Raz na wozie, raz pod wozem

6

Przez eliminacje jak zwykle nie mogłem przebrnąć bez stresu. Po dwóch rundach byłem dopiero jedenasty i musiałem się mocno napocić, żeby wejść do finałowej ósemki. W trzeciej serii wziąłem się jednak za siebie i 208 punktów dało mi spokojny awans z czwartej pozycji. Ostatnimi czasy stało się już tradycją, że finał rozpoczynałem słabo. Tym razem też nie było rewelacyjnie, ale 153 punkty dały mi remis w pojedynku z Łukaszem i… drugie miejsce po pierwszym starciu. Chłopaki rzucający rotacyjnie kompletnie nie radzili sobie ze smarowaniem, dlatego poczułem szansę, że można coś ugrać. Wszyscy sobie nie radzili oprócz Waltera. Cały czas rzucał pod 200 i jego dogonienie wydawało mi się niemożliwe. Do bezpośredniego starcia…

Przed nim traciłem do lidera już prawie 100 punktów, a zostawało trzy gry do końca. Podchodzę do rzutu ? strike. No ok, dobry początek ? myślę. Podchodzę do kolejnego rzutu ? strike. Też w sumie normalne ? myślę. Kolejny ? strike i mamy już ?indyka? (dla niewtajemniczonych ? trzy zbicia wszystkich kręgli za pierwszym rzutem pod rząd). Potem kolejne trzy strike'i i pomyślałem, że rekord musi paść. Spare (zbicie kręgli w dwóch rzutach), strike, strike i została ostatnia kolejka. Tu niestety rzut mi nie wyszedł, zbiłem zaledwie siedem kręgli, a potem dobiłem tylko jeden, więc nie wyśrubowałem wyniku na tyle ile mogłem. Ale jest się z czego poprawiać. Dla znawców podaję zapis rekordowego wyniku: x x x x x x 9/ x x 71. Generalnie ? ship it!

Grając i wygrywając pojedynek z Walterem odrobiłem niemal wszystkie straty i dwa pojedynki przed końcem wszystko było możliwe. No ale Włoch był poza zasięgiem. Rzuciłem 204 w następnej grze, a Walter ? 234. Pogodziłem się więc z drugim miejscem. W tym miejscu chcę podziękować wszystkim, którzy dali mi rady odnośnie kupna i nawiertu kul. Jak już zdecyduję się na własny sprzęt, na pewno się z Wami skontaktuję, żebyście już pomogli mi na żywym organizmie. Póki co, inne problemy na głowie…

?POKEROWY TERRORYSTA?

Przez trzy tygodnie wygrywania (z małymi wyjątkami) i terroryzowania rywali na sit'n'go'owych grach, przydomek ze śródtytułu brzmiał zabawnie. Oooo, ile śmiechu było z tego powodu. Taaaak… S'n'g 13-dolarowe kończyłem z ładnym profitem. A mając już odpowiedniego bankrolla zacząłem atakować 26$. Lekki dół, górka, dołek, góra ? nie wyglądało to źle, bo mimo wszystko szło do przodu. Aż nagle stało się…

Początkowo miałem urządzić sobie ?gorzkie żale? i się wypróżnić z tego wszystkiego co mnie spotykało, ale stwierdziłem, że robienie z siebie ofiary mija się z celem. Zacytuję tylko Larego, który uczy mnie lepszej gry w sitach: ?To jest nierealne!?. Grając kolejne sesje, co trzy minuty wrzucałem rozdania, w których wkładałem żetony z lepszą ręką, a przegrywałem. Oprócz standardowych coin flipów czy 60-40%, łamali mi każdą parę (trafione sety przegrywały z runner-runner kolorami czy stritami, czy nawet z karetami). Taka kreska w dół bez scashowanych turniejów to jakaś masakra. NIEREALNE! Przegrywałem, zszedłem niżej i dalej w ryyyyj! Czeka mnie więc żmudna praca, żeby odrobić straty.

Na szczęście w turniejach na żywo cały czas ładnie. W poprzednim wpisie pisałem, że idę na turniej i chciałbym go wygrać. I co? Wygrałem! W generalce ligi jestem drugi, walczę więc już nie tylko o TOP8 i mastersa, ale także o wygraną w edycji. W minioną środę wystartował w Lublinie już kolejny cykl turniejów, tym razem High Stakes (licząc Lubelską Ligę Pokera, dwa dni z ligą Tobetu oraz turniejami w Cherry, to jest to piąta oferta turniejowej gry w naszym mieście ? chyba nigdzie nie ma tylu lig! ? nawet Turbo DymoMan nie jest w stanie nas zawstydzić). Co prawda nie udało mi się wygrać, ale drugie miejsce także było opłacone. Brawa dla Wesołego za turniej i za udany rewanż w HU ligi Tobetowej.

THE END

Nie, nie, to nie będzie koniec przygody z pokerem czy czymkolwiek innym. Po prostu mocno tiltując szukałem jakiejś muzyki, żeby sobie poprawić humor i gdy w tv pojawił się trzeci singiel promujący nową płytę Black Eyed Peas, postanowiłem po nią sięgnąć. ?Boom boom pow? już wcześniej rozgrzewał moje kolumny, nie zawiodłem się także na płycie. Elektronikę lubiłem od dawna, a połączenie hip hopu z rewelacyjnym głosem Fergie musiał urodzić perełkę. Dla mnie The Energy Never Dies (czyli The E.N.D.) to rewelacyjna płyta. A utworze ?Alive? ścieżka melodyjna jakby zbliżona do utworów Daft Punk z płyty Discovery (I like!), w ?Missing You? Fergie wymiata. Śmieszny jest kawałek ?Party all the time?, tzn słowa: ?If we could party all night, and sleep all day, and throw all of my problems away, my life would be eqaaasy?. Życiowe?:> Osobiście wpadł mi w ucho również utwór ?Rockin' to beat?, a dla tych, których jeszcze nie zachęciłem do tej płyty, mamy kawałek… ?Showdown?.

No to na koniec trzeci singiel z płyty The E.N.D. ? ?Meet me halfway?.

Poprzedni artykułGwiazdy walczyły o EPT Warszawa
Następny artykułPokerStars.com EPT Warszawa 2009 – Dzień 1A

6 KOMENTARZE

  1. o gustach sie nie dyskutuje.. do mnie mimo wszystko bardziej przemawiaja kawalki z fergie:] ale to tez pokazuje, ze kapela caly czas sie rozwija, skoro swoimi kawalkami trafia do coraz szerszego grona odbiorcow.. ciekaw jestem takze nowej plyty agnieszki chylinskiej.. nowy singiel pokazuje, ze bedzie to cos wyjatkowego, cos czego nikt nie bylby w stanie przypisac bylej wokalistce ona..

  2. moim zdaniem tak, robili kiedyś świetne kawałki (choćby pierwsze z brzegu “Joints & Jam” czy “Weekends”) i popłyneli tworzenia radiowej pop-papki…

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.