Choć Vojtech Ruzicka odpadł w Main Evencie WSOP na piątym miejscu, to był jedną z najjaśniejszych postaci w November Nine. W długim wywiadzie opowiedział o przygotowaniach, samej rozgrywce, a także zdradził ambitne plany na przyszłość.
Co po czasie powiesz o swoim wyniku? Uważasz go za sukces, czy po obiecującym przebiegu turnieju November Nine jest dla Ciebie rozczarowaniem?
Trudno nie uważać za sukces zajęcia piątego miejsca w turnieju, w którym startuje prawie siedem tysięcy ludzi. Oczywiście w końcówce pierwszego dnia turnieju, kiedy byłem chipleaderem, miałem nadzieję, że mogę wypaść nieco lepiej. Przy pięciu osobach w grze czułem wielką przewagę. Najbardziej niebezpieczni gracze byli już poza turniejem i gdy pomiędzy pierwszym i drugim dniem November Nine robiliśmy analizę, to nie widziałem szans, żeby turniej mógł zakończyć się źle.
Poza tym muszę dodać, że cały Main Event wraz z trzymiesięczną przerwą były dla mnie ogromnym doświadczeniem i wniosło to wiele do mojego życia, nie tylko pokerowego.
Jak spędziłeś czas przed November Nine?
Bardzo dobrze z niego skorzystałem. Ciężko pracowałem nad swoją grą, ewidentnie się poprawiłem i myślę, że jestem teraz silniejszy, również mentalnie. Mam nadzieję, że podobny sposób życia, na jaki byłem nastawiony przez ostatnie trzy miesiące, zdołam utrzymać dalej. Mam ogromną motywację, chcę grać w największych turniejach na świecie i pokazywać się z jak najlepszej strony.
Po pierwszym dniu November Nine ludzie wychwalali Cię pod niebiosa za shove z K5s, drugiego dnia w ten sam sposób straciłeś wszystkie żetony blefując. Kiedy odejdziemy od samego wyniku tych rozdań, czy zagrałbyś te dwie ręce tak samo? Co odgrywało wówczas główną rolę? Rywal, sytuacja przy stole, wielkości stacków, paryjumpy?
Oczywiście zagrałbym to identycznie. To K5 to standardowa ręka. Oczywiście nie chciałem skończyć dziewiąty, ale było to tak profitowe, że nie ma co mówić o innym rozegraniu. To AK będę za to wspominać do końca życia (śmiech).
Gdy analizowaliśmy to z trenerem, on był z tego w stu procentach zadowolony. Zagrałem to dobrze, patrząc na longrun było to profitowe. Max Altergott wyliczył, że pod względem equity zarabiamy na tej ręce tysiące dolarów w longrunie. Niestety, Vayo miał seta. Nie było tam wielu rąk, które mogłyby mnie sprawdzić. Miałem idealną kombinację do blefu. To było ważne, nie zagrałbym tak wszystkich rąk, ale AK bez trefli było idealne.
Nie dało się z tego blefu wycofać na turnie? Co Cię przekonało do dalszej agresji?
Gdy zagrałem na turnie, wiedziałem już, że uderzę na 90% riverów. Check-fold na flopie lub na turnie także byłby słusznym wyborem. Oczywiście myślałem o tym podczas rozdania, ale na końcu stwierdziłem, że najbardziej profitowe będzie zagranie tego po świńsku (śmiech). Oczywiście zawsze staram się po prostu grać jak najbardziej profitowo.
Co myślałeś, kiedy po pierwszym dniu chwalili Cię Negreanu z Esfandiarim, czy Alec Torelli, a Ciebie przedstawiano jako wielkiego faworyta do tytułu?
Dowiedziałem się o tym dopiero po odpadnięciu z turnieju. Częścią naszej taktyki była absolutna izolacja od otaczającego świata. 24 godziny przed startem turnieju wyłączyłem telefon i komputer, aby być w pełni skoncentrowanym, a komunikowałem się tylko z moimi trenerami. Razem spędziliśmy całe dwa dni przed startem turnieju i myślę, że to świetnie zadziałało. Później wszystkie te opinie sprawiły mi przyjemność, zawsze bardzo miło czytać o sobie miłe słowa.
Jak przygotowani byli Twoi rywale? Grali wedle oczekiwań, ktoś Cię zaskoczył lub rozczarował?
Ogólnie spodziewałem się, że będą grać lepiej. Według mnie przygotowali się do turnieju dość słabo. Qui Nguyen w ogóle się nie przygotowywał, przez trzy miesiące łowił ryby, a paradoksalnie wypadł najlepiej. Był absolutnie rozluźniony, nie bał się niczego. Ale widać po nim na pierwszy rzut oka, że nie jest profesjonalistą. Wszystko nadrobił sercem i spokojem. Z drugiej strony był Gordon Vayo, który czuł się koszmarnie, Widać było, że poza stołem cierpi fizycznie, a przede wszystkim ewidentnie zlekceważył przygotowanie mentalne.
Solidnie przerwę przepracował Kenny Hallaert. Niektórych rozdań nie zagrał optymalnie, przede wszystkim ręka w której odpadł nie była dobra. Ostatecznie grał dość loose, lecz poświęcił przygotowaniu wystarczająco dużo czasu. Miał trzech trenerów, ale jednocześnie najwięcej obowiązków ze względu na swoją pracę floormana, którą trochę zlekceważył.
Griffin Benger współpracował z Igorem Kurganowem, ale nie wiem, w jaki sposób. Cliff Josephy miał ze sobą trzech trenerów, lecz o jego przygotowaniach nie wiem nic konkretnego, w każdym razie to nie zadziałało. Podczas naszych przygotowań zakładaliśmy, że rywale będą grać dobrze. W finale okazało się, że było to nieco zbyt mocne założenie.
Czy November Nine spełniło Twoje oczekiwania? Jak bardzo wymagający był pozapokerowy program zajęć?
Ogólnie wszystko było dość swobodne, dzień przed turniejem miałem już czas na odpoczynek. Myślałem, że będą nas bardziej męczyć, ale zazwyczaj niczego od nas nie chcieli. Udzieliłem jednego dużego wywiadu, jakieś zdjęcia, klasyk.
Po odpadnięciu przyszła kolejna rozmowa, co nigdy nie jest najprzyjemniejsze, ale da się to przeżyć. Ostatecznie było to dość miłe. Do dziś nie zdarzyło mi się, żeby fani albo media sprawili mi jakąś przykrość lub trudność. Wszyscy są dla mnie mili, doceniam to. Nawet po tym blefie nikt mnie mocno nie męczył (śmiech).
Wróćmy do przygotowań. Jak zacząłeś współpracę z Maxem Altergottem? Kto Ci go polecił i z nim skontaktował? Były też inne opcje do wyboru?
Były też rozmowy z Fedorem Holzem, który ostatecznie pomagał z przygotowaniem Kenny’ego Hallaerta. Ja od początku czułem, że Max będzie lepszym wyborem, bo będzie bardziej zaangażowany, będzie tym żyć. Fedor wygrał w ciągu roku tyle pieniędzy, że ciężko byłoby mi dać mu tyle, aby ugięły się pod nim kolana. Jest już wystarczająco sławny, bardziej nie chce. Z pewnością nie byłoby w tym aż tyle wartości i intensywności.
Z Maxem skontaktowałem się przez King’s Casino. On jest wieloletnim bywalcem King’s, grał tu w wielu cashówkach, oczywiście zagrał też sporo turniejów z ich naszywką. On mieszka obecnie w USA, ale to było mniejszym problemem. Ogólnie to było świetne, wspaniałe doświadczenie. Jest bardzo oddany grze, to świetny nauczyciel, perfekcyjny gracz i fantastyczny człowiek. Polubiliśmy się i wierzę, że dalej będziemy mieli dobry kontakt.
Jak przebiegał trening? W czym konkretnie jesteś lepszy niż wcześniej?
Bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie. Pracowaliśmy kompleksowo. Można powiedzieć, że od początku zmieniłem swoją grę, a przede wszystkim sposób myślenia. Może to nie jest tak widoczne, ale ja wiem, w jaki sposób myślę i tu jest główna różnica. Oczywiście sporo rąk zagrałbym tak samo również wcześniej, lecz sam proces myślenia się zmienił.
Max był dla mnie także inspiracją jeśli chodzi o jego podejście do życia. Wyznaje zdrowy styl życia, jak wielu innych niemieckich graczy – medytuje, ćwiczy jogę, dba o ciało. Medytacji również próbowałem, nauczył mnie wielu rzeczy. Podsumowując, mogę powiedzieć – tak, to było fajne.
Drugim członkiem trenerskiego teamu był Antonin Duda. Co było jego głównym zadaniem?
Potrzebowaliśmy jeszcze jednego dobrego turniejowego. Wszystko dlatego, że to nie jest najmocniejsza strona Maxa. On przez całe życie jest graczem cash. Uczył mnie grać w pokera, ale musieliśmy to jeszcze przełożyć na turnieje.
Tonda jest najlepszy w używaniu pokerowych programów komputerowych. Muszę powiedzieć, że ani ja, ani Max nie jesteśmy zbytnio techniczni, więc Tonda pracował jako asystent techniczny. Uczył nas robić podstawowe rzeczy z komputerem, które większość ludzi już dawno umie (śmiech). Umówiliśmy się, że najlepsze będzie wynajęcie odległego serwera, który wykonywał obliczenia przez dwa dni na komputerze za milion. Wynajem był stosunkowo tani, a dzięki temu mieliśmy znacznie mniej pracy.
Duda pokazał mi także sporo innych pomocnych programów. Czasem także mnie nadzorował, z Maxem rozmawiałem przez Skype przez pół świata, a on przyjeżdżał do mnie i kazał pracować. Potrzebuję silnej ręki (śmiech).
Miałeś ze sobą wielu fanów. Jak wyglądała komunikacja z nimi? Analizowaliście grę poszczególnych rywali ze streama?
To było świetne, że pokonali ze mną taką odległość, ale z railem ostatecznie się nie komunikowałem. Byłoby to złe, nie chciałem się rozpraszać. Rozmawiałem tylko z Maxem i Tondą. Do tego z Czech pomagał nam „Horac”, który przepisywał wszystkie ręce do tekstowej wersji, abyśmy mogli to wieczorem łatwo odtworzyć, także chciałbym mu bardzo podziękować.
Max i Tonda również patrzyli na stream. Cokolwiek ważnego tam było, mówili mi o tym. Max ciągle robił notatki na temat słabych stron rywali, miał tego pełny zeszyt już po pierwszej godzinie gry. Informacji miałem pod dostatkiem. Między dwoma dniami rywalizacji także nie za bardzo odpoczywaliśmy, choć po pierwszym dniu o pokerze już nie mówiliśmy, zostawiliśmy to na rano.
Znowu miałem problemy ze snem. Nie było to na szczęście tak źle jak latem, lecz nie dałem rady przespać ośmiu godzin. Spałem tylko pięć godzin, ale także pomedytowałem. Od siódmej byłem na nogach, o ósmej spotkałem się z Maxem i od rana analizowaliśmy wszystko z dnia pierwszego, ręce, rywali…
Czy teraz zmieniłbyś coś w swoich przygotowaniach, dało się coś zrobić lepiej? Poleciłbyś następnemu czeskiemu uczestnikowi November Nine podobny plan?
Poleciłbym oczywiście Maxa. Nie wiem, czy chciałby to robić znowu, ponieważ ma małe dziecko i chwilę po finale się żenił. Ja kradłem mu trzy godziny czasu dziennie przez dwa miesiące, była to wielka ofiarność.
Zapłata za trening była stałą kwotą czy procentem z wygranej?
Nie chcę mówić o konkretach, ale zrobiliśmy to w sposób standardowy. Można zastosować którąś z tych opcji albo kombinację obu…
Skupiłeś się też na treningu mentalnym, a jeśli tak, to w czym Ci pomógł? Myślisz, że to jest często pomijana rzecz? Poleciłbyś to innym graczom?
Oczywiście, że mi to pomogło. Współpracowałem z Jirim Kastnerem, który pracuje jako trener mentalny z wieloma znanymi sportowcami. Jego klientami są między innymi reprezentanci Czech w biatlonie, a także wielu topowych menadżerów. Miałem z nim dwa długie spotkania. Rozmawiałem z nim przez telefon także dzień przed turniejem z Vegas, ponieważ zaczynałem być trochę zdenerwowany.
Czy ten trening był skoncentrowany na pokerze czy pracowaliście nad ogólnymi rzeczami?
Przygotowywał mnie na występ, do którego podchodziłem. On trenuje między innymi śpiewaczki operowe, sportowców, a w tym nie ma większej różnicy. Musisz się niejako przygotować na wielki wyczyn, którym się denerwujesz, a chcesz wystąpić jak najlepiej. Od pierwszego kontaktu mówił mi, że nie będzie z tym problemu. Był bardzo dobry.
Nie zdecydowałeś się odpoczynek i zasłużone wakacje od pokera. Siedzimy w King's Casino, gdzie grałeś cash, teraz grasz WSOP Circuit, co dalej? Masz już jakieś plany? Praga, Bahamy?
Szczerze mówiąc jeszcze nie wiem, ale nie planuję odpoczynku od pokera. Ciągle jestem w jednej trasie. Prosto ze ślubu Maxa, na który mnie zaprosił, poleciałem do Frankfurtu i przyjechałem tutaj. Nawet nie spałem i od razu poszedłem na casha Nie patrzyłem też na nadchodzący harmonogram turniejów. Oczywiście zagram WPT i EPT Praga, dalej zupełnie nie wiem. Prawdopodobnie pojadę na Aussie Millions, także na Bahamy, gdzie planuję zagrać wszystkie większe i droższe eventy.
Wyraźnie poprawiłem swoje pokerowe umiejętności i głupio byłoby z tego nie skorzystać. Byłby to błąd, gdybym rok odpoczywał i zardzewiał, chcę być racjonalny. Jestem jeszcze dość młody, na odpoczynek będę miał jeszcze dużo lat. W skrócie będę teraz grać, grać i grać… Myślę jednak, że pewnie przestanę grać online, ewentualnie zostanę przy cashówkach. Będę się koncentrować na grze na żywo.
Dzięki dealowi z King’s możemy się Ciebie spodziewać w najdroższych turniejach?
Zobaczymy. Mam z King’s super współpracę. Powinniście mnie w nich zobaczyć, a to znaczy, że będę grał przeciwko sławnym graczom. Sam chcę udowodnić sobie, że potrafię ograć tych najlepszych…
Źródło: http://www.pokerzive.cz/zpravodajstvi/novinky/vojtech-ruzicka-o-november-nine-nejziskovejsi-to-bylo-zahrat-takhle-prasacky/