Czy w pokerze drugie miejsce ma jakąś wartość?

0
Phil Hellmuth - drugie miejsce

Wszyscy zwracają uwagę na mistrzów i to nimi się fascynują. Czy więc zajęcie drugie miejsca w turnieju ma jakąś wartość i znaczenie, skoro zapamiętuje się głównie tych najlepszych?

Wielkim mistrzem był Stu Ungar. W 1998 roku dziennikarz Michael Kaplan rozmawiał z pokerzystą. Stu nie lubił zajmować drugiego miejsca. Liczyło się tylko bycie najlepszym. Drugie miejsce było niczym. Ungar mówił:

Ludzie mówią mi, że powinienem umieć przegrywać. Ale jeżeli umiesz przegrywać, to jednak ciągle jesteś przegranym. Ja czegoś takie nigdy nie zniosę.

W tym czasie Ungar uznawany był za jednego z najlepszych graczy na świecie. Zdawało się, że jego słowa są znakomitym mottem dla tych, którzy uwielbiają rywalizację. Dzisiaj jednak w kontekście tego, jak potoczyła się jego historia i z perspektywą tego, co oznacza wygrana i drugie miejsce, kwestia ta jest znacznie bardziej skomplikowana.

W zakończonym niedawno Main Evencie World Series of Poker różnicę pomiędzy pierwszym, a drugim miejscem widać znakomicie. Nie chodzi tylko o miliony dolarów, które je dzielą, ale również rozpoznawalność na świecie, a także wzloty i upadki bycia „prawie mistrzem”, zarówno w pokerze, jak i poza nim.

Nikt nie lubi zajmować drugiego miejsca

Prawda jest taka, że nikt nie lubi zajmować drugiego miejsca. Szczególnie, jeżeli to największy turniej w karierze i w zawodzie, który ktoś zdecydował się wykonywać. Sytuacje kiedy walczymy, ale zajmujemy drugie miejsce zdarzają się wszystkim. Podobnie było w zakończonym sezonie NBA, kiedy w finale Cleveland Cavaliers przegrali mistrzostwo z Golden State Warriors.

LeBron James robił co mógł. Po meczu, kiedy golono mu głowę, powiedział całkiem ciekawe i szczere słowa:

Kończeniem na drugim miejscu nigdy nie jest porażką, kiedy możesz dać swoim kolegom z drużyn szansę na znalezienie się w pozycji, w której nigdy nie byli. Gracze tacy jak Kyle, D-Will i Flight po raz pierwszy mogli doświadczyć bicia się o mistrzostwo NBA. To są te rzeczy, które czynią mnie szczęśliwym. Teraz przyszedł czas na poprawienie gry.

To było wspaniałe podejście i słowa zawodnika, który ma klasę. Jasne jednak, że łatwiej jest znosić porażkę o mistrzostwo, kiedy gra się w drużynie i ma wsparcie kolegów. Inaczej sytuacja może wyglądać w sporcie indywidualnym, kiedy po przegranej ktoś kipi wewnątrz.

To też wyjaśnia, czemu psychologowie wierzą, że zdrowsze jest zdobycie brązowego, a nie srebrnego medalu. W artykule magazynu Psychology Today („Second Place is the First Place Loser”) Nathan A. Heflick pisze, że „badania pokazuję, że olimpijczycy są szczęśliwsi, kiedy wygrają brązowy medal”. Wynika to z tego, że ci, którzy wygrywają srebro, czują przede wszystkim, że przegrali walkę o złoto. Ci z kolei, którzy zdobyli brązowy medal, cieszą się z tego, że pokonali tych, którzy nie zdobyli miejsca na podium.

Vayo to rozpamiętywał

Gordon Vayo, pokerzysta, którzy w zeszłym roku zakończył Main Event na drugim miejscu, długo nie mógł się pogodzić z porażką. Rozpamiętywał swój występ przez kilka miesięcy:

Przez sześć miesięcy po finale nie było dnia, żebym nie myślał o tym, w jaki sposób to się rozegrało. Pogodzenie się z tym, jak zagrałem kluczowe rozdania było najtrudniejsze. Czułem się jakbym zawiódł siebie. Ciągle trochę to odczuwam.

Vayo przyznaje, że całe zamieszanie związane z finałem, wielkość sceny, na której był rozgrywany i krytyka, którą spadła na jego zagrania ze strony społeczności, wcale w tym pozbieraniu się po występie stole finałowym mu nie pomagały.

Gordon Vayo
Gordon Vayo (foto: WSOP.com)

Oczywiście Vayo będzie pewnie rozpamiętywał ten finał, ale niemożliwe jest, aby nie czuł też wdzięczności, za to, co przychodzi z drugim miejscem. Wygrał 4,6 mln dolarów. Main Event zmienił jego życie. Stał się lepszym graczem. Zanim jeszcze rozegrano sam finał wygrał ponad pół miliona dolarów w innym turnieju. Teraz jest rozpoznawalnym graczem i ta porażka, chociaż jest znacząca, zostanie za jakiś czas zapomniana.

Phil Hellmuth – Król drugich miejsc

Mamy też Phila Hellmutha, który jest bez wątpienia najbardziej znanym pokerzystą na świecie. Niedawno wydał swoją autobiografię Poker Brat. Ma więcej bransoletek niż ktokolwiek inny, a także najwięcej drugich miejsc spośród wszystkich graczy WSOP. Phil przeżywa nawet turniej, który rozegrał… dziesięć lat temu!

Jednym z moich najgorszych doświadczeń było zajęcie drugiego miejsca w turnieju 5.000$ NL Holdem w 2006 roku. Grałem przeciwko dzieciakowi z Los Angeles (był to Jeff Cabanilas, który nigdy nie odniósł już tak wielkiego sukcesu – red.). Była ręka, w której miałem dwie czwórki. Na flopie pojawiły się 8TJ. Na środku było już sporo żetonów, a karta dająca kolor spadła na riverze. Zrzuciłem na jego AK. Szkoda, bo grałem wtedy naprawdę świetnie.

To był tylko jeden z wielu turniejów, w którym Hellmuth zajął drugie miejsce. Jeszcze dziesięć lat po tym rozpamiętuje tamto wydarzenie. Tymczasem w 2011 roku zajął drugie miejsce w trzech różnych turniejach. Czy go to dotknęło? Oczywiście. Kiedy w turnieju mistrzowski Deuce to Seven za 10.000$ przegrał z Johnem Juandą, tweetował, że czuje się „fatalnie i jest niepocieszony”. Minęło dziesięć dni i znów zajął drugie miejsce (w turnieju mistrzowskim Seven Card Stud Hi/Lo), a on pisał, że „zostawił przy stole serce, nie dał rady, ale nie czuje już takiej depresji”.

Phil Hellmuth drugie miejsce

Nerwy zupełnie puściły mu jednak po turnieju 50.000$ Poker Players Championship. Miał tam przewagę w stosunku 8:1 nad Brianem Rastem, ale nie zdołał wygrać bransoletki. Jak zareagował? Przy stole wpadał w furię, po turnieju pisał tylko, że zamówił w barze kasyna Aria kilka butelek drogiego Maccallana 25 i Luisa XII, będąc zupełnie przygnębionym.

Najbardziej (nie)sławny wicemistrz

Chociaż wiemy, że Phil Hellmuth nie zawsze potrafi przegrywać, to przebić go mógł pan z cygarem, czyli Sammy Farha. Stał się chyba najbardziej znanym wicemistrzem Main Eventu. W 2003 roku miał w finale okazję na podzielenie się pieniędzmi z Chrisem Moneymakerem – panowie rozważali nieoficjalnego deala. Kaplanowi wyjaśniał, że Chris był nawet gotów wziąć mniej niż połowę kwoty. Do podziału jednak nie doszło.

Potem był ten słynny blef, który zdecydował o losach mistrzostwa. Kaplan wspomina, że kiedy rozmawiał z Farhą, jego słowa były raczej chęcią tłumaczenia się. Nie potrafił z godnością przyjąć porażki:

Trafiłem dwie pary, miałem drawa i zagrał re-raise na turnie. Ustawiłem go sobie dokładnie tak, jak chciałem. Moim problemem było to, że byłem zmęczony. Wypiłem dwadzieścia Red Bulli i dwadzieścia filiżanek kawy – możesz sobie wyobrazić, co to robi z twoim mózgiem. Byłem jak w śpiączce i zrzuciłem karty. Chris wszedł all-in, zacząłem liczyć swoje żetony i myśleć o tym, a powinienem był sprawdzić od razu.

Jay Farber – nie czuje urazy

Zupełnie inaczej wyglądało to w przypadku Jay'a Farbera, chyba najlepszego wicemistrza w historii, przynajmniej pod kątem tego, w jaki sposób prezentował się przed finałem, w czasie niego i po nim.

Farber był czarnym koniem November Nine w 2013 roku. Nie był zawodowym graczem. Pracował (i pracuje dalej) jako promotor w klubach nocnych. Po tym jak awansował na stół finałowy, zaczął imprezować. Wspomina:

Obiecałem sobie, że przestanę przed Main Eventem, ale to się nie udało; moje urodziny to była całomiesięczna impreza. A ja, kiedy wychodzę na imprezę, nie piję tylko kilku drinków. Noc zwykle kończy się zwykle tak, że gdzieś odpływam.

Przed finałem Farberowi doradzał trener mindsetu, ale także Dan Bilzerian, który miał udziały w jego akcji. Najważniejszą radę dał mu jednak jeden z profesjonalistów. Powiedział, że taka szansa zdarza się raz w całym życiu, a więc niech cieszy się chwilą. I Farber dokładnie tak zrobił. Zobaczcie finał z 2013 roku. Cieszy się tam jak dziecko w sklepie ze słodyczami, uśmiecha cały czas. Przegrywa, czy wygrywa – ciągle wspaniale się bawi.

Jay Farber
Jay Farber na stole finałowym Main Eventu (foto: Joe Giron)

Farber wygrał pięć milionów dolarów. Część oddał Bilzerianowi, który zorganizował mu wspaniałą imprezę i podarował drogi zegarek. Wspomina:

Zajęcie drugiego miejsca było najlepszym i najgorszym uczuciem. To okropne jeżeli nie wygrasz, bo to, że byłeś tak blisko, może ci złamać serce. Z drugiej strony, przybyłem tam jako nieznany graczy, ludzie nie doceniali mnie, a ja pokazałem im, że potrafię grać.

Może Jay nie dał po sobie tego poznać, ale jednak problem z zajęciem drugiego miejsca u niego się pojawił. Wtedy poszedł po radę do Bena Lamba, który przecież zajął w Main Evencie trzecie miejsce. Wspomina, że był trochę podłamany przez tydzień. Kiedy już był w finale, chciał zakończyć go jako najlepszy gracz. Ben powiedział mu wtedy, że po jakimś czasie rozgoryczenie minie – zagrał dobrze i to było wszystko, co mógł zrobić.

Poker to gra, w której przegrane mogą dotykać i zbierać się w irytację, która siedzi wewnątrz człowieka. Być może i dlatego Farber mówi, że nie chciałby grać w turniejowego pokera. Drugie miejsca, porażki i walki ze swingami nie są tym, czy chciałby się zajmować.

Drugie miejsce daje szansę na pierwsze

Zajęcie drugiego miejsca stawia pokerzystę pośród najlepszych graczy. Daje szansę na dobre wyniki. Pokazuje, że ktoś ma umiejętności. Przykładowo w świecie golfa, graczem, który ma najwięcej drugich miejsc jest Jack Nicklaus. Drugi jest Phil Mickelson. Prawda jest taka, że wiele drugich miejsc oznacza, że pokerzysta pewnie zgarnia także sporo zwycięstw. To drugie miejsce musi więc mieć jakąś wartość.

Takie uczucie zna kierowca Formuły 1 Lewis Hamilton. Kiedy rozmawiał z Indepentent mówił, że wyścigi to jak jazda na kolejce górskiej i pomieszanie pozytywnych oraz negatywnych emocji:

Kiedy dobrze walczyłeś, to (drugie miejsce) jest dobrym występem. To jednak bolesne. Nie da się tego inaczej powiedzieć. To zjada cię trochę od środka, ale próbujesz z tym walczyć i iść do przodu.

Darmowe 30$ baner

ŹRÓDŁO888 Magazine
Poprzedni artykułPoker EM – Jarosław Sikora w kasie Main Eventu
Następny artykułJohn Hesp świętuje na kempingu!