I mi przychodzi odkurzyć moją blogową półkę. W pierwszym odcinku po powrocie z rekonwalescencji i podróży wypada zrobić relację z Las Vegas. Zabieram się więc do tego, mimo iż wolę pisać o poglądach, niż o zdarzeniach. Będzie z głowy, to za tydzień-dwa wrócę do ględzenia o mental game i stanie świata 😉
Ruszam
W dzień wylotu bladym dla mnie świtem, czyli o 8 rano, na Rębiechowo zawiózł mnie wesoły taksówkarz. Był zafascynowany tym, że za pasażera ma zawodowego pokerzystę lecącego do Vegas do pracy. Na lotnisku wpadłem na Panama, z którym nie rozmawiałem od dobrych kilku lat, a z którym grywałem regularnie na żywo gdzieś w okolicach zamierzchłego 2005-tego i pierwszych Polish Poker Tour. Już spotykam pozytywnych ludzi, a jeszcze nie ruszyłem się z Gdańska. Dobry start.
Podchodzę nadać bagaż i.. oj, już nie taki dobry. Na lot Monachium – Nowy Jork jest overbooking. Mam zgłosić się w Monachium przy bramce po kartę pokładową, którą dostanę, o ile będą miejsca.
W Monachium podchodzę do ładnej asystentki, która zaczyna coś klikać w komputerze ze średnią miną. Na to podchodzi jej supervisor (nie potrafię ocenić czy ładny :P), przerywa jej i podaje mi kartę pokładową. Nie wiem, czy tylko z powodu tego overbookingu, czy raczej z tego, że byłem w ortezie ortopedycznej, ale zostałem przeniesiony do business class. Jednak bardzo dobry start.
Z klasą
Rozłożyłem się w fotelu, który gdyby był trochę większy, to byłby za duży. Ogarnięcie jego funkcji zajęło mi kilkanaście minut. Dopiero później zobaczyłem, że jest do niego ośmiostronnicowa instrukcja w podłokietniku. W międzyczasie dostałem wino w kieliszku. Widać terroryści nie latają business class, więc można tam podawać szkło i metalowe sztućce.
Odpaliłem sobie film, założyłem Sennheisery, które znalazłem razem z instrukcją do fotela i zacząłem się relaksować. Nie trwało to długo, bo zaraz musiałem się zabrać za spożywania posiłków. Z karty wybrałem: na przystawkę krewetki z kurkami i szparagami, na główne danie miętus królewski w czekoladzie i chili, na deser owoce morza i deska serów. Jedyny dylemat jaki miałem, to które czerwone wino wybrać do tych serów. No może jeszcze drugi, czy ten gigantyczny fotel z masażem ustawić potem w pozycji relax czy sleep 🙂 Podsumowując było mi tak wygodnie, że po 9-godzinnym locie zasmuciłem się, że już wylądowaliśmy! Przez poprzednie 2 tygodnie z racji kontuzji obojczyka nie mogłem położyć się na płasko i spałem w fotelu ogrodowym. Drzemanie w samolocie w tym siedzisku bogów było czymś na nieporównanie wyższym poziomie.
Back in the USSA
W zeszłym roku na granicy zostałem wzięty na indywidualną inspekcję i dopiero po dwóch godzinach czekania do USA wpuścił mnie pracujący na lotnisku wujek Toma Dwana (true story na kiedy indziej). W tym roku przystawiłem jedynie na pół minuty swoją rękę do czytnika linii papilarnych i ziewający oficer kiwnął mi ręką, że mam iść dalej. Przesiadłem się z Lufthansa Business do United Economy. No to koniec wygód, ale nie było źle.
Z lotniska McCarran International znajomi odebrali mnie o północy tamtejszego czasu, czyli 9 rano czasu polskiego. W wynajmowanym przez nas domku na Rainbow Boulevard bez rozpakowywania się padłem na łóżko i udało mi się przespać 4-5 godzin. Poczytałem książkę, zjadłem śniadanie i spędziłem parę godzin zbierając siły. Gdy dojechaliśmy około 11 do Rio byłem w doskonałym nastroju i z ochotą po roku przerwy wszedłem po czerwonym dywanie do domu World Series of Poker. Tym razem moim celem nie było jednak granie wielkich, nie do końca słusznie prestiżowych turniejów, ale grindowanie.
Pracujesz dla fabryki, fabryka żywi / I życie dla fabryki…
Turnieje Sit’N’Go
Single Table Tournamnets zorganizowane są bardzo dobrze. Podchodzi się do niewielkiego podium, na którym supervisor wystawia nowy przezroczysty pojemnik zawsze, kiedy zwolni się jakiś stolik. Na pojemniku naklejona jest kartka określająca wpisowe od $125 do $2050 (rake to zawsze $15), a w środku znajduje się dziesięć plastikowych kart. Na każdej z nich napisane jest „Table X, Seat A”, gdzie A może być od 1 do 10. Z taką kartą idzie się do kasy, gdzie uiszcza się wpisowe. Następnie z rachunkiem idzie się do stołu X, przy którym czeka już dealer. Gra startuje, kiedy stolik się wypełni. Proste i efektywne.
Co do samego pokera – w porównaniu z grą on-line poziom jest z 10 razy niższy, na $525 jest jak na $50+5. Z drugiej strony ilość gier rozgrywanych na godzinę jest z 10 razy mniejsza. Profity są pewnie odrobinę większe, ale kosztem zdecydowanie większej wariancji. Za to nie trzeba siedzieć przy komputerze… tylko w sali, w której jest trochę jak w fabryce – patrzcie zdjęcia.
Cash games – BigO
Po paru dnia zacząłem mieć powyżej uszu tej całodziennej „pracy na taśmie” przy SNG i przesiadłem się na stoliki cashowe w odmianę zwaną BigO. Zahaczyli mnie na nią Rado i Darek „texaspl”, którzy twierdzili, że bez pokaźnego profitu to tam praktycznie ciężko dzień skończyć. Odmiana ta to „po prostu” pięciokartowa Omaha Hi/Lo1. Blindy, na których grałem to 1-2-5 z wpisowym do $500, czyli: SB daje dolara, BB dwa, ale minimalny call to 5, a raisować można do 20. Pule latają więc duże, często i po kilka BI. Fajna nazwa i nieskończoność akcji sprawiają, że gra ta przyciąga turystów. Ci poza rozdawaniem pieniędzy tworzą świetną atmosferę, np. pokazując, że potrafią przejść dookoła stolika z plastikowym kubkiem pełnym piwa postawionym na głowie, itp.
Jedyną niedogodnością było dla mnie to, że nigdy nie grałem żadnego pokera w odmianie Hi/Lo. Jak się później okazało, pierwszego dnia nawet nie do końca znałem zasady – np. błędnie myślałem, że układ A-2-3-4-8 jest lepszym Lo niż 2-3-4-5-7 :). Nie przeszkodziło mi to ściągnąć tego dnia ze stolika $1300. Potem oczywiście okazało się, że nie jest tam aż tak różowo. Gry są mocno zainfekowane przez regów, a większość value osiąga się, gdy do stolika przyjdzie jakiś wspomnianego typu turysta i rozda trochę cukierków. Podobnie jak w scenie z Roundersów, kiedy Mike i Worm jadą do Atlantic City. Najpierw przy stole siadają z samymi sobie znanymi osobami, a potem przychodzi random, który nawet się nie zorientuje „what hit him”. Ostatecznie po paru dniach wyszedłem z tych gier cash będąc odrobinę na plus. Było to ciekawe i rozwijające, ale trzeba było wrócić tam, gdzie mój edge był największy. Zwłaszcza, że zaczęły się..
Satelity MTT
Będące najbardziej profitową częścią World Series. Mają one mnóstwo uczestników i niedużą wariancję. Błędy, które ludzie popełniają na bubblu są nie do opisania. Odpadnięcie z KK (albo nawet z JJ czy AJ) mając duży stack, gdy jest paru shortów mających poniżej 3bb to standard. Do tego na kilka dni przed Main Eventem satelity te rosną tak bardzo, że do wzięcia w każdej z nich jest kilkadziesiąt wejściówek wartości $10200 każda. $200 dostaje się w gotówce, a pozostałą część w tzw. lammers, czyli 20 żetonach turniejowych po $500 każdy. Ja Main Eventu grać nie chciałem2, więc potrzebowałem upłynnić te lammersy. Wykorzystać je można jedynie do wpisywania się do eventów WSOP, więc najlepszym miejscem na sprzedanie ich jest kolejka do kasy turniejowej. Oficjalnie nie wolno tego robić i ochrona (ta nadgorliwa) czasem goni tych, co tak robią.
Było to dodatkowe interesujące przeżycie. Wszedłem do kolejki i kitrając się przed oficjelami sprzedawałem z ręki do ręki małe różowe plastikowe krążki, po pół tysiąca dolarów za jeden. Brakowało mi tylko, żebym w trakcie tego mruczał „Columbian, top of the line” 😉
Na zdjęciu ja w przykładowej z takich satelit, prezentujący, że można je wygrywać przy użyciu tylko jednej ręki 🙂
World Series of Poker – Event #54
Mimo morderczego podatku, niezagranie żadnego WSOPa byłoby czymś trochę zbyt racjonalnym, nawet jak na mnie. Dlatego zdecydowałem się zapłacić trochę EV-dolarów i zagrać jeden nieprofitowy turniej. Wybór padł na event numer 54 za $1000. Odpadłem po kilku levelach, bez niczego specjalnie ciekawego do opisania. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że te tańsze WSOPy to absolutne turbo. Startuje się mając w żetonach 3 razy wpisowe, czyli w tym przypadku było to 3000. Blindy zaczynają się od 25/25, potem 25/50, dalej 50/100 i tak dalej skok co 60 minut. Po 4 godzinach startowy stack to mniej niż 20bb, co wraz ze strasznie powolnymi dealerami daje bardzo niewiele miejsca na grę.
Z żadnym popularnym prosem przy stole też nie byłem (pograć i pogadać z Karą Scott mogłem za to w jednej z satelit). Najciekawsze w tym moim jednym występie było to, że event 54 startował razem z „Big One for the One Drop”, czyli turniejem z wpisowym $1.000.000. Byłem więc na sali z bębniarzami i innymi performerami z Cirque du Soleil robiącymi przedstawienie w ramach otwarcia tego turnieju:
Druga część relacji z Vegas opowiadająca o pozazawodowej stronie tego wyjazdu już niedługo. W międzyczasie nagrywam z czytelnikami PokerTexas zaplanowane sporo czasu temu mental hand histories. Materiał do publikacji się produkuje – blog uważam oficjalnie za zrestartowany.
Żyjcie długo i osiągajcie profit
Grasiu
1 Odmiana pokera Hi/Lo – Odmiana, w której połowę puli idzie do „najlepszego” układu (Hi), a połowa do „najgorszego” (Lo), którym może być co najwyżej 8-high. Jeżeli układ Lo nie jest możliwy do utworzenia przez żadnego z graczy, to układ Hi wygrywa całą pulę.
2 Ze względu na podatek, który w przypadku pokerzystów z krajów nie mających z USA odpowiedniej umowy o braku podwójnego opodatkowania, sprawia, że są to gry w najlepszym przypadku zeroEV.
Zahaczyli poprawione, kajam się.
@lukjoch1
Cashe nie są opodatkowane. Turnieje są, ale tylko przy wygranych powyżej $5000 jednorazowo. Satelitki są wyjątkiem, nie są opodatkowane w ogóle, bo wygrane w nich są w lammersach, nie w $.
Lammers $500 sprzedawałem za $500 (wystarczało zacząć od „Does anyone wanna help me?”).
@TobetGate
W przeciwieństwie do niektórych, poker to dla mnie pewien sposób inwestowania. Nie widzę sensu w zakładaniu firmy, która jest dochodowa przed opodatkowaniem, ale po opodatkowaniu przynosi straty.
Ok, to fajnie. A napiszesz jeszcze po ile te satki były i ile ludzi zazwyczaj grało?
Satki były po $330, $550, $1060 i $2000coś. Tych ostatnich nie grałem, więc nie pamiętam dokładnie. Grało w nich od kilkudziesięciu (na początku) do kilkuset (przed samym Main Eventem) osób.
Jak ja lubie to stwierdzenie, nie gram bo podatek =)))))
Dajcie mi 8 baniek za win me wsopa a oddam i 70% podatku =)
GL
Extra) Jak zwykle)
fajna przygoda Grasiu, czekam na kolejna czesc relacji
Dobre :P. Specjalizuje się ktoś może w sng 2.5$ (180) i zna jakieś dobre filmiki szkoleniowe dotyczące tych turków? Jakby ktoś miał takie info proszę o wiadomość z góry dziękuje.
Za cashe, sng i satki nie płacimy podatku w LV? WSOP dolary sprzedawałeś 500$ za 500$ czy coś taniej?
Szkoda ze ten wpis taki krotki. Oczywiscie plus.
Bardzo dobrze sie czyta i w ogole, ale o ile mogę Ci wybaczyć nie zmienianie spodni o tyle zaCHaczenia już nie… 🙂 don’t kalecz polski language Sir ;P
i tak czekam na na nastempnom czenść 🙂
pzdr
Chyba „zaHaczyli” 🙂
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.