Hyattowe potyczki

49

DOBRZE, CORAZ LEPIEJ…

Maj to okres, w którym zacząłem wreszcie regularnie grać w turniejach live. Od początku roku bywało z tym różnie, bo albo nie było gdzie, albo nie było co, albo mi się nie chciało, a to podróżowałem po Europie i grałem poza krajem. Teraz od momentu ponownego otwarcia kasyna w hotelu Hyatt gram tam regularnie, a gdy nie jestem tam to odwiedzam też czasem Alternatywny albo After Dark. Generalnie rzecz biorąc to jestem bardzo zadowolony z tego, co dzieje się w Hyatcie. Frekwencja utrzymuje się cały czas na przyzwoitym poziomie, jest pewna grupa „regularsów” odwiedzających kasyno kilka razy w tygodniu, coraz więcej dobrych graczy zaczyna interesować się turniejową ofertą, a dodatkowo dość często pojawiają się grupy „napływowe”, czyli goście z innych miast lub początkujący gracze, którzy chcą spróbować swoich sił w grze na żywo. W ten sposób przez kilka tygodni poznałem mnóstwo nowych ludzi, z którymi można podczas turnieju pogadać i dowiedzieć się np. jak wygląda środowisko pokerowe w takim Radomiu czy Płocku (przy okazji pozdrawiam chłopaków!). Na każdym turnieju jest naprawdę bardzo fajna atmosfera i chociaż szlag mnie czasem trafia po bad beatach (a przytrafiło się ich troszkę) i zdarza mi się puścić tradycyjną wiązankę zakończoną klasycznym „graj tak dalej” to i tak zazwyczaj wychodzę z kasyna zadowolony z sympatycznie spędzonego czasu.

Pod względem czysto pokerowym również nie jest źle. Zaliczyłem kilka stołów finałowych, dwa razy byłem trzeci, a ostatnie dwa turnieje wygrałem. Jest więc z czego się cieszyć, bo zaczynam w końcu grać „swoją” grę i zaczyna ona procentować. Jakoś jeszcze w żadnym z tych turniejów nie zdarzyło się tak, żebym od początku miał dobre karty i mógł się nabudować. Raczej wręcz przeciwnie – szybka strata pierwszego stacka, rebuy i walka z shorta. I tu właśnie zazwyczaj procentuje moje doświadczenie z gry na żywo. Dobra obserwacja przeciwników i prawidłowe decyzje przy skutecznej selekcji kart dają mi często w średniej fazie turnieju podwojenie albo dwa, potem agresja w grze pomaga zbudować niezły stack i jakoś już dalej idzie. Końcowa faza turnieju przy wysokich blindach to już pokaz siły i dobre wyniki końcowe. Właśnie dwa ostatnie turnieje, które wygrałem to taka sytuacja. Czuję się dobrze w końcówkach turniejów, świetnie mi się gra na FT, rozegrałem już dziesiątki turniejowych heads upów i nabyte w ten sposób doświadczenie pomaga mi unikać własnych błędów, a maksymalnie wykorzystywać te popełniane przez rywali. Na dowód tego przytoczę tu dwie sytuacje z tych turniejów.

W sobotę graliśmy turniej w niewielkim składzie i w jednym z rozdań zaliczyłem potężny double up. Zawodnik przede mną podbił preflop, ja mając AA przebiłem i dostałem call. Flop Kxx i dalej klasycznie – on czeka, ja c-bet, on all in z AK i zaliczam podwojenie. Od tej pory przeciwnik ten miał już olbrzymi respekt do każdego mojego 3-beta i zazwyczaj poddawał rękę albo najwyżej ostrożnie grał dalej. Tak się złożyło, że razem wylądowaliśmy w HU. Startowaliśmy mając porównywalne stacki z niewielką moją przewagą, którą zresztą i tak zaraz straciłem. Wtedy przyszło ciekawe rozdanie. Przy blindach 600/1200 podbiłem z KT w piku do 3000, zostałem przebity do 7000, co szybko sprawdziłem. Na stole pojawił się flop w postaci A96, dwa piki. Po moim checku rywal zagrał za 9000, na co odpowiedziałem natychmiastowym all inem. Po długim namyśle mój finałowy rywal spasował pokazując A7!! Szczerze mówiąc chyba pierwszy raz spotkałem się z taką sytuacją w heads upie. Top para (tym bardziej para asów) to dla mnie mega monster w HU i nie wyobrażam sobie, żebym zainwestował połowę stacka w rozdanie i miał to wywalić. Oczywiście można się czasem nadziać na lepszego kickera czy dwie pary, ale taka jest ta gra. W każdym razie na mój draw wziąłem sporą pulę, a mogłem przegrać i zając drugie miejsce. Za chwilę było po zawodach, bo po akcji preflop z moim A3 trafiłem flopa 542, a rywal chciał mnie wyblefować z puli ze swoim AJ…

Niedzielny turniej również miał swoją ciekawą historię. Cały czas narzekałem na brak kart, nie dostawałem dosłownie nic rozsądnego do gry, a jak już się pojawiła jakaś niezła ręka to flop był absolutnie nietrafiony i traciłem tylko kolejne żetony. Mając około 4000 wreszcie na SB zobaczyłem asy! Graliśmy już short table tuż przed stołem finałowym, do mnie same foldy, więc postanowiłem mojego przeciwnika na BB nie płoszyć i tylko dołożyłem z małego blinda. Szczerze mówiąc nie lubię takiej gry, bo już nie raz widziałem tak „sprytnie” rozegrane monstery, które przegrywały ze śmieciami dopuszczonymi do gry. Ale tym razem postanowiłem, że albo uda mi się podwoić (albo przynajmniej coś wygrać), albo najwyżej odpadnę na własne życzenie. Flop 752, ja zagrywam za 800, a mój rywal stawia mnie na all inie!! Wow! Oczywiście call, przeciwnik pokazuje mi T5 i mnie podwaja. No i tu znowu doszło do sytuacji, w której z tym samym graczem ląduję potem w HU. Na stole finałowym popełnił on kilka kardynalnych błędów, które obserwowałem z wielkim zaciekawieniem, bo nie widziałem dawno gracza, który grając tak słabo w finałowej fazie turnieju zdobywał kolejne żetony i eliminował kolejnych graczy z turnieju. Przykład? Proszę bardzo – na FT gra nas czterech, wspomniany przeze mnie zawodnik ma około 50k i przy blindach 600/1200 podbija do 3000. Gracz siedzący za nim odpowiada all inem za 24k. Ja na dużym blindzie bardzo niechętnie wyrzucam A9 (normalnie to byłby szybki call, bo zawodnik grający all in wyglądał mi przy tym zagraniu bardzo słabo i albo już byłem lepszy, albo miałem coin flipa z niską parą). Pierwotny agresor nie zastanawiając się dłużej niż kilka sekund folduje natomiast JJ twierdząc, że zna tego gracza i wie, że on ma na pewno „grubo”!! Nieźle?? Po turnieju okazało się, że to „grubo” to były szóstki i mój read był zdecydowanie lepszy… W każdym razie z takim graczem przyszło mi grać kolejny HU. Od samego początku wprowadzałem go w sympatyczny stan wmawiając mu, żeby się nie martwił, bo drugie miejsce jest tez dobre i że powinien się cieszyć z zajętego drugiego miejsca itd. Wszystko to w chwili, gdy miał jakieś 4 razy więcej żetonów ode mnie… Ale w końcu nie na darmo pół życia trenuję trash talking, żeby go w takich sytuacjach nie wykorzystywać, prawda? W końcu kilkoma małymi pulami wprowadziłem swój stack na poziom 50k, a rywal miał około 70k. Wtedy to przy blindach 1000/2000 z SB zlimpowałem sobie Q2 w pikach z intencją przebicia ewentualnego zagrania rywala. Ten jednak poczekał i razem obejrzeliśmy spadające na stół Q52. No cóż, flop przyjaciel! Zagrałem więc za 3500, mój przeciwnik przebił mnie po chwili do 9000, na co ja oczywiście zagrałem all in za moje 50k. I tu właśnie mój przeciwnik przypomniał sobie to rozdanie z AA i jakoś tak się sam wkręcił w sytuację „mam asy czy nie mam asów”, że doszedł do wniosku, że drugi raz asów nie mam i sprawdził mnie z parą szóstek! Nie wiem dlaczego akurat musiałem mieć w tym rozdaniu asy, żeby go pokonać, ale kolejny błąd wykorzystany i za chwilę cały turniej zakończył się moją wygraną.

Oczywiście przytaczam te przykłady nie po to, żeby w jakikolwiek sposób uwłaczać moim przeciwnikom, bo w końcu dotarli oni do HU i grali w miarę rozsądnego pokera przez cały czas. Chcę raczej pokazać, jak ważne jest w decydujących momentach doświadczenie i podejmowanie decyzji na chłodno, po dokładnym przemyśleniu całego przebiegu rozdania i przeanalizowaniu stylu gry przeciwnika. Na moje szczęście (a czasem może i nieszczęście) mam wśród graczy opinię świra, maksymalnego LAG-a, który gra z „any two” i blefuje ile się tylko daje. No i taka jest prawda, uwielbiam taką grę i często pokazuję karty w stylu T2 czy 93 po wygranych rozdaniach. Jednak nie tak często daję się łapać na takich zagraniach i w większości przypadków wiem, kiedy należy się wycofać z rozdania bez większego uszczerbku na stacku. W każdym razie jestem z ostatnich wyników umiarkowanie zadowolony i cieszę się, że moja gra jest efektywna. Mam nadzieję, że w czerwcu dobra passa będzie trwała dalej!

GŁUPOTA POWODZIOWA

Oczywiście w moim blogu nie mogę nie wspomnieć o kolejnej katastrofie, która nawiedziła nasz kraj. Jeszcze kilkanaście lat temu coś takiego jak powódź było dla Polaków tematem równie odległym jak huragany, wybuchy wulkanów albo wizyty kosmitów. O ile żaden z tych przypadków u nas w kraju do tej pory się nie wydarzył to od kilku lat Polska musi mierzyć z kataklizmem w postaci wielkiej wody. W 1997 roku, po przejściu przez cały kraj wielkiej powodzi (między innymi zatopiony prawie cały Wrocław) z ust naszych polityków padały wielkie słowa w stylu „już nigdy więcej”, „trzeba zrobić wszystko”, „to się u nas nie może powtórzyć” i tego typu wyborcza kiełbasa rzucana na żer głupiemu ludowi, aby dalej głosował na swoich ulubieńców. Lata mijają, powodzie – mniejsze lub większe – cały czas dotykają kraj, a konkretnych rozwiązań jak nie było tak nie ma. Rozumiem oczywiście, że w wielu regionach kraju sytuacja i tak jest o wiele lepsza niż była jeszcze kilka lat temu. Nie oznacza to jednak, że jest idealnie i doskonale. Ale jak to zazwyczaj u nas w Polsce bywa jesteśmy mądrzy dopiero po szkodzie. To znaczy „mądrzy” są nasi politycy. Ciekawe co by było, gdyby woda podeszła pod dom/mieszkanie/gospodarstwo któregoś z nich? Pewnie pół armii budowało by wały dookoła zagrożonego mienia. Zwykły szary Polak jest zdany zazwyczaj sam na siebie…

Powódź przyszła w najgorszym dla kraju okresie. Katastrofa pod Smoleńskiem, na wielu ważnych „stołkach” panuje bezkrólewie, przed nami wybory prezydenckie, w których nie ma w zasadzie żadnego rozsądnego kandydata, a kraj zmaga się z ogromną tragedią dziesiątek tysięcy ludzi pozbawionych dachu nad głową albo dorobku całego życia. Abstrahując na chwilę od tematu – nie macie czasem wrażenia, że nasz kraj od setek lat dotknięty jest jakąś klątwą? Tak się momentami zastanawiam czy jak Lech, Czech i Rus przybyli na nasze ziemie to Lech wiedział, że przez następne lata Czech będzie miał nas w nosie, Rus będzie kopał nas przy każdej okazji w dupę, a na dodatek pomagać mu będzie daleki kuzyn – Germaniec? Zauważcie, że nasz kraj każdą katastrofę – zarówno tę polityczną jak i naturalną – musi potem odpokutowywać latami. Jak nie wojny to rozbiory, jak nie rozbiory to okupacje, a jak już jesteśmy przez chwilę wolnym narodem to zaraz nas dopadną problemy wewnętrzne albo inne nieszczęścia z przyczyn naturalnych. Zastanawiam się kiedy w końcu spadnie tu meteoryt, przejdzie tornado albo okaże się, że mieszkamy na wielkim wulkanie…

Dobra, wracam do tematu… W całym tym zamieszaniu władze mimo wszystko starały się wprowadzić jako taki porządek. Wiadomo, łatwo z tym nie było. Ludzka głupota jest bowiem nie do przeskoczenia. Władze mówią – ludzie, ewakuujcie się, nadchodzi fala powodziowa, wasze życie będzie zagrożone! Co więc robią ludzie? Ostrzeżenia mają w dupie, zostają sobie w domach w myśl zasady „jakoś to będzie”, aby zaraz po przyjściu wielkiej wody pod próg ich domu błagać o ratunek i narzekać, że znikąd nie mogą doczekać się pomocy. Ile takich przypadków pokazano w telewizji przez ostatnie tygodnie? Setki? Tysiące? Nie potrafię sobie tego wyobrazić!! Ja na ich miejscu nie czekałbym sekundy i starałbym się ratować życie rodziny, zapewnić jej bezpieczeństwo, a przy okazji uratować chociaż część dobytku. Lekceważenie takiego żywiołu i idącego za nim niebezpieczeństwa to dla mnie szczyt debilizmu i nieodpowiedzialności!

Z tymi, którzy zagrożeni nie byli też wcale łatwiej nie było. Przykład z mojego podwórka. Od momentu, gdy do Warszawy zbliżała się fala powodziowa non stop w telewizji leciały komunikaty od władz miasta, aby pod żadnym pozorem nie wchodzić na wały powodziowe, bo są one i tak osłabione przez wodę i każde dodatkowe obciążenie jest dla nich niewskazane. Poza tym proszono też, aby nie blokować wałów, bo w każdej chwili może zaistnieć sytuacja, w której Straż Pożarna będzie musiała interweniować i je umacniać.Tak się składa, że niedaleko mojego domu biegnie taki wał wzdłuż Wisły. Na co dzień jest to miejsce wypoczynku dla mieszkańców osiedla, ludzie jeżdżą tam na rowerach, chodzą na spacery z psami, obok wału znajdują się bary na świeżym powietrzu itp. W przypadku wysokiego stanu wody wał ten jest jednak jedyną przeszkodą stojącą na drodze Wisły – gdyby nie wytrzymał całe moje osiedle znalazłoby się zapewne pod wodą. Więc co robią mieszkańcy osiedla zaraz po komunikatach?? Masowo walą tłumami na wał!! A co!! Każdy chce zobaczyć wodę, nie?! Każdy musi sobie zrobić zdjęcie, nagrać wzburzoną rzekę na kamerę! Działania Policji i Straży Miejskiej odnosiły taki skutek, że jak wszystkich przegoniono z jednego miejsca, to zaraz byli w drugim. Wał ciągnie się na przestrzeni kilku ładnych kilometrów, więc upilnować go na całej długości jest niemożliwością. Czy naprawdę tak trudno posłuchać tego, co mówią ludzie dbający o wspólne bezpieczeństwo?? Czy trudno zrozumieć, że sytuacja jest naprawdę poważna i w każdej chwili może stać się tragedia? Strasznie mnie takie zachowanie głupiego tłumu irytuje. Dobrze, że powódź powoli się kończy i woda opada…

WSZYSTKO SIĘ KOŃCZY…

… skończył się również jeden z najlepszych seriali wszechczasów – Lost. O serii tej można mówić długo i namiętnie, ale chyba powiedziano już wszystko. Jednym słowem – kultowa. Ale powiem szczerze, że zakończenie serialu, tak szumnie zapowiadane jako epickie i powalające na kolana, bardzo mnie rozczarowało. Nie tak wyobrażałem sobie finał przygód bohaterów po sześciu sezonach. Zostało zbyt wiele niedopowiedzeń jak na mój gust. Oczywiście, można powiedzieć, że takie było założenie twórców serialu – to widzowie mają sobie sami resztę historii dopowiedzieć, każdy może ją sobie dowolnie zinterpretować, wyciągnąć wnioski. Ale czy na pewno? Dla mnie zakończenie było w stylu „już tak wszystko zagmatwaliśmy, że sami nie wiemy o co tu chodzi, więc robimy zakończenie takie, żeby każdy musiał domyślać się sam o co nam chodziło na początku”. Generalnie szósty sezon był według mnie najsłabszy, a finał przelał szalę goryczy. Nie tego się spodziewałem po fantastycznych pierwszych pięciu sezonach. Tym bardziej, że jak widać po poniższym filmie nie na wszystkie pytania zostały udzielone obiecane odpowiedzi…

Zakończył się również pierwszy sezon Flash Forward. Od samego początku ten serial bardzo przypadł mi do gustu. Ciekawa historia, coś innego niż tylko detektywistyczna, prawnicza lub medyczna papka lecąca w amerykańskich telewizjach. Pomimo tego serial nie cieszył się powodzeniem za oceanem, wskaźniki oglądalności były nieciekawe dla producentów, a co za tym idzie nie dostał swojej szansy na kontynuację i został anulowany. A szkoda, bo kolejne sezony dostały naprawdę bardzo kiepskie seriale (żeby nie powiedzieć gnioty), a akurat ten, wyróżniający się na tle innych, został zlikwidowany. Po raz kolejny okazało się, że miłośnicy hamburgerów każdy trudniejszy serial z miejsca odrzucają woląc raczyć się debilnymi komediami i wspomnianą papką o lekarzach, policjantach lub prawnikach. To przecież nie pierwszy doskonały serial, którego historia kończy się już na pierwszym, co najwyżej drugim sezonie. Były przecież choćby Jericho, Traveler czy Day Break, które również zostały szybko zdjęte z ramówek, a na ich miejsce pojawiły się o wiele nudniejsze produkcje. Mam nadzieję, że zakończenie serialu daje jednak mimo wszystko nadzieję na następne sezony, bo wątków do ciekawej kontynuacji jest na pewno wiele.

Poprzedni artykułWSOP 2010 – Bracia na stole finałowym
Następny artykułDożywotni zakaz wstępu na WSOP

49 KOMENTARZE

  1. Co racja to racja – błąd był 🙂 Mam nadzieję że się nie obraziłeś ale to był totalny żart z tym “fuckin idiot”, vide Phil Helmuth – Piece !

  2. No za to ty jestes “in position” żeby nazywać mnie fuckin idiot… OK, niewazne dalsza rozmowa na ten temat jest bez sensu. A moje ego jest calkiem w porzadku. Ja przynajmniej umiem przyznac sie do popelnionego bledu, a nie burzyc sie jak zrobiles ewidenty blad w jez. ang…

  3. Wow ! You are not in position to tell me that i should learn more english i think – do you ? Besides that was just a joke – looks like your ego dosent see that…

  4. Widze, ze ty natomiast jestes niesamowitym graczem w NLH, skoro oceniasz moja gre na super mega tight opierajac sie na jednym rozdaniu z JJ. Prawdopodobnie mowiac to obserwowales cala moja gre.. To jest niesamowite jekie ludzie potrafia wynosic wnioski bo jednym zlym rozdaniu. Racja jest racja kompletny missread, kolosalny blad, jednakowoz uzywanie tu takich epitetow jak fuckin idiot badz super ultra megat tigt swiadczy tylko i wylacznie o twoim poziomie ktory prezentujesz zarowno gra jak i samym soba. Do bledu sie przyznalem, ale kazdy je popelnia.(Chyba, że ty jestes graczem ktorego kazda decyzja w holdemie jest dobra, w co watpie). Poza tym podszkol troche angielski bo chyba nie wiesz co znaczy slowo “with” (“no offence”) GL

  5. Hehehehehe – fold JJ with 4 handed – pamiętam gościa 🙂 Swoją drogą jaka tu nazwa będzie właściwa ? Super-ultra mega tight ? A może po prostu fuckin idiot ? 😉 (no offence)

  6. Swoje zdanie wyraziłem na podstawie informacji : – folduje natomiast JJ twierdząc, ŻE ZNA TEGO GRACZA i wie, że on ma na pewno „grubo” – ewentualna przegrana sprawia że staje się shortem – po trzecie nie powiedziałem że fold był dobrym zagraniem tylko do przyjęcia

    Poker jest grą w której czasami nasza decyzja mogła by być przeciwna do podjętej a i tak była by przynajmniej “do przyjęcia”

    Chodzi mi tylko o to że jego decyzja nie była w 100% zła (sam zapewne bym sprawdził z JJ)

    To tylko moje zdanie .

    Pozdrawiam

  7. Gregor dobrze wiedzieć, że jesteś w stanie sfoldować JJ na 4-handed do pusha shorta :Pszacun 🙂

  8. notatka daniza z 4 czerwca 2010:

    przeczytałem, zrozumienie textu ok 60%, nie doszukuję się głupoty w powyższym tekscie, nie podejmuje polemiki

    koniec notatki

  9. Po pierwsze – rozmawialiśmy juz po turnieju i nie widzę powodów, dla których miałby kłamać. Po drugie – jeśli uważasz, że fold JJ na 4-handed będąc zdecydowanym chipliderem jest OK to mamy diametralnie inne podejście do pokera turniejowego…

  10. Co do zdania “Po turnieju okazało się, że to „grubo” to były szóstki i mój read był zdecydowanie lepszy”

    Jesteś na 100% pewny że kolega powiedział prawdę?

    Ty także zawsze szczerze mówisz co miałeś w “jakimś tam rozdaniu” ?

    Jeżeli to naprawdę były szóstki to był zły fold,jednak do czasu jak w jakiś cudowny sposób ktoś tego nie udowodni fold z JJ był do przyjęcia.

  11. Z The Mentalist i Lie to Me jestem na bieżąco i ogromnie polecam.Seriale odkryłem stosunkowo niedawno ale jestem zachwycony i łykam jeden za drugim. Kiedyś preferowałem filmy (i miałem więcej czasu na książki) ale to co serwują nam amerykańscy Twórcy jest po prostu nadspodziewanie dobre. Jak skończę wszystkie do tej pory nakręcone odcinki Dextera to pewnie zainteresuję się Californication. Uwielbiam seriale z wyrazistym, świetnie skonstruowanym głównym bohaterem.Swoją drogą to bardzo budujące, że seriale amerykańskie są tak kosmicznie dobre. Ludzie odpowiedzialni za scenariusz i realizację są nieprzeciętnie profesjonalni i utalentowani. Poza tym mimo, iż mamy kilka podstawowych departamentów jak wspomniana przez JD “detektywistyczna, prawnicza lub medyczna papka” to w ich obrębie występuje bardzo duża dywersyfikacja. W CSI mamy grupę ekspertów, w The Mentalist dobrodusznego geniusza z traumatycznym odcinkiem w życiu, w Dexterze skrzywdzonego socjopatę dążącego do zdefiniowania własnej osobowości etc. Teoretycznie są to dość oczywiste i naturalne elementy fabuły ale to jak dobrze są one realizowane zrzuca z krzesła. Wystarczy sobie przypomnieć jak David Duchovny grał w Z archiwum-X i jaki jest w Californication. Rzecz w polskim kinie czy serialu nie do zobaczenia.To oczywiście bardzo krzywdzące ale mam czasem wrażenie, że w Polsce wszystkie role obsadza tylko kilku aktorów. Sądzę, że bierze się ono stąd, że tylko kilku jest naprawdę dobrych a reszta przypomina grupę statystów, o których szybko się zapomina. W stanach bardzo popularne są dowcipy na temat Keanu Reeves-a ponieważ z tego co wiem nie skończył on żadnej szkoły aktorskiej (jak zresztą wielu popularnych aktorów na świecie) i jego kunszt aktorski bywa często kwestionowany. W Polsce taki aktor byłby w absolutnej czołówce pośród aktorów, którzy wyznają miłość z mniejszymi emocjami niż wykazują podczas rozmowy z dziennikarzem i aktorek, które informują o śmierci czyjejś matki tonem używanym w czasie niedzielnego obiadu z rodziną.Poza tym, polskie seriale dzielą się na wyłącznie 3 departamenty: “obyczajowa papka”, “słaba komedia” i “próba czegoś nowego która nie wychodzi”. Ciekawe czy to wina mało utalentowanych i profesjonalnych filmowców/aktorów/scenarzystów małych budżetów czy tego, że wszyscy ludzie oglądający telewizję w Polsce są mniej więcej tacy sami?Zaznaczam, że wszystkie niepochlebne treści o których napisałem to tylko wrażenia. Nie jestem ekspertem, jednak wszyscy pokerzyści zarabiają na życie oddzielaniem lepszych opcji od gorszych w obrębie jednej dziedziny, ufam więc, że nie napisałem tutaj niczego totalnie głupiego.

  12. Dexteraz chyba Jack zna 🙂 Dobrych seriali jest mnóstwo mnóstwo – Sopranos, Six Feet Under, The Wire, 24, Lie to Me, Braking Bad, Weeds, Californication i pewnie jeszcze z 10 bym wymienił 🙂

  13. rozmowa Jacka z papa Shepardem wszystko wyjasnia. Wiadomo jak sie Lost konczy. Co nie zmienia faktu, ze zakonczenie to nijak sie ma do sezonow 3-5 i rozdmuchanych tajemnic. Pozostaje niedosyt. Ale sam final jako final ujdzie w tlumie.ps. Final Fringe (sezon2) i FF(sezon1) bardzo dobre… szkoda cancela dla FF

  14. kazdy ma swoja racje…

    co do seriali, dexter zdecydowanie najlepszy. Nr. 1 dla mnie a za nim daleko,daleko pierwsze sezony lost. No i rodzina soprano tez jest warta polecenia.

  15. A propos seriali, polecam: “Chuck, “White Collar”, “The Mentalist” i “Fringe” 🙂 Pierwsze 3 są raczej komediowe z elementami sensacyjnymi (lub też sensacyjne z elementami komediowymi, zależy od odcinka 🙂 ), ostatni to nowe “Z Archiwum X” – wg mnie znacznie lepsze od swojego pierwowzoru.

  16. daj spokoj rudisf Jack zawsze wie lepiej, krowe bys predzej spiewac nauczyl niz Jack by komus racje przyznal, taka to karma.

  17. Powiedziałem tylko, że w tym turnieju grałeś dość tight. Nie mówię o całości twojej gry bo za małą ilość rozdań spędziłem z Tobą przy stole. Być może wynikało to z braku rąk – nie wiem. Również nie kłócę się z Tobą, nie próbuję Ci wmówić, że mój tok myślenia był najlepszy, w żadnym wypadku. Próbuję tylko powiedzieć, że nie było to nieprzemyślane rozegranie AQ w stylu call, call, call. Już na flopie miałem dokładny pomysł na rozegranie tej ręki. Wyglądała ona dość słabo, ale przecież do rivera miałem taki cel. W holdemie nie zawsze jednak wszystko idzie zgodnie z planem. Ja również mam nadzieję na HU, najlepiej w 550+50 :-). W sumie to przydałoby się też kilka razy wcześniej, żeby na główny się uodpornić na Twoje “pieszczoty”. GL !BTW. nie jestem rudisf. Piszę z konta kolegi od JJ, bo nie mam swojego na PokerTexas, Jakoś nie lubię udzielać się na forach, wolę czytać i oglądać filmiki 😉

  18. Hmmm… Tight image?? Chyba jesteś pierwszy, który mi to mówi 🙂 Wracając do tematu – ja się nie kłócę, być może masz rację. Twierdzę tylko, że ja bym to rozegrał inaczej nie dając szans przeciwnikowi na skompletowanie ewentualnego drawu. W każdym razie mam nadzieję, że jeszcze sobie kiedyś HU zagramy, żebym mógł troszkę sobie potrashować 🙂 GL!

  19. Przepraszam, że tak tu spamuje, ale jeszcze jedną rzecz chcę Ci wyjaśnić. Generalnie gram bardzo agresywnie i ryzykownie. Nie muruję się czekając na ręce. Pozwalam grać przeciwnikom semi-blefy, drawować czy value betować z 2-3 parą. Jest to dość ryzykowne jednak taka gra jest EV+, bo przecież nie trzeba być geniuszem matematycznym, żeby wyliczyć jakie jest prawdopodobieństwo trafienia runner runner koloru, tripsa, drugiej pary czy streeta. Wszystko zależy od indywidualnego stylu gry. Wydaje mi się więc, że AQ nie było rozegrane słabo tylko ryzykownie.

  20. Jeśli masz draw jest mi na rękę jeżeli grasz semi-blefa. Szanse na dodrawawowanie masz niewielkie, musialby byc to runner runner, a przy moim przebiciu odpuszczasz rękę, bądź grasz na stacki. (Przy twoim tight imiage’u który zaprezentowałeś w niedziele uznałem, że byś ją odpuścił) Niestety jednak jest to tylko poker i tak własnie się stało. Moje zagranie było bardzo przemyślane, bo wydaje mi się, że kompletnie nie obstawiałeś mnie na Asa i jestem niemalże pewny ze przy moim re-raise na river sprawdziłbyś mnie z z 2-3 para. Jednak właśnie tak się stało, że na turnie i riverze spadły 2 z 18 kart których się bałem. Jestem również niemalże pewny, że w longrunie mój pomysł na rozegranie tej ręki byłby dużo bardziej EV+ niż przebicie na flopie, bądź turnie, gdzie na takim flopie nie ściągnąłbym praktycznie nigdy znaczącego value.

  21. @rudisf – może jestem już stary, ale pamięć mam dość dobrą, szczególnie jeśli chodzi o moje pokerowe rozdania 🙂 W rozdaniu z Q2 mój all in wynosił dokładnie 49.700 (przypomnij sobie swój pierwszy all in po przegranej – wynosił niewiele ponad 17k). Co do błędów to właśnie rozdanie z AQ uważam za słabo rozegrane, bo gdybym rzeczywiście miał jakikolwiek draw to swoją grą pozwoliłbyś mi go skompletować. Ale jak już nie raz mówiłem – każdy gra jak chce i lubi. Nie mi to oceniać. W każdym razie grało mi się z Tobą bardzo fajnie :)PS. Poza tym chciałeś być na blogu, to musiałem coś przecież napisać 🙂

  22. I już w ogóle nie rozmumiem zdania “Na stole finałowym popełnił on kilka kardynalnych błędów, które obserwowałem z wielkim zaciekawieniem, bo nie widziałem dawno gracza, który grając tak słabo w finałowej fazie turnieju zdobywał kolejne żetony i eliminował kolejnych graczy z turnieju.”. Chciałbym Ci tylko przypomnieć, że wyeliminowałem pięciu albo sześciu graczy na FT i ani razu po pushu bądź callu do pusha nie pokazałem gorszej ręki. A, że grałem agresywnie, często podbijając z późnych pozycji z bardzo marginalnymi rękoma nie mogłem sprawdzić pushów.

  23. nie wiem jak w weekendy, ale w tygodniu 30-40 osób się zbiera, a ostatnio to i cap się zapełnil.

  24. Odnosnie niedzielnego turnieju:

    Popełniłem bardzo duży błąd zrzucając JJ, jednak grać turnieje i w ogóle grać life dopiero się uczę. Generalnie jestem graczem cashowym on-line gdzie gra się trochę inaczej. I wydaje mi się, że był to jedyny tak naprawdę poważny błąd na FT. Prawdopodobnie myślisz, że błędem było moje rozegranie AQ z AAx na flopie, jednak wiedząc, że bardzo często będziesz blefował na takim boardzie po moich dość słabo wyglądających callach uznałem, że na riverze zagram re-raise. Jednak spadła bardzo niewygodna dla mnie karta, gdyż kompletował się draw do koloru i streeta. Jedyną ręką która by mnie płasko sprawdziła i byłbym lepszy jest gorszy As. W przypadku 3beta, często wrzucałbyś mi stack i wtedy miałbym duży problem co zrobić. Uznałem więc, że bardzo wąski range sprawdza moje przebicie, więc call był generalnie w moim mniemaniu dobry. Co do tych mniejszych pul które zbierałeś ze mna HU to przypominam sobie tylko jedną. Ja mając AJ przebijam przed flopem, dostaje od Ciebie płaskiego calla. Na flopie J6X, po checku zdecydowałeś się zabetować. Zagrałem płaskiego calla, gdyż chciałem wyciągnąć jak najwięcej value. Na turnie pojawiło się 8, które dawało draw do koloru i streeta. Po twoim becie uznałem, że bardzo często będziesz tutaj grał semi-blefa z gutshotem bądź drawem do koloru więc zagrałem znów płaski call, gdyż gdybym Cię re-raisował prawdopodobmnie być się zrzucił. Na riverze pojawiło się 7, które kompletowało draw do streeta i do koloru – czyli tak naprawdę jedna z nielicznych kart których się bałem. Na szczęście zagrałeś check (co uważam, że było błędem, ponieważ prawie zawsze w momencie gdy mam showdown value Cię tu sprawdzam, bo board jest idealny do blefu, a raczej po dwóch callach na flopie i turnie nie wyglądało na to żebym nie miał ręki i próbowal Cię betować. Poza tym po becie na flopie i turnie ten check był bardzo czytelny). Jeśli chodzi o to Q2, również uważam, że nie zrobiłem złego calla. Mając 40k (nie 50) do moich 80, przy przebiciu moim za 9k w puli zrobiło się około 15-18k. Flop Qx5d2d. Bardzo często grasz tutaj semi blefa z drawami do streeta i koloru. Poza tym, przypominając sobie wcześniej te asy uznałem, że możesz pomyśleć, iż znów mi się wydaje, że je masz i będziesz próbował grać coś pod podobną rękę.Podsumowując nie uważam, iż byłem lepszy od Ciebie w HU, bo rzeczywiście twój trash talking często mnie wyprowadzał z optymalnego myślenia. Poza tym masz zajebiste doświadczenie w grze life, którego mi jeszcze długo będzie brakować. Jednak prawdą jest również, że podkoloryzowałeś sobie niektóre sytuacje, a poza tym niektóre moje zagrania, (nie wliczając JJ) były dla Ciebie oczywistym błędem, a w moim mniemaniu były naprawdę dobre i przemyślane.

  25. ktos to sklecil ten film odnosnie lostow albo jest mongolem albo nieogladal tego serialu uwaznie

  26. ok, to jeszcze inaczej.Po przeprowadzeniu badań w podstaci ankiet wśrod meżczyzn oraz kobiet w wieku 15-75 lat stwierdza się iż znajomość serialu “How I met your mother” jest zaskakująco niewielka.

    Nadmienia się że sitcom ten dorównując a czasem byc moze przywyzszajac wyszukaniem żartów, tematów, grą aktorską jak także opowiadaną historią, czołowkę komediowych serii, takich jak ‘Friends’ czy ‘Married with children’, winien mieć w kraju Polska znaczne szersze grono stałych, oddanych odbiorców…better?

  27. @#22

    “How I met your mother – jest mniej znany niz zasluguje by byc:)”Idea “zasługiwania na coś” w przypadku seriali, czy w ogóle jakiegoś kawałka sztuki wydaje mi się trochę wadliwa i niepokojąca:PW każdym razie How I Met Your Mother jest bardzo dobrym serialem, idealnie wyważonym między aspektami obyczajowymi i humorem (rzecz jasna na ogromnym poziomie). It’s legeeeeeeen – wait for it – dary. True story.Moją znajomość z Lost zakończyłem na III sezonie i nie planuję jej rozszerzać. Obejrzałem za to niedawno w całości serial-monument czyli Battlestar Galactica. Tak genialnej historii, kreacji postaci i klimatu nie widziałem jeszcze w żadnym serialu ani filmie i z niczym mówiąc szczerze nie potrafię porównać. Po prostu mistrzostwo.Obecnie po 2-3 dniach jestem w połowie drugiego sezonu Dextera. Zakochałem się i polecam. Zupełnie inna koncepcja przedstawienia “detektywistycznej papki”, o której wspomniał JD.

  28. a jak wyglada rozpiska turiejow w hayacie ?? po ile wpisowe ? i ile srednio przychodzi ludu ? kiedys bywalem czeso w hiltonie ale w hayacie jeszcze nie zagoscilem

  29. jak dla mnie to Lost nie zasługuje chyba na takie ochy i achy, owszem serial dobry, pierwsze 3 sezony nawet bardzo dobre, z świetnym klimatem i dobrze budowanym napięciem, jednak kiedy twórcy zamiast odpowiadać na pytania tworzyli nowe łamigłówki, a bohaterowie zaczeli podróżować sobie w czasie to wszystko obróciło się w złym kierunkubtw, ktoś tu mówił że how i meet your mother jest w Polsce mało znany, nie bardzo leci reguralnie na Comedy Central i jest świetny 🙂 , w ogóle tam leci naprawdę wiele dobrych seriali, może nie są tak ambitne bo to w gruncie rzeczy takie przyziemne komedie ale w gruncie rzeczy to bardzo przyjemnie sie ogląda

  30. Identyczne mam zdanie na temat zakończenia Lost. Sezon trzeci w porównaniu z poprzednimi to gniot.

    #2 How I Met Your Mother – bez porównania najlepszy serial jaki oglądałem Marshall i Barney są nieziemscy. Tylko czekac na szósty sezon.

  31. z czym zartuje? z serialem, czy z pilka? czy z czym?

    musisz bardziej precyzowac wypowiedzi by byly zrozumiale:)

  32. Tym razem ani słowa o pilce, a przeciez ostatnio po obu czesciach Warszawy sporo sie w tym aspekcie dzieje.

  33. Zgadzam się co do FF, serial bardzo ciekawy i aż dziw bierze, że postanowili go zdjąć z anteny. Może niedługo inna stacja postanowi reaktywować serial i wykupi prawa na drugi sezon.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.