To historia, która na pewno nie jest jeszcze zakończona. Aaron van Blarcum jeszcze nieco rok temu miał zaledwie sześć miejsc płatnych na koncie. Dzisiaj ma ponad 4,1 mln dolarów w cashach.
Historia Aarona van Blarcuma jest fascynująca. Nie jest to bowiem gracz młodej szkoły pokera, który nagle niczym Fedor Holz podbił turniejową scenę. Amerykanin jest biznesmenem i byłym właścicielem klubu nocnego. Rok temu zajął 212 miejsce w Main Evencie WSOP. To był początek jego fenomenalnych wyników.
– Miałem kilku kolegów, którzy grali turnieje pokerowe. Od dawna chcieli mnie w to wciągnąć. Ja jednak zawsze grałem cashówki. Dla zabawy wskoczyłem do Main Eventu, aby zobaczyć, co będzie. Poradziłem sobie nieźle i dobrze bawiłem. Później postanowiłem zagrać wszystkie eventy WPT i akurat w pierwszym wygrałem – tak to się rozkręciło. Zauważyłem, że grając turnieje bawię się doskonale, a więc stwierdziłem, że spróbuję grać dalej i tym kierunku rozkręcę swoją grę – mówi w rozmowie z Cardplayerem.
Van Blarcum zwyciężył w turnieju WPT Legends of Poker za co zainkasował 473.490$. Parę miesięcy później zajął drugie miejsce w Main Evencie Caribbean Poker Party – zagrało tam 948 graczy. Tym razem zgarnął 970.000$ za drugie miejsce. Dzisiaj ma już na koncie 4,1 mln dolarów!
Amerykanin nie jest oczywiście amatorem, bo w pokera gra już od około dwudziestu lat. Początkowo były to niskie stawki. Dziesięć lat temu grał w prywatnych grach na stawkach od 25/50$ do 100/200$ Pot Limit Omaha. Nigdy specjalnie nie interesował się turniejami ze względu na to, że zajmują dużo czasu. Dzisiaj jednak turnieje są nieco krótsze, a Van Blarcum postanowił grać High Rollery, który trwają czasem jeden lub dwa dni. Również w nich radził sobie dobrze.
– To było tuż po Caribbean Poker Party. Widziałem tam wtedy te wszystkie High Rollery i oglądałem akcję w nich. Kiedy zająłem drugie miejsce w turnieju za 10.000$ i wygrałem 970.000$, postanowiłem spróbować sił w eventach z wyższym wpisowym. Wskoczyłem do nich podczas Five Diamond w grudniu. W kilku pierwszych, które grałem, zająłem pierwsze i drugie miejsce w turniejach za 25.000$ i 50.000$. Wtedy zacząłem już rozglądać się za tym, gdzie są takie eventy, aby podążać za festiwalami i grać właściwie wszystkie. Później udałem się chyba do Australii – wspomina.
Nie miał problemów z dostosowaniem się
Pokerzysta mówi, że nie czuł się nieswojo rywalizując z najlepszymi graczami na świecie. Grał może nieco bardziej tight niż normalnie, ale dlatego, że wcześniej nie rywalizował z tymi rywalami. Do tego sama atmosfera jest dość sympatyczna.
– Nie miałem pewności, jak to będzie wyglądało, ale kiedy zacząłem z wszystkimi podróżować, okazało się, że są bardzo mili. To około 50 do 80 osób, które regularnie grają te eventy na całym świecie i wszyscy się znają. Nie powiem, że to jest może jak home games, ale kiedy siedzisz znowu z wszystkimi, która znają się dość długo, wiesz poniekąd, jak oni grają. Nikt tam po prostu nie siedzi, wszyscy rozmawiają. Podoba mi się, że jestem też tego częścią. To fajne. To jak specjalna, mała społeczność – opisuje.
Van Blarcum przyznaje, że może początkowo miał pewną przewagę związaną z tym, że jego oponenci nie znali stylu gry nowego gracza. Dość szybko jednak zorientowali się, bo są doskonałymi obserwatorami. Podkreśla też jednak, że nie ma z tym problemu, a rywalizacja z fantastycznymi graczami go nie onieśmiela.
To, że turnieje są krótsze, to jeden z powodów, dla których dołącza do eventów z ogromnym wpisowym. Drugim są same wysokie stawki. Chce po prostu wygrać więcej.
– O to właśnie chodzi. Krótsze turnieje i wysokie stawki. Jeżeli je gram, to chcę oczywiście wygrać jak najwięcej, prawda? Sposobem na to jest gra eventów z największym wpisowym. Wolę jednak zagrać pięć turniejów w tygodniu, gdzie scashuję lub mogę wygrać przykładowo 1,2 mln dolarów, zamiast grać dłuższy turniej WPT, gdzie za pierwsze miejsce jest 350.000$ – mówi.
Na początku roku pokerzysta postanowił wybrać się do Australii. Tam zagrał nawet event za 250.000$. Trzeba przyznać, że to niesamowity przeskok – wszak parę miesięcy wcześniej nie miał pod tym względem żadnego doświadczenia.
– To była świetna zabawa. Chciałem to zrobić, shotować tam, bo radziłem sobie w nieźle grając w Australii. Jako, że poradziłem sobie dobrze w dwóch eventach za 100.000$, grałem też kilka innych, to postanowiłem wskoczyć do turnieju. Bawiłem się dobrze. Będę chciał je częściej grać. Nie sądzę, abym mógł grać każdy turniej za 250.000$, ale do 100.000$ czuję się dobrze. Ten poziom ćwierć miliona dolarów jest trochę poza moją strefą komfortu. Jeżeli jednak festiwal się kończy, a ja jestem na plusie, to mogę wyłożyć 250.000$. Takie mam w tym momencie podejście.
Oczywiście van Blarcum mówi, że uwielbia samą rywalizację. Poniekąd to właśnie ten element w jego naturze napędza go do lepszej nauki i poprawy błędów.
– Wiesz, natura związana z chęcią do rywalizacji pomaga w nauce. Pomaga w tym, że obserwujesz ludzi, ich grę i uczyć się może nawet więcej niż inne osoby, bo nie chcesz zostać w tyle. Kiedy tylko popełnię błąd, staram się wracać do poprzednich rozdań i rozgrywam je w głowie. Może ta ręka, przez którą odpadłem, nie była zagrana źle, ale nie miałem dość żetonów żeby się wycofać i temu poniosłem porażkę. Cofam się więc i szukam momentu, w którym straciłem żetony, aby na przyszłość wiedzieć, jak zagrać inaczej i dojść dalej. Ambicja pomaga mi pracować nad tym więcej niż inne osoby – wyjaśnia.
Poker live zaczyna wracać, ale wydaje się, że dojście do poprzedniego stanu może zająć trochę czasu. Amerykanin mówi, że ten czas wykorzystuje na rozwój biznesu. Później jednak wróci na scenę High Rollerów i zagra wszystko na WSOP, kiedy festiwal się odbędzie. W tym momencie chce grać, podróżować po świecie i rywalizować. Taki jest jego plan na najbliższe dwa lata.