Reggae in the desert

37

Witam po dłuższej przerwie,

Od poprzedniego wpisu nie powodziło mi się jakoś rewelalcyjnie, więc postanowiłem sobie zrobić dwa dni relaksu. Dlatego też od ostatniego wpisu minął już prawie tydzień. Teraz mam większą ochotę coś napisać, więc i większą przyjemność będziecie mieć z czytania, ale możliwe, że aż za dużo się działo i nie dokończę wszystkiego w tym wpisie.

Ostatni wpis wrzuciłem we wtorek wieczorem. Byłem już później trochę zmęczony tym całym bieganiem i szukaniem miejsca gdzie będę miał bezproblemowe połączenie z internetem. Dopiero koło 20 byłem wolny i poszedłem grać. Posiedziałem do północy, nie szło mi zbyt rewelacyjnie i skończyłem na minus 175$.

Następnego dnia stwierdziłem, że przetestuję turniej w Golden Nugget w „deuce to seven triple draw”. Myślałem, że „Super System” Doyla Brunsona plus dosyć skromne doświadczenie w          8 game online są wystarczające. Pomyliłem się jednak i okazało się, że nie było przy moim stole graczy, którzy trafili do tej gry przypadkiem i wyglądało na to, że prawie wszyscy wiedzieli co w trawie piszczy. Jednakże po jakimś czasie zacząłem zauważać zagrania, które na pewno były słabe. Koniec końców trochę się sfrustrowałem i bezsensownie straciłem sporą część żetonów w jednym rozdaniu, a później już nie udało się tego odrobić. Wyciągnąłem jednak po tym turnieju ciekawe wnioski. Bo prawdopodobnie ci gracze wcale nie byli dobrzy: co dało się zauważyć po bardzo głupich zagraniach, w niektórych momentach, ale po prostu ja byłem słaby w tę grę. Tak jak w niedziele grałem w turnieju pl omahy hi/lo i pomimo, że gracze zgodnie twierdzili, że to najbardziej tight table przy którym kiedykolwiek grali, to czułem się pewnie i z mojej perspektywy wszyscy grali jak kompletni dawcy. Po prostu w pl omaha hi/lo mam już dużo wyrobionych standardów i nie muszę zbyt długo analizować konkretnych zagrań, żeby wiedzieć czy są dobre czy złe. W „deuce to seven” siedziałem przy stole i byłem zaskoczony poziomem gry przeciwników i dosyć agresywną grą. Jakże inaczej teraz patrze na ten cytat: „Jeśli po dwudziestu minutach gry przy stole nie możesz namierzyć frajera, to znaczy, że ty nim jesteś” :).

Dosyć szybko odpadłem, więc postanowiłem ten fakt wykorzystać i wreszcie pójść do stratosphery na siłownie. Całkiem nieźle wyposażona. Jakieś siedmioro ćwiczących. Bardzo dobrze mi to zrobiło. Niestety nie ćwiczyłem już od jakichś dwóch tygodni, więc porównywalny zestaw ćwiczeń trochę mnie wykończył. Wydawało mi się jednak, że dobrze się czuję i poszedłem do Venetiana na cashówki.

Grało mi się całkiem nieźle. Pomimo posuchy w kartach udawało mi się murować i nawet byłem na małym plusie. Nagle ktoś przyszedł i zapytał czy są chętni do otworzenia 1-2 pl omahy hi/lo. Oczywiście wyraziłem swoje zainteresowanie, koleś przeszedł się po wszystkich stołach limit omahy hi/lo i nagle znalazło się dziesięciu chętnych. Ucieszony, że będę mógł wreszcie pograć moją grę, poleciałem zcashować żetony i dosiadłem się do nowego stołu. Trochę mi się nie spodobało jak się dowiedziałem, że Buy in jest od 200-1000$, a jeszcze mniej spodobało mi się, gdy okazało się, że to stawki 1-2 i bring in 5$ i standard raise prefop wynosi 15$, więc w praktyce było to pl500. Miałem poważną zagwozdkę, bo bardzo miałem ochotę pograć w tę grę, ale z drugiej strony ze stackiem 200$ nia mógłbym się za bardzo wykazać i musiałbym się murować, a jeśli bym się podwoił czy potroił to nie czułbym się komfortowo mając tyle kasy na stole i mógłbym podejmować przez to złe decyzje. Decyzję o odejściu od stołu podjąłem już po drugim rozdaniu jak dwóch graczy zallinowało się na flopie przy użyciu trzech magicznych słów: pot, pot, call. Podziękowałem za grę, przeprosiłem za zamieszanie i przeniosłem się z powrotem do stołu w limicie. Byłem jednak trochę rozczarowany, z powodu marchewki, którą mi właśnie zabrano z przed nosa i w dodatku, byłem przekonany, że zgubiłem gdzieś 100$. Przeszukiwałem kieszenie, portfel, próbowałem przypomnieć sobie ile zcashowałem, ile miałem w portfelu i jakoś strasznie mnie to zajmowało, choć oczywiście teraz nie rozumiem dlaczego to było dla mnie takie ważne, nie mówiąc już o tym, że pewnie wcale nic nie zgubiłem :).

Skończyło się to tak, że dwa razy niezbyt standardowo sprawdziłem prefop z kartami z którymi nigdy tego nie robię: np dołożenie z SB z A996 suited, które złapało seta na flopie i przegrało do seta Asów na turnie. Statystycznie nie traci się dużo na takim sprawdzeniu, ale akurat tu mnie los surowo ukarał i to rozdanie plus jeszcze jedno inne sprawiło, że z małego plusa skończyłem na -175$ (albo na – 75$ jeśli faktycznie zgubiłem tę setkę ;).

Taki za to koncert odbywał się w barze obok poker roomu:

Następnego dnia czekał mnie kolejny turniej w pl omaha hi/lo. Zaczął się dosyć kiepsko bo straciłem prawie połowę żetonów. W tej grze łatwiej mi jednak jest zachować cierpliwość, gdy powtarzam sobie, że nie ma co się spieszyć, bo gracze są słabi i mi wypłacą jak wreszcie dostanę dobre karty. Po paru godzinach gry udało mi się uzbierać całkiem pokaźny stack. Na przerwę obiadową koło 18:30 (turniej zaczął się o 12) schodziłem mając 55000 żetonów, przy średnim stacku w okolicach 30. Po prostu rządziłem przy tym stole. Śmieszne było rozdanie jak po paru limperach, zagrałem pot z dużego blinda z AJ26 s i po dwóch graczach, którzy sprawdzili (miałem nadzieję na wygraną przed flopem) i flopie K45 postanowiłem zapocić, była to dla nich decyzja all in albo fold. Pierwszy gracz spasował, a drugi mający nieco mniej niż było w puli (a przy okazji moim zdaniem najbardziej ogarniający gracz w turnieju) po długim namyśle spasował A2. Nie rozumiem jak mógł sprawdzić tak duże zagranie przed flopem, trafić całkiem nieźle i później spasować. W tej sytuacji jakiekolwiek A2 koniecznie muszą sprawdzić.

Postanowiłem odegrać aktorkę i w tonie lekkiego niezadowolenia powiedziałem mu, że nie powinien był pasować tej ręki, że nawet jakbym miał AA2 to call marginalny, ale opłacalny. Chciałem dowiedzieć się jaki był jego tok myślenia i jakiego miał kickera (czy może nawet nie spasował AQ. Nie udało mi się dowiedzieć jakie były jego pozostałe karty, ale na pewno utwierdziłem go w przekonaniu, że miałem monstera i jego pas był bardzo dobry.

Niestety przyszło rozdanie, chyba przy blindach 800/1600 w którym dostałem A349s na buttonie i po dwóch limperach postanowiłem także tylko sprawdzić. SB dołożył, BB zaczekał. Flop spadł J92 z jednym karem (miałem A3karo), całkiem niezły do blefu, bo w razie czego mam całą masę kart na turnie przy których będę mógł wypłoszyć przeciwnika. Wszyscy do mnie zaczekali i zagrałem za jakieś 3000. Sprawdził tylko BB. Na turnie spadła wymarzona 5 karo dająca mi monster drawa (nutsowy draw do koloru, wrapa do strita i oczywiście draw do lo), już się szykowałem do powiedzenia pot, kiedy ku mojemu zaskoczeniu zrobił to przeciwnik. Było to zagranie za jakieś 15000, miał łącznie z 25000, więc postanowiłem postawić go na all inie. Gdybym nie miał tej dziewiątki to mógłbym tylko sprawdzić i spokojnie spasować jeślibym nie trafił nic na river. Tutaj jednak bet przeciwnika dał mi pewność, że ma także draw do koloru, więc para 9 mogła być nawet wystarczająca i głupio by było gdyby na river spadł blank, a przeciwnik wyblefowałby mnie z puli betem w wysokości 10000. Zagrałem więc all in, a przeciwnik pokazał J874 z drawem do koloru i oczywiście niefortunną dla mnie parą waletów. Sprawdziłem teraz w kalkulatorze i była to sytuacja 49% dla mnie i 51% dla przeciwnika, ale nawet jakby miał trójkę waletów to podobnie by się to prezentowało. River nic nie zmienił i spadłem z jakichś 50 do 20000. Nadal było trochę miejsca na grę.

Kiedy byłem na BB gracz z BTN (ten, który był najbardziej ogarniający) zagrał za pot, a ja zobaczyłem u siebie KK24s. Normalnie nie jest to może jakaś super ręka, ale dobra przy allinach preflop no i zwłaszcza w sytuacji gdy na BTN jest niezły gracz z małym stackiem. Popatrzyłem na jego, stack, miał jakieś 12000 i postawiłem go na all inie. Od razu zrobiło mu się smutno (oczywiście ku mojej radości), ale musiał już sprawdzić. Odsłonił najlepsze dla mnie 2345 suited, ale moje kiery na królu dominowały jego na czwórce. Było to 60% dla mnie i 40% dla przeciwnika. Niestety udało mu się trafić strita i spadłem do jakichś 8000. Kiedy byłem na buttonie i wszyscy do mnie spasowali popatrzyłem tylko na 3 karty K35 i zagrałem pot, w tej grze właściwie dowolne karty nie zawierające tripsa mają przynajmniej 30% przeciwko nawet najsilniejszym kartom. Dlatego kiedy ma się mało żetonów to można właściwie pushować z any four. Jeśli doliczyć podziały pul, gdy jedna osoba ma lo,a druga hi, to gdy zagraliśmy ze śmieciową ręką i zostajemy sprawdzeni to nadal mamy koło 50% szans na zostanie w turnieju. Niestety murkowaty pan na BB otrzymał AAQ9 off suit i tonem jakby miał najlepszą kartę świata zadeklarował: pot. Pewnie nawet nie wiedział, że moje K358 suited jest niewielkim faworytem. Flop w postaci AA9 i turn z damą pozbawiły mnie jednak nadziei i pożegnałem się z turniejem. Było już dosyć późno, więc chyba już nic ciekawego później nie robiłem.

Byłem trochę przybity odpadnięciem z tego turnieju i zdałem sobie sprawę, że od ponad tygodnia gram po jakieś 8 godzin dziennie i przydałby mi się odpoczynek. Postanowiłem zagrać jeszcze turniej 8 game w piątek, a w sobotę i niedzielę zrobić sobie wolne od pokera.

Tak się szczęśliwie złożyło, że czekając na autobus poznałem wesołego człowieka, który zaprosił mnie na festival „reggae in the desert” w sobotę, a chyba ciężko o lepszy pomysł na relaks

i odstresowanie niż koncert reggae

Jeżeli chodzi o turniej to bardzo fajne mi się grało, ale mój stack ciągle się mieścił w okolicach startowego. Odpadłem przy blindach 400-800, gdy akurat zmienili grę na pl omahę. Tutaj poziom graczy był bardzo przyjemny i nawet w „deuce to seven triple draw” serce przepełniało mi się radością, gdy widziałem gracza sprawdzającego 3bet preflop i wymieniającego 3 karty. Przy okazji gracz ten nie ogarniał dobrze chyba żadnej gry, a był chip leaderem przy naszym stole :). Dało mi to do myślenia i stwierdziłem, że w turniejach w limicie może mi być ciężko o dobre wyniki, bo jest dużo mniej okazji do czytania przeciwników, takich jak sprawdzanie blefów czy blefowanie w odpowiednim momencie. Dlatego myślę, że ROI które mogę mieć jest na pewno niższe, przez co i wariancja większa. Stwierdziłem po tym, że nie będę już grał turniejów w limicie.

Było jeszcze dosyć wcześnie i odezwałem się do tego Niemca Jana, czy jest jeszcze w mieście . Miałem tylko miała, więc wysłałem mu numer telefonu żeby pisał i postanowiłem pojechać do Rio zerknąć co się dzieje przy world series of poker. Poza tym przed wyjazdem wymieniłem się mailami z graczami z forum two plus two, z działu omahy hi/lo i jeden z nich napisał, że jak coś to jest na cashówkach w rio.

Zatrzymałem się na chwile przy bramie do mekki wszystkich pokerzystów. Pomyślałem, że fajnie będzie tu znowu przyjść za parę dni, już jako gracz.

Same kasyno Rio jest olbrzymie i dosyć sporo czasu zajęło mi odnalezienie sali konferencyjnej w której odbywa się world series.

W końcu do niej trafiłem i byłem naprawdę pod wrażeniem rozmiarów, gdzieś w oddali na scenie mieścił się stół telewizyjny z rozgrywanym właśnie stołem finałowym któregoś eventu.

Pokręciłem się tam trochę. Udało mi się znaleźć tego kolesia z two plus two (Jason), ale akurat dosiadał się do stołu 5 kartowej omahy hi/lo, na stawkach 1/2/5, czyli tak samo jak w Venetianie) i nie za bardzo był zainteresowany wychodzeniem na miasto. Jakież było moje zdziwienie gdy okazało się, że w tej gigantycznej hali tylko na stole finałowym rozgrywany jest turniej, a cała reszta to cash games. Turnieje WSOP rozgrywane są w sali obok. Nieco mniejszej, ale nadal robiącej wrażenie. Jak tylko wszedłem przy jednym stole rzucił się w oczy Marcel Luske, przy drugim Humberto Brenes.

Szedłem sobie pomiędzy stolikami, a tu ktoś do mnie macha. Był to starszy pan z turniejów w Golden Nugget, grający właśnie w Evencie dla seniorów (stąd pewnie Humberto i Marcel :). Po chwili zadzwonił do mnie Jan i resztę nocy szwendaliśmy się gdzieś w okolicach stripu.

Jan jest pokerzystą z Niemiec i siedzi tu już trzy miesiące, a wyjeżdża tylko dlatego, że mu się kończy dozwolony czas pobytu. Grał w nl holdem na dosyć niskich stawkach, ale wystarczyło mu to, żeby opłacić pobyt. W tygodniu mieszkał w hotelach, a w weekendy, ze względu na wysokie ceny przenosił się do hosteli: tam go zresztą poznałem. Dużo się dzieje w okolicach stripu. Szczególnie w weekendy. Na każdym kroku można trafić na jakiś performance: a tu ktoś tańczy, a tu ktoś gra na gitarze, jakieś sztuczki magiczne, striptizerki w oknach i masa tego typu rzeczy.

Najbardziej rozbawiła mnie jednak myszka miki i bez najmniejszych wyrzutów sumienia podziękowałem dolarem za możliwość zrobienia zdjęcia.

Zahaczyliśmy też o fontanny w Bellagio.

To jest tylko fragment, ale jeśli Wam się podoba to pewnie da się znaleźć dłuższe w lepszej jakości na Youtbe.

Do domu wróciłem koło 3.

Następnego dnia poodpoczywałem na basenie i koło 18 pojechałem na ten festiwal reggae. Bilet 30$. Masa ludzi, a powietrze przesycone jointami i pozytywnym nastrojem. Ciężko było z jakimś jedzeniem bo kolejki olbrzymie, ale akurat do namiotu z jedzeniem Wegańskim dużo chętnych nie było, więc postanowiłem przetestować. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczyli, bo wyglądało nieźle, a smakowało wyśmienicie.

Fajna atmosfera zapanowała po zmierzchu, gdy pod sceną zrobiło się nieco tłoczniej i występował zespół Third World, a na koniec Ky-Mani Marley.

Festiwal się zakończył przed 12, a ja udałem się na przystanek autobusowy. Zabawnie się złożyło bo spotkałem tam kolesia, którego kiedyś poznałem na innym przystanku (pytał się czy lubię takie zegarki jak ten który noszę, bo jak coś to może mi załatwić), za drugim razem spotkałem go jak kręcił się po Stratospherze. Bardzo zabawny z niego koleś i za każdym razem woła za mną hey! Poker player!. Teraz akurat wracał z dziewczyną z zakupów (poznał ją dwa dni wcześniej) i mieli w planach iść do jakiegoś klubu. Zapytał czy nie pójdę z nimi: jasne, czemu nie :).

Nie jestem pewien ale koleś jest takim cwaniaczkiem z Vegas, chyba zajmuje się paserką, albo po prostu taniej kupuje i drożej sprzedaje ;). Na pewno nie jest typem dresiarza, który szuka okazji żeby komuś przywalić, lecz bardziej lekkoducha, który lubi niezobowiązujące życie. Autobus coś nie przyjeżdżał (jak to często w Vegas bywa) i postanowiliśmy pójść na piechotę. David zabrał nas drogą na skróty przez tory. Oups, zazwyczaj ten pociąg tu nie stoi :). Na szczęście drzwi do jednego przedziału były otwarte, a na schodach siedziała jakaś dziewczyna (na oko 13-14 letnia) bardzo zdziwiona naszym widokiem. Nie wiem co tam robiła, nie wiem dlaczego ten pociąg tam stał, ale poszliśmy dalej. Tu nie było łatwiej bo okazało się, że drogę blokuje nam jeszcze siatka. Udało się ją pokonać. David chciał iść tędy:

ale tylko jemu podobał się ten pomysł. Znaleźliśmy się przy freemont street i skoczyliśmy do klubu z grami video („insert coin”). Masa starych automatów do gier, plus nowych różnorakich konsol. Ludzie sobie siedzą i grają, ale oczywiście jest też pełen parkiet i można potańczyć. Dużo więcej ciekawego się tej nocy nie wydarzyło, wróciłem koło trzeciej do hotelu i poszedłem spać.

Dzisiaj (moja niedziela) spędzam czas na odpoczynku i pewnie już parę godzin piszę tego bloga :). Za chwilę wracam do Stratosphery i lecę na siłownie, coby jutro w pełni sił powalczyć znowu na cashówkach w Venetianie.

Pozdrawiam

Loczek

Poprzedni artykułWSOP Player of the Year – Phil Ivey na czele
Następny artykułFrustracja Mike’a Matusowa

37 KOMENTARZE

  1. przepraszam wszystkich za brak obiecanego wpisu, ale wczoraj po raz pierwszy od trzech tygodni mialem mozliwosc posiedzenia z Polakami i uznalem to za fajny relaks przed dzisiejszym wsopem. Za pare minut zaczyna sie turniej 1500$ pl omaha hi/lo. Siedze juz przy stole. Nie mam twittera, ale postaram sie tu wrzucac co jakis czas jakiegos newsa. Wszyscy jeszcze nie przyszli, ale na razie stol wyglada na dobry. Z tego co wiem to Rado tez dzisiaj powinien grac, ale nie byl tam gdzie sie umowilismy i nie moge sie do niego dodzwonic. Trzymajcie kciuki bo za chwile bedzie shuffle up and deal 🙂

    • szczególnie dużo ciekawych rzeczy się nie działo, więc i nie miałem za bardzo pomysłu o czym napisać. Za jakieś 6-7 godzin wrzucę nowy wpis 🙂

  2. Słowa uznania dla Autora bloga, naprawdę fantastyczna sprawa. Czyta się rewelacyjnie. Myślę, że najlepszy blog pokerowy w tym momencie u nas na scenie – pozdrawiam serdecznie. KEP GOING MAN !!!

  3. warsaw pisze:w zadnym z kasyn w vegas nie widzialem gier nizszych niz 200NL (najczesciej 200-500-1000). byc moze w jakichs malutkich kasynach sa wyzsze gry

    w excaliburze sa nl100 🙂

  4. LoCheck jakbys mogl to napisz ile zaplaciles za przelot w dwie strony, ile ogolnie ten wyjazd Cie kosztowal, czy miales duze problemy ze zdobyciem wizy.

  5. siema, napisales ze niemiec utrzymywal sie na wyjezdzie grajac nisko, czyli pewnie 100 i 200 nl tak? zastanawiam sie jaka jest najnizsza rozsadna granica rolla z ktorym mozna wybrac sie na taki trip.

    • w zadnym z kasyn w vegas nie widzialem gier nizszych niz 200NL (najczesciej 200-500-1000). byc moze w jakichs malutkich kasynach sa wyzsze gry

    • dzieki za odpowiedz, 1/1 graja tylko w kasynie bills, reszta fakt minimum 200tki. trzeba bedzie przestac wyplacac kase na jakis czas:] pzdr

  6. Czas na swoją reklamę, grałem z Loczkiem kiedyś;) Nawet mu pewnie jakiegoś suckouta sprzedałem, a Wy tutaj jedynie znacie go z bloga. Bez odbioru

  7. Od 3 dni zaglądałem na stronę tylko zobaczyć czy Loczek dodał już nowy post na blogu 😛 Świetnie piszesz.

    • Haha mam to samo ! 🙂 Pamiętam jak 2-3 lata temu genialnie czytało się podobne wpisy ze światowych pokerowo-imprezowo-golfowych wypadów Warsawa, Soprano i spółki z youngturks :).

    • No tak, ale coś mi świata że pisywał też na YT a może zdawało mi się tak dlatego że Ty i Woy pisaliście a Soprano jeździł zazwyczaj razem z wami. Co się właściwie stało z tą stronką, tam był klimat :).

  8. fajny wpis, pisz czesciej! 🙂

    ps. polecam rollercoastera w hotelu New York New York 🙂

    A w twojej stratospherze tez ci przysluguja zabawy na szczycie wiezy (spadek bezwlasnosciowy plus taka 'hustawka’ 300metrow nad ziemia, i to albo za darmo albo ze spora znizka.

  9. Najlepsze w tym blogu jest to, że świetnie się go czyta i jeszcze dobrze nie zdążyłem zapomnieć o poprzednim wpisie a już autor zamieszcza kolejny, zaczynając słowami „witam po dłuższej przerwie” 😀

  10. Okej, teraz już jestem. Według mnie najlepszy obecnie blog na PT! Często aktualizowany, z fajnymi zdjęciami i filmami, no i przede wszystkim świetnie pisany. Podziwiam, zazdroszczę i czekam na kolejne wpisy:)

  11. Blog jest zajebisty! Swoją drogą widać, że to inna mentalność, u nas ludzie jak siedzą na przystanku to nikt się do nikogo nie odzywa. Nie wiem tylko dlaczego blog się nie wyświetla ze wszystkimi innymi odcinkami i natknąłem się na niego sprawdzając komentarze do startego wpisu?

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.