Trochę lepsze (jeżeli można tak to określić) wiadomości dochodzą do nas z Ministerstwa Finansów. Rząd postanowił wycofać się z opodatkowania wygranych w kasynach – robi to jednak po cichu.
Przypomnijmy, że pod koniec zeszłego roku Ministerstwo Finansów wymyśliło iście innowacyjne rozwiązanie i zdecydowało się opodatkować wygrane w kasynach. Takiego rozwiązania nie stosuje żaden kraj w Unii Europejskiej. Okazało się jednak, że regulacje zapisane zostały tak, że opodatkowane zostały przegrane. Przepisy te weszły w życie z dniem 1 stycznia 2018, ale jak informuje Puls Biznesu – Ministerstwo Finansów postanowiło się z nich wycofać.
Problem powstał, bo resort finansów postanowił przenieść zapis z definicji podstawy opodatkowania podatkiem od gier do nowelizacji. Każdy z graczy miałby więc płacić 10% podatku od jednorazowej wygranej wynoszącej powyżej 2.280 złotych. Ta zdefiniowana była jako „różnica między sumą wpłaconych stawek a sumą wypłaconych wygranych w trakcie jednorazowego pobytu w kasynie gier lub salonie gier na automatach”.
Problem pojawił się, kiedy zapis ten ujrzeli prawnicy. Ocenili oni, że oznaczał będzie iż opodatkowane będą… przegrane. Puls Biznesu zapytał Ministerstwo Finansów o interpretację przepisów, ale urzędnicy błędu nie widzieli, bo stwierdzili, że „różnica” to nie jest zwykły wynik odejmowania.
Kiedy prawnicy łapali się za głowę, wiceminister finansów Wiesław Janczyk wysłał do kancelarii premiera projekt nowelizacji, który usuwał błędną definicję wygranych. Zrobił to już dzień po interwencji dziennikarzy. Minister chciał, aby nowelizacja weszła w życie już 1 lutego tego roku. Dziennikarze serwisu dotarli do jeszcze ciekawszych informacji – rząd postanowił jednak wycofać się w ogóle z pomysłu opodatkowania gier w kasynach i salonach gier!
Nieprzemyślany pomysł
Pierwsze informacje o daninie pojawiły się na początku listopada. Dodatkowy podatek, który musieliby płacić gracze byłby problemem dla samych kasyn (które już płacą aż 50% podatku), a także dla salonów gier z automatami, które wkrótce zacznie otwierać Totalizator Sportowy. Efektem mogłoby być zwiększenie się szarej strefy i utrata wpływów do budżetu.
Ministerstwo zakładało, że gracze kasynowi będą płacić taki sam podatek, jak ci, którzy obstawiają zakłady czy też grają w Lotto. Zapomniano jednak o paru istotnych kwestiach. Pośród graczy bukmacherskich podatek 10% płaci bardzo mała część obstawiających, bo 1-2% osób. Jeszcze mniejszy odsetek graczy płaci tę daninę w przypadku Lotto. Dodatkowo gra w ruletkę czy na automacie ma zupełnie inną dynamikę niż gra w zakładach, gdzie gracz otrzymuje kupon. Ruletka to gra, która nie jest ewidencjonowana, a zakłady można obstawiać dosłownie co chwilę. Gracze mogliby też przecież wychodzić z kasyna w dowolnym momencie. Jak w takiej sytuacji pobierać podatek?
Jak zwraca uwagę Puls Biznesu, zmiana decyzji Ministerstwa Finansów nie oznacza jednak, że urzędnicy kajają się i przyznają do błędu. Resort chciał jednolicie traktować uczestników gier kasyn prywatnych i monopolisty, ale to wytłumaczenie nie było zgodne z prawdą – według nowelizacji, które weszła w życie kilka dni temu wszyscy są już przecież tak samo traktowani i płacić muszą 10% podatku.
Ministerstwu Finansów chodziło zapewne o sytuację sprzed nowelizacji. Wtedy klienci kasyn byli zwolnieniu z uiszczania podatku, ale już gracze salonów z automatami musieli go płacić. To wynikało z jeszcze innego… bubla legislacyjnego, który przeszedł w 2016 roku. Resort zapomniał wtedy w nowelizacji przenieść zwolnienie z podatku prywatnych kasyn na salony, które chce otworzyć Totalizator.