Wszyscy czekamy na sfinalizowanie transakcji przejęcia Full Tilt Poker przez Grupę Bernarda Tapie. Jak się jednak okazuje, nie wszyscy podchodzą do sprawy z takim optymizmem.
Gracze związani z Full Tilt Poker nadal nie puszczają pary z ust, wyręczają ich natomiast inne gwiazdy, które ostatnimi czasy włączyły się do żywej dyskusji. Rozpoczął ją Daniel Negreanu swoim bardzo ostrym video blogiem, w którym zmieszał prosów FTP z błotem. Chwilę później, Matt Glantz, jeden z ostatnich obrońców gwardii Raya Bitara, napisał na swoim blogu, że kończy z wstawianiem się za ludźmi odpowiedzialnymi za upadek tego poker roomu.
Pomoc dla Lederera i spółki nadeszła z najbardziej nieoczekiwanej dla nas, obserwatorów strony. Nikt chyba nie spodziewał się, że Sam Doyle Brunson będzie chciał robić za adwokata milczących, upadłych gwiazd. Na odzew Big Papy zareagował negatywnie prawie cały pokerowy świat, natomiast Negreanu zarzucił Brunsonowi zadawanie złych pytań.
Winny Ivey?
Teraz mamy dalszą część wielkiej sagi. Brunson ponownie zamieścił wpis na swoim blogu, w którym nie tyle tłumaczy się ze swojego wcześniejszego wpisu, ale wyjaśnia pewne rzeczy oraz nadal twierdzi, już bez takiego przekonania, że zdania na temat Lederera i spółki nie zmieni. Czy postawiłbym swoje życie, że wszystko, co powiedziałem i w co wierzę jest prawdą? Nie, ale postawiłbym pieniądze na większość z tego.
Brunson pisze jeszcze jedną ciekawą rzecz na temat Full Tilta, o której wcześniej nie słyszeliśmy, chodzi mianowicie o zarząd i jego charakter. Według Brunsona zarząd w firmie pełnił funkcję doradczą, a nie decyzyjną i nie miał dostępu do raportów finansowych firmy. Co więcej, jak pisze Texas Dolly, w zarządzie było jedno wolne miejsce, ale żaden z udziałowców nie był nim zainteresowany. Zarząd mógł być zmieniony większością głosów udziałowców, ale nikt nie chciał przyjąć odpowiedzialności zasiadania w nim.
Brunson odnosi się również do głównego zarzutu Daniela Negreanu, który nie może wybaczyć FTP przyjmowania depozytów od graczy spoza USA po Czarnym Piątku, z wiedzą, iż pieniądze nie są bezpieczne na serwisie. Big Papa wprost nazywa te zarzuty niedorzecznymi. Argumentuje, że po Czarnym Piątku, kiedy kłopoty Full Tilta wyszły na jaw, Jack Binion chciał wykupić markę i wszystko szło w jak najlepszym kierunku. Gdyby powstał Jack Binion's Full Tilt Poker, gracze z USA dostaliby swoje pieniądze, a FT operowałby poza Stanami, czy ktoś miałby wątpliwości, że firma operuje z zyskiem?
Jack Binion faktycznie chciał wykupić FTP, jednakże wystraszył się pozwów wniesionych przez niektórych udziałowców, a szczególnie przez Phila Iveya, który domagał się niesamowitych sum zadośćuczynienia za zszarganie jego imienia. Brunson nie wymienia Iveya wprost, ale zdradza tajemnicę poliszynela. Ivey stał bowiem za innym, tajemniczym podmiotem, który był zainteresowany wykupieniem Full Tilta. W momencie, gdy oferta Biniona okazała się znacznie lepsza i zakładała natychmiastową spłatę amerykańskich graczy, gwiazdor wystosował pozew, aby przestraszyć potentata. Faktycznie mu się udało, natomiast oferta tajemniczego kupca od Iveya nie przeszła. Brunson właśnie tutaj doszukuje się prawdziwej winy. Zły osąd, chciwość, niechęć do poddania się etc. To jest przestępstwo, a patrzenie z innego punktu widzenia jest nielogiczne. Doyle jest przekonany, że wszyscy myśleli, iż porozumienie z Binionem dojdzie do skutku, dlatego spokojnie przyjmowali depozyty od graczy spoza USA.
Pod koniec swojego wpisu Doyle twierdzi, że jedynymi prawdziwymi zwycięzcami w tej sprawie będą prawnicy. Kto bowiem ma zapłacić za niezliczoną liczbę pozwów sądowych? Brunson twierdzi, że Lederera, Ferguson oraz Bitara na to nie stać. Udziałowców również, ponieważ większość z nich straciła pieniądze na hazardzie, bogate życie etc.
Nas jednakże najbardziej martwi jedno z ostatnich zdań w tym wpisie. Czy myślę, że wykupienie FTP przez Tapie dojdzie do skutku i że otrzymamy nasze pieniądze? Nie, nie sądzę, ale tam gdzie jest życie, jest również nadzieja, a umowa nie jest jeszcze kompletnie pogrzebana.
Tapie nie chce porozumienia?
Zupełnie niezależnie natomiast, kolejny wpis na swoim blogu zamieścił Matt Glantz, który jest w kontakcie z większością prosów z FTP i wydaje się być teraz ich głosem w całej sprawie. Jak się okazuje, większość profesjonalistów siedzi cicho, ponieważ na wypadek wycofania się Tapie z umowy, nie chcą zostać posądzeni o torpedowanie negocjacji oraz ostateczne wycofanie się Francuskiego miliardera. Glantz wyraźnie mówi: oni nie boją się, że nie transakcja nie dojdzie do skutku. Oni milczą, ponieważ jeżeli coś powiedzą, mogą zostać oskarżeni o to, że dlatego transakcja nie doszła do skutku. Pomimo tego, że większość z nich wydaje się nie widzieć żadnych szans na porozumienie w tym momencie, to nie chcą żadnych podejrzeń, że ich słowa spowodowały fiasko.
Niestety dla nas, pokerzystów, sprawa nie wygląda najlepiej, ponieważ sam Matt Glantz również nie wierzy w powodzenie całej operacji przecięcia Full Tilta przez Grupę Tapie. Pokerzysta twierdzi, że powody, dla których Tapie nadal zwodzi ludzi są zupełnie niejasne, ale na pewno nie jest to chęć zbawienia poker roomu i spłacenia graczy. Jednym z nich może być chęć wypromowania projektu pokera na stadionach, nad którym Laurent Tapie pracuje od lat.
Glantz argumentuje również, że niestety, osobiście nie spodziewam się, że układ z Tapie wypali, ze względu na ich ostatnie akcje. Tapie miał kilka miesięcy na przygotowania. Departament Sprawiedliwości utorował drogę Tapie do przejęcia FTP ponad trzy miesiące temu. Również ze względu na ich ostatnie przecieki oraz publiczną kampanię przeciwko zamieszanym w sprawę pokerzystom, pójście dalej wydaje się niemożliwe.
Glantz mówi jeszcze o innej możliwości, która jest jednak dość odległa. Rząd USA może nie potraktować Full Tilta jako poker roomu, ale jako piramidę finansową. Jeżeli to doszłoby do skutku, wówczas salda na kontach poszczególnych graczy byłyby nieistotne – liczyłaby się wyłącznie wysokość dokonanego depozytu, a co za tym idzie, wszystkie wygrane byłyby traktowane przez amerykańskie prawo jako fałszywy zysk.
Matt nie dopuszcza raczej takiej możliwości, argumentując, że to otworzyłoby możliwości graczom przegrywającym na odzyskanie pieniędzy i spowodowałoby jeszcze większy bałagan prawny. Lecz za chwilę asekuruje się i mówi: Ale podobnie jak FTP i Tapie, rząd USA ma swój własny porządek i nigdy nie wiadomo, co mogą zrobić.
Nadzieja matką … optymistów
Całego bałaganu związanego z Full Tiltem oraz prawdziwych intencji Tapie nie sposób ogarnąć. Wtajemniczeni siedzą cicho budując w nas nadzieje, że wszystko będzie dobrze, że deal dojdzie do skutku, a gracze z całego świata, nie tylko ze Stanów, dostaną na powrót swoje pieniądze. Brunson oraz Glantz mówią jednym głosem, że chcieliby się mylić i również podzielają tę nadzieję.
Jednakże od Czarnego Piątku nadzieja ta jest cały czas podsycana przez dziwne komentarze, nie mające pokrycia w faktach przepowiednie oraz lakoniczne komunikaty prawników ze wszystkich stron, które niczego nie wnoszą. Gracze, którzy stracili wszystko, zawsze będą tę nadzieję mieć, chyba, że ktoś w końcu powie jasno – „sprawa zamknięta, pieniędzy nie będzie”.
Z jednej strony FTP oraz Tapie dozują złe informacje bardzo umiejętnie, trzymając w ryzach społeczność pokerową i rozładowując napięcie za pomocą czasu oraz zawoalowanych prawniczym bełkotem obiecanek. Z drugiej jednak strony, gracze sami chcą mieć nadzieję i nawet w komunikatach, które niczego nie wnoszą, widzą jakieś pozytywy.
Czytam te artykuły w sprawie FTP i muszę przyznać, że świetnie to rozgrywają. Na każdy argument pojawia się kontrargument jeśli już kończy się temat pojawiają się kolejne „fakty” podtrzymując debatę kto i za co jest odpowiedzialny. Suma summarum (czy jakkolwiek się to pisze;) dalej gracze są w kropce. To wszystko nabierze sensu kiedy sprawa się wyjaśni ale z tej całej paplaniny jedyna myśl to „kasy nie będzie”…
jest to logiczne. Zainwestowanie $300mln w duży room, który od razu będzie przynosił zyski może okazać się korzystniejsze od budowania nieznanej marki od nowa, gdzie i tak trzeba będzie zainwestować niemałą sumę.
Nie sądzę, że będzie przynosił z miejsca zyski, nie tylko kasa pójdzie na spłatę graczy, ale i na organizowanie turniejów z gwarantowaną sumą i tu jest ryzyko, skoro ktoś ma kasę, to spokojnie może otworzyć room i wywalić 300mln na turnieje, co przyciągnie tłumy, a nie na spłacanie graczy, którzy i tak ten room będą mieli w głębokim poważaniu za to co im zrobił.
złodzieje taką kasę trzepać na prowizjach jeszcze depozyty zajebać.lol
Ciekawe, kto ostatecznie dostanie pozostałą kasę po FTP, bo wiadomo, że jednak jest to niezła sumka i gdzieś sobie tam leżakuje, może o to toczy się gra, bo, że ktoś ma ochotę spłacać graczy, to jest wątpliwe od samego początku, gdyż nie ma w tym żadnej biznesowej logiki.
a ja jestem ciekawy czy ktos ostatecznie za to beknie
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.