Życie na relacji, czyli praca nie dla każdego

6
Jack Daniels i pokerowa gorączka

Każdy większy turniej na świecie jest w dzisiejszych czasach obserwowany przez tysiące kibiców pokera. Czy to za sprawą live streamów, czy to relacji telewizyjnych czy też relacji pisanych, robionych przez zaprawionych w bojach reporterów i dziennikarzy pokerowych. Dziś chcę napisać kilka słów właśnie o tym, jak robi się w praktyce pisane relacje w dużych turniejów live.

Siedzę w tym biznesie już od ładnych paru lat i widziałem już chyba wszystko, co można zobaczyć podczas turnieju pokerowego. Mimo to wciąż na kolejne eventy jadę zawsze z nastawieniem, że zobaczę i opiszę coś, czego jeszcze nie było. Zazwyczaj nawet mi się to udaje, bo fantazja pokerzystów nie zna żadnych granic, a ja wciąż się potrafię zdziwić widząc graczy stackujących się za 100 big blindów z druga parą lub gutshotem. Również w tzw. kuluarach dzieje się zawsze sporo i na każdym takim wyjeździe można zobaczyć rzeczy niespotykane (pamiętacie choćby FrytkaGate z Fenkiem w roli głównej na ostatnim Poker Fever?).

Trochę farta, trochę czutki

Sprawny i doświadczony dziennikarz zawsze znajdzie się w środku akcji i wyłapie dla czytelników najciekawsze kąski. Czasem potrzeba do tego trochę zwykłej czutki, czasem trochę szczęścia, a czasem po prostu trzeba polegać na samych graczach, którzy po prostu zawołają reportera na miejsce ciekawej akcji, przywołując go do stołu. Zawsze staram się być w centrum wydarzeń, ale sami zapewne rozumiecie, że nie jest możliwe być w kilku miejscach jednocześnie, głównie na turnieju, gdzie grają setki osób i w grze są dziesiątki stołów. Dlatego zawsze jestem niezmiernie wdzięczny graczom, którzy w wolnej chwili opowiadają mi później takie ciekawostki, abym mógł je później opisać w relacji.

Często spotykam się z zarzutem, że relacje są często „kolesiowskie”, czyli piszę o swoich znajomych, a nie o wszystkich. No cóż, zawsze odpowiadam na takie uwagi w jeden sposób – to chyba normalne, że zaczynając pisanie z jakiegoś turnieju najpierw w oczy rzucają mi się moi znajomi, nie? Akurat ja nie mam z tym wielkich problemów, bo po wielu latach gry w turniejach i pisania relacji znam naprawdę mnóstwo osób z polskiego środowiska pokerowego i spokojnie mogę wyłapać tych najbardziej znanych graczy. Ale wiem również, że początkujący reporterzy mają z tym ogromny problem – widzą salę pełną ludzi i nie wiedzą nawet od czego zacząć, do kogo podejść, z kim zagadać, o co zapytać. Tu przydaje się właśnie doświadczenie, które można zebrać tylko i wyłącznie wraz z latami praktyki oraz nawiązanymi znajomościami.

Poker Fever

Jak to się robi?

Moja taktyka na takich dużych turniejach (jak kiedyś np. Redbet Live czy obecnie Poker Fever) jest bardzo prosta. Zaczynam pisać o znanych mi osobach (jest ich i tak zazwyczaj kilkadziesiąt), a wraz z upływem czasu staram się powoli wyłapywać kolejnych graczy z Polski przy stołach, zazwyczaj sugerując się wysokością stacków (wtedy łatwiej gracza namówić do współpracy, bo zwyczajnie ma się czym pochwalić). Short bardzo często na pytanie o nick i stack odpowie bowiem „Nie ma o czym pisać” albo „Poczekaj, aż się nabuduję”. Uważam to za błąd, bo być może akurat w tym momencie nie ma o czym specjalnie pisać, ale sytuacja może się zaraz odmienić, a ja już będę gotowy, aby pisać o cudownym powrocie z zaświatów i odrodzeniu niczym Feniks z popiołów. Poza tym w wypadku niepowodzenia jest zawsze re-entry, a nawet po odpadnięciu gracza z gry z pewnością warto taką informację podać, bo pewnie ktoś tam po drugiej stronie czeka na wiadomości z placu boju (koledzy, rodzina, znajomi).

Gdy w turnieju zostaje już niewielka ilość graczy (powiedzmy 4-5 stołów), wówczas staram się już wyłapać wszystkich naszych rodaków walczących jeszcze przy stołach i obserwować ich do końca dnia. Ale nawet wtedy zdarza się, że gdy podchodzę do stołu i pytam „Kto tu jest jeszcze z Polski?”, to się jeden czy drugi delikwent nie przyznają do swego pochodzenia. No cóż, takich już nie zmuszę. Nie każdy chce być w relacji, nie chcą mieć problemów w pracy czy (tak, tak!) w domu. Nie naciskam, szanuję wtedy prywatność każdego gracza. Jedni proszą, aby nie podawać ich nazwisk, inni nie chcą mieć zdjęć, a jeszcze inni podają nawet wymyślone nicki, żeby nikt ich nie skojarzył. Nie zawsze rozumiem, ale takie wybory uznaję raczej za świętość.

Czasem łatwo, czasem pod górę

Dzięki temu, że znam wielu graczy, a gracze od lat znają mnie, mam z pewnością ułatwione zadanie na relacjach z turniejów, gdzie grają Polacy. Wielu rozumie mnie już praktycznie bez słów, bo wystarczy, że kiwnę w ich kierunku głową, a oni już podają mi swój aktualny stack. To bardzo miłe, bardzo pomaga w pracy, a z takimi graczami uwielbiam mieć dobry kontakt. Zawsze opowiedzą mi ciekawe rozdanie, zawsze wtrącą jakąś ciekawostkę ze stołu, wyspowiadają się grzecznie, co akurat mieli na ręku, gdy obserwowałem ich rozdanie przy stole albo nawet pokażą mi karty. Praca w takich warunkach to czysta przyjemność, ale wiadomo, że nie z każdym da się tak współpracować. Wielu graczy chroni informacje o swojej grze, nie chcą również, aby ktoś potem czytał o tym, jak wyblefował rywala z niczym. Ilu graczy, tyle przypadków, a z każdym należy się liczyć, aby żyć ze wszystkimi w zgodzie i liczyć na udaną współpracę w przyszłości.

Poker Fever

Zdarzają się też przypadki specjalne – gracze wręcz wrogo do mnie (czy do reporterów ogólnie) nastawieni. Wówczas taktyka jest jasna. Prosisz raz, widzisz opór materii, więc więcej nie podchodzisz i masz takiego gracza zwyczajnie w d… Nie, to nie, łaski nie robi. Gorzej jednak, gdy taki gracz dojdzie daleko w turnieju, a ja i tak muszę wciąż coś o nim pisać, bo przecież nie mogę pisać relacji pomijając np. jednego gracza na stole finałowym. Cóż, wtedy właśnie potrzebnych jest trochę umiejętności i doświadczenia, aby napisać coś ciekawego bez posiadania żadnych informacji. Trzeba kombinować! Całe szczęście, że takich graczy można policzyć na placach jednej ręki…

W tym wszystkim najważniejsza jest więc dobra pamięć do twarzy, imion, nicków, wydarzeń, turniejów z przeszłości. Dobrze jest pamiętać z kim się gdzie człowiek spotkał, co tam się działo, bo czasem można to też wykorzystać w aktualnie pisanej relacji. Nie jest to łatwe (ja często poznaję twarze, ale już nie pamiętam nicków z poprzednich relacji), ale na pewno bardzo ułatwia pracę.

Wysiłek i zmęczenie

Jeśli wydaje Wam się, że pisanie relacji z turnieju pokerowego jest pracą łatwą, lekką i przyjemną, to od razu mówię – nie jest i nigdy nie będzie! To ciężka harówka, praca wymagająca olbrzymiej koncentracji, mobilizacji, samozaparcia, kondycji fizycznej (!!!) i odpowiedniego przygotowania. Zaczyna się już na godzinę czy dwie przed startem dnia, bo trzeba napisać zapowiedź dnia, przedstawić plan gry, opisać wszystko, co działo się w dniu poprzednim, a także przygotować czytelników na to, czego mogą się spodziewać w dniu kolejnym. Często samo przygotowanie stacków z poprzedniego dnia zajmuje dobrą godzinę. Do tego obróbka zdjęć, które będą potrzebne na start, co zajmuje znowu kolejne kilkadziesiąt minut. Gdy wszystko jest gotowe, można udać się na salę turniejową i rozpocząć bieganie między stołami.

A to również łatwe i przyjemne nie jest! Często między stołami na sali jest ciasno, nie ma jak przejść, gracze się wkurzają, że ktoś im się kręci za plecami. Poobijane nogi reportera to wtedy najmniejsze zmartwienie. Czasem nie ma nawet jak podejść do jednego czy dwóch stołów, bo dostęp do nich jest praktycznie niemożliwy. A zrób w takich warunkach człowieku zdjęcie! Zobacz jakieś rozdanie! Nie ma szans!

Poker Fever

Wiecie, co pomaga mi najbardziej w pisaniu relacji? Moje własne doświadczenie jako gracza, który spędził przy pokerowych stołach na turniejach wiele lat! Jeśli mam jakiś dylemat, ciężką sytuację, dziwne reakcje, wtedy zawsze staram się sobie odpowiedzieć, jak ja bym się zachował na miejscu tego czy innego gracza. Staram się zrozumieć moment w turnieju. Czy gracz jest wkurzony po przegranym rozdaniu? Czy jest na tilcie? Czy może mam akurat moment euforii po podwojeniu? Kiedy z nim lepiej rozmawiać? W którym momencie lepiej podejść? Takie wskazówki są dla reportera bezcenne, bo gdy wybierze kiepski timing, spali sobie gracza na długo. Trzeba lawirować między stołami, wczuwając się jednocześnie w samopoczucie pokerzystów przy stołach. Raz wystarczy na nich spojrzeć i po minie czy języku ciała wiadomo już wszystko, innym razem trzeba delikatnie zapytać i wyczuć klimat. Po raz kolejny kłania się więc doświadczenie, które potrzebne jest do tej pracy.

Sen to podstawa!

Pisałem powyżej o odpowiednim przygotowaniu do pracy i jest to rzecz, na którą zwracam coraz większą uwagę (przyznaję – starzeję się, więc wyłazi już ze mnie po prostu stary dziad czasami). Kiedyś jechałem na relację, pełen wigoru i energii, pracowałem cały dzień, a potem całą noc potrafiłem przebalować z ziomkami, wypijając jeszcze przy tym morze alkoholu. Potem 2-3 godzinki snu i można było wracać do pracy. Mniej więcej tak wyglądały wszystkie moje relacje z cyklu USOP w 2009 roku – jedna wielka libacja i balet, przetykane kilkoma godzinami pracy przy mikrofonie (co jest jeszcze bardziej męczące niż pisanie, bo nie ma czasu na odpoczynek). Teraz te cudowne czasy dla mnie się bezpowrotnie skończyły. Zaraz po pracy zabieram swoje zabawki, grzecznie udaję się do pokoju i praktycznie od razu idę spać, żeby wstać dwie godziny przed kolejnym dniem turnieju. Ale jak mogę wyobrazić sobie inny model pracy, jeśli między stołami lata się po 10-12 godzin każdego dnia, a zdarzają się takie „przeboje”, jak marcowy finał High Rollera na Poker Fever, podczas którego pracowałem przy relacji ponad 19 (dziewiętnaście!!!) godzin non stop??!! Ci co mnie wówczas o 10 rano widzieli jeszcze na sali potwierdzą na pewno, że wyglądałem jak trup. Czegoś takiego nikt nie jest w stanie udźwignąć bez dużej ilości snu, odpoczynku i relaksu. Jeśli nie pracuję – muszę odpoczywać.

Tu taka mała dygresja (sorry Doro, muszę o tym napisać, wiem, że mi wybaczysz!). Podczas marcowego festiwalu Poker Fever mój młody padawan Doro z redakcji Pokerground postanowił zmierzyć się z nieśmiertelnością. Po całym dniu pracy wyskoczył „na małe piwko” i miał wracać do pokoju. Obudziłem się o 14 następnego dnia, a Doro jeszcze nie wrócił! Małe piwko przekształciło się w coś więcej, ale dzielny Doro postanowił przezwyciężyć zmęczenie, nadmiar procentów we krwi i brak snu, więc zabrał się do pracy. Pary w silnikach wystarczyło mu jedynie na napisanie tytułu relacji i padł niczym ścięty mieczem. Gdybym ja teraz zdecydował się na taki balet, to spałbym pewnie przez trzy kolejne dni, więc i tak Doro wyszedł z tego całkiem nieźle, bo już następnego dnia był gotowy do działania. Niestety, Doro zakazał mi wrzucania zdjęcia dokumentującego jego sen nad laptopem…

Poker Fever

Największy problem – koszty!

Oczywiście idealnym modelem pracy podczas relacji, jest robienie jej w kilka osób. Niestety, bardzo często jest to niemożliwe z jednego, bardzo prozaicznego powodu – kosztów. W dawnych czasach relacje z dużych imprez pokerowych sponsorował zazwyczaj ich organizator (czyli najczęściej poker room), który opłacał choćby pobyt, dojazd czy wyżywienie (o wynagrodzeniu dla dziennikarza już nawet nie wspominam). Teraz czasy są ciężkie i na takie wydatki nikt się nie decyduje, bo każdy poker room szuka przecież wiecznie oszczędności. Spada to więc na barki redakcji, która taką relację chce robić, a nie są to małe koszty. Czasem udaje się załatwić jakieś zniżki z organizatorem, ale zazwyczaj są to groszowe sprawy. A przecież festiwal trwa wiele dni (hotel, wyżywienie), a dojechać na miejsce też jakoś trzeba (samolot, samochód). Koszty są więc duże, a każdy kolejny człowiek na relacji tylko je zwiększa. Trzeba więc zasuwać w pojedynkę.

Pochwała najlepszą nagrodą

Trzeba jednak powiedzieć sobie wprost, że robienie relacji z pokerowego eventu jest świetną sprawą i daje mnóstwo satysfakcji. Głównie wtedy, gdy czytające ją osoby chwalą za wykonaną pracę, włożony w to trud, inwencję, poczucie humoru i pomysłowość. Osobiście nie znoszę relacji w stylu „Podbił, przebił, sfoldował, podwoił się, odpadł”. Relacja musi być dla czytających rozrywką, a nie jedynie suchą informacją. Stąd właśnie dobrze mieć pomysły na jej uatrakcyjnienie, wprowadzenie elementów śmiesznych czy ironicznych, zrobienie fajnych zdjęć czy ciekawy konkurs lub zabawę trwającą w trakcie relacji. To wszystko wpływa na ostateczną ocenę wykonanej pracy, a ja bardzo lubię być za swoją ciężką robotę chwalony! To dodaje skrzydeł, dodaje energii, wpływa na dobre samopoczucie podczas pisania, wpływa też na dalszą pomysłowość i rozwój relacji.

Poker Fever

Pisz po polsku albo wcale!

Powiem szczerze – moim zdaniem sztuka pisania relacji z turniejów wśród polskich dziennikarzy jest na bardzo niskim poziomie od wielu lat. Pochwalić mógłbym zaledwie dwie, max trzy osoby w Polsce, które wiedzą, co robią (lub wiedziały robiąc to w przeszłości). Zacznijmy od tego, że przede wszystkim mało kto pisze poprawnie po polsku! Gdy widzę kolejne posty z ogromną masą błędów stylistycznych, ortograficznych, interpunkcyjnych czy składniowych (bo nie mówię już o słabym poziomie pokerowym takiej relacji), to scyzoryk otwiera mi się sam w kieszeni. Poprawna polszczyzna to absolutna podstawa udanej relacji! I co do tego nie ma żadnych wątpliwości! Nikt, kto pisze z błędami, nie przyciągnie do swojej relacji widzów i czytelników! I właśnie ci dziennikarze, którzy pisali poprawnie, robili swoje relacje najlepiej!

Kierunek – Poker Fever!

Od najbliższego poniedziałku zaczynam kolejną ciężką orkę podczas festiwalu Poker Fever w Ołomuńcu. Przede mną dziewięć dni pracy podczas wielu turniejów. Mam więc mały apel do wszystkich uczestników – pomóżcie nam, reporterom, pracować podczas pisania relacji! A jeśli my do Was nie podejdziemy zapytać Was o stack czy ciekawe rozdanie, to naprawdę można podejść do nas samemu, my nie gryziemy! Pamiętajcie też, że ewentualnych pomyłek nie robimy celowo, tylko biorą się one zazwyczaj z błędów w przekazywaniu nam historii rozdań przez graczy (o ile sami ich nie widzimy na własne oczy). Możecie też poprosić nas o zdjęcie z turnieju, chętnie Wam je zrobimy i wrzucimy (choćby w galerii zdjęć w social mediach). Bądźmy dla siebie pomocni, a każda relacja będzie z pewnością ciekawsza od poprzedniej!

Do zobaczenia w Ołomuńcu!

Pokerowe książki

Poprzedni artykułJak ubrać się na stół finałowy dużego turnieju pokerowego?
Następny artykułMain Event WSOP 2017 – finałowa trójka w walce o mistrzowski tytuł!

6 KOMENTARZE

  1. Nie przejmuj się hejterami, bo to z reguły życiowe nieudaczniki. Mnie również nie raz krytykują „myślący inaczej”, którzy jak wiemy nic nie reprezentują!

  2. Nie zapomnę jak w trakcie FT Highrollera o którym piszesz dobre 5h trwała już impreza w pokojach i co parę godzin z wiadomych względów trzeba było zejść do baru na salę i widziało się to wszystko coraz bardziej rozmyte, bo okraszone kolejnymi litrami napojów wyskokowych, a Jacku dzielnie walczyłeś i wytrwałeś do samego końca! Pamiętam Twoje relacje z czasów kiedy zaczynałem grać w tą grę tj. 2010-2011 i widze też duży progres u Ciebie w sposobie pisania zarówno o samym turnieju jak i o rozdaniach. Kawał dobrej roboty docenianej jak wiesz zarówno przez społeczeństwo pokerowe jak i przez kibiców! Keep going i do zobaczenia za parę dni 😉

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.