Dwa światy

25

NIEDZIELA, PRZYLOT

Wiele lat narzekaliśmy na nasze warszawskie lotnisko. Że małe, że ciasne, że mało przepustowe,

generalnie do bani. Ostatnio po otwarciu nowego terminalu T2 wszystko się jednak zmieniło.

Jak zwykle przyjechałem odpowiednio wcześniej, bo znając dotychczasowe kolejki do odprawy

wolałem się zabezpieczyć. A tu co? Arcymiła niespodzianka! Od momentu wejścia do hali

odlotów, przez odbiór biletu, odprawę bagażu i przejście przez obowiązkowe bramki ? wszystko

to zajęło mi jakieś 5 minut! Byłem w szoku! W jeszcze większym byłem tuż przed przejściem

przez ?rentgena?, bo dziewczyna siedząca przed bramkami zwaliła mnie z nóg tekstem ?Dzień

dobry panie Rafale, jak tam ostatnio sukcesy??. WOW! O w mordę, robię się chyba sławny! Co

robi ta Nasza Klasa? Co prawda jak zawsze można narzekać, że przy bramkach jak zwykle

kazano mi wyjąć pasek i myślałem, że spadną mi na środku lotniska spodnie z tyłka, ale to na

szczęście tylko kilka sekund dyskomfortu i można było iść na kawę. Kiedy ostatnio leciałem z

nowego terminalu do Turcji marudziłem, że do Europy to nam jeszcze daleko, bo nawet sieci

na lotnisku nie ma. No i? nadal nie ma! Ale lipa! Za to ceny mamy mocno europejskie, bo za

małe espresso i sok jabłkowy zapłaciłem 27 zł. Słabo?? Biznes się kręci, nie ma co!

Boening 737 polskiego LOT-u był prawie pusty, razem ze mną leciało może około 20 osób.

A więc szybko w górę, stewardesy podały kanapki i herbatę, jadłem sobie przeglądając gazetkę

i nagle każą mi się zapinać w pasy, bo? już lądujemy! Szybciutko, lot trwał może z 45-50 minut.

Jak sobie przypomniałem ile czasu tłukliśmy się w maju autokarem na mecz z Ukrainą we

Lwowie to się zaśmiałem w duchu. Najpierw polskie drogi, potem dzika kolejka na granicy,

jeszcze gorsze drogi ukraińskie? A tu rach ciach i na miejscu! Ale najciekawsze miało być

dopiero przede mną. Samolot ląduje, wychodzę po schodkach, wzrokiem szukam terminalu

lotniska i? nie widzę! Kurcze, obok stoją tylko jakieś dwa inne samoloty, a przed nami jakiś

mały budyneczek przypominający z wyglądu dworzec kolejowy w Pcimiu Dolnym budowany

za czasów towarzysza Edwarda G. No dobra, podstawili autobus, pewnie nas zawiozą na miejsce.

Wsiedliśmy, drzwi się zamknęły, autobus ruszył, podjechał pod ten ?dworzec? i drzwi się

otworzyły, a ludzie zaczęli wychodzić! O kurde, to to! Przed wejściem stoją piękne posągi

upamiętniające reprezentantów ludu pracującego różnych zawodów, czyli typowe zjawisko

z epoki socrealizmu. W środku lotnisko wyglądało jak dawny wydział komunikacji na mojej

warszawskiej Pradze. Po nowym terminalu w Warszawie wpadłem jakby w inny wymiar. No nic,

wypełniłem milion różnych druczków, bez których na Ukrainę bym się nie dostał, odczekałem

swoje w kolejce do odprawy paszportowej (50 osób, które w tym momencie wylądowały we

Lwowie spowodowało prawdziwy kocioł na lotnisku, lol!) i już mogłem odebrać swoją torbę,

która? najzwyczajniej leżała sobie na podłodze przy wyjściu! Czegoś takiego jeszcze nie

widziałem jak żyję! Potem tylko kolejny rentgen sprawdzający, czy aby nie przywiozłem na

piękną Ukrainę broni, narkotyków czy innego szajsu i już mogłem witać się z moim lwowskim

przyjacielem Albertem, który czekał na mnie niecierpliwie przy wyjściu.

Do Jaremczy, miejscowości w której przyjdzie nam zagrać cały festiwal pokerowy, jest od

Lwowa około 200 km. Podróż zajęła nam niecałe 3 godzinki, ale oczywiście przegadaliśmy

je w całości, bo tematów było do omówienia mnóstwo. Albert mówił mi co się dzieje u nich

ciekawego, ja jemu co u nas i tak nam leciały kolejne kilometry. Niniejszym przekazuję również

od niego pozdrowienia dla całej ekipy, która w maju była we Lwowie na meczu! Albert jest

naprawdę przemiłym i niesamowitym człowiekiem. Kiedy okazało się, że w hotelu miejsca

dla uczestników turnieju zarezerwowane są dopiero od poniedziałku wziął w rękę telefon,

zadzwonił do mera miasta (a tu to podobno ktoś mniej więcej jak prezydent państwa!) i za dwie

minuty pokój już dla mnie był gotowy i czekał aż dojedziemy na miejsce. A że byliśmy głodni

jak cholera to kolejny telefon od Alberta zapewnił nam gorący pyszny posiłek na stole w

chwili, gdy przekroczyliśmy próg hotelowej restauracji. A że jestem na Ukrainie to nie mogło

zabraknąć oczywiście litra wódki ?do obiadku?. O rany, czy dożyję powrotu??

Po krótkim regeneracyjnym śnie zadzwoniłem ponownie do Alberta i udaliśmy się do centrum

Jaremczy na kolację. Jako, że godzina była trochę późna (zbliżała się północ) to otwarty był

tylko jeden lokal, oczywiście pełny ludzi, bo sezon narciarski w pełni. Stolików wolnych nie

było, ale taka odpowiedź nie zadowoliła Alberta i stolik się znalazł w jakieś 20 sekund. Ma

chłopak dar przekonywania! Jako, że w lokalu odbywała się również swego rodzaju dyskoteka

to lokal pełen był młodych ludzi. Wokół na stolikach wódzia lała się hektolitrami, większość

paliła sziszę, muzyczka sobie grała i było wesoło. Zaprzyjaźnienie się z właścicielem lokalu

zajęło Albertowi tylko kilka minut, przekonanie kelnerki, że ma być na każde zawołanie tylko

chwilkę. Zaraz wjechały talerze, szklanki i ? jakby inaczej ? kieliszki z kolejnym tego dnia

flakonem i można było zacząć kolację. Co najciekawsze ? za wszystkie te przyjemności nasz

rachunek wyniósł jakieś 50-60 zł, co i tak Albert skwitował, że tutaj to drogo?

W poniedziałek zaczyna się festiwal. Nie wiem czy będę grał w pierwszym turnieju, ale chyba

raczej go sobie odpuszczę, bo będzie to satelita do main eventu (rebuye po 200$). Biorąc pod

uwagę, że odbędzie się prawdziwe turbo ? blindy 15-minutowe! ? to chyba raczej poświęcę

wolny czas na korzystanie z dobrodziejstw mojego hotelu, czyli basen, saunę czy masaże. Ale

Albert już mi zapowiedział, że muszę poznać kilku jego przyjaciół z różnych stron Ukrainy,

więc nie wiem jak to się skończy. Jeśli długo bym nie pisał to przyślijcie po mnie brygadę

ratunkową z dużym zapasem tabletek KC24?

PS. W pokoju jest gorąco i mam ciepłą wodę, więc chyba z tym gazem nie ma takiej tragedii?

Poprzedni artykułMiniraise czyli czego lepiej unikać
Następny artykułNowa strona instruktażowa

25 KOMENTARZE

  1. z netem… jasne… pewnie wytrzeźwieć biedaczysko nie może i liter na klawiaturze nie rozróżnia, hyhy

  2. @ Uspokajam wszystkich, którzy wysłali do JD maile z pytaniami odnośnie JD Cup II, Jack odpowie na wszystkie pytania dopiero w przyszłym tygodniu po powrocie z Ukrainy. Ma tam drobne problemy z netem i nie jest w stanie na bieżąco Wam odpowiadać.

  3. Ciekawy wpis 😉 a skoro już o rachunkach, to ile potrzeba na taki tygodniowy trip po ukrainie ? tak żeby sobie wygodnie tam pożyć nie odmawiając picia jedzenia i zabawy ? 😉

  4. Az sie lezka w oku kreci 😉 Ale ten blog juz stary jest … W przeciwienstwie do wlasciciela ktoremu ciagle nie brakuje energii zeby napisac o czyms ciekawym 🙂 Mam nadzieje ze kolejny wpis jest juz w drodze.

  5. Ja też pamiętam te dawne czasy… Jak JD po wpisie nie było przy kompie 2-3 dni (jak teraz) to taki śmietnik się robił, że Ci co się wpisywali nie wiedzieli jaki wpis będzie przed nimi 😉

  6. ale widać założenie konta przekracza ich umiejętności i dali sobie spokój a Jack ma spokój

  7. Ale tu spokojnie … A pamietam jak … daaaawno temu … to byl rok chyba … hmmmm … 2008 … O tej porze tlum antyfanow byl w stanie gotowosci i tylko czekal na kazde potkniecie… Swiat tak szybko sie zmienia :):)

  8. Dobra ,,krysza ‘’ nie jest zła:) Bardzo ciekawy wpis zapowiada się wyjazd pełen wrażeń:) GL

  9. Napisz coś koniecznie o tych ukraińskich masażystkach ! Czy aby na pewno mają fach w rękach ? hehe Pozdro Jack i GL

  10. Swoje straty moralne wynikajace z bycia celebrytem bedziesz musial jakosc zniesc 🙂 Czekam na kolejne informacje z Ukrainy.

  11. Jak wam widłę, taką powiedzmy metr dwadziescia zaparkuje, a nastepnie użyje funkcji hydraulicznej “obrót” to dopiero będziecie cieńko śpiewać 😉

  12. Cześć, ja z innej beczki, napisałem do Waszej redakcji ponad tydzień temu i nie otrzymałem odpowiedzi, czy to normalne? 😛

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.