REKORDZISTA
Na mojej ukochanej Pradze nie brakuje świrów. To specyficzna dzielnica, specyficzni ludzie i
specyficzna atmosfera, jakiej nie ma nigdzie indziej w Warszawie. A jednym z osiedli na
Pradze jest mój Targówek. Windykacja na swoim osiedlu ma to do siebie, że co chwila można
spotkać kogoś znajomego, zna się każdy blok i każdą uliczkę. Generalnie trochę siara!
Jednak
z gościem, o którym chcę napisać na szczęście się nie znałem. Z dokumentów wynikało, że
będzie szybko. Dłużnik był taksówkarzem, a ja nie lubiłem dłużników taksówkarzy. Dlaczego?
Ponieważ nie lubię ludzi, którzy nie szanują własnej pracy. Jak można wziąć kredyt na brykę –
jakby nie było narzędzie pracy i potem go nie spłacać? Bryką był co prawda tylko Polonez,
ale zawsze. Sprawa odbyła się szybciutko, gość miał takie zadłużenie, że nawet nie było o
czym z nim gadać. Nie płacił z rok czasu rat, więc natychmiast zabrałem mu samochód i było
pozamiatane. No ale w samochodzie zostały jakieś jego rzeczy, taksometr, kogut z taksówki
i takie tam graty, więc umówiłem się z nim, że następnego dnia po to do mnie wpadnie. I wpadł.
Następnego dnia około południa. Nowym samochodem! Jeszcze w foliach! Z uśmiechem na
ustach przeładował swoje rzeczy do nowego auta i odjechał. Nie na długo!
Minęły może ze
trzy miesiące, zaglądam w nowe zlecenia, a tam nazwisko tego człowieka! Miał pecha
kredyt wziął w banku, z którym również współpracowałem (a miałem takich umów z bankami
naprawdę dużo). Gdy zobaczył mnie ponownie przed swoimi drzwiami był lekko zdziwiony,
ale znał już procedurę i wiedział co ma robić. Ale ku mojemu zdziwieniu, następnego dnia
znowu podjechał nową furą!! No bezczelny! Żeby nie przedłużać i się nie powtarzać, ogólnie
gość nie cieszył się zbyt długo swoimi SZEŚCIOMA kolejnymi samochodami, wpadłem do
niego po każdy, który kupił. Gdzieś przy czwartym otwierał mi drzwi już z kluczykami w ręku
i długopisem w drugiej dłoni, żeby podpisać papiery.
UCIEKINIER
Czasami lubiłem wybrać się też w podróż po samochody w Polskę. Zresztą pracy było tyle, że
ledwo się wyrabialiśmy z obróbką kolejnych zleceń. Któregoś razu los i zlecenia z banku
rzuciły mnie gdzieś na dalekie Kaszuby. Do odbioru był Seat Cordoba, a ja obiecałem akurat
wtedy żonie, że jej kupię taki samochód, więc miałem w tym trochę prywatnego interesu.
Dłużnik mieszkał gdzieś na totalnym zadupiu, wiocha taka, że aż szok. Jak to mówią, do
cywilizacji to ekipa krasnoludków z jego domu szła by z tydzień. W końcu przez jakieś pola i
łąki trafiliśmy na posesję dłużnika. A tam rozwalająca się rudera, obok stodoła w stanie rozkładu
i szopa w jeszcze gorszym stanie. A przed drzwiami chałupy stoi sobie czerwona Cordoba. Tyle,
że cała pootwierana! Co jest, kurde? Walimy w drzwi. Cisza. Zaczynamy oglądać chatę dookoła,
ale wszędzie tylko jakieś krzaki i chwasty same. Nagle widzimy, że w drzwiach nie ma nawet
klamki! O matko, co to za rudera? Staraliśmy się dobić jakoś do drzwi, ale nikt nie otwierał.
Lecz nagle przed dziurkę po klamce widzę jak ktoś się rusza w środku. Wołam gościa, żeby
otworzył drzwi, a ten zaczyna uciekać przez okno z drugiej strony domu! WTF?? Lecimy za
gościem, a ten leży w tych krzakach i nie może się podnieść o własnych siłach! Targamy go za
ręce, a on jest tak nawalony, że ledwo kojarzy! Nie mógł stać na nogach, taki był "zmęczony"!
W końcu, gdy zaczął już coś kumać z tego co się dzieje, facet zaczyna się trzymać za wątrobę
i mówić, że ma chyba zawał. Jednym słowem jakaś chora akcja! Okazało się, że gość w takim
stanie kilka minut przed naszym przyjazdem dojechał tym samochodem od kolegi, z którym
się tak sponiewierał. Wyobrażacie sobie? Gość jechał samochodem przez pola prawie nie widząc
przed sobą drogi, nie umiał się podpisać pod protokołem zajęcia pojazdu! Mocarz! Żonie autko
bardzo się podobało 🙂
PORSCHE LUCJUSZA
Jednym z nieuniknionych elementów pracy w windykacji było wpadanie non stop na dziwnych
ludzi. Jak wam opowiem, że zarówno mnie jak i moich chłopaków z firmy często próbowano
przekupić, żeby nie zabierali auta to uznacie to za swego rodzaju normalną sytuację. Wszak
nasze społeczeństwo zna się na korupcji jak nikt. Jak wam powiem, że panie często proponowały "coś więcej" za możliwość pojechania do pracy znowu samochodem, a nie autobusem, to może
być już mały szok i niedowierzanie, choć takich sytuacji było również wbrew pozorom sporo.
Jak wam opowiem, że jednemu z moich pracowników dłużnik zaproponował kilka godzin z jego
własną córką to powiecie, że to już jest niemożliwe, a jednak taka sytuacja miała miejsce. Co
powiecie jednak na próbę seksualnego przekupstwa ze strony geja?! A było to tak?
Któregoś razu trafił nam się do windykacji prawdziwy "rodzynek". Trzeba było zlokalizować i
odebrać Porsche 911! Mi się od razu banan na ryju pojawił, bo już widziałem siebie za kółkiem
tej bryki, wystarczyło ją tylko wyjąć od dłużnika. Problem polegał na tym, że były jakieś
niejasne sytuacje z adresami dłużnika, młodego gościa, dwudziestokilkuletniego pracownika
bufetu w Teatrze Wielkim w Warszawie. Skąd taki łepek miał kasę i możliwości zakupu takiej
bryki? I jeszcze to imię, Lucjusz. Kto go tak skrzywdził? Udaliśmy się do tego teatru po
drodze obszukując wszystkie parkingi na Placu Teatralnym. Nigdzie jednak nie było żadnego
Porsche. Wpadamy do jednego z bufetów w teatrze i pytamy o Lucjusza. Pani stojąca za ladą
spojrzała się na nas trochę dziwnie, po czym zaprosiła nas na zaplecze i zaczęła się spowiadać.
A historyjka była całkiem ciekawa, otóż Lucjusz tak naprawdę nigdy nie pracował w żadnym
bufecie. Był natomiast "przyjacielem" właściciela tegoż bufetu, który był odmiennej orientacji.
Swoją drogą, jak się tak człowiek trochę po tym Teatrze Wielkim rozejrzał to tam chyba co
drugi był "inny" i potem przy kolejnych wizytach to do windy wchodziłem już z zaciśniętymi
mocno pośladkami 🙂
Ale wracajmy do tematu. A więc Boguś, tak nazwijmy roboczo szefa
pani zza lady, ostatnio pokłócił się z Lucjuszem, a nasza informatorka podejrzewała, że to on
płacił raty za ten samochód. A więc mieliśmy do czynienia z klasyczną kłótnią kochanków, tyle
że w wersji homo. Najwyższa pora była pogadać z samym Bogusiem. Telefonicznie umówił się
z nami w znanej ze swej "innej" klienteli kawiarni "Pod Kaktusami" w centrum. Wyraźnie był
bardzo zły na Lucjusza (między wierszami dowiedzieliśmy się, że Lucjusz zwyczajnie puścił
go w trąbę bokiem) i sypał go strasznie. Dowiedzieliśmy się gdzie, z kim i kiedy możemy
spotkać jego ex-oblubieńca, więc mieliśmy podstawy do rozpoczęcia poszukiwań samochodu.
Ale Boguś poszedł dalej, potrafił na przykład zadzwonić do mnie o 2 w nocy z informacją, że
Lucjusz ze swoim nowym chłopakiem bawi się właśnie w gejowskim klubie Paradise i może
byśmy teraz tam pojechali i zabrali mu samochód, a w ogóle to najlepiej aresztowali! LOL!
Zemsta zranionego kochanka jest jednak okrutna! Mi tam dwa razy nie trzeba było powtarzać.
Zadzwoniłem po moich chłopaków, zabraliśmy się w samochód i uderzyliśmy pod dyskotekę.
Tam czekał na nas już Boguś z Lucjuszem! Lucek był mocno spięty, od razu zauważyłem,
że coś jest nie halo. No i było, Porsche stało w warsztacie z urwaną przednią osią, bo pan
Lucjusz nie wpadł na to, że ten samochód jest nisko zawieszony i podjeżdżanie nim pod
wysoki krawężnik to nie najlepszy pomysł. Tym bardziej na dużej prędkości. Umówiliśmy się
więc na rano w warsztacie, bo ja i tak musiałem samochód przejąć, nawet w takim stanie.
Gdy następnego dnia spotkałem się z dłużnikiem przy rozbitym Porsche, ten zaczął się do
mnie dostawiać! Tak, tak, już widzę te komentarze pod blogiem po przeczytaniu tego tekstu.
Ale taka była rzeczywistość, chłopak wymyślił sobie, że może uda mu się zatrzymać swoją
bryczkę (którą oczywiście sprezentował mu Boguś) za kilka naszych wspólnych chwil! Brrr!!
Porsche wyjechało na lawecie, a ja niestety miałem jeszcze przez kilka tygodni drgawki na
samo wspomnienie Lucjusza, Bogusia, Teatru Wielkiego i całej tej homo-akcji.
O TYM JAK PODPADŁEM MAFII
Jednak cała ta windykacja to nie tylko śmieszne sytuacje. Czasem było też mało przyjemnie.
Tak jak podczas naszej wyprawy do Wałbrzycha. Pojechaliśmy tam w zasadzie całym naszym
składem, bo do odebrania było 11 ciągników siodłowych z naczepami. Nie muszę chyba wam
mówić, że z takiego "złotego strzału" miałem mieć majątek, za jeden taki samochód miałem
dostać od zlecającej firmy leasingowej więcej niż moja mama zarabiała w pół roku. A było
ich aż jedenaście! Dłużnikiem była oczywiście firma transportowa, która po wzięciu leasingu
na wspomniane samochody nawet nie podjęła spłaty rat. A więc coś tu znowu śmierdziało!
Dotarliśmy na miejsce wieczorem i udaliśmy się na rekonesans. Trzeba było zobaczyć, czy
jakieś samochody są na miejscu i jeśli by były to zajmować od razu to co jest, żeby rano nie
wyjechały. Okazało się, że na wielkim placu stał tylko jeden nasz ciągnik, reszty nie było.
Cieć przy bramie poinformował nas, że samochody są w trasie i nie wie kiedy wrócą. Ja więc
złapałem za telefon i zadzwoniłem do właściciela firmy, aby podjechał pod bramę na spotkanie
i przekazanie pierwszego samochodu. Podjechał szybko. Nawet nie sam. Za kilka minut z
piskiem opon pod bramę podjechało pięć samochodów niemieckich marek, a z każdego
zaczęły się wysypywać kolejne karki. I nie mieli raczej wesołych i przyjaznych min. To znaczy
nie wnioskowałem tego z ich min, tylko raczej z tego, że każdy ściskał w ręku gnata i jakoś
mi wyglądało, że umieli z nich korzystać. Zrobiło się gorąco, rzucili nami o parkan, zabrali
dokumenty, teczki, kluczyki od samochodów itp. Człowiek trochę głupio się czuje jak ma
kilka centymetrów nosem lufę pistoletu, a wydaje mu się, że to on tu jest po prawie. Panowie
dali nam w kilku ciepłych słowach do zrozumienia, że nasza obecność jest tu niepożądana i
mamy szybciutko udać się w drogę powrotną do domku. I rzeczywiście taka była moja pierwsza
myśl, zawijamy się, wyżej dupy nie podskoczymy. Ale potem, wieczorem, w hotelu, wpadł mi
do głowy pomysł. Dziś jak to wspominam to sam nie wierzę, że byłem tak odważny albo raczej
głupi, żeby skakać takim gościom, ale stało się.
Od następnego dnia rano rozpocząłem wielkie
polowanie na samochody. Ustawione miałem wszystko: przejścia graniczne, drogi dojazdowe
do Wałbrzycha, nawet paru miejscowych policjantów, którzy chcieli dokopać "miastu" po cichu
mi pomagało. Nie będę was zanudzał szczegółami, bo nie o to chodzi. W każdym razie powiem
tylko, że w przeciągu tygodnia zdjęliśmy prosto z dróg dziewięć z jedenastu samochodów. Szło
nad podziw łatwo, poznani na miejscu policjanci zrobili co mogli, żeby nam pomóc. To co się
potem działo było już mniej miłe, bo pan szef dostał furii i miałem od niego kilka telefonów
dziennie co mi zrobi jak mnie dorwie w swoje łapy. Nie powiem, żebym nie brał go poważnie,
ale na szczęście skończyło się tylko na jego słodkim zawodzeniu przez telefon. Kilka tygodni
później dostałem telefon od jednego z policjantów z Wałbrzycha, gość dostał śmiertelny
postrzał w jednej z wrocławskich knajp. Miałem problem z głowy!
Część trzecia i ostatnia windykacyjnych wspomnień w poniedziałek.
@Blasco – wyraz “wspominki” został przeze mnie z premedytacją ściągnięty z tytułu bloga Pawcia 🙂
Właśnie po to, żeby tak sobie obok siebie wyglądały :)@Zbig – co mogę powiedzieć? Takie recenzje powinienem sobie drukować i oprawiać w ramki 🙂 Thx man!@krzychu ksu – może sie kiedyś wybiorę, ale będę nadal czujny :)@oles – nie jestem w nic zamieszany 🙂
zamiast bana dla observera,
poprośmy Jacka a on to załatwi jak z mafiosem, bedziemy mieć spokój na wieki
znakomity tekst, Jacku!
zachęcam do odwiedzania Teatru Wielkiego, byłem kilka razy i zaświadczam, że jest bezpiecznie – ani w toalecie ani w windzie – nikt mnie nie zgwałcił 😉
Najlepsze scenariusze pisze życie, czuje się prawdziwego człowieka, takiego z krwi i kości, chodzącego po ziemi i myślącego samodzielnie. Napisane miodnie i dosadnie, bez dziś wszechobecnych, zniewieściałych i polit-poprawnych siuśko-konwenansów.
Paradoksalnie tekst zyskuje jeszcze na wartości w zestawieniu ze sfrustrowanymi lamentami-komentarzami pod nim.
Pozdrawiam
Właśnie zauważyłem jak tytuły Waszych blogów wyglądają na stronie głównej. Może by poszukać synonimu dla słowa “wspominki”? 😉
Jako mały wstęp do jutrzejszego odcinka:TAJEMNICZE DOWODY WPŁATWyjazdy na Górny Śląsk oznaczały dla mnie zazwyczaj jedno ? złote żniwa! Nie wiem dlaczego,
ale tam zawsze dobrze nam się pracowało, a ciekawych sytuacji było mnóstwo. Zazwyczaj po
takich dwóch czy trzech dniach w tamtym rejonie wracaliśmy z minimum jedną lawetą pełną
samochodów i dużą ilością spłat w gotówce. I podobnie było w tym przypadku. Miejscowość
Tychy, zimowy mroźny wieczór, do odbioru Fiat Siena. Idziemy pod adres, otwiera nam dłużnik.
Od razu w oczy rzucało się jedno ? facet swoje w życiu przeszedł. Więzienne dziary na całym
ciele, mocna muskulatura, ale gość przyjął nas bardzo miło i przyjemnie. Od razu nawiązała się
jakaś swego rodzaju nić sympatii między nami. Był tylko jeden problem ? za cholerę nie
mogłem facetowi wytłumaczyć, że ma bardzo poważne zadłużenie na swoim kredycie. Ja mu
mówię, że ma niezapłacone 8 rat, a on mi mówi, że ma zapłacone wszystko. I co najlepsze ?
byłem prawie pewien, że ten człowiek święcie wierzy w to co mówi! Ale moje dokumenty
mówiły coś zupełnie innego. Stanęło na tym, że poprosiłem go w końcu o okazanie dowodów
wpłat. Facet szukając odcinków w szufladach powiedział mi, że każdą ratę płaci jego żona w
agencji bankowej mieszczącej się w szpitalu, gdzie pracuje. Dość dobrze zazwyczaj oceniałem
sytuację materialną moich dłużników ? w tym przypadku coś mi nie grało. Facet miał bardzo
duże zadłużenie, ale opowiadał mi o swojej dobrej pracy, sporych zarobkach, a jego mieszkanie
wyglądało porządnie. Zdarzało mi się wchodzić do mieszkania człowieka jeżdżącego np. nowym
Volkswagenem Golfem, a w jego chacie był taki syf, że buty przyklejały się do podłogi! Tutaj
było czysto, mieszkanie było odnowione i dobrze wyposażone. Co więc się stało, że ten gość
miał takie zadłużenie?? W końcu po paru minutach dostałem spięte spinaczem dowody wpłat,
ułożone po kolei według dat wpłaty. Zacząłem sprawdzać kwitki i nagle coś mi zaczęło nie
grać. Po szybkim spojrzeniu na kolejne dowody wpłat już wiedziałem co jest grane…Mam nadzieję, że jutrzejsze historie równiez wam się spodobają. A przynajmniej w jedną pewnie znowu wiele osób nie uwierzy…
Świetne historie, czyta się z zaciekawieniem i uśmiechem na twarzy, naprawdę spoko 🙂
Już nie mogę się doczekać poniedziałkowej porcji przygód Jacka windykatora ;]
Hehehe! Oczywiście! 🙂
Ale nad pierwsza sie zastanow. Przynajmniej mialbys pieniadze na gre i nie musialbys rujnowac zony:)
@gosc – uspokajam Cię od razu – nie mam najmniejszego zamiaru 🙂 To byłby dramat z horrorem w jednym 🙂
Jack- jesli napiszesz to naprawde te ksiazke kupie:)Jak napiszesz ksiazke o taktyce pokerowej to jej nie kupie:)
No to bierz się do pisania! I za pół roku wszyscy marsz do księgarni! 🙂
Jeśli coś mogę napisać to to, że żadna z tych historii – choćby nie wiem jak nieprawdopodobna – nie jest w żaden sposób przeze mnie wymyślona czy ubarwiona. Wiem, że w niektóre akcje ciężko jest uwierzyć i wcale sie temu nie dziwię – ja tez nie mogłem uwierzyć w to co widziałem przez długie lata podczas wykonywania tej pracy. Nikomu nie będę na siłę starał się tego udowadniać, niech każdy ocenia po swojemu i wierzy w to co chce wierzyć…Gdybym zaczął opisywać historie, których z wielu względów nie mogę opowiedzieć (choćby ze względu na tajemnicę bankową, ochronę danych osobowych dłużników czy inne uwarunkowania) to dopiero wtedy byście nie wierzyli w to co miałbym do napisania. Przez moje ręce przewinęły się takie sprawy (a w zasadzie tacy dłużnicy), że miałbym tego na całą książkę…
Jack dawaj ostatnią częśc jak to rozpracowujesz międzynarodową szajkę przemytników diamentów….
rzecz jasna- rownie inteligentnie oraz powinien miec:)
Jack- wg mnie historie troche ubarwione. Nie zmienia to jednak faktu, ze podobne historie zapewne miales, bo nie sadze zebys siedzial w domu i wymyslal totajlne bajki:) Mozna napisac, ze kupa smierdzi, a mozna napisac, ze woń unoszaca sie nad kupa mocno drazni nozdrza. Wszystko zalezy jak autor ujmie historie. Nie zmienia to faktu, ze czyta sie to przyjemnie.Co do inteligentnego pytania co to ma wspolnego z pokerem. Odpowiem rowno inteligentnie- jak sie ma to, ze Krasnal jest czlowiekiem do tego, ze czlowiek powinien mial mozg, nijak, ale jednak Krasnal jest czlowiekiem i nikt mu tego nie zabrania. A wiec odwalcie sie;] Pomimo tego, ze Jacka tak sobie lubie to jednak pisze na poziomie, bez bledow stylistycznych, bez bledow ortograficznych, nie draznia oka malo inteligentne wpadki. A teksty na poziomie wypadaloby na poziomie krytykowac, jak ktos jest zalosny, implikuje to to, ze krytyka tez jest zalosna to niech sobie odpusci, bo bardziej sam siebie osmiesza niz wkurza Jacka;]
matkoświętajakmniełebdzisiajboliodtegodżekadanielsa…
A kogo ja obrażam, przepraszam bardzo?? Tych, którzy robia to samo w moja stronę czy kogos jeszcze? Juz ci kiedys mowiłem, żebyś tu nie zaglądał jesli cię wkurzaja moje blogi. A ty nadal tu wchodzisz. Czyli jakoś tak źle nie piszę, jeżeli moi przeciwnicy nałogowo czytaja moje teksty…
A pisz sobie człowieku ale co to ma wspólnego z pokerem??? Potrafisz tylko wszystkich obrażać. Zastanów się nad sobą… oj co ja mówię to ponad Twoje siły. Myślenie widocznie nie jest Twoją mocną stroną. Bez odbioru.
@Krasnal
A dlaczego ludzie, ktorych irytuje JD, denerwuja az tylu ludzi?
wiadomo , hahaha mosku po pierwszym tirze, jezeli to byla jakas grupa zorganizowana, by ci lapki polamali i bys tyle narobil na ich terenie.
Ilu?? Ciebie, rulezza, observera, paru no-name’ów? To są ci ludzie???? Dla was nie piszę! Jak widać z komentarzy pod ostatnimi odcinkami bloga są tacy, którym się podoba to co piszę. A że kilku głupków nie umie tego przełknąć to już nie mój problem tylko wasz…
Żenada. Tekst poniżej poziomu. Wstyd mi, że taki człowiek wypisuje takie brednie na szanującym się portalu. Wyobraźnia za to ok. Lem mógłby się od niego dużo uczyć. Te opowieści to raczej w portalu dla krminalistów, a nie związanym z pokerem. Dlaczego JD irytuje tylu ludzi? Przypadek?
jeszcze lepiej juz to widze jacku jak wywalasz za bechty kierowce wsiadasz i jedziesz do domu – oni maja tam taka komunikacje ze ujechalbys kilometr i by cie odstrzelili
Observer, jak tu zacząć z tobą jakąś dyskusję jak według ciebie “ciągnik siodłowy” to jest to samo co “traktor”?? A więc wyjaśniam ci – ciągnik siodłowy to inaczej ciagnik (samochód) przystosowany do ciagnięcia przyczepy (naczepy) za pomocą elementu zwanego siodło (stąd nazwa). Samochody te są głównym środkiem transportu drogowego. Potoczna nazwa – TIR (od nazwy międzynarodowej konwencji Transports Internationaux Routiers).A teraz porównaj to ze swoimi traktorami…
Zajebiaszcze wpisy, Jack!!! Super sie czyta. A tekst: ,,do cywilizacji to ekipa krasnoludków z jego domu szła by z tydzień.” rullezzzz…hahaha
widze ze rafciowi chyba nie idzie gra w pokerka skoro sie bierze za pisanie bajek dla dzieci muahahaahaa
dopiero w poniedziałek i szkoda ze ostatnia..
Chcialem zaczą polemikę z ludźmi non stop szukającymi dziury w calym ale przypomniał mi sie kiedyś tekst Hajjera “…tym co rozumieja to niepotrzebne a tym co nie to i tak nic nie pomoże…” więc tylko w skrócie dla mnie ocena tego jak ktoś pisze jest to jak szybko przebrnałem przez tekst nawet nie zauważając upływu czasu,historie opowiedziane sa cikawe a to czy kogos bawia niektóre zarty czy nie to kwestia gustu mnie bawią, well done Sir
Tak, ale w dziale fantastyka – juz to widze jack spluwa przy glowie i na drugi dzien nie ruszylo go to i sciaga te traktory przeciez po sciagnieciu jednego jakby kierowca zadzwonil do szefa przyjechala by ta sama mafia i bys nie pisnal nawet dostalbys kulke czlowieku
Książka z takimi historyjkami mogła by być ciekawa…
zazwyczaj mialem zwyczaj jechac po autorach wpisow, ale tym razem nie moge tego zrobic, bo te wpisy o windykacji naprawde sie zajebiscie fajnie czyta i juz nie moge sie doczekac trzeciej czesci. W ogole to fajnie jak ktos pisze o czyms innym a nie tylko ciągle o pokerze.
Jack-gdybyś napisał jakąś książkę, na pewno czytałoby sie tak lekko jak Grzesiuka. A trollami vel observer i inni podobni nie warto sobie zaprzątać głowy…Pozdrawiam i czekam na więcej 🙂
Tak trzymaj Jack.
@maly – dlaczego ci się nie podoba to zdanie? Dlatego, że w ogóle będzie trzecia część, dlatego, że będzie dopiero w poniedziałek czy dlatego, że będzie to część ostatnia? :)@racjonalista – nie wiesz nawet jaki mi komplement napisałeś. Grzesiuk to jeden z moich idoli, nie jestem nawet wart stawania z nim w porównania. Bardzo ci dziękuję za takie słowa, naprawdę!@Humunicullus – oczywiście musi się znaleźć ktoś, kto będzie anty. OK, rozumiem to, mam wielu wrogów. Ale pisanie bzdetów o tym, że jestem człowiekiem niepotrafiącym poradzić sobie w niekomunistycznych czasach jak pracownik windykacji, czyli czegoś co nie istniało w czasach komuny to już szczyt debilizmu… Jak już naprawdę chcesz mi dokopać to postaraj się bardziej, wysil swój mały móżdżek i wymyśl coś co mnie zaboli…Wszystkim za miłe słowa oczywiście dziękuję!
Dobre historyjki. Pora na część 3-cią:)
Dramat. Wiekszego prymitywa niz JD – windykator trudno sobie wyobrazic. Klasyczny ograniczony czlowiek niepotrafiacy poradzic sobie w nowych nie-komunistycznych realiach. zal.ru
A zobacz co ty piszesz!!! Człowieku, ogarnij się! Nie rozumiesz, że nikt Ciebie tu nie chce? Piszesz takie pierdoły że dorosła osoba czegoś takiego by nie napisała!
proponuje bana dla pokeromaniaka ktory pisze nic nie wnoszace do tematu posty.
Dajcie mu bana.
fajne wspominki mam nadzieje ze będzie kolejna częsc. a co do observer wiele bym dał zeby on juz nic nie napisał……
a co tu jest sportowego?? sorry ?? porshe? czy bejzbolówki ?? a może bieg na orientację przez pijaka z cordoby??
Bardzo przyjemnie się czyta:)Widać ,że kiedyś pisałeś artykuły zawodowo do sportowych gazet.pozdro
Jack, masz taką specyficzną umiejętność fajnego opowiadania o różnych rzeczach, mnie trochę przypominasz stylem Grzesiuka.Pozdrawiam
“Część trzecia i ostatnia windykacyjnych wspomnień w poniedziałek. “to jedno zdanie mi się nie podoba 🙁
Observer, jesteś bardziej ograniczony niż Ci się wydaje.Twoje wypowiedzi na wszystkich forach w tym portalu tylko to obnażają.
coraz ciekawsze rzeczy na tym pokertexas mozna przeczytac 🙂
Nawet mi sie tego debilizmu nie chce komentować, bo poziom tej wypowiedzi observera już dawno sięgnął dna. Jestem już odpowiedzialny za śmierć księdza Popiełuszki, za Oświęcim, a teraz za jakiegoś bandziora… Ciekawe co dalej wymyślą miejscowe trolle? Może obarczą mnie odpowiedzialnością za ludobójstwo w Birmie albo głód w Somalii?
ojoj jaka szkoda że odstrzelili mafioza 😀
Chciałem to samo napisać, ale się powstrzymałem. Głupi, niewyżyty, prawiczek który ma do każdego pretensje że się urodził.
ale Ty jestes observer głupi
Czasy sie zmieniają Jack, może to pora aby sie jednak przyzwyczaić
Mylisz troszkę pojęcia Francis – niepewność to nie to samo co strach 🙂 W każdym razie nie byłem i nie jestem przyzwyczajony do takich sytuacji…
Hm, no właśnie Jacku – skąd ten strach? Ja co najwyżej w takiej sytuacji uśmiechałbym się pod nosem na widok takiego zagęszczenia grzecznych panów w rajstopkach – przecież to tak nierzeczywiste, że aż komiczne 🙂
ad Jack Daniels
Krótko.Materiał bardzo dobry na książkę. Opiszesz te historie w rozdziałach i jestem pewny, iż znajdziesz wydawcę. Powodzenia
@ AArtino:
Doskonale zaprezentowałeś swoje uproszczone widzenie świata. Twoje ograniczenia, twój problem. Dla wiadomości: nie trzeba być homo, żeby zwrócić uwagę na żart podszyty homofobią. Dobrej zabawy.
@Francis – ja nie mówię, że na mnie polują. Ja tylko mówię, że czułem się mocno niepewnie w windzie pełnej miłych panów w rajstopkach…@knur – może jeszcze do Ojca Dyrektora napisz? Co ma opinia o pokerzystach do tego co robiłem zawodowo? Nie masz się juz do czego przyczepić i piszesz bzdury byle tylko zabłysnąć?@barney – no może ciut przesadziłem 🙂 Ale akurat połączenia tego imienia z jego odmiennością jakoś mnie rozwaliło… 🙂
JD, te historie są genialne. Ciekawa przeszłość. Przypadek z mafią interesujący, gratuluję odwagi.Jedno małe ale – nie spodobało mi się to, że napisałeś “I jeszcze to imię ? Lucjusz. Kto go tak skrzywdził?”. W ten sposób można urazić troszkę człowieka 😛 Jak byś się czuł, gdyby Twoje imię było mało popularne i ktoś napisał “I jeszcze to imię – Rafał. Kto go tak skrzywdził”. Hę?Ale tak ogólnie to świetna robotaPS. Sytuacja z REKORDZISTĄ powaliła mnie na łopatki 🙂
Pozdrawiam.
Tak dalej JD ciekawe wpisy ostatnio na Twoim blogu 🙂
Pozdrawiam
Ciekawe historie.Czyta się jak dobrą książkę.
Boskie 🙂 A szczylo-trolami nie należy się przejmować.
@ FrancisCzyżby JD uraził cibie i twoich “podopiecznych” z “Utopii” i innych warszawskich homorajów ? których nazw niestety nie znam… Mnie takie pcozucie humoru bawi znacznie bardziej niż teksty w stylu “JD jesteś taki i owaki blabla, oddaj respiratory”Kolejna kwestia dotyczy prawdziwej ilosci unikalnych użytkowników/komentatorów powyższego bloga. Jestem pewien, że spora ilosć pisanych komentarzy przez “różne” osoby wywodzi się z tego samego adresu…można to zresztą zweryfikować.I ostatnia sprawa. Odwaga komentujących. Dlaczego nikt nie raczy podpisać się swoim nickiem, tym używanym regularnie ? Jajeczka nie wyrosły ?
@Mati i reszty nicków pisanych z jednego IP – Tego typu wpisy będą natychmiast usuwane. Po pierwsze ich treść jest poniżej jakiegokolwiek poziomu, a po drugie jak już piszesz z jednego IP to się podpisuj tak samo.
“przy kolejnych wizytach to do windy wchodziłem już z zaciśniętymi mocno pośladkami?”
Hahahaha, jaki śmieszny żart! Utrwalasz tylko idotyczny stereotyp. Wydaje ci się, że geje polują na twoje poślady, że atakują w windach nieznajomych? I co jeszcze? Gdzieś się chował, że masz takie bzdurne projekcje? Ktoś już kiedyś ci chciał krzywdę zrobić, że takie subtelne żarty rzucasz?
Po za tym – dobrze napisane.
To już wiemy ja JD załatwiasprawy.
“gość dostał śmiertelny postrzał w jednej z wrocławskich knajp. Miałem problem z głowy?”Lepiej nie cwaniakowac:D
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.