Co kilka lat (już od 2008 roku) wpada mi do głowy pomysł napisania tekstu, w którym pod różnymi hasłami podsumowuję mijający właśnie rok. Tym razem ponownie pokuszę się o taką formę opisania ostatnich dwunastu miesięcy. Zapraszam na część drugą, przed Wami nowy „Alfabet Jacka Danielsa”!
Alfabet Jacka Danielsa 2018 cz. I
J
Jack Daniels Poker Cup – mój turniej urodzinowy w tym roku miał swoją ósmą edycję i zgromadził rekordową frekwencję. Mieliśmy aż 194 wpisowe, co można uznać za wynik wręcz kosmiczny, biorąc pod uwagę czasy, w jakich przyszło mi ten turniej organizować. Zresztą z roku na rok jest coraz ciężej z możliwościami, a jednak ludzi na turnieju pojawia się coraz więcej, co pokazuje tylko, że impreza staje się już naprawdę kultowa. W 2019 roku odbędzie się oczywiście kolejna edycja!
JD Express – mój nowy cykl artykułów na Pokertexas. Wymyśliłem sobie niedawno taką formę komentowania najciekawszych wydarzeń mijającego tygodnia w świecie pokera i bardzo fajnie mi się nad kolejnymi tekstami pracuje. Słyszałem co prawda opinie, że pojedynczy akapit każdego odcinka mógłby być w zasadzie oddzielnym artykułem, ale ja lubię pisać teksty długie, więc wolę taką formułę. Zastanawiam się też nad wersją w formie vloga, ale to pewnie w przyszłości…
Juras – od jakiegoś czasu mój najbliższy przyjaciel, na którego zawsze mogę liczyć. Poznaliśmy się kilka lat temu w warszawskim Hicie, gdy… wywalił mnie z turnieju i mu (podobno, bo tego nie pamiętam) pocisnąłem w swoim stylu. Prowadzi klimatyczny hotel w nadmorskim Jarosławcu, do którego uwielbiam przyjeżdżać na odpoczynek. W grach wszelkiej maści ma tak nieprawdopodobny „beret”, że nie mieści się to w głowie. W połączeniu z jego gamblerską duszą jest niezniszczalny w kasynach. Istne dziecko szczęścia, czego się nie dotknie, obraca to w złoto. Do tego wiecznie uśmiechnięty, zawsze zadowolony, ciągle szczęśliwy. Nie można go nie lubić. Byłby naprawdę świetnym pokerzystą, gdyby miał więcej cierpliwości przy stole, bo gra tak nieprzewidywalnie, że jego rywale nie są w stanie go rozgryźć. Ma tak samo ostro nasrane pod sufitem jak ja, więc rozumiemy się doskonale.
K
Kabrhel Martin – chyba największy cudak w świecie pokera ostatnich miesięcy. Przy stole zachowuje się tak, że nienawidzą go już chyba wszyscy – zarówno przeciwnicy, jak i obserwatorzy jego poczynań. A mimo wszystko w tym roku wygrał ponad 4 mln dolarów i skutecznie zamyka pyski wszystkim swoim krytykom wynikami. Ostatnio mieliśmy z Doro okazję porozmawiać z czeskim dziennikarzem pokerowym, który zapatrzony jest w niego, jak w święty obrazek i uważa go za pokerowego guru. Podobno nieprawdopodobny łeb matematyczny i strategiczny. No i być może tak jest, ale wciąż nie zmieniam swojego zdania, że przy pokerowym stole jest ostatnim kretynem, a jego zachowanie to patologia. I póki tego nie zmieni, to szacunku do niego nie nabiorę.
Kapustary – najbardziej nieujarzmiona fryzura polskiego pokera, w tej dziedzinie rywalizować z nim może chyba tylko Fenek. Styl uczesania można określić jako „piorun dupnął w szczypiorek”. Jeden z najlepszych polskich komentatorów pokera – ma do tego odpowiedni głos, wiedzę, podejście do widza, cierpliwość. Nawet wtedy, gdy z ekranu wieje nudą, on jest w stanie wyciągać z tego plusy dla widza. Chyba mój ulubiony współkomentator, doskonale się z nim pracuje.
Kassouf William – drugi po Kabrhelu pokerowy pajac. Nienawidzi go Shaun Deeb, któremu podrywał żonę, a Sam Trickett mówił niedawno, że w ogóle wyeliminowałby go z pokera (z czym się zgadzam). W tym roku „popisał się” kradzieżą żetonu o wartości 100 funtów przy stole do ruletki, co zaowocowało tym, że wywalono go z kasyna na zbity pysk, a chwilę później stracił kontrakt sponsorski od 888poker. Hałasu narobił wokół siebie mnóstwo, a pokerowe wyniki w 2018 roku pokazują jasno, że jest co najwyżej gównoregiem z dolnej półki. Jak widać mocny jest tylko w gębie…
Kądziel – znamy się od lat i bardzo go lubię, ale w tym roku strasznie mnie wkurzył! Gdy w kwietniu poleciałem do Barcelony robić relację, to on w tym samym czasie wygrał Poker Fever Cup i pisał o tym Doro, a nie ja! Ewidentnie złośliwie! Na bank!
Kiler – na pokerowej scenie jest już od bardzo dawna i znają go (choćby ze słyszenia) już chyba wszyscy. Kiedyś wymyślił sobie, że zdobędzie najwięcej „flag” na Hendon Mobie i skutecznie realizuje ten cel. Cashował turnieje już w 43 krajach świata (w tym roku choćby w Brazylii, Korei Południowej, Australii czy na Tajwanie) i zdecydowanie prowadzi w tej klasyfikacji. Pytanie tylko, czy w końcu nie zdobędzie już wszystkich flag i nie będzie miał już co robić. W końcu w pokera nie gra się wszędzie…
?✈ With just a few days left in 2018 let's take a look at the #FlagHunter Leaderboard:?? Henri Ovaska leads with a…
Publiée par The Hendon Mob sur Vendredi 21 décembre 2018
Konsultant – świetna przygoda, którą miałem w tym roku. Zostałem konsultantem przy produkcji filmu „The Coldest Game” w reżyserii Łukasza Kośmickiego. Film co prawda nie jest o pokerze, ale zaczyna się sceną gry w pokera i trzeba było delikatnie pomóc. Dzięki temu miałem okazję zobaczyć, jak wyglądają przygotowania do filmu czy praca na planie (autobus z cateringiem to miazga!!), co zawsze mnie bardzo interesowało. Ale najlepsze w tym wszystkim było to, że poznałem dwie gwiazdy amerykańskiego kina – Williama Hurta i Billa Pullmana! Z tym drugim przegadałem jednego dnia kilka godzin w Pałacu Kultury (gdzie kręcono film) i opowiadał mi nawet o cashówkach gwiazd Hollywoodu, na które był zapraszany.
Wczorajszą noc spędziłem na imprezie z okazji zakończenia zdjęć do filmu „The Coldest Game”, w którym byłem…
Publiée par Jack Daniels – Poker & Media sur Samedi 21 avril 2018
Krupierki – moje „oczko w głowie” podczas wszystkich turniejów (obok kelnerek i masażystek, rzecz jasna!). Zdjęcia „sikorek” są już tradycją w każdej mojej relacji i cieszą się chyba sporym zainteresowaniem. Ale nie ma się co dziwić, bo przy pokerowych stołach siadają czasami prawdziwe petardy i udokumentować to na zdjęciach dla potomności uważam za swój dziennikarski obowiązek!
Książka – tak, tak, wiem… Miała być już dawno temu, nie ma jej do tej pory, a pytanie „Co z książką?” jest najczęściej zadawanym mi pytaniem w 2018 roku. Ale jak już tłumaczyłem pod hasłem „Czas” zwyczajnie nie mam kiedy jej dokończyć. Dłubię, dopisuję po kawałku, brakuje już niewiele, ale w sumie i tak końca nie widać. Wystartowałem z tym projektem z buta i wydawało mi się, że skończę to wszystko w moment, ale potem nastąpiła blokada, brak weny, brak cennego czasu… I tak się to wlecze i ciągnie od miesięcy. Ale uwierzcie mi, że nikt nie czeka na tę książkę tak, jak czekam na nią ja! No, może jeszcze Eric de Solo, który i tak ma nad podziw dużo cierpliwości, jako mój wydawca… Ale będzie, obiecuję, że pojawi się już lada moment! To główny i najważniejszy punkt programu na początek nadchodzącego roku! I mam nadzieję, że będziecie zadowoleni!
L
Las Vegas – Mekka pokerzystów, miejsce rozgrywania World Series of Poker i żelazny, stały i niezmienny punkt na mojej liście „must see”. Póki co do tego daleko, ale żyję przynajmniej marzeniami. W tym roku odbędzie się tam pięćdziesiąty WSOP i idealnie byłoby polecieć tam w tym roku z aparatem w dłoniach, ale jak polecę po prostu „kiedyś”, to też żalu do losu mieć nie będę. Uważam, że moim obowiązkiem, jako pokerowego dziennikarza, jest się tam pojawić podczas największej pokerowej imprezy na świecie. I kiedyś to zrobię! Koniec, kropka.
Legalizacja – mija już dziewięć lat, odkąd walczymy o prawo do istnienia legalnego pokera w tym kraju i jak na razie nie wywalczyliśmy nic. Dlaczego? Pisałem już o tym nie raz i nie dwa, ale w skrócie powiem tak – przez wyjątkową słabość naszego środowiska i brak wywierania jakiejkolwiek presji na ludziach będących akurat u władzy. Nieliczne działania są słabe, brak im odgórnej koordynacji, szybko są olewane i temat się rozmywa. Gdy sobie tylko pomyślę, że do złożenia w Sejmie projektu ustawy obywatelskiej potrzebnych jest aż 100.000 podpisów, to myślę, że w naszym przypadku nigdy nie byłoby to możliwe. Potrzebujemy więc cudu…
Legalny Poker – niepozorna na starcie inicjatywa przerodziła się w największy projekt pokerowy w mijającym roku. Objęła swoim zasięgiem wiele miast, a na turniejach organizowanych przez Legalny Poker zagrały już tysiące graczy i amatorów gry w całym kraju. Do tego doliczyć należy zagraniczne finały, turnieje specjalne, eventy charytatywne… Na początku wiele osób (w tym i ja, nie ukrywam) śmiało się, że granie „o żelazko i lokówkę” ich nie interesuje, ale z każdym miesiącem ten projekt przyciąga nowych fanów pokera, nie tylko tych rekreacyjnych. Pokazuje to tylko dobitnie, jak wielki głód gry na żywo panuje w naszym kraju.
M
Machoń Bartek – znam kilku spokojnych, cichych i zamkniętych w sobie pokerzystów, ale chyba żaden z nich nie może się równać z Bartkiem. Miałem okazję obserwować jego grę w Barcelonie i nie widziałem chyba większego introwertyka. Nie ma w tym oczywiście nic złego, ale pokerzyści mają zazwyczaj zupełnie inne charaktery i usposobienie. To jeden z najgrubiej grających polskich pokerzystów, stały uczestnik high rollerów online i live, a pokerowa publiczność nie wie o Bartku praktycznie nic. Na moich oczach zamienił 2.500€ wpisowego na 265.000€ w turnieju w Barcelonie, a przez jego twarz nie przemknął nawet cień uśmiechu. Marzę o zrobieniu z nim wywiadu!
Milion dolarów – kwota dla większości kosmiczna, określająca jakiś niebotyczny poziom bogactwa. A okazuje się, że to wcale nic takiego w świecie pokera! W 2018 roku aż 135 zawodników wygrało minimum milion baksów grając w pokera na turniejach! W tej stawce mamy tylko jednego Polaka i jest nim oczywiście zwycięzca Main Eventu EPT Barcelona – Piotrek Nurzyński.
Molly’s Game – po wielu latach pojawił się w kinach film o pokerze, który dało się w końcu obejrzeć z zainteresowaniem i bez cienia zażenowania. Historia Molly Bloom jest bowiem równocześnie pasjonująca, interesująca, wciągająca, jak i mimo wszystko tragiczna. W tym samym czasie w Polsce ukazała się też książka, na podstawie której tej film nakręcono i gorąco polecam obie wersje tej historii. Bledną przy niej wszystkie pokerowe newsy o grach na najwyższe stawki… Choć polski tytuł (książki i filmu) „Gra o wszystko” jak zwykle ssie!
N
Na waleta – audycja radiowa o pokerze w radiu Weszło FM, czyli najciekawszy projekt, w którym zacząłem się udzielać w tym roku. Razem z Jankiem „Dżonym” Cioskiem robimy coś, o czym jeszcze rok temu można było jedynie pomarzyć – jesteśmy z pokerem w mediach nie zajmujących się jedynie tematyka pokerową! Pewnie wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak ważne jest to dla naszego środowiska. Wyszliśmy z pokerem „do ludzi” i możemy o nim opowiadać, tłumaczyć, wyjaśniać, zapraszać gości. Mam mnóstwo pomysłów na tę audycję i chciałbym zrealizować wszystkie po kolei, bo to ogromna szansa na pokazanie światu, że poker to nie takie zło, jak większość myśli.
Nurzyński Piotrek – sprawca największej niespodzianki na polskiej scenie pokerowej w tym roku. Z anonimowego dla wszystkich gracza stał się w kilka dni czwartym w historii Polakiem, który wygrał Main Event EPT! Sprawa niesamowita, sukces ogromny, kasa potężna. Wygrana lekarza z Warszawy w wysokości ponad miliona euro nie uszła też uwadze mainstreamowych mediów. Ale ja osobiście mam mały żal do Piotrka, bo zaraz po jego wygranej prosiliśmy go dwukrotnie (przez osoby trzecie) o udzielenie wywiadu, a on dwa razy nam odmawiał, tłumacząc się chęcią zachowania wokół siebie ciszy, po czym… udzielił wywiadu gdzie indziej.
O
Obywatel – jeden z dinozaurów polskiego pokera, a równocześnie jeden z najmądrzejszych, najrozsądniejszych pokerzystów, jakich przyszło mi poznać. Od zawsze jest z boku, nie udziela wywiadów, nie ma go w social mediach, nie szuka sławy, poklasku i hałasu wokół siebie. Pewnie mało kto nawet pamięta, że prawie wygrał Main Event EPT (drugie miejsce w Tallinie w 2011 roku). Życiowo chyba najbardziej poukładany polski pokerzysta, który potrafił przekuć sukces pokerowy na spokojne, dobre życie. Gdyby tylko chciał kiedyś o tym opowiedzieć, to byłby z całą pewnością wzorem do naśladowania dla wszystkich młodych graczy. Tylko kto go namówi w końcu na wywiad??
Olszowy Arek – niezwykle interesujący człowiek, którego historię zna niewiele osób w naszym pokerowym środowisku. Kiedyś obiecujący dziennikarz radiowy, za komuny walczył w podziemiu, wyemigrował do Niemiec, skąd wrócił (jak sam mi kiedyś opowiadał) w dziurawych butach wypchanych gazetą. Teraz odnoszący sukcesy biznesmen w branży turystycznej. Wielki miłośnik żeglarstwa, kotów, podróży i dobrego jedzenia. Przy okazji pokerzysta, choć określa się mianem gracza rekreacyjnego, a ostatnio przebąkiwał coś o pokerowej emeryturze. Współzałożyciel teamu Polish Eagles, o którym jednak zrobiło się ostatnio trochę ciszej. Kocha Afrykę, stale pomaga dzieciom z jednej z afrykańskich wiosek. To on zaszczepił we mnie miłość do Teneryfy, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny. Kiedyś zrobię z nim wywiad-rzekę i to będzie bombowy materiał.
Po sześciu tygodniach, ale w końcu poczki dotarły. Rok temu otwierałem je razem z nimi. Radość znowu ogromna. Podziękowania od dzieci dla Pani Karoliny i jej męża z Powsina. pic.twitter.com/sUCeG7KHe9
— Arkadiusz Olszowy (@XenuThetan) December 18, 2018
Ołomuniec – polska stolica pokera, choć wiem, że brzmi to dość dziwnie, gdy mówimy o czeskim mieście. Ale tak się stało, przede wszystkim dzięki turniejom z cyklu Poker Fever. Z Polski do Ołomuńca jest blisko, mają doskonałe kasyno, w Czechach obowiązuje dobre prawo pokerowe, a Czesi nie brzydzą się polskimi pieniędzmi, jak polskie Ministerstwo Finansów. Wynik tego równania mógł być więc tylko jeden…
Onet – osobiście nie znoszę tego portalu i jego clickbaitowych tytułów, ale w tym roku to właśnie tam ukazał się najlepszy artykuł o polskim pokerze w mediach mainstreamowych. Przemek Langier, autor tego tekstu, musiał przejść drogę przez mękę, aby artykuł „Milionerzy” się ukazał, ale naprawdę było warto o to powalczyć. Świetnie pokazana obecna rzeczywistość polskiego pokera. Dla mnie też chwila radości, bo po pierwsze do tego tekstu udzieliłem paru wypowiedzi, a po drugie użyczyłem do niego swoich zdjęć. Co prawda to tylko kropla w morzu naszych potrzeb, ale cieszy fakt, że artykuł cieszył się na Onecie ogromnym powodzeniem i przeczytało go mnóstwo osób.
Opole – odwiedziłem to miasto po raz pierwszy w tym roku przy okazji jubileuszowego koncertu Michała Wiśniewskiego i Ich Troje, na który zostałem zaproszony. Ale to miasto kojarzy mi się przede wszystkim z grupą lokalnych pokerzystów, z którymi znam i lubię się od dawna. Bolo, Jari, Jazdag, Beef, Niedźwiedź, Charry, Denis i kilku innych chłopaków z Opola tworzą naprawdę świetną ekipę i pojawiają się często na pokerowych eventach. Nie zawsze wszyscy, nie zawsze w komplecie, ale swoją obecność akcentują na praktycznie każdym pokerowym festiwalu i są jego nieodłącznym elementem. A ja wciąż obiecuję sobie, że w końcu wyląduję na imprezie w opolskim Ministerstwie Śledzia i Wódki, do którego zapraszano mnie już chyba ze sto razy i do tej pory tam nie dotarłem (sorry Beef, naprawię to w 2019!).
P
Pańka Dominik – nie był to jakiś oszałamiający rok w wykonaniu Dominatora (choć przekroczył w tym roku już 3 mln dolarów wygranych w turniejach), ale to, co zdziałał i tak wystarczyło do wygrania klasyfikacji na Gracza Roku w Polsce w klasyfikacji GPI. Osobiście uważam co prawda, że taki tytuł bardziej należałby się chyba Dimie Urbanowiczowi, który miał w końcu dwa stoły finałowe na WSOP, ale punktacji się nie oszuka… Odnoszę wrażenie (być może mylne, nie wiem), że Dominik nie ma ostatnio takiego pokerowego „głodu zwyciężania” i nie stara się grać na siłę wszędzie, gdzie się da. Wiele ciekawych eventów w tym roku odpuścił, na WSOP pojawił się praktycznie tylko na chwilę… Największe sukcesy w ostatnich dwóch latach odnosił na Cyprze, gdzie co jakiś czas pojawia się na festiwalach Merit. Wciąż jednak absolutnie najpopularniejszy polski pokerzysta i chyba długo nic tego nie zmieni.
Papacek Roman – nemezis polskich pokerzystów w Ołomuńcu. Wszyscy się dziwią, czemu to właśnie on wiecznie wygrywa w Go4Games, a on robi swoje i zgarnia puchary Poker Fever, jakby już przed grą ktoś przeznaczył je dla niego. Jest graczem nieprzewidywalnym, niewygodnym, agresywnym i nie bojącym się gry w pokera, czym skutecznie ogrywa większość swoich przeciwników. Ale to przy okazji naprawdę sympatyczny gość.
Player Wear – jeden z tych projektów, który po wielu latach planowania udało mi się w końcu zrealizować wspólnie z Wydawnictwem Player. Produkcja pokerowych ciuchów chodziła za mną od dawna i w końcu udało się wystartować, z czego się bardzo cieszę. Projekt rozkręca się powoli, wzorów nie ma jeszcze jakoś specjalnie dużo, a i sprzedaż nie jest jakaś wielka, ale początki nigdy łatwe nie są. Nie rezygnujemy jednak i będziemy się starali wprowadzać co jakiś czas coś nowego w przyszłym roku.
Plany – na początku tego roku zrobiłem sobie bogate plany na nadchodzące dwanaście miesięcy i… nie zrobiłem z tego prawie nic! Nie wiem, czy jestem tak mało zorganizowany, czy żyję tylko chwilą obecną, czy może zwyczajnie łapię nadlatujące co chwilę okazje i zajmuję się nimi, a nie czymś, co sobie tylko wymyśliłem w głowie. Wielkich pretensji do siebie nie mam (tylko za niedokończoną książkę pluję sobie w brodę), bo z kilku planów wyszły nici, ale zacząłem z kolei realizować zupełnie inne tematy (jak choćby audycję w radiu). Jednak planowanie przyszłości nie należy do moich najmocniejszych stron, więc w tym roku sobie daruję…
Poker Fever – w tym roku na festiwalach Poker Fever spędziłem w sumie ponad dwa miesiące (a i tak jeden przystanek opuściłem), mogę więc chyba śmiało powiedzieć, że trochę się naoglądałem, nasłuchałem i wiem, co w trawie piszczy. Festiwale te są obecnie jedyną formą budowania polskiej społeczności pokerowej, gromadzą zarówno prosów z najwyższej półki, jak też totalnych amatorów i graczy wybitnie rekreacyjnych. Ta mieszanka (plus gracze lokalni) tworzą niepowtarzalny klimat. Wciąż marzy mi się jednak (pewnie nie tylko mi) Poker Fever zorganizowany na polskiej ziemi, w polskim mieście, tylko dla polskich graczy, z wielka pompą i obecnymi mediami. Może w przyszłości coś z tego wyjdzie, póki co jeździmy i gramy na obczyźnie.
Pokertexas – we wrześniu tego roku minęły trzy lata, odkąd objąłem stołek redaktora naczelnego tego portalu. Od osoby zupełnie postronnej i nie żyjącej pokerem, za to trochę mnie znającej, usłyszałem ostatnio, że jestem totalnie zafiksowany na punkcie swojej pracy i wszystkim, co się z nią wiąże, a robota pochłania mnie z każdym rokiem coraz bardziej. I gdy się tak zastanowić, to chyba tak właśnie jest. Nie wiem czy „niestety”, czy „na szczęście”, ale żyję tą pracą każdego dnia, nawet na urlopie czy podczas świąt. Tak już mam, raczej się nie zmienię, poczucie pewnego obowiązku jest we mnie silnie osadzone i potrafię dla pracy odłożyć w zasadzie wszystko inne na bok. A i tak wiecznie uważam, że mam jeszcze mnóstwo do zrobienia…
Polish Poker Series – ostatnio skrót PPS opisałem jako „Popłuczyny Po Sukcesie” i jest to chyba najbardziej trafne określenie tego, co stało się z najpopularniejszym swego czasu cyklem turniejowym w Polsce. Zamiast tłumów – pustki i niedobitki. Zamiast świetnej organizacji – żal i żenada. Zamiast relacji – totalna cisza medialna, nigdzie nie ma nawet wyników. Zamiast wielkich pul nagród i sponsorów – granie o pietruszkę i kilka groszy. Tego już nawet nie można nazwać słowem upadek, to jest już klęska. Złożyło się na to wiele czynników, o których pisałem w swoich artykułach w ostatnich latach, ale jeden jest wśród nich podstawowy – organizatorzy postanowili wypiąć się na pokerzystów, dając im m.in. po kolei bany w kasynie Hit w Warszawie (w tym oczywiście również mi). Od tamtej pory cykl umiera i nie sądzę, żeby kiedyś się jeszcze odrodził.