Wyjazdowo-turniejowo – po raz pierwszy

9

Właśnie stwierdziłem, że lato się skończyło. Późno trochę, ale im później to stwierdzenie przychodzi, tym lepiej. Wiadome, że gdy ciepło na zewnątrz, słońce świeci i nie trzeba się przejmować praniem ciepłych ciuchów, to człowiekowi jakoś tak na sercu lżej, ale i bardziej beztrosko. Wakacje jak zwykle pachną branżowym ogórkiem – niewiele się w pokerze dzieje, a i lenistwo wielkie ogarnia wszystkich. Grinderzy jacyś tacy nieśmiali, walają się po plażach i łykają drinki z palemką albo piwo – im zimniejsze tym lepsze. Gdy wakacje się kończą, widać większy ruch przy stolikach. Imprezy na żywo wyrastają, jak grzyby po pierwszym jesiennym deszczu, a chłopaki i dziewczęta coraz chętniej odpalają komputery i gonieni marzeniami o sławie i pieniądzach wielkich zaczynają swoje pościgi za białym króliczkiem. OK, pojechałem, ale tak to bardzo często wygląda.

Nowy sezon pokerowy rozpoczął się we wrześniu, który spędziłem praktycznie na walizkach oraz odsypianiu wyjazdów. Dwie imprezy zmiotły mnie fizycznie, ale tym większa satysfakcja z tego, że udało się wam je wam w miarę możliwości zrelacjonować bez większych kwiatków i na przyzwoitym poziomie.

Lądek Zdrój wita kuracjuszy

Rambo
Na zdjęciu Rambo, 

który był chyba największym pechowcem

Unibet Open London, 

kiedy to stracił potężną pulę o wadze 1,5 mln

w starciu z Markiem Izanianem.

Najpierw Londyn. Unibet Open to jeden z lepszych turniejów ze średnim wpisowym na naszym kontynencie. Field zazwyczaj bazuje na graczach lokalnych, co sprawia, że poziom jest dość niski. Widać było to w Paryżu, a teraz w stolicy Wielkiej Brytanii. Kądziel podczas jednego z podcastów powiedział, że do Lądka się nie wybiera, ponieważ robi selekcję turniejów i bierze udział wyłącznie w tych, które rokują wybitnie niskim poziomem, a wybierać jest w czym. Drogi Michale, muszę ci powiedzieć, że powinieneś żałować swojej decyzji wyrzucenia wrześniowego przystanku Unibet Open z kalendarza. Poziom reprezentowany przez szanownych uczestników tego eventu najlepiej opisał w jednym zdaniu Żelik: Normalnie przedłużyli sobie paraolimpiadę o tydzień. To jednak wiecie już z mojej relacji, więc nie będę się tutaj rozwodził. Ważne, że nasi gracze zasiedli w sile trzech przy stoliku finałowym, co wyraźnie pokazuje dwie rzeczy. Po pierwsze Polacy w turniejach na żywo są naprawdę bardzo dobrzy, a po drugie, coraz więcej ich jeździ po świecie, aby walczyć o trofea. Udział w evencie live przestał być już sprawą elitarną. W Londynie mieliśmy przeszło 20 graczy z orzełkiem na paszporcie, a to jest aż … 8% stawki!

Ale zostawię już to, co wałkujemy stale. Rzec muszę kilka słów na temat samej organizacji i struktury Unibet Open. Wygląda bowiem na to, że ta seria musi pomyśleć nad bardzo dużymi zmianami. Wydaje mi się bowiem, że organizatorzy zatrzymali się w czasach, kiedy w imprezie brało udział o połowę mniej graczy.

Po pierwsze primo, należałoby wydłużyć imprezę o jeden dzień. W Londynie mieliśmy przeszło 300 uczestników. Struktura jest dość turbo, jak na turniej live, ale czas walki w każdym dniu to już jest lekka paranoja moim zdaniem. Dwie sesje pierwszego dnia zakończyły się po 9 levelach, natomiast w dniu 2. trzeba było wyłonić skład stolika finałowego. Walka skończyła się po dobrych kilkunastu godzinach. Gracze byli wyczerpani, a ostatnie chwile przypominały bardziej czołganie się po pustyni, aniżeli poważny turniej pokerowy.

Wiadome, że przedłużenie turnieju o jeden dzień, to dodatkowe koszty, dość potężne koszty, jednakże trzeba tutaj wyważyć między wydatkami, a profesjonalizmem. Gracze nie są robotami, a wiadome, że w turnieju trzeba trzymać koncentrację przez cały czas jego trwania. Walka w nieskończoność daje obraz robienia czegoś na siłę, brnięcia przez grzęzawisko. To nie jest dobry obraz. Unibet Open stał się naprawdę bardzo atrakcyjną imprezą i jednym z najważniejszych eventów ze średnim wpisowym. Dlatego organizatorzy powinni moim skromnym zdaniem pomyśleć nad tym, aby utrzymywać jej prestiż i pokazywać pełen profesjonalizm w organizacji. Nie może dochodzić do sytuacji, w której gracze na starcie pierwszego dnia nie wiedzą, jak długo będą w nim walczyli.

Finaliści do celi!

Druga sprawa jest już bardziej kontrowersyjna. Chodzi mianowicie o izolację graczy zasiadających przy stoliku finałowym. Opinie tutaj są różne. Jedni twierdzą, że to świetny pomysł. Gracze w Londynie zostali zamknięci w pomieszczeniu, do którego nikt nie miał dostępu, z osobnymi toaletami oraz niemożliwością kontaktu ze światem zewnętrznym. My natomiast mogliśmy oglądać ich wyczyny na ekranach komputerów, dzięki live streamowi, który szedł z 30 minutowym opóźnieniem. Co najważniejsze dla pokerowej rozrywki live, mieliśmy możliwość podglądania kart i to właśnie był powód owej izolacji. Tak zupełnie na boku trzeba wspomnieć, że przy stoliku finałowym nie było kamer, do których gracze musieliby pokazywać karty, ale talia była zaopatrzona w specjalne chipy, dzięki którym realizatorzy programu wiedzieli, jakie układy znajdują się w rękach walczących o mistrzostwo.

CelaWszystko fajnie pięknie, ale jest też druga strona medalu i głos zupełnie przeciwny. Osobiście należę do drugiej grupy i powiadam, że takie izolowanie graczy, to zaprzeczenie idei turniejów na żywo. To zniszczenie całej atmosfery walki przy stoliku finałowym, zabicie ducha kibicowania oraz wsparcia dla graczy. Równie dobrze mogliby dać każdemu z nich laptopa do ręki i kazać grać ze swojego pokoju w hotelu, gdzie pod drzwiami stałby strażnik pilnujący ewentualnych przecieków.

W turniejach na żywo piękną rzeczą jest właśnie atmosfera, co widzieliśmy w Paryżu. Gracze byli wspierani przez swoich kibiców, czuli tę obecność i oraz ducha walki. Niestety w Londynie to wszystko zmieniło się w posiedzenie ośmiu chłopa i pokazaniu pokera, jako bezduszną walkę facetów w ciemnych okularach. Dlatego właśnie jestem zdecydowanie na nie, jeżeli chodzi o tego typu praktyki.

Owszem, jest argument, który ciężko obalić. Mianowicie chodzi o ludzi, którzy oglądają live stream, a nie są na miejscu. Podgląd kart uatrakcyjnia relację i jest to ukłon w stronę wirtualnej widowni. Lepiej się bowiem ogląda live z kartami, niż bez. Owszem, może i tak, jednakże jakim kosztem? Poza tym, moim zdaniem fakt przekazania nawet graczom informacji, co miał rywal 30 minut wcześniej jest chyba zbyt mocno demonizowany. Może to faktycznie wpływać na przebieg rozgrywki, ale czy może dojść do oszustwa? Nie! Przecież to działa w każdą stronę. Każdy gracz ma możliwość w przerwie dowiedzieć się, co miał przeciwnik. Więc tutaj szanse są bardzo równe i nikt nie ma w tej materii przewagi nad innymi. Sztuczne izolowanie również nie gwarantuje braku komunikacji. Przecież gracze posiadają telefony komórkowe, a nikt za nimi do toalety nie idzie, aby patrzeć na ręce i kontrolować, czy dany pokerzysta przez przypadek nie odebrał smsa z informacją. Właśnie przez taką izolację robi się niezbyt przyjemna moim zdaniem atmosfera podejrzeń i braku zaufania do uczciwości graczy. Poker natomiast to gra dżentelmeńska i nie sądzę, aby każdy kto tylko znajdzie możliwość oszustwa, chciał kogokolwiek oszukiwać.

Kończąc już temat Unibet Open, muszę powiedzieć, że poza tymi dwoma elementami, impreza jak zwykle zorganizowana była na bardzo wysokim poziomie. Tutaj oczywiście ukłony w kierunku dwóch kierowniczek zamieszania Ewy oraz Dominiki, które przez cały czas dokładały wszelkich starań, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Oczywiście nie wszystko mogło być załatwione, ale to już raczej wielka wina miejsca. Londyn bowiem do moich ulubionych lokalizacji nie należy i zastanawia mnie zawsze fakt, dlaczego aż tylu naszych rodaków mieszka … Stolica Wielkiej Brytanii bowiem, to jedno z tych miejsc, na które jeżą mi się włosy na głowie i dostaję ścisku w żołądku. Wspominając już tylko o kuchni, powiem wam, że po powrocie, gdzieś w okolicach północy, ubiłem sobie trzy schabowe i zjadłem z takim smakiem, którego nie pamiętałem od dawien dawna.

Po Londynie nie dane mi było zbyt długo odpocząć, ponieważ za 5 dni siedziałem już w pociągu do Gdyni, skąd wypływał wielce radosny prom do szwedzkiej Karlskrony, a na nim to się działo. Oj działo się. O tym jednak w następnej części już za kilka dni.

Muzyczna edukacja młodzieży

Na koniec, aby podtrzymać tradycję zapodam jeden z ciekawszych utworów, który trafił do mnie poprzez mojego bardzo dobrego przyjaciela oraz byłego szefa z PokerStrategy Jakuba S. Niemiecka formacja Frequency Drift nie należy do wielkich gwiazd, a ich dorobek całościowy nie jest raczej w moim typie. Pomimo tego, że malują przepiękne pejzaże muzyczne, to wszystko niszczy niezbyt fortunny wokal pani, która nie dość, że śpiewać potrafi średnio, to jeszcze barwa jej głosu pasuje do reszty, jak garbaty do ściany. Jednakże utwór Dead to prawdziwa perełka, którą znać należy. Gdy go słucham, to mam wrażenie, jakbym patrzył się na jakiś obraz Salvadore Dalego i nawet ten wokal już mnie tak bardzo nie drażni…

Poprzedni artykułPartyPoker – promocja CardRush powraca
Następny artykuł„Śladami Brt01 & Baltic trip!”

9 KOMENTARZE

  1. Jeżeli zdecydowali się na chipy w kartach, to pewnie z tego powodu nastąpiła izolacja graczy, a nie dlatego że w streamie można było zobaczyć ich karty po 30 minutach, organizatorzy imo dmuchali na zimne i chcieli się jak najlepiej zabezpieczyć przed wyciekiem informacji o kartach graczy w czasie rzeczywistym. Po fakcie to i tak i tak będą w stanie się dowiedzieć, jak sam zauważyłeś, i nie ma w tym przecież nic złego.

    Zresztą mi akurat taka izolacja nie przeszkadza, ani z punktu widzenia widza, ani gracza. Stojąc przy stoliku i tak g widać, a relację z odkrytymi kartami ogląda się bardzo fajnie. Z kolei w punktu widzenia gracza zbyt blisko stojąca widownia, zwłaszcza głośna, tylko rozprasza podczas gry, to nie sport fizyczny, tutaj nie liczy się na głośny doping, im ciszej na sali tym lepiej się gra.

    ps. Kiedy Pawcio wypuści Cię na jakieś EPT? Teraz gdy są to imprezy połączone z mniejszymi eventami, to jeździ na nie więcej Polaków niż na jakiekolwiek inne turnieje rozgrywane w Europie 😉

  2. Pamiętam, że Pius Heinz po wygranym WSOP ME mówił, że był podłamany jak Martin Staszko go ogrywał, a znajomi mu napisali sms, że Staszko miał dobre karty co trochę go podbudowało, a dalej to wiadomo jak się skończyło 😉

  3. unibet open łatwo jest ozywic i zrobic rewolucje w cyklu ktore EPT, WPT czy inne nie mają, tak naprawde ten livestream z londynu nie wiele osob oglada z tego co slyszalem wiec to że mozna obejrzec karty zawodnikow jest i na + i minus.

    Przy TV table az prosi się aby była maszynka do tasowania kart by diler nie musial zuzywac 30sek minumum. Pozatym aby uplynnic gre powinni zastosowac obok stolika monitor ktory pokazywałby stack poszczegolnego gracza dla graczy (idea i motto unibet) by nie marnowac czasu na liczenie zetonow przez dilera, TD i graczy kto ma wiecej itp. Masz taki monitor i rywal wyswietlone kto ile ma zetonow, przeciez to nie jest ciezkie jezeli ktos zrobi/l taki program do gry live. Obsluguje ktos z obsługi TV lub diler na sitoucie 🙂

    fizol gdzie bedzie nastepna relacja pokertexas? hesop?

  4. Jezeli organizatorzy wiedzieli,jakie gracze maja karty,to zapewne wiedzieli,jaka karta zostanie za chwile wykryta,jaki spadnie flop,turn,river – przed ich odkryciem….

    Przepraszam bardzo,ale pachnie to „klawuchą” na kilometr…

    • Nie no, bez przesady, karty widzą wyłącznie kolesie od TV i nie sądzę, aby komuś się chciało tam robić machlojki 😉

  5. ” Tak zupełnie na boku trzeba wspomnieć, że przy stoliku finałowym nie było kamer, do których gracze musieliby pokazywać karty, ale talia była zaopatrzona w specjalne chipy, dzięki którym realizatorzy programu wiedzieli, jakie układy znajdują się w rękach walczących o mistrzostwo” – Wielki Szu by sie ucieszyl… to jakas masakra

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.