Fish, fishowi nie równy

1

Czy zastanawialiście się kiedyś skąd wzięła się cała wasza wiedza o pokerze? Kiedy nauczyliście się rozpoznawać czy poczciwy fish po drugiej stronie stołu zamierza blefować river z nietrafionym drawem, czy wyciąga maksimum value ze swojego top seta?

Nie wiem czy istnieje osoba, która byłaby w stanie wymienić wszystkie książki pokerowe jakie ukazały się na rynku. Ja sam na pewno nie potrafiłbym tego zrobić. Prawdopodobnie takich książek są tysiące. Każda w jakiś sposób inna, opowiada o grze na konkretnych stawkach, w konkretnej odmianie i formule gry, przeciwko różnym przeciwnikom, z użyciem konkretnej strategii lub ucząca jak tą strategię zmieniać, żeby przystosować się do jeszcze innych kontrstrategii. Dodatkowo niektóre  z wydań są dostosowane do poziomu zaawansowania czytelnika. A przecież to nie wszystko bo w XXI wieku 90% naszej wiedzy pochodzi z internetu. Znajdziemy tu nie tylko masę artykułów, ale też wielu ludzi podzielających naszą pasję i chętnych do dyskusji strategicznych, czy chociażby udzielenia opinii na temat rozegranej przez nas ręki.

Czy bycie fishem jest łatwe?

Przy tylu możliwościach rozwoju zastanawiam się skąd przy prawie każdym stoliku online bierze się osoba, która mimo wszystko jest po prostu zauważalnie słabsza od reszty graczy? Być może jest to trochę tendencyjne pytanie, ponieważ nie jest tajemnicą, że ile fishów tyle możliwych odpowiedzi. Gracz ze statystykami 90/15 najprawdopodobniej nie wie nawet o istnieniu czegoś takiego jak pokerowa społeczność i nie wyobraża sobie, że ktoś może naprawdę korzystać z jakiejkolwiek strategii. Dla niego najważniejsza jest dobra zabawa, mocne emocje i wizja wysokiej wygranej. Przy takim podejściu bardzo łatwo sprowadzić poker do hazardu i właśnie tak jest on traktowany. Na równi z ruletką i blackjackiem.

Inaczej sprawa wygląda kiedy mamy do czynienia z graczem o „sensowniejszych” statystykach. Tutaj oczywiście również trafiają się osoby, które grają tylko dla zabawy. Wiedzą jak „należy” grać, ale mimo to po prostu lubią bluffcatchować, albo blefować overbetem na river. Oczywiście nie ma nic złego w takim podejściu. Nawet niektórzy profesjonaliści często podkreślają, że grają przede wszystkim for fun. Dla jednych oznacza to co najmniej 4bb/100 na NL50, a dla innych callowanie 3 pary pomimo, że spodziewają się przegranej. Nie każdy przecież chce zamieniać przyjemne hobby w pracę na pełen etat. Z kolei pośród tych którzy chcieliby to zrobić, nie każdy jest po prostu gotowy. Poker zna dużo historii graczy, którzy są wygrywającymi na swoich stawkach, dajmy na to NL 25, ale przy próbie wejścia wyżej zwyczajnie odbijają się od umiejętności regów, którzy tam panują. Tacy pokerzyści, jeżeli tylko podchodzą poważnie do analizy swojej gry, mogą jeszcze walczyć o drugą szansę i prawdopodobnie uda im się osiągnąć swój cel. Jak już pisałem w internecie jest po prostu zbyt dużo materiałów, żeby przy dobrych chęciach nie być w stanie nic z nich wyciągnąć.

Wydaje mi się, że graczy można bardzo ogólnie podzielić na proste dwie grupy. Tych podchodzących do gry bardziej profesjonalnie i tych podchodzących do niej mniej profesjonalnie (tak wiem, wyjątkowo skomplikowany podział J). Ci „bardziej” to w zasadzie pro- i semi-pro, ale także ci, którzy pomimo pewnych leaków cały czas doskonalą swoją grę i myślą o „pokerowym etacie” w przyszłości. Ci „mniej” to natomiast donki 90/15, którzy chcą pouprawiać trochę hazardu i gracze posiadający podstawową wiedzę, ale niechętni do rozwoju i traktujący grę jako czystą niezobowiązującą zabawę. Ta druga grupa to rzecz jasna podstawowe źródło dochodu tej pierwszej. I tutaj pojawia się kolejne moje pytanie. Dlaczego cała druga grupa nie składa się z donków 90/15? Dlaczego znajdują się w niej osoby znające podstawy strategii (a kto wie może i więcej?)? Broń boże nie stawiam tutaj żadnych zarzutów przeciwko ludziom, którzy nie chcą się uczyć – przecież to ich wybór – , ale dlaczego ktoś dał im dostęp do tej wiedzy? Mówiąc językiem pokerowym dzielenie się z innymi wygrywającą strategią jest przecież EV-.

W 1978r. Doyle Brunson napisał „Super System” – pierwszą książkę poważnie traktującą o taktykach pokerowych. Do dziś jest to pozycja przez wielu traktowana jako „Biblia pokera”, a jednak kiedy ukazywała się na rynku wielu prosów miało za złe Doyle’owi jej napisanie. Obawiali się, że wyjawienie wszystkich sekretów wygrywających pokerzystów znacznie podwyższy poziom gry i uniemożliwi wygrywanie na najwyższych stawkach. Jak dobrze wiemy tak się nie stało, skuteczna gra jest możliwa na niezależnie od ilości pieniędzy na stole. Mimo to ciężko jednak nie zauważyć, że nie jest to już tak łatwe jak kiedyś. Po prostu ludzie, którzy do tej pory nie widzieli różnicy między pokerem a grą w kości zaczęli tą różnicę zauważać.

Kim jestem?

Oczywiście trzeba też zauważyć, że gdyby nie „Super System” poker prawdopodobnie nigdy nie stałby się tak popularny jak jest dzisiaj. I tutaj rodzą się kolejne pytania. Czy JA grałbym w pokera gdybym nie trafił na odpowiednich ludzi i odpowiednie strony w internecie? A nawet jeśli bym grał, to czy byłbym wygrywającym pokerzystą? Wszystkie zaawansowane strategie i zagrania – czy byłbym w stanie sam je wymyślić i wykorzystać w praktyce? Myślę, że każdy pokerzysta mógłby zadać sobie te pytania i zastanowić się w jakim stopniu jego umiejętności to tylko i wyłącznie jego zasługa,  a w jakim zasługa przede wszystkim ludzi, którzy byli łaskawi podzielić się swoją wiedzą z innymi.

Poprzedni artykułNevada: kolejne propozycje zmian w prawie
Następny artykułWskazówki dotyczące motywacji

1 KOMENTARZ

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.