Już dziś startuje festiwal Poker Fever w Rozvadovie. Daleko? Większe wpisowe? Może i tak, ale poziom graczy rekompensuje wszystko z nawiązką. Myśleliście, że w Ołomuńcu o wygrane jest łatwo, bo radośni Czesi wszystko oddadzą? W King's Casino jest jeszcze lepiej!
Spora część z Was kojarzy mnie pewnie z festiwali Poker Fever w Ołomuńcu. To głównie tam grałem w 2017 roku. Raz z lepszym skutkiem, raz z gorszym, ale generalnie narzekać nie mogłem. Po drodze były między innymi Bratysława, Tallinn, Ryga czy Wiedeń, lecz do Rozvadova nigdy wcześniej dotrzeć mi się nie udało. Teraz przytrafiła się okazja – nie tylko ze względu na Poker Fever, ale też Grand Prix Germany. Trzytygodniowy maraton w King's Casino, dziesięć wygranych ticketów w satelitach, dużo turniejów w planach i… spora ciekawość.
Słyszałem o tym, że w Rozvadovie poziom, delikatnie mówiąc, nie powala. Ale czegoś takiego się nie spodziewałem! Pierwszy turniej – dzień 1B Grand Prix Germany. Przy stołach absolutna bonanza, w związku z czym szybko nabudowałem się z 100.000 startowego stacka do około 280.000. Podczas poziomu 800/1.600 jeden z agresywnie grających Niemców nagle postanowił zlimpować z UTG. Na buttonie podniosłem dziewiątki i nieco zgłupiałem – wcześniej głównie otwierał, więc postanowiłem po prostu dołożyć.
Flop wręcz wymarzony – J97 z dwoma karami. W puli sześć osób, wspomniany gracz betuje za około 70% puli, na co odpowiadam oczywiście sporym raisem. Dostaję sprawdzenie i po blanku na turnie wypalam kolejną beczkę. Call, river w postaci ósemki (bez kara) i natychmiastowy donk bet all-in. W puli jakieś 100.000 żetonów, ja mam z tyłu 230.000, Niemiec jakieś 350.000. Czyli efektywnie blisko 150bb tylko na samym riverze. Jako, że wcześniej grał już w ten sposób ze trzy razy (nigdy nie było sprawdzenia), to po prostu nie mogłem tego zrzucić – jedyne, co miało sens, to flushdraw z gutshotem. Pokazał… QJo. Wziąłem ogromną pulę, Niemcowi zostało 120.000 żetonów, a więc więcej, niż wynosił startowy stack, ponad 70 big blindów. Efekt? All-iny w ciemno aż do momentu, gdy wyleciał z turnieju.
Myślicie, że to pojedynczy przypadek? W jednodniowym Deepstacku we wtorek jeden z graczy przyszedł do stołu (podczas pierwszego poziomu blindów) i pierwsze co zrobił, to zapytał o to, przez ile leveli dostępna jest opcja re-entry. Przyszło rozdanie, w którym otworzyłem z TT, dostałem 5 calli (to standard w Rozvadovie, szczególnie na pierwszych levelach). Flop w postaci T 6 2 był całkiem przyjemny, poszedł spory c-bet i call od wspomnianego fantasty. Po turnie w postaci K gość wsuwa się za 30.000 żetonów, na blindach 100/200, kiedy w puli jest około 6.000! Znów nie miałem innego wyjścia niż szybkie sprawdzenie – pokazał A K i oddał sporo żetonów. A kwadrans później udał się po re-entry…
Jedni callują lub pushują z dwoma dowolnymi kartami, a inni są w stanie praktycznie wszędzie znaleźć możliwość spasowania. Wiadomo, że jestem specjalistą od satelit, prawda? Usiadłem więc do satelity do King's Deepstack Cup. Otwieram z QJo, dostaję cztery calle (co za niespodzianka!) i po flopie w postaci J T 8 c-betuję. Po dwóch callach i 6 na turnie decyduję się na kolejnego beta, żeby ściągać value od drawów. Po jednym callu drugi z graczy wsuwa się za niewiele więcej, ja dosuwam stacka, a ten ostatni… folduje i odsłania seta szóstek! Sprawdził na flopie czwartą parę, aby potem zrzucić seta – gdybym nie zobaczył, to w życiu był mnie uwierzył…
Ale to nadal nie jest najlepsza historia. W dniu 1C turbo turnieju King's Deepstack Cup zostało mi 8.900 żetonów na blindach 1.000/2.000. Nie będę ukrywał, po sporym spazzie (choć miałem parę i nutsowy flushdraw, to było spokojnie do zrzutki). Otwieram z cutoffa za 6.000, dostaję calle od osób na small blindzie i big blindzie. Na flopie AQT rainbow dosuwam resztkę, a rywale… zrzucają karty! Triple up bez showdownu? W Rozvadovie wszystko jest możliwe!
Już dzisiaj zaczynamy festiwal Poker Fever. Zapewne nie będzie na nim aż tylu Polaków, co w Ołomuńcu. Niemców i graczy z innych krajów z pewnością jednak nie zabraknie. A opisanych przeze mnie rozdań spokojnie mogłoby się po tych pięciu dniach znaleźć z dziesięć razy tyle – dzieją się tu absolutne cuda, a pieniądze po prostu czekają. Tylko jeszcze musi obyć się bez podobnych cudów w wykonaniu (głównie polskich!) krupierów. Bo mogę dużo opowiadać, ale na dziesięć turniejów scashowałem na razie jeden…