Centrum Onkologii – cz.1

21

Od wypisu ze Szpitala Grochowskiego minęło 6 dni zanim trafiłem na Ursynów. Pomimo, iż ten czas dłużył mi się niewiarygodnie to i tak był znacznie krótszy o średniego czasu oczekiwania, który wynosi przynajmniej 14 dni. Nie ukrywam, iż pierwszy raz wtedy załatwiłem coś po znajomości, aby okres czekania skrócić do minimum.

Pomimo, iż rejestrację pacjentów pierwszorazowych otwierają od godziny 8.00 uprzedzono mnie, iż powinienem być przed gabinetem dużo wcześniej co zapewni mi miejsce na czele kolejki. Z takim też nastawieniem pojawiłem się o godzinie 6.15 w holu, gdzie okazało się, iż jestem w kolejce… 23. Wow, ci ludzie musieli tam nocować…. No nic, czekałem na swoją kolej rozglądając się przy okazji po korytarzu. Jedno wtedy zrozumiałem – rak jest plagą. Setki ludzi czekających do rejestracji, stojących w kolejce, która zakręcała chyba z pięć razy (pacjenci przychodzący kolejny raz mają osobną rejestrację). Całe szczęście, że ten tłum obsługuje 6 okienek i naprawdę idzie to bardzo sprawnie. Niemniej jednak obraz ten pozostaje w głowie przez bardzo długi okres czasu.

W końcu przyszła moja kolej. Załatwiłem sprawy formalne, dokumentowe, ubezpieczeniowe (bez RMUA ani rusz) i zostałem skierowany do pokoju nr 35, na drzwiach którego widniał napis Nowotwory Układu Pokarmowego. Okazało się, że lekarze wyczytują pacjentów, więc tak naprawdę ilość osób, która tam siedziała nie miała żadnego znaczenia. W zależności, czy karta Ci sprzyja, czy też nie można było zostać wyczytanym jako pierwszy, pomimo, iż dopiero się przyszło, lub też można było czekać kilka godzin, choć było się pierwszym pod gabinetem. Po około 40 minutach oczekiwania zostałem wyczytany. Wszedłem do gabinetu, gdzie praktycznie na progu usłyszałem abym zdjął spodnie i się wypiął. Na litość boską, czy oni naprawdę nie potrafią podać dłoni w geście przywitania, od razu muszą walić swoje rytuały. Po wszystkich tych „miłych” zabiegach do gabinetu poproszoną moją mamę i opowiedziano nam w czym jest główny problem i co robić dalej. Najważniejszą rzeczą była kwestia, czy usuną mi całe jelito, czy też uda się uratować wystarczająco, abym nie musiał nosić stomii. Stomia to rodzaj woreczka, do którego spływa to co strawisz, a co powinno być w jelitach, gdybyś je miał. Muszę przyznać, że dla mnie konieczność życia ze stomią byłaby zabójstwem. Nie wiem, czy udźwignąłbym psychicznie to obciążenie. Jest to bariera dla młodej osoby niesamowita: całkowity brak komfortu, ogrom obowiązków związanych z czyszczeniem, wymianą itp. Uprzedzając jednak fakty udało się wszystko na tyle dobrze, że stomii na obecną chwilę nie posiadam.

Z gabinetu 35 skierowano mnie do Ruchu Chorych, co faktycznie w innych szpitalach nazywa się Izbą Przyjęć. Kazano przywdziać szlafrok i pokierowano windą na 7 piętro, gdzie czekali tacy jak ja (dopiero na operację), leżeli ludzie po operacji lub przebywali chorzy poddawani chemii wymagającej kontroli szpitalnej. Niestety tym razem trafiłem do sali pięcio osobowej, choć muszę przyznać, że poza jedną osobą reszta była nad wyraz kulturalna, wesoła (jak na sytuację w jakiej wszyscy byliśmy) i całe szczęście ten skład utrzymał się przez 95% mojego pobytu na Ursynowie.

O jednej bardzo ważnej rzeczy zapomniałem wspomnieć. Ten mój pierwszy dzień w Centrum Onkologii to był poniedziałek, a tak się składa, iż w poniedziałki ustalany jest harmonogram operacji na dany tydzień. Będąc już na oddziale, gdzie miałem leżeć, trzeba jeszcze podejść do rejestracji pielęgniarskiej (tutaj właśnie wskazują Ci twoją salę), aby zakończyć wszelkie formalności. Tak się złożyło, że od razu za tą recepcją jest pokój, w którym ustalane były operacje. Z rozmów, jakie usłyszałem, wiem, iż byli już przy piątku, ale gdy mnie zobaczyli (ponadto usłyszeli moje nazwisko, w momencie gdy podawałem pielęgniarce) jeden z lekarzy natychmiast wrzucił mnie na środę, przesuwając ustawionego już pacjenta na piątek. W końcu jakaś dobra karta, która spowodowała, że praktycznie z miejsca trafiłem na stół operacyjny. Zawsze bowiem potrzeba 1 dzień na przygotowanie do operacji (ogolenie brzucha, wypróżnienie organizmu za pomocą środków popędzających itp.). W poniedziałek zatem położono mnie na oddział, we wtorek już nic nie mogłem jeść (a naprawdę nie leży mi jedzenie szpitalne) a w środę zaplanowana była operacja. Wszystko chociaż raz ułożyło się jak w zegarku. Przyjąłem nawet boka, ile wytrzymam zanim mój organizm podda się narkozie. Nikt niestety nie wygrał, gdyż……. za nic w świecie nie pamiętam kiedy zamknąłem oczy. Zaczęli mnie kroić….

Co mówiłem po wybudzeniu z narkozy, jakie były pierwsze słowa do żony, jakie miałem przejścia z pielęgniarkami postaram się opisać w kolejnym odcinku.

W dniu 16.09.2010 wylatuję do Holandii, gdzie dzień później mam konsultację medyczną. Życzę sobie aby wyklarowały się jasno moje szanse w leczeniu medycznym i aby nie było żadnego owijania w bawełnę.

Poprzedni artykułWSOP Europe – Wystartował pierwszy event
Następny artykułSylwetka Daniela „Jungleman12” Cates’a

21 KOMENTARZE

  1. Wyjasnione zostało ale… nie wszyscy czytaja bloga. Ludzie wplacali kase na konto Durscho posiadajac informacje z wielu pokerowych stron, lig czy po prostu z od znajomych z GG. Nagle ktos widzi to konto grajace w turnieju i mowi “co to kurwa ma byc?”Nie czyta bloga, nie wie, że to brat ale wie ze konto na ktore dal pieniadze gra sobie w pokera. TO smierdzi strasznie i zadne wyjasnienia nie sa tutaj wystarczajace. Ja akurat znam Mipiego osobiscie (Sejo rowniez) wiec nie wierze zeby gral za pieniadze na leczenie ale ktos kto nie zna juz wiecej kasy nie wplaci i kilku znajomych rowniez a takie rzeczy potrafia sie szybko rozprzestrzeniac a potem zaden komentarz nie wystarczy by to naprostowac.Niestety Sejo postapil niepowaznie

  2. Czytać nie umiesz Mal ? Wszystko chyba zostało wyjaśnione w poście Pawcia kilka centymetrów wyżej.

  3. A co do grania kogokolwiek na kontach/koncie Twoich/przeznaczonych/ lub nie na “pomoc” to faktycznie śmierdzi. Proponuje MIPI zmianę hasła na wszystkich pokerowniach.

    Brat podbiera dary na leczenie????

  4. Dokładnie..kolejny wpis warty przeczytania, polecenia itd.

    Trzymaj się MIPI, jesteś w “molochu” wraz z moją mamą..ona walczy już 8 miesiąc..są sukcesy!!

    Trzymam za Ciebie kciuki

    Malineker

  5. Między innymi po to by nie tłumaczyć takich rzeczy nie powinien grać nikt na Twoim koncie. Dla mnie temata zamknięty. Powiedziałem Ci o tym osobiście ponieważ z kilkoma znajomymi rozmawiałem na ten temat i wszyscy mieli podobne zdanie do mojego. Nie chciałem także, by powstała jakaś plotka. Na mnie nadal możesz liczyć, przy następnych zbiórkach. Marzę o tym byś wrócił w 100 % do zdrowia.

  6. @Daniz – Poniżej odpowiedź od Mipiego:Przede wszystkim to brat pogrywal na ParadisePoker, gdzie konto zalozylem jedynie na potrzeby organizowanego tam turnieju. Pieniadze z turnieju zostaly wyplacone. Sejo wplacil na paradise poker chyba 100 eur aby grac w lidze o 20.00 a poniewaz trzeba rozegrac 20 rh to trafilo sie ze gral na stole z danizem.Zadne dolary z pokerstars nie byly przeznaczone na gre. Dolary zostaly juz z reszta sprzedane, zas srodki sa na koncie. zadne pieniadze ze zbiorki nie byly przeznaczane na gre. Srodki sa przeznaczane wylacznie na leczenie.o 11.00 mam wizyte wiec sie zbieram,

    pozdrawiam

    mipi

  7. Mipi – dlaczego twój brat pogrywa na Twoim koncie? Moze niech gra na swoim zwyczajnie? Czułem się wyjątkowo chujowo ogrywając go na byina … Zresztą do dziś mam niesmak, cała Polska zbiera kasę a na Twoim koncie ktoś sobie pogrywa.

    Trochę to niepoważne…

  8. Kolejny świetnie opowiedziany fragment tej historii! Jestem pod dużym wrażeniem Mipi! Życzę powodzenia w Holandii i daj znać jak najszybciej co i jak!

  9. Oby wszystko poszło po Twojej myśli:) Sądzę, że w Holandii nie będzie aż tak bezosobowego traktowania pacjenta i standard opieki też dużo lepszy. Życzę tego żebyś po powrocie mógł napisać bloga z dobrymi wieściami.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.