Kilka lat temu stakowanie graczy nie było jeszcze tak wielkim biznesem, jak jest dzisiaj. Widać to szczególnie po WSOP, na którym wielu graczy sprzedaje swoje udziały. Modę na globalne wspieranie graczy zaczęli dziesięć lat temu Eric Haber i Clliff Josephy.
Podobnie było z Joe Cadą, która po raz pierwszy na World Series of Poker pojawił się w 2009 roku. Joe wygrał w pokera online sporo pieniędzy, ale wcale nie miał ochoty sporej części przeznaczać na duży harmonogram WSOP:
Dałem swojej mamie pieniądze i ciągle miałem kilkaset tysięcy dolarów w banku, ale kiedy lecisz na World Series, to wydasz – jeżeli chcesz grać pełen harmonogram – pięćdziesiąt do stu tysięcy dolarów.
Amerykanin poszukał więc backera, która byłby gotowy wyłożyć pieniądze na jego występy. Zdobył finansowe wsparcie, aby zagrać szesnaście turniejów WSOP. Sukces osiągnął w tym najważniejszym. W Main Evencie wygrał 8.5 mln dolarów. Otrzymał połowę z tej kwoty.
Cada jest jednym z wielu pokerzystów, którzy właśnie dzięki stakingowi mogą pozwolić sobie na grę w największym cyklu pokera. Sprzedają udziały, zmniejszając tym samym oddziaływanie wariancji. Dzisiaj stakowanie to jednak już wielki i profesjonalny biznes. Pokerzysta Tom Kearney mówi nawet, że są turnieje, gdzie nikt nie ma stu procent swojej własnej akcji.
Haber i Josephy – pionierzy stakingu na większą skalę
Zwykle wspieranie finansowe graczy polegało na tym, że ktoś opłacał im wpisowe do turniejów, kiedy mieli akurat gorszą serię. Przykładowo w 1997 roku Billy Baxter stakował w Main Evencie Stu Ungara, który turniej ten później wygrał.
Dziesięć lat temu, w okresie pokerowego boomu, na scenie pojawiać się zaczęła ogromna liczba młodych wilków, którzy wcześniej toczyli boje w sieci. Eric Haber i Cliff Josephy, partnerzy biznesowi, byli pierwszymi, którzy na dużą skalę wspierali takich graczy opłacając im wpisowe do dużych turniejów. To właśnie oni wykupili udziały Joe Cady.
W 2009 roku Shane Sigsbee założył grupę Imawhale Staking Group. Dzisiaj ma pod swoimi skrzydłami 60 graczy. Mówi, że ludzie do końca nie rozumieją, jak działa pokerowy staking:
Ludzie mają o tym błędne mniemanie, myślą, że to zwykłe pożyczki, coś jak sprzedaż samochodów, czy kredyty na duży procent, a my nic z tego nie robimy. My po prosty inwestujemy w ludzi, tak jak ty inwestujesz w akcje, złoto czy kryptowaluty albo cokolwiek innego. Inwestujemy w pokerzystów.
Sigsbee wyjaśnia, że standardowa umowa to podział 50-50 wraz z make-upem. Backer opłaca wpisowe i dzieli zysk po połowie z graczem. Jeżeli pokerzysta przegra, musi najpierw oddać make-up, zanim będzie mógł cieszyć się z zysku.
Haber wyjaśnia, że nie każdy pokerzysta rozumie, jak działa taki system. Niektórzy wolą narażać się na działanie wariancji:
Chcesz zmaksymalizować swój zysk, ale w tym samym czasie trochę złagodzić ewentualne ryzyko. To właśnie próbuję wyjaśnić graczom, kiedy mówię im o backingu. Niektórzy patrzą na to w ten sposób, „Cóż, nie chcę jednak dzielić się swoim zyskiem”. Patrzysz jednak na to w zły sposób. Czy lepiej oddać 50 procent zysków i prawie nie ryzykować finansowo, czy lepiej mieć te ewentualne zyski i narazić się na wariancję, a nawet bankructwo, które tam czyha?
Młodzi gracze patrzą na liczby
Alternatywny model stakingu to sprzedawanie udziałów. Dzisiaj istnieje sporo profesjonalnych serwisów, gdzie gracze sprzedać mogą udziały w turnieju. To szczególnie widoczne w turniejach z bardzo wysokim wpisowym, gdzie tylko najbogatsi biznesmeni mogą sobie pozwolić na opłacenie całego wpisowego. Jak wyjaśnia Daniel Negreanu, młodsi gracze patrzą na to bez emocji. Liczą, co im się bardziej opłaca:
Młodsza generacja patrzy na to, jak ty patrzyłbyś na jakiś rynek. Nie mają emocji i są wręcz bezwzględni. Nie ma tutaj prawie czegoś takiego jak: „Chcę pomóc temu gościowi”. Po prostu patrzą na liczby. „Czy to jest pozytywne EV (expected value) dla mnie? Jeżeli tak, inwestują. Jeżeli nie, to pasują.
Wspomniany wcześniej Kearney ma za sobą deep runa w Main Evencie. W 2015 roku zajął piętnaste miejsce. Wygrał wtedy 411.453$ i mówi, że tego lata również sprzedawał swoje udziały. Będąc już deep w turnieju, zamieniał się też akcją z innymi graczami. To także standard pośród profesjonalistów, chociaż tworzyć może nieco dziwną dynamikę podczas samej gry:
Miałem swapy, które były deep runami, ale to nigdy nie jest problem. Po prostu grasz. Wszyscy znają wszystkich, a więc gdyby ktoś nagle zaczął się dziwnie zachowywać, szybko zostałoby to odkryte.
Taka sytuacja tworzyć może jednak prawne problemy. Seth Palansky z WSOP wyjaśnia, że organizator turniejów musi przede wszystkim robić wszystko zgodnie z regulacjami Komisji Gier Stanu Nevada. Sami gracze mogą jednak sprzedawać udziały czy zamieniać się nimi. Rozliczają się jednak tylko między sobą – WSOP podkreśla, że w niczym podobnym nie uczestniczy. Każdy musi osobiście odebrać swoją wygraną i zapłacić należne podatki.
Po dziesięciu latach od momentu, w którym Haber i Josephy rozpoczęli stakowanie na dużą skalę, biznes rozrósł się tak, że istnieje już poważna konkurencja stron i serwisów, które coś podobnego oferują. Zainteresowały się tym nawet media informacyjne. Haber wyjaśnia, że dla wielu osób to bardzo opłacalne, a dla innych (backerów) to z kolei emocje:
To, co robiliśmy kiedyś, to jak dinozaury, w porównaniu z tym, co jest dzisiaj. Z perspektywy graczy to prawdziwa kopalnia złota. To perfekcyjne. Ludzie chcą emocji, chcą akcji, a gracze mogą na każdej stronie sprzedawać dowolne udziały i ktoś je kupi.
Joe Cada nie potrzebował stakingu od swojego triumfu w Main Evencie. Dzisiaj sam wspiera innych graczy. Mówi, że wielu świetnych graczy zastanawia się, czy istnieje sens stakingu, bo przecież radzą sobie bardzo dobrze:
Jest tak wielu wspaniałych graczy, którzy nie mają bransoletki przez wariancję. To ciężka sprawa. Nigdy nie żałuję tego, że zdecydowałem się na sprzedanie udziałów. Zawsze myślałem, że to jest mądry pomysł.