie gry live i online.
Z jednej strony w pokerze online czuję się bardziej pewny siebie, ale jest wiele turniejów live, które mają wartość, jakiej nigdy nie znajdzie się w grze online. Problem polega na tym, że nigdy nie da się porównać gry live i online w kwestii liczby spędzonych godzin. W turniejach MTT z tysiącem uczestników wariancja jest bardzo duża. Chociaż na żywo mamy więcej informacji z każdej ręki, co pomaga obniżyć wariancję, to jednak grając tylko live w ciągu roku nie rozegralibyśmy nawet połowy turniejów, które online jesteśmy w stanie zagrać w miesiąc. Dlatego najlepiej grać tu i tu.
– Jak twoim zdaniem zmieniły się turnieje live w ostatnich latach? Musisz przygotowywać się jakoś inaczej niż kiedyś?
– W kwestii przygotowań niewiele się zmieniło. Gra zawsze jest taka sama: dostajemy dwie karty własne i pięć wspólnych. Pojawia się wiele różnych decyzji i nowych zagrań, na które trzeba być gotowym, dlatego trzeba śledzić najnowsze trendy w grze. Najważniejsza umiejętnością jest chyba przystosowywanie się do sytuacji i rywali.
– WCOOP, SCOOP i inne turnieje to okres dużego stresu psychofizycznego. Robisz coś, żeby przygotować się od tej strony? Mindset, odżywianie się…
– W przeszłości nie przywiązywałem do tego żadnej wagi. Gdy byłem młodszy, nie musiałem dbać o fizyczne przygotowanie, ale w miarę upływu lat długie sesje coraz bardziej mi doskwierają. Zwłaszcza, gdy jest tyle gry jak podczas WCOOP czy SCOOP. Ciężko pracuję nad tym aspektem i staram się zredukować stres do minimum i poprawić swoją dietę. Najważniejsze jednak to znać swoje możliwości i ograniczenia.
– We wrześniu wygrałeś WCOOP Turbo High Roller, a nieco wcześniej Main Event SCOOP, za co otrzymałeś ponad 1,1 mln dolarów. Udowodniłeś więc, że świetnie radzisz sobie zarówno w turniejach szybszych, jak i z bardziej spokojnym tempem gry. W której strukturze czujesz się jednak najlepiej?
– Nie ma to dla mnie większego znaczenia. Szybsze turnieje różnią się tym, że częściej gra się mając 25BB lub mniej, łatwiej jest grać ich kilka na raz i szybciej się kończą. Zawsze czułem się dobrze w turbo turniejach. Być może dzięki doświadczeniu, jakie zdobyłem w turniejach sit&go. Sporą satysfakcję daje wygranie turnieju w 4-5 godzin. Jestem przekonany, że w 2018 roku tylko niewielka część graczy (szczególnie okazjonalnych), jest w stanie poświęcić 7-8 godzin na to, żeby dojść do stołu finałowego turnieju. Szczególnie, gdy pula nagród nie należy do wyjątkowo okazałych.
Podczas EPT wyraźnie widać, że turnieje turbo i hyper-turbo cieszą się coraz większym zainteresowaniem ze strony graczy. Co jednak zaskakujące, organizatorzy w ostatnich latach bardziej zmniejszali niż zwiększali liczbę tych turniejów. A są to nie tylko świetne okazje dla grinderów, ale również dla rekreacyjnych graczy, do których przemawia krótszy czas trwania turnieju.
– Main Event SCOOP to na pewno twój największy sukces, ale czy Main Event WSOPE to twój największy zawód?
– Nie nazwałbym tego tak. Pamiętam, że od samego początku grałem w tym turnieju bardzo dobrze. Byłem zmotywowany i robiłem wszystko, by go wygrać. Dotarłem do final table, gdzie również świetnie grałem docierając aż do heads up. Poker to gra, w której zawsze szczęście odgrywać będzie jakąś rolę, niezależnie od tego jak dużą przewagę miałem nad swoim rywalem pod względem umiejętności i doświadczenia. Szczególnie przy tak płytkich stackach, z jakimi graliśmy w końcówce.
– Zacząłeś już rozglądać się za tym co będziesz robił po zakończeniu gry w pokera, czy skupiasz się na razie na wygraniu wszystkiego, co jest do wygrania?
– Normalne jest rozglądanie się za innymi opcjami, ale nigdy nie myślałem o tym, żeby opuścić świat pokera. Póki co to wciąż najlepszy sposób jaki znam na inwestowanie swojego czasu i pieniędzy.